Next day obudziłam i się ubrałam. Zeszłam do kuchni na śniadanko. Ujrzałam tam Krzyska który coś miszoł i miszoł w garnku.
- Co ty tak miszosz? - zapytałam.
- Wiesz... Muszę już gotować obiadek. - odparł.
- Aha. - rzekłam. Zrobiłam sobie jakieś kanapki i je szybko pochłonęłam. - Jagby co to będę w salonie. - Ruszyłam do wymienionego wześniej pomieszczenia i zaczęłam oglądać jakiś denny serial który jakoś mi nie podszedł.
- Ałłłła! - krzyknął nagle z kuchni Krzysiek trzymając się za palec. Pewnie znów sobie coś zrobił - norma.
- Co się stało? - zapytałam.
- No przeciąłem się.
- Jezu, Krzysiek, czy ty umiesz zrobić coś tak żeby nic SOBIE nie zrobić? Gdzie masz apteczkę?
- Dziękuję że najpierw mówisz mi jakieś obraźliwe słowo a później dopiero się o mnie martwisz. Foch!
- Zrobić tak żeby nie bolało? Czy wolisz stracić 2 litry krwi?
- No dobra, zrób tak żeby nie bolało. Tylko nie dużo. - powiedział a ja nalałam mu na palca trochę, no właśnie trochę,bo tak chciał i nie chciał więcej, a
ja to bym mogła mu nawet całą buteleczkę wylać na palucha. Wiem wiem wstręciuch ze mnie =]
- Poradzisz sobie?
- Nie mów do mnie jak do 10-latka! - zrobił obrażoną minę. - Dlaczego tak do mnie mówisz?
- No, właśnie z tego powodu. - powiedziałam.
- No dam sobie radę, dam radę. - mruknął biorąc nóż do ręki.
- Gdyby jagby coś to jestem w salonie. Jak coś to wołaj.
- Twa pomoc nie będzie mi potrzebna gdyż iż ależ bo umiem się posługiwać przyrządami zamieszczonymi w pomieszczeniu zwanym kuchnią.
- Jak sądzisz. - odparłam.P
- Tak sądzę. - powiedział i już się nie odzywał. Normalnie szoking. Przecież on się nigdy nie zamyka. No okej... Zaczęłam przeskakiwać z powrotem kanały gdy coś nagle na mnie wylądowało. Myślałam że to pająk węic zerwałam się z kanapy i zaczęłam skakać gdyż mam wielką opsesję na punkcie tych stworzeń. Nagle usłyszałam głośny śmiech Krzyśka.
- No i z czego się tak śmiejesz? - zapytałam.
- Z ciebie. Myślałam że dałem ci na głowę jakiegoś krwiożerczego pająka który cię pożre jednym kęsem?
- No. A co mi dałeś na włosy?
- Mąkę.
- Ej! Wredniuch i wstręciuch z ciebie. - zaczęłam głaskać włosy by strzepnąć mąkę z włosów. - Dostaniesz za swoje. - poszłam do kuchni i wzięłam garść produktu. Podeszłam do niego i wrzuciłam mu mąkę za koszulkę oraz trochę na głowę.
- Ej! Tak nie można!
- Jasne że nie można. W twoim świecie. W moim świecie wszystko można oprócz robienia coś mnie.
- Masz bardzo chamski świat.
- Wiem sama go stworzyłam. W twoim świecie można robić wszystko mi, i to jest bardzo nie ładnie.
- Phi, ta jasne.
- No tak jasne.
- Nieważne no nie ważne.
- Bitwa na mąkę? - zapytał.
- No nie wie... - nie dokończyłam gdyż kolejna porcja produktu wylądowała na mojej koszulce.
- Osz ty! - krzyknęłam i wzięłam trochę by go ukarać. Rzuciłam w niego mąką lecz wylądowała na podłodze.
- Nie masz refleksu.
- I kto to mówi! - krzyknęłam i rzuciłam w jego koszulkę. I tak oto toczyła się bitwa na mąkę. Przez cały czas się śmialiśmy i wygłupialiśmy.
- Jestem cała brudna z mąki.
- No ja też.
- Idę się przebrać.
- No ja też. Dobrze że mój syn tego nie widzi.
- Bo wyglądasz jak śnieżny bałwan? - zapytałam.
- No może i z tego powodu.
- Która to już godzina?
- 13:10 - odparł.
- Czy mi się wydaj czy...
- Sebastian i Domi teraz kończą szkołę...
- O nie! - krzyknęliśmy razem. - Zapomniałemam!
- A Iwona?
- 13:35 O nie!
- Ty idź się przebież może ja tu trochę ogarnę, później ja pójdę się przebrać i ty tu trochę ogarniesz. - powiedział na co ja przytaknęłam. Poszłam na górę i wybrałam jakieś ciuchy by się przebrać. No nie powiem, ale właśnie wymyśliliśmy nową bitwę. Moje ubrania wyglądały tragicznie, całe były białe jagby ktoś na nie wysypał śnieg. Moja twarz i inne części ciała nie były ( aż dziwne )takie białe, więc nie potrzebowałam prysznica. Ubrałam się i zeszłam na dół. Zamieniłam się z bratem rolami i tym razem on poszedł się przebrać i ja musiałam dokończyć sprzątanie. Matko ile tego było! Ale jakoś razem szybko to ogarnęliśmy i po 15 minutach kuchnia lśniła czystością. Przynajmniej z naszej perspektywy.
- Krzysiek jeszcze tutaj nie sprzątnęliśmy! - krzyknęłam wskazując na podłogę po zlewem i szafką. W tej chwili do domu weszła Iwona z Sebastianem i Dominiką. Oboje się wyszczerzyliśmy i na nich patrzyliśmy. Iwona się do nas uśmiechnęła i przywitała się, lecz my dalej tak staliśmy w bezruchu.
- Czy coś się stało? - zapytała po chwili patrzenia na nasze minki.
- Nie skądże. - odpowiedział Krzychu nie otwierając nawet buzi. Spojrzała na nas podejrzliwie po czym weszła do kuchni. Zaczęła otwierać szafki i w nich grzebać.
- Nóż jest, obrus czysty, wszystko całe, w koszu nie ma szkła... - mruczała pod nosem a my staliśmy dalej w bezruchu. - Hmmm, czyli nic się tu nie działo przez moją nieobecność? - spytała.
- Nie, skądże. - odparłam.
- No dobrze. Może przestańcie się tak szczerzyć bo was potem zęby będą boleć, co?
- Okej. - powiedzieliśmy i poszliśmy do salonu. Udało nam się!
- No ale bez przesady, przecież tam prawie nic nie było... - mruknęłam.
- Oj uwierz mi że było....
- Co znowu zrobiłeś za moimi plecami?
- No bo... Zamiotłem mąkę pod wszystkie szafki, zawsze tak robię, i Iwona bardzo się za to wkurza i potem mam za to przechlapane...
- Jaki głupek nie wie że mąki nie zamiata się pod szafki? Przecież to każdy wie.
- No chyba nie każdy głupek o tym wie.
- Z resztą ja też bym się wkurzyła gdyby ktoś mi śmieci zamiatał pod szafki.
- W domu w Wałbrzychu raczej się tym nie przejmowa...
- Krzysiek, już ci mówiłam że dom mam jeden, i że nie musisz mówić " W domu w Wałbrzychu " bo ja dobrze wiem gdzie się urodziłam i dobrze wiem gdzie mieszkałam przez 20 lat.
- No dobra, to będziesz mi to powtarzać dopóki się tego nie oduczę. No dobra więc jak już mówiłem gdyż niezwłocznie mi przerwano, zawsze wpychałaś papiery, czy śmieci pod łóżko lub meble.
- Ja? No chyba ty. Jak już to TY wpychałeś mi papierki po batonikach za łóżko i kiedy mama przychodziła posprzątać to zawsze TY na mnie zwalałeś i mówiłeś " Przecież to twój pokój i to są twoje śmieci, mnie nic do tego ".
- Ale potem zawsze ty m wkładałaś czekoladę pod poduszkę i pościel i mówiłaś " O patrzcie, aż się zesrał ze strachu przed policją śmieciową "
- A no pamiętam, pamiętam. Ale potem to ty wkładałeś mi do poduszki rybę.
- Hahahaha, no tak to były czasy.
- A pamiętasz jak... Albo wtedy jak.... Albo jak ty...
- Albo jak mnie wepchnęłaś do basenu i zapytałaś " No i co? Zimna jeszcze? " A wtedy była lodowata, więc musiałem iść się przebrać, bo byłem mokry aż do suchej nitki!
- Pamiętam, pamiętam. Albo jak ty wysadziłeś mi Sida na wiśnię i jak ja ci zabrałam kolorowankę, i groziłam że ją spale jeśli ty nie zesadzisz mojej maskotki? - zapytałam przypominając sobie to zdarzenie. Achhhh jak dobrze czasem sobie coś powspominać.
- Pamiętam, albo wtedy jak ty....
- Złapie cię! - krzyknęła nagle ze schodów Dominika.
- Nie, nie złapiesz! - odpowiedział Seba który biegł przez kuchnię.
- Ta na pewno już cię doganiam!
- Ale ja ci uciekam!
- Ej no! Ale tak nie ma! To nie jest zgodne z zasadami! Ja się tak nie bawię! - powiedziała obrażona idąc na górne piętro.
- Widzisz? Normalnie tak jak my. - powiedział.
- Ach prawda, prawda.
- O a włacha, ja miałam iść dzisiaj na szoping! Łohoho nie! Mój ulubiony sklep będzie już na pewno zamknięty.
- A co ty chciałaś sb zakupić?
- No jakieś fajne butki.
- Ale w Rzeszowie sklepy z obuwiem są otwarte do godziny proszę ja ciebie... do 20
- A no tak. Zapomniałam.
- Bo jesteś zapominalska i ślepa jak kret.
- Ej! Wcale nie jestem ślepa jak kret. - oburzyłam się.
- Na pewno? - ściągnął mi okulary. - Ile palców widzisz? - wystawił rękę i się wyszczerzył.
- Nie wystawiłeś żadnych palców, przecież widzę. - powiedziałam.
- Dobrze!
- Możesz mi teraz oddać okulary? - zapytałam.
- No właśnie! Lary, Lary gdzie są twoje okulary?
- No tak ha ha ha, śmieszne, a teraz oddaj.
- Hmmmmm, nie?
- Hmmmmm a czemu nie?
- Zależnie od tego co będę z tego mieć.
- Może świadomość tego że twa kochana siostrzyczka nie zabije się schodząc ze schodów lub po nich się wspinać. - powiedziałam.
- No dobra, masz.
- Krzysiek, nie mówi się " masz " tylko " proszę ".
- Oj no I w o n a. Do własnej siostry mogę tak mówić.
- Lecz gdy Sebastian powie " ale do siostry mogę tak mówić " to ty mówisz " Nawet do siostry nie wolno tak mówić ". Więc, nie mów "masz"
- Iwona - pisnął piskliwym głosem.
- Krzysiek - powiedziała takim samym tonem.
- Ha ha ha ha! Ha ha! - wyśpiewałam rytmicznie.
- No i z czego się śmiejesz? Ty nie masz chłopaka więc nie wiesz jak to jest, i w ogóle jesteś dziewczyną więc jagbyś miała chłopaka to był mu serdecznie współczuł gdybyś też mu takie kazania prawiła. - powiedział obrażonym głosem. Zaraz chwila czekaj moment STOP. Czy on nie wiedział o Łukaszu? NIE wiedział? On nie miał o tym pojęcia że ja ( mam? ) chłopaka? Łał, no nie wiem co powiedzieć zostawię bez koment. Dobra dalej.
- Taaatoooo... - powiedział Sebastian siadając obok niego.
- Co Znów?
- Jakie znów? Jęczałem dopiero wczoraj! - oburzył się.
- No dobra, więc o co chodzi mój kochany synku? - zapytał mrugając szybko powiekami.
- Nie mam nic do roboty, a zadanie już zrobiłem... - ojciec spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- No dobra, może nie całe ale ja siedziałem w szkole kilka godzin gdzie nas uczą i uczą a potem i tak nic nie wiemy.
- To wynajmę ci korepetycję. - uśmiechnął się.
- Nie dzięki lecz nie skorzystam.
- No ale mówiłeś że nie masz nic do roboty, i w szkole nie dokładnie tłumaczą a domowy nauczyciel wszystko by ci wytłumaczył...
- Może pójdę pomóc mamie w kuchni? Zdawało m się że mnie wołała... - szybko popędził w tamtym kierunku i po chwili już go ni było.
- Wstręciuch z ciebie. Mógłbyś się z dzieciakami pobawić na zapas bo nie będziesz ich widział przez 2 miesiące. - powiedziałam.
- Oj, tam, oj tam. - powiedział tylko.
- No oj tam oj tam będzie dopiero wtedy gdy będziesz beczeć mi w ramię że tęsknisz za Sebastianem i Dominiką, i będziesz mi pokazywać nagrania i zdjęcia z nimi. - powiedziałam.
- Przecież ja tak nigdy nie robię!
- Na pewno?
- No może dwa...
- No tak chyba z kilka dzesiąt razy dzwoniłeś do mnie przez skajpaja.
- No ale płakanie przez skajpaja a płakanie na żywo to dwie inne rzeczy. - powiedział.
- Ale płakałeś i to się liczy.
- Już mnie wkurza wyraz "płakać".
- Na prawdę?
- Tak.
- Dobra, mnie to i tak nie będzie za bardzo obchodzić, wesz?
- Na prawdę?
- Tak.
- Jak tam Gacek? - zapytał.
- Gacuuuś..... - powiedziałam tęsknie.
- I co teraz? No i co? Teraz to może TY będziesz mi beczeć w ramie o Gacka. Hę?
- No nie wiem, nie wiem Krąk.
- KRĄK? Tak chciałby wstąpić na tron i całkiem blisko już jest!
- Oglądasz? - zapytałam.
- No a ty?
- Pewnie! Każdy odcinek.
- Ja tam z dzieciakami oglądam, i tak jakoś podchwyciłem. Ej a znasz " Ja jestem Sylwo zmykam co żywo! "
- Znam, znam.
- Skąd?
- Kiedyś mi się kliknęło na nikeelodion i tam akurat była ta reklama. - powiedziałam.
- Dzieciaki jak mają pilota to od razu na nikeeelodion. No i oglądają te wszystkie kreskówki czy bajki czy inne te.
- No.
- Tak to już jest, na tym świcie...
- OL czym gadu-gadu? - zapytałam Dominika która z niewiadomego powodu była przebrana za wiedźmę.
- Yyyyyy, Domi? - zapytał zdezorientowany ojciec.
- Tak? O co chodzi?
- Czemu się tak przebrałaś?
- Bo lubię.
- A od kiedy mówi się "bo lubię." ?
- Od kiedy lubię. - usiadła na kanapie obok mnie i przełączyła kanał. Tak jak przypuszczałam na nickeleodion. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, a ona powiedziała:
- Bo wy tego nie rozumiecie. Jesteście za starzy.
- Ale czego nie rozumiemy? - zapytał Igła.
- No, no tego, że teraz żadna dziewczyna nie chodzi w sukienkach tylko w spodniach, żadna dziewczyna nie bawi się lalkami tylko biega i bije chłopaków...
- Prawda. Też jak byłam mała to latałam po przedszkolu za chłopakami i ich biłam.
- A co ich biłaś? - zapytała.
- No, prawie za wszystko. Jak któryś z tych głupków mi piórnik zabrał, albo jak mi w szatni buty podwędzili, ooooo to wtedy prałam jak nikt.
- Łał, a ja z dziewczynami bijemy chłopaków za prawie to samo.
- Lizka... No i po co to mówiłaś? Będziesz mi uczyć dziecko bić chłopaków? - zapytał zniesmaczony Krzysiek. - Przecież bić nie wolno, tak nieładnie.
- Na prawdę?
- Właśnie na prawdę? - powtórzyła Dominika.
- A przypomnij sobie klasy 1,2,3,4,5,6, Nic nie pamiętasz?
- To się nazywa klasy 1-6 człowieku. No a niby co mam pamiętać? Wszystkie kartkówki, sprawdzany i pytania? - spytał.
- No, nie, ale na przykład bitkę na długiej przerwie w klasie 5 z Adrianem. - powiedziałam a Domi spojrzała na ojca wyczekująco.
- Yyyyyyyy, no ten tego... - zerknął na swą córkę która paczała na niego szybko mrugając rzęsami i z uśmieszkiem. - Ja nie pamiętam żadnej bitwy z Adrianem! - wykręcił się. Sprytnie, nie powiem sprytnie.
- Z peewnością tatku. Pójdę zapytać mamę czy w moim wieku też biła chłopaków na przerwach. - powiedziała i skierował się na górę do gabinetu Iwony. Krzysiek sapnął z ulgą.
- Co ty się wstydzisz? - zapytałam.
- Nie, no co ty, ale Dominika nie powinna w tym wieku już zaczynać bić chłopaków. No wiesz, to jeszcze przedszkole. - odpowiedział.
- Aha, no tak z peewnością braciszku. Z resztą ty i ja już od przedszkola zaczynaliśmy. - odparłam.
- nie miałaś iść przypadkiem na zakupy? - przypomniał mi trochę złośliwie jak na myj gust.
- A o tak, zapomniałam.
- Bo jesteś ślepa i...
- Tak dziękuję za komplement o mej pamięci i wzroku, a teraz żagnam pana.
- Nie mów do mnie "pan" bo czuję się staro.... - skrzywił się a ja wystawiłam mu język. Podniosłam się z kanapy i ubrałam buty. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam z domu. Wsiadłam do swojego samochodu i odpaliłam silnik po czym odjechałam z posiadłości. Dotarłam do centrum bez wielkich zaburzeń drogowych więc było Okej. Dojechałam jakoś i wysiadłam z mego kochanego autka. Ruszyłam w stronę mojego ulub sklepu z ob-uwiem - też od nie dawna tak mówię. no to ten tego weszłam do sklepu i poszłam poszukać jakiś fajnych bucików. Chodziłam tam i tu i mierzyłam różne pary butów w końcu postanowiłam że tyle mi wystarczy, bo ja to bym mogła cały sklep normalnie kupić. Poszłam więc do kasy i zapłaciłam. Pozostałych ubrań niedużo więc pomyślałam że może powinnam kupić jakieś nowe spodnie i.t.p Więc podeszłam więc jeszcze do sklepu obok i zaczęłam się rozglądać za jakimiś fajnymi i ładnymi. W końcu znalazłam kilka ładnych bluz i koszulek przymierzyłam wszystko i wszystko na mnie pasowało. Ucieszyłam się i poszłam zapłacić za jakże udany szopindż. Obładowana torbami wyszłam ze sklepu i skierowałam się w stronę samochodu. No ale ni byłabym sobą gdybym na nikogo nie wpadła i ie wypuściła z rąk wszystkich toreb. Wkurzyłam się strasznie więc i mój rośnik ciśnienia wkurzenia wzrósł o jeden procent. Zobaczyłam na kogo tym razem wpadłam. Zdziwiłam się gdyż ujrzałam tam Pita.
- Cześć. - powiedziałam zbierając torby tak jak on.
- O cześć, nie myślałem że to ty!
- no widzisz, jaka niespodzianka?
- No. Ty widzę na zakupach, nie?
- Aha, a ty? - zapytałam.
- Też, tylko dopiero co przyjechałem i zastanawiałem się do której kieszeni am włożyć kluczyki do lewej czy do prawej. Bo gdybym włożył do prawej, nic bym nie miał w lewej i trochę by mnie przeważało na lewą.... - ja jak to ja mu przerwałam.
- Zaraz chwila moment, co? Ty się zastanawiasz do której kieszeni masz włożyć kluczyki? To o czym ty myślisz gdy je, wyciągasz z kieszeni? - spytałam.
- No, o tym i o tamtym...
- Mężczyźni, oni to zawsze mają takie problemy, takie myśli że nie wiedzą O CZYM mają myśleć. Nie to co my kobiety. My od trzymania kluczyków do auta mamy torebki tak jak do trzymania kluczyków do mieszkania, MP3, kalendarzyka, słuchawek, telefonu... - tym razem to on mi przerwał.
- Zaraz chwila moment, co? To wy wszystko trzymacie w torebkach? - spytał gdy byliśmy już obok mojego auta. Jaki dżentelmens.
- No a jak?
- Nigdy nie zrozumiem kobiet. - odparł.
- No a ja mężczyzn. - powiedziałam i włożyłam torby na tylne siedzenia. - Dziękuję.
- No to ja zmykam. Godbayyy!
- No Bayy! - krzyknęłam za nim i wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i odjechałam z centrum. Zerknęłam na zegarek który miałam na nadgarstku a on tykał godzinę 18:00 Łał długo byłam na tych zakupach. No przynajmniej tak mi się wydaje. Bez korków dojechałam do domu i jakoś się zabrałam z tymi torbami. Nie miałam jak otworzyć drzwi więc zadzwoniłam dzwonkiem.
- Hahaha, ciekawe kogo tam znów niesie? - zapytał głos Krzyśka.
- Hahahahah, więc mnie tu niesie. - odparłam.
- O panna Lizka tu zawitała, o daj, daj, kupiłaś coś dla mnie? - zapytał zaglądając do jednej z toreb.
- Dla ciebie nic. Ale mam czekoladę chcesz?
- Dobra, daj.
- To idź mi to zanieś do pokoju. - odparłam.
- Okej. - rzucił i zaniósł mi to do pokoju. Jakiż on posłuszny. Ściągnęłam buty i weszłam do salonu. Widok jaki tam zastałam był powalający.
- Fabian!
- Liza! - przytulił mnie i dał m usiąść.
- Tak słodko wyglądacie razem! Czemu nie jesteście parą noo.. - powiedziała Iwona i się zaśmiała co i my uczyniliśmy.
- Nie no co ty. Ja i Fabian razem? Nie jakoś w to nie wieżę. Może i rozumiemy się bardzo dobrze, ale wolimy być przyjaciółmi. - odparłam a Fejbs pokiwał głową na znak zgody.
- To ile wy razem mieszkaliście? - zapytała.
- Yyyyy, nie wiem 4 lata? - odpowiedział za mnie Drzyzga.
- A do Bełchatowa przeniosłam się 3 lata temu. - oznajmiłam.
- No właśnie, a Krzysiek mi mówił i wbijał do głowy że razem mieszkaliście 5 lat a ty 4 lata temu się przeniosłaś.
- O, ktoś tu mówi o mnie coś ciekawego. O czym rozmawiacie? - zapytał Krzysiek który właśnie wszedł do salonu. Pewnie się zastanawiacie czemu mieszałam z Fabianem skoro z nim nigdy nie byłam? Dobra odpowiedź! 10 punktów! Tak byłam jego współlokatorką. Nie potrzebowaliśmy dużo czasu by się poznać. Oboje jesteśmy wariatami więc trudno nie było. Już w ciągu roku wymyśliliśmy dużo różnych głupot przez które przez kilka następnych dni mieliśmy głupawkę. Zimowymi wieczorami zawsze ogladaliśmy " Trudne sprawy " przy kakałku. Uuuuuooooooł tak jak wtedy było fajnie! Niestety w Bełchatowie nie mam współlokatora w postaci człowieka lecz mam lokatora w postaci pieska Gacka! Uuuuuooooooł nie! Jak ja za nim tęsknie! Dobra nie ważne.
- A widzisz mówiłam ci że Liz przeprowadziła się 3 lata temu.
- Oj tam oj tam. - machnął ręką. Porozmawialiśmy jeszcze trochę i Fabian zaczął się zbierać. Później zrobiliśmy jakąś kolację i poszła spać.
Klasyczny przykład rodzeństwa. :) Cieszy mnie to w jaki sposób Krzysiek dogaduje się z siostrą. Mimo upływu lat oboje zachowują się jak małe dzieci. Z resztą dzieciaki Igły chyba biorą przykład z ojca i ciotki. :) Kolejny raz niespodziewanie pojawia się Piotrek, czyżby coś było na rzeczy? no i na końcu Fabian. Robi się ciekawie. :)
OdpowiedzUsuńJeżeli znajdziesz czas to zapraszam do mnie na nowość: http://miedzy-noca-a-dniem.blogspot.com
Boski ! :) czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńzapraszam do siebie na: http://zadziornesiatkarki.blogspot.com/
pozdrawiam ;*