poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział 3

Next day obudziłam i się ubrałam. Zeszłam do kuchni na śniadanko. Ujrzałam tam Krzyska który coś miszoł i miszoł w garnku.
- Co ty tak miszosz? - zapytałam.
- Wiesz... Muszę już gotować obiadek. - odparł.
- Aha. - rzekłam. Zrobiłam sobie jakieś kanapki i je szybko pochłonęłam. - Jagby co to będę w salonie.  - Ruszyłam do wymienionego wześniej pomieszczenia i zaczęłam oglądać jakiś denny serial który jakoś mi nie podszedł.
- Ałłłła! - krzyknął nagle z kuchni Krzysiek trzymając się za palec. Pewnie znów sobie coś zrobił - norma.
- Co się stało? - zapytałam.
- No przeciąłem się.
- Jezu, Krzysiek, czy ty umiesz zrobić coś tak żeby nic SOBIE nie zrobić? Gdzie masz apteczkę?
- Dziękuję że najpierw mówisz mi jakieś obraźliwe słowo a później dopiero się o mnie martwisz. Foch!
- Zrobić tak żeby nie bolało? Czy wolisz stracić 2 litry krwi?
- No dobra, zrób tak żeby nie bolało. Tylko nie dużo. - powiedział a ja nalałam mu na palca trochę, no właśnie trochę,bo tak chciał i nie chciał więcej, a
ja to bym mogła mu nawet całą buteleczkę wylać na palucha. Wiem wiem wstręciuch ze mnie =] 
- Poradzisz sobie?
- Nie mów do mnie jak do 10-latka! - zrobił obrażoną minę. - Dlaczego tak do mnie mówisz?
- No, właśnie z tego powodu. - powiedziałam.
- No dam sobie radę, dam radę. - mruknął biorąc nóż do ręki.
- Gdyby jagby coś to jestem w salonie. Jak coś to wołaj.
- Twa pomoc nie będzie mi potrzebna gdyż iż ależ bo umiem się posługiwać przyrządami zamieszczonymi w pomieszczeniu zwanym kuchnią.
- Jak sądzisz. - odparłam.P
- Tak sądzę. - powiedział i już się nie odzywał. Normalnie szoking. Przecież on się nigdy nie zamyka. No okej... Zaczęłam przeskakiwać z powrotem kanały gdy coś nagle na mnie wylądowało. Myślałam że to pająk węic zerwałam się z kanapy i zaczęłam skakać gdyż mam wielką opsesję na punkcie tych stworzeń. Nagle usłyszałam głośny śmiech Krzyśka.
- No i z czego się tak śmiejesz? - zapytałam.
- Z ciebie. Myślałam że dałem ci na głowę jakiegoś krwiożerczego pająka który cię pożre jednym kęsem?
- No. A co mi dałeś na włosy?
- Mąkę.
- Ej! Wredniuch i wstręciuch z ciebie. - zaczęłam głaskać włosy by strzepnąć mąkę z włosów. - Dostaniesz za swoje. - poszłam do kuchni i wzięłam garść produktu. Podeszłam do niego i wrzuciłam mu mąkę za koszulkę oraz trochę na głowę.
- Ej! Tak nie można!
- Jasne że nie można. W twoim świecie. W moim świecie wszystko można oprócz robienia coś mnie.
- Masz bardzo chamski świat.
- Wiem sama go stworzyłam. W twoim świecie można robić wszystko mi, i to jest bardzo nie ładnie.
- Phi, ta jasne.
- No tak jasne.
- Nieważne no nie ważne.
- Bitwa na mąkę? - zapytał.
- No nie wie... - nie dokończyłam gdyż kolejna porcja produktu wylądowała na mojej koszulce.
- Osz ty! - krzyknęłam i wzięłam trochę by go ukarać. Rzuciłam w niego mąką lecz wylądowała na podłodze.
- Nie masz refleksu.
- I kto to mówi! - krzyknęłam i rzuciłam w jego koszulkę. I tak oto toczyła się bitwa na mąkę. Przez cały czas się śmialiśmy i wygłupialiśmy.
- Jestem cała brudna z mąki.
- No ja też.
- Idę się przebrać.
- No ja też. Dobrze że mój syn tego nie widzi.
- Bo wyglądasz jak śnieżny bałwan? - zapytałam.
- No może i z tego powodu.
- Która to już godzina?
- 13:10 - odparł.
- Czy mi się wydaj czy...
- Sebastian i Domi teraz kończą szkołę...
- O nie! - krzyknęliśmy razem. - Zapomniałemam!
- A Iwona?
- 13:35 O nie!
- Ty idź się przebież może ja tu trochę ogarnę, później ja pójdę się przebrać i ty tu trochę ogarniesz. - powiedział na co ja przytaknęłam. Poszłam na górę i wybrałam jakieś ciuchy by się przebrać. No nie powiem, ale właśnie wymyśliliśmy nową bitwę. Moje ubrania wyglądały tragicznie, całe były białe jagby ktoś na nie wysypał śnieg. Moja twarz i inne części ciała nie były ( aż dziwne )takie białe, więc nie potrzebowałam prysznica. Ubrałam się i zeszłam na dół. Zamieniłam się z bratem rolami i tym razem on poszedł się przebrać i ja musiałam dokończyć sprzątanie. Matko ile tego było! Ale jakoś razem szybko to ogarnęliśmy i po 15 minutach kuchnia lśniła czystością. Przynajmniej z naszej perspektywy.
- Krzysiek jeszcze tutaj nie sprzątnęliśmy! - krzyknęłam wskazując na podłogę po zlewem i szafką. W tej chwili do domu weszła Iwona z Sebastianem i Dominiką. Oboje się wyszczerzyliśmy i na nich patrzyliśmy. Iwona się do nas uśmiechnęła i przywitała się, lecz my dalej tak staliśmy w bezruchu.
- Czy coś się stało? - zapytała po chwili patrzenia na nasze minki.
- Nie skądże. - odpowiedział Krzychu nie otwierając nawet buzi. Spojrzała na nas podejrzliwie po czym weszła do kuchni. Zaczęła otwierać szafki i w nich grzebać.
- Nóż jest, obrus czysty, wszystko całe, w koszu nie ma szkła... - mruczała pod nosem a my staliśmy dalej w bezruchu. - Hmmm, czyli nic się tu nie działo przez moją nieobecność? - spytała.
- Nie, skądże. - odparłam.
- No dobrze. Może przestańcie się tak szczerzyć bo was potem zęby będą boleć, co?
- Okej. - powiedzieliśmy i poszliśmy do salonu. Udało nam się!
- No ale bez przesady, przecież tam prawie nic nie było... - mruknęłam.
- Oj uwierz mi że było....
- Co znowu zrobiłeś za moimi plecami?
- No bo... Zamiotłem mąkę pod wszystkie szafki, zawsze tak robię, i Iwona bardzo się za to wkurza i potem mam za to przechlapane...
- Jaki głupek nie wie że mąki nie zamiata się pod szafki? Przecież to każdy wie.
- No chyba nie każdy głupek o tym wie.
- Z resztą ja też bym się wkurzyła gdyby ktoś mi śmieci zamiatał pod szafki.
- W domu w Wałbrzychu raczej się tym nie przejmowa...
- Krzysiek, już ci mówiłam że dom mam jeden, i że nie musisz mówić " W domu w Wałbrzychu " bo ja dobrze wiem gdzie się urodziłam i dobrze wiem gdzie mieszkałam przez 20 lat.
- No dobra, to będziesz mi to powtarzać dopóki się tego nie oduczę. No dobra więc jak już mówiłem gdyż niezwłocznie mi przerwano, zawsze wpychałaś papiery, czy śmieci pod łóżko lub meble.
- Ja? No chyba ty. Jak już to TY wpychałeś mi papierki po batonikach za łóżko i kiedy mama przychodziła posprzątać to zawsze TY na mnie zwalałeś i mówiłeś " Przecież to twój pokój i to są twoje śmieci, mnie nic do tego ".
- Ale potem zawsze ty m wkładałaś czekoladę pod poduszkę i pościel i mówiłaś " O patrzcie, aż się zesrał ze strachu przed policją śmieciową "
- A  no pamiętam, pamiętam. Ale potem to ty wkładałeś mi do poduszki rybę.
- Hahahaha, no tak to były czasy.
- A pamiętasz jak... Albo wtedy jak.... Albo jak ty...
- Albo jak mnie wepchnęłaś do basenu i zapytałaś " No i co? Zimna jeszcze? " A wtedy była lodowata, więc musiałem iść się przebrać, bo byłem mokry aż do suchej nitki!
- Pamiętam, pamiętam. Albo jak ty wysadziłeś mi Sida na wiśnię i jak ja ci zabrałam kolorowankę, i groziłam że ją spale jeśli ty nie zesadzisz mojej maskotki? - zapytałam przypominając sobie to zdarzenie. Achhhh jak dobrze czasem sobie coś powspominać.
- Pamiętam, albo wtedy jak ty....
- Złapie cię! - krzyknęła nagle ze schodów Dominika.
- Nie, nie złapiesz! - odpowiedział Seba który biegł przez kuchnię.
- Ta na pewno już cię doganiam!
- Ale ja ci uciekam!
- Ej no! Ale tak nie ma! To nie jest zgodne z zasadami! Ja się tak nie bawię! - powiedziała obrażona idąc na górne piętro.
- Widzisz? Normalnie tak jak my. - powiedział.
- Ach prawda, prawda.
- O a włacha, ja miałam iść dzisiaj na szoping! Łohoho nie! Mój ulubiony sklep będzie już na pewno zamknięty.
- A co ty chciałaś sb zakupić?
- No jakieś fajne butki.
- Ale w Rzeszowie sklepy z obuwiem są otwarte do godziny proszę ja ciebie... do 20
- A no tak. Zapomniałam.
- Bo jesteś zapominalska i ślepa jak kret.
- Ej! Wcale nie jestem ślepa jak kret. - oburzyłam się.
- Na pewno? - ściągnął mi okulary. - Ile palców widzisz? - wystawił rękę i się wyszczerzył.
- Nie wystawiłeś żadnych palców, przecież widzę. - powiedziałam.
- Dobrze!
- Możesz mi teraz oddać okulary? - zapytałam.
- No właśnie! Lary, Lary gdzie są twoje okulary?
- No tak ha ha ha, śmieszne, a teraz oddaj.
- Hmmmmm, nie?
- Hmmmmm a czemu nie?
- Zależnie od tego co będę z tego mieć.
- Może świadomość tego że twa kochana siostrzyczka nie zabije się schodząc ze schodów lub po nich się wspinać. - powiedziałam.
- No dobra, masz.
- Krzysiek, nie mówi się " masz " tylko " proszę ".
- Oj no I w o n a. Do własnej siostry mogę tak mówić.
- Lecz gdy Sebastian powie " ale do siostry mogę tak mówić " to ty mówisz " Nawet do siostry nie wolno tak mówić ". Więc, nie mów "masz"
- Iwona - pisnął piskliwym głosem.
- Krzysiek - powiedziała takim samym tonem.
- Ha ha ha ha! Ha ha! - wyśpiewałam rytmicznie.
- No i z czego się śmiejesz? Ty nie masz chłopaka więc nie wiesz jak to jest, i w ogóle jesteś dziewczyną więc jagbyś miała chłopaka to był mu serdecznie współczuł gdybyś też mu takie kazania prawiła. - powiedział obrażonym głosem. Zaraz chwila czekaj moment STOP. Czy on nie wiedział o Łukaszu? NIE wiedział? On nie miał o tym pojęcia że ja ( mam? ) chłopaka? Łał, no nie wiem co powiedzieć zostawię bez koment. Dobra dalej.
- Taaatoooo... - powiedział Sebastian siadając obok niego.
- Co Znów?
- Jakie znów? Jęczałem dopiero wczoraj! - oburzył się.
- No dobra, więc o co chodzi mój kochany synku? - zapytał mrugając szybko powiekami.
- Nie mam nic do roboty, a zadanie już zrobiłem... - ojciec spojrzał na niego z uniesionymi brwiami.
- No dobra, może nie całe ale ja siedziałem w szkole kilka godzin gdzie nas uczą i uczą a potem i tak nic nie wiemy.
- To wynajmę ci korepetycję. - uśmiechnął się.
- Nie dzięki lecz nie skorzystam.
- No ale mówiłeś że nie masz nic do roboty, i w szkole nie dokładnie tłumaczą a domowy nauczyciel wszystko by ci wytłumaczył...
- Może pójdę pomóc mamie w kuchni? Zdawało m się że mnie wołała... - szybko popędził w tamtym kierunku i po chwili już go ni było.
- Wstręciuch z ciebie. Mógłbyś się z dzieciakami pobawić na zapas bo nie będziesz ich widział przez 2 miesiące. - powiedziałam.
- Oj, tam, oj tam.  - powiedział tylko.
- No oj tam oj tam będzie dopiero wtedy gdy będziesz beczeć mi w ramię że tęsknisz za Sebastianem i Dominiką, i będziesz mi pokazywać nagrania i zdjęcia z nimi. - powiedziałam.
- Przecież ja tak nigdy nie robię!
- Na pewno?
- No może dwa...
- No tak chyba z kilka dzesiąt razy dzwoniłeś do mnie przez skajpaja.
- No ale płakanie przez skajpaja a płakanie na żywo to dwie inne rzeczy. - powiedział.
- Ale płakałeś i to się liczy.
- Już mnie wkurza wyraz "płakać".
- Na prawdę?
- Tak.
- Dobra, mnie to i tak nie będzie za bardzo obchodzić, wesz?
- Na prawdę?
- Tak.
- Jak tam Gacek? - zapytał.
- Gacuuuś..... - powiedziałam tęsknie.
- I co teraz? No i co? Teraz to może TY będziesz mi beczeć w ramie o Gacka. Hę?
- No nie wiem, nie wiem Krąk.
- KRĄK? Tak chciałby wstąpić na tron i całkiem blisko już jest!
- Oglądasz? - zapytałam.
- No a ty?
- Pewnie! Każdy odcinek.
- Ja tam z dzieciakami oglądam, i tak jakoś podchwyciłem. Ej a znasz " Ja jestem Sylwo zmykam co żywo! "
- Znam, znam.
- Skąd?
- Kiedyś mi się kliknęło na nikeelodion i tam akurat była ta reklama. - powiedziałam.
- Dzieciaki jak mają pilota to od razu na nikeeelodion. No i oglądają te wszystkie kreskówki czy bajki czy inne te.
- No.
- Tak to już jest, na tym świcie...
- OL czym gadu-gadu? - zapytałam Dominika która z niewiadomego powodu była przebrana za wiedźmę.
- Yyyyyy, Domi? - zapytał zdezorientowany ojciec.
- Tak? O co chodzi?
- Czemu się tak przebrałaś?
- Bo lubię.
- A od kiedy mówi się "bo lubię." ?
- Od kiedy lubię. - usiadła na kanapie obok mnie i przełączyła kanał. Tak jak przypuszczałam na nickeleodion. Spojrzeliśmy na siebie zdziwieni, a ona powiedziała:
- Bo wy tego nie rozumiecie. Jesteście za starzy.
- Ale czego nie rozumiemy? - zapytał Igła.
- No, no tego, że teraz żadna dziewczyna nie chodzi w sukienkach tylko w spodniach, żadna dziewczyna nie bawi się lalkami tylko biega i bije chłopaków...
- Prawda. Też jak byłam mała to latałam po przedszkolu za chłopakami i ich biłam.
- A co ich biłaś? - zapytała.
- No, prawie za wszystko. Jak któryś z tych głupków mi piórnik zabrał, albo jak mi w szatni buty podwędzili, ooooo to wtedy prałam jak nikt.
- Łał, a ja z dziewczynami bijemy chłopaków za prawie to samo.
- Lizka... No i po co to mówiłaś? Będziesz mi uczyć dziecko bić chłopaków? - zapytał zniesmaczony Krzysiek. - Przecież bić nie wolno, tak nieładnie.
- Na prawdę?
- Właśnie na prawdę? - powtórzyła Dominika.
- A przypomnij sobie klasy 1,2,3,4,5,6, Nic nie pamiętasz?
- To się nazywa klasy 1-6 człowieku. No a niby co mam pamiętać? Wszystkie kartkówki, sprawdzany i pytania? - spytał.
- No, nie, ale na przykład bitkę na długiej przerwie w klasie 5 z Adrianem. - powiedziałam a Domi spojrzała na ojca wyczekująco.
- Yyyyyyyy, no ten tego... - zerknął na swą córkę która paczała na niego szybko mrugając rzęsami i z uśmieszkiem. - Ja nie pamiętam żadnej bitwy z Adrianem! - wykręcił się. Sprytnie, nie powiem sprytnie.
- Z peewnością tatku. Pójdę zapytać mamę czy w moim wieku też biła chłopaków na przerwach. - powiedziała i skierował się na górę do gabinetu Iwony. Krzysiek sapnął z ulgą.
- Co ty się wstydzisz? - zapytałam.
- Nie, no co ty, ale Dominika nie powinna w tym wieku już zaczynać bić chłopaków. No wiesz, to jeszcze przedszkole. - odpowiedział.
- Aha, no tak z peewnością braciszku. Z resztą ty i ja już od przedszkola zaczynaliśmy. - odparłam.
- nie miałaś iść przypadkiem na zakupy? - przypomniał mi trochę złośliwie jak na myj gust.
- A o tak, zapomniałam.
- Bo jesteś ślepa i...
- Tak dziękuję za komplement o mej pamięci i wzroku, a teraz żagnam pana.
- Nie mów do mnie "pan" bo czuję się staro.... - skrzywił się a ja wystawiłam mu język. Podniosłam się z kanapy i ubrałam buty. Wzięłam swoją torebkę i wyszłam z domu. Wsiadłam do swojego samochodu i odpaliłam silnik po czym odjechałam z posiadłości. Dotarłam do centrum bez wielkich zaburzeń drogowych więc było Okej. Dojechałam jakoś i wysiadłam z mego kochanego autka. Ruszyłam w stronę mojego ulub sklepu z ob-uwiem  - też od nie dawna tak mówię. no to ten tego weszłam do sklepu i poszłam poszukać jakiś fajnych bucików. Chodziłam  tam i tu i mierzyłam różne pary butów w końcu postanowiłam że tyle mi wystarczy, bo ja to bym mogła cały sklep normalnie kupić. Poszłam więc do kasy i zapłaciłam. Pozostałych ubrań niedużo więc pomyślałam że może powinnam kupić jakieś nowe spodnie i.t.p Więc podeszłam więc jeszcze do sklepu obok i zaczęłam się rozglądać za jakimiś fajnymi i ładnymi. W końcu znalazłam kilka ładnych  bluz i koszulek przymierzyłam wszystko i wszystko na mnie pasowało. Ucieszyłam się i poszłam zapłacić za jakże udany szopindż. Obładowana torbami wyszłam ze sklepu i skierowałam się w stronę samochodu. No ale ni byłabym sobą gdybym na nikogo nie wpadła i ie wypuściła z rąk wszystkich toreb. Wkurzyłam się strasznie więc i mój rośnik ciśnienia wkurzenia wzrósł o jeden procent. Zobaczyłam na kogo tym razem wpadłam. Zdziwiłam się gdyż ujrzałam tam Pita.
- Cześć. - powiedziałam zbierając torby tak jak on.
- O cześć, nie myślałem że to ty!
- no widzisz, jaka niespodzianka?
- No. Ty widzę na zakupach, nie?
- Aha, a ty? - zapytałam.
- Też, tylko dopiero co przyjechałem i zastanawiałem się do której kieszeni am włożyć kluczyki do lewej czy do prawej. Bo gdybym włożył do prawej, nic bym nie miał w lewej i trochę by mnie przeważało na lewą.... - ja jak to ja mu przerwałam.
- Zaraz chwila moment, co? Ty się zastanawiasz do której kieszeni masz włożyć kluczyki? To o czym ty myślisz gdy je, wyciągasz z kieszeni? - spytałam.
- No, o tym i o tamtym...
- Mężczyźni, oni to zawsze mają takie problemy, takie myśli że nie wiedzą O CZYM mają myśleć. Nie to co my kobiety. My od trzymania kluczyków do auta mamy torebki tak jak do trzymania kluczyków do mieszkania, MP3, kalendarzyka, słuchawek, telefonu... - tym razem to on mi przerwał.
- Zaraz chwila moment, co? To wy wszystko trzymacie w torebkach? - spytał gdy byliśmy już obok mojego auta. Jaki dżentelmens.
- No a jak?
- Nigdy nie zrozumiem kobiet. - odparł.
- No a ja mężczyzn. - powiedziałam i włożyłam torby na tylne siedzenia. - Dziękuję.
- No to ja zmykam. Godbayyy!
- No Bayy! - krzyknęłam za nim i wsiadłam do auta. Odpaliłam silnik i odjechałam z centrum. Zerknęłam na zegarek który miałam na nadgarstku a on tykał godzinę 18:00 Łał długo byłam na tych zakupach. No przynajmniej tak mi się wydaje. Bez korków dojechałam do domu i jakoś się zabrałam z tymi torbami. Nie miałam jak otworzyć drzwi więc zadzwoniłam dzwonkiem.
- Hahaha, ciekawe kogo tam znów niesie? - zapytał głos Krzyśka.
- Hahahahah, więc mnie tu niesie. - odparłam.
- O panna Lizka tu zawitała, o daj, daj, kupiłaś coś dla mnie? - zapytał zaglądając do jednej z toreb.
- Dla ciebie nic. Ale mam czekoladę chcesz?
- Dobra, daj.
- To idź mi to zanieś do pokoju. - odparłam.
- Okej. - rzucił i zaniósł mi to do pokoju. Jakiż on posłuszny. Ściągnęłam buty i weszłam do salonu. Widok jaki tam zastałam był powalający.
- Fabian!
- Liza! - przytulił mnie i dał m usiąść.
- Tak słodko wyglądacie razem! Czemu nie jesteście parą noo.. - powiedziała Iwona i się zaśmiała co i my uczyniliśmy.
- Nie no co ty. Ja i Fabian razem? Nie jakoś w to nie wieżę. Może i rozumiemy się bardzo dobrze, ale wolimy być przyjaciółmi. - odparłam a Fejbs pokiwał głową na znak zgody.
- To ile wy razem mieszkaliście? - zapytała.
- Yyyyy, nie wiem 4 lata? - odpowiedział za mnie Drzyzga.
- A do Bełchatowa przeniosłam się 3 lata temu. - oznajmiłam.
- No właśnie, a Krzysiek mi mówił i wbijał do głowy że razem mieszkaliście 5 lat a ty 4 lata temu się przeniosłaś.
- O, ktoś tu mówi o mnie coś ciekawego. O czym rozmawiacie? - zapytał Krzysiek który właśnie wszedł do salonu. Pewnie się zastanawiacie czemu mieszałam z Fabianem skoro z nim nigdy nie byłam? Dobra odpowiedź! 10 punktów! Tak byłam jego współlokatorką. Nie potrzebowaliśmy dużo czasu by się poznać. Oboje jesteśmy wariatami więc trudno nie było. Już w ciągu roku wymyśliliśmy dużo różnych głupot przez które przez kilka następnych dni mieliśmy głupawkę. Zimowymi wieczorami zawsze ogladaliśmy " Trudne sprawy " przy kakałku. Uuuuuooooooł tak jak wtedy było fajnie! Niestety w Bełchatowie nie mam współlokatora w postaci człowieka lecz mam lokatora w postaci pieska Gacka! Uuuuuooooooł nie! Jak ja za nim tęsknie! Dobra nie ważne.
- A widzisz mówiłam ci że Liz przeprowadziła się 3 lata temu.
- Oj tam oj tam. - machnął ręką. Porozmawialiśmy jeszcze trochę i Fabian zaczął się zbierać. Później zrobiliśmy jakąś kolację i poszła spać.

wtorek, 16 września 2014

Rozdział 2

Obudziłam się po 10. Wstałam i wybrałam jakieś  wdzianko z walizki. Poszłam więc do łazienki się ubrać. Gdy wykonałam lekki  makijaż zeszłam schodami na dół. Skierowałam się do salonu w którym ujrzałam Krzyśka który siedział wygodnie na fotelu i klikał coś w klawiaturę.
- Cześć. - przywitałam się.
- Dzień doberek. - odpowiedział.
- Gdzie dzieciaki? - zapytała.
- Nie wiem czy wiesz, ale ktoś się tu jeszcze uczy.
- Nie wiem czy wiesz, ale ja już wiem. - przejęłam pilot który leżał bezwładnie na stoliku. Zaczęłam przełączać kanały ale nie leciało nic, a nic ciekawego, więc zostawiłam na " Kuchenne rewolucje ".
- Co mam zrobić dziś na obiadek? - zapytałam.
- O kurde. - Krzysiek nagle zerwał się na równe nogi i wbiegł do kuchni na złamanie karku, i zaczął czegoś gorączkowo szukać. Weszłam za nim do kuchni a on w tym samym czasie si odwrócił i złapał mnie za ramiona.
- Gdybyś była mrożonką, to gdzie  byś się schowała? - zapytał.
- Mrożonką powiadasz...? - pokiwał energicznie głową na " tak ". - No nie wiem, a może w zamrażalce?!
- Świetny pomysł, tam jeszcze nie szukałem! - odpowiedział i podbiegł do lodówki.- Aaaaaa, zimnie, zimnie, zimne, zimne. - powiedział przekładając mięso z jednej ręki do drugiej. - Kurczę, nie roztopi się tak szybko. O nie, ziemniaki ie ugotowane, zupka nie zrobiona, szczypiorek nie pokrojony...Przegram ten zakład, to pewne jak klopsiki w sosie. - usiadł zmartwiony na krześle.
- Coś się nagle taki kulinarny zrobiłeś? I jaki zakład? - zapytałam zaciekawiona.
- No, bo założyłem się z Iwoną, że dopóki nie wyjadę do Spały, muszę robić codziennie obiady, ale jak przegram to będę musiał robić pranie do świąt w grudniu. - wytłumaczył.
- Aha, i nie pomyślałeś żeby wyciągnąć mięso wczoraj żeby na dzisiaj było już roztopione? - zapytałam.
- Łał, dobry pomysł, nie wpadłem na to. No, ale, co będzie z tym obiadem co jeszcze go nie ma?
- No to musisz się śpieszyć żeby zdążyć. - powiedziałam.
- Pomożesz mi? Proszę, proszę, błagam! - złożył ręce w geście proszącym.
- No dobra, uratuję cię od robienia prań przez wiele miesięcy. - odpowiedziałam i zabrałam się za swoją robotę i po chwili mieliśmy duuużo do zrobienia. W między czasie toczyliśmy miłą rozmowę.
- A gdzie zostawiłaś Jeroma Gacka? - zapytał. Oczywiście chodziło mu o mojego kochanego pisaczka. W mojej starej pracy posiadanie zwierzątka było konieczne. Pracowałam bowiem jako fotograf zwierząt.
- U Laury. Przecież samego w mieszkaniu go nie zostawię, taka nie odpowiedzialna nie jestem. - odpowiedziałam.
- Myślałem że przywieziesz go ze sobą, dawno go nie wiedziałem. - powiedział.
- Ale Laura zgodziła się go przetrzymać dla mnie na trochę i jest git. - odpowiedziałam i w dalszym ciągu robiliśmy obiad. Po jakiejś godzinie posiłek był gotowy.
- Ok, to ja pojadę po Sebę i Domi. - powiedział.
- Ołkej. - odpowiedziałam. Krzysiek wyszedł a ja zostałam sama. Włączyłam tv i przełączałam kanały. Zostawiłam na " Jak poznałem waszą matkę " i zaczęłam oglądać. Po 15 minutach Krzysiek wrócił z dzieciakami i zjedliśmy obiad. Później każdy robił co mu się chciało. Seba grał na komputerze w swoim pokoju, Domi rysowała w salonie, Krzysiek przełączał kanały równocześnie klikając w klawiaturę, a ja sprawdziłam fejsa. Posprawdzałam, polajkowałam, pokomentowałam, i się wylogowałam. Gdy zeszłam na dół w salonie siedziała już Iwona i to teraz ona rządziła pilotem.
- Twoja władza się skończyła? - zapytałam brata który siedział naburmuszony obok swojej żony.
- A żebyś wiedziała. - odpowiedział a kobieta tylko się zaśmiała. Usiadłam na fotelu i zaczęłam oglądać serial, a mianowicie " M jak miłość ".
- Jak takie coś można dawać w telewizji? - zaczął krytykowanie, no tak jak zwykle. - Przecież tutaj nic się nie dzieję. Jest sobie małżeństwo mieszkające sobie w Warszawie i jeden taki ich sąsiad przyłazi kiedy tego męża nie ma, wtrynia się w ich sprawy, później ten mąż przychodzi widzi ich razem, i jest bitka. Później małżeństwo się kłuci przez trzy następne odcinki, w końcu ta żona wyjeżdża na zlecenie z pracy, ale zapomniała laptopa. Ten jej mężuś gapi się w jej foldery, i w końcu wchodzi na jej pocztę. Łamie hasło i już jest. Patrzy na plik " Odebrane " i widzi że ten ich sąsiad wysyła do niej e-majle typu " Cześć słoneczko " czy tym podobne, ten mąż się wkurza, dzwoni do tej żony wygarnia jej wszystko po czym się rozłącza nie dając jej słowa wyjaśnienia. Później dzwoni jeszcze raz ale już zdążył ochłonąć, i przeprasza. Mówi jej żeby wracała do domu, bo na tym zleceniu był tez ten ich sąsiad bo ona i on pracowali w tej samej branży. Następnie się godzą, i jest następny odcinek który opowiada praktycznie o tym samym. - powiedział a my siedziałyśmy gapiąc się na niego.
- Jeżeli nie chcesz oglądać, możesz nie oglądać. - rzekłam.
- Maaaaaamoooooo.... Nie mam co robić. - powiedział Sebastian przytulając swoją rodzicielkę.
- No to pójdź do Antka, albo ty go zaproś do domu.
- Jest chory. - odpowiedział jej.
- No to pograj na komputerze.
- Znudziło mi się.
- Odrób zadanie. - podpowiedział Krzysiek.
- Zrobiłem.
- O łał, no to nie wiem. - poddał się.
- To idź na podwórko.
- Ale co ja tam będę robił? Nie mam nikogo do zabawy.
- Ale masz Dominikę.
- Ale ona chce się bawić lalkami, albo rysować. A ja już narysowałem pięć samochodów, trzy kwiatki, i jedną jaszczurkę.
- Ale tata bardzo chętnie się z tobą pobawi na podwórku. Zamiast krytykować serialu to się trochę porusza.
- Tatoooooooooooooooooooooooooo. Prooooooooooooszę. - tym razem przytulił się do Krzyśka.
- No dobra, a co chcesz robić? - zapytał.
- Pograć.
- W co?
- Bagbingtona.
- Okej.
- Cześć co robicie? - zapytała Dominika która właśnie przyszła do salonu. - Cześć mamusiu.
- Idziemy grać w bag bing tona. Chcesz grać z nami?
- Ale jak? Was jest dwóch ja jestem jedna.  - przekrzywiła głowę w jedną stronę i na nich spojrzała.
- To weź sobie ciocię.
- Okej, mogę grać. - powiedziałam i wstałam z fotela. Sebastian pobiegł na górę po paletki i lotkę, i po chwili byliśmy już na podwórku.
Ding, ding, ding! Runda pierwsza!
Dałam Dominice lotkę aby zaczęła. Wykonała zagrywkę, czy jak to się nazywa w bagbingtonie, bo nie wiem. Wygrałyśmy pierwszego seta, i zmieniłyśmy boisko. Krzysiek rozpoczął walkę o drugiego seta wybuchową zagrywką. A jeśli wybuchowa to musiałam gonić z Dominiką po całym boisku bo nie wiedziałyśmy gdzie spadnie lotka. To było też spowodowane wiatrem który się nagle ruszył. Chłopaki zaczęli się z nas śmiać że tak latamy w tę i we w tę. Ale gdy przyjęłam i lotka przefrunęła na drugą połowę uderzyła w głowę starszego Ignaczaka, tym zdobywając punkt dla nas. Po jakiś 20 minutach rozegrał się 4 set. Wynik był wyrównany 2:2
- Prosimy o czas z Sebastianem! - krzyknął Krzysiek, a ja wystawiłam mu kciuk w górę. - Dobra Seba, musimy się teraz skupić. Przyjmujemy dokładnie, tam gdzie wydaje nam się za daleko ie biegniemy bo przeważnie może wpaść w aut. Musimy to wygrać.
- Dobra Domi my zrobimy tak, przyjmujemy wszystko, biegamy po wszystko, walimy z całej siły. Ok?
- Tak, jest!. - odpowiedział mi i zasalutowała na co tylko się uśmiechnęłam.
Trwała zacięta rywalizacja. Lecz ostatecznie wygrali chłopacy. Zaczęli się cieszyć i skakać w kółko. Ja z Dominiką poszłyśmy po coś do picia.
- I kto wygrał? - zapytała Iwona.
- Chłopaki. - odpowiedziała Domi i skierowałyśmy się do kuchni. Nalałyśmy sobie soku i wyszłyśmy z powrotem na podwórko. Ku naszym zdziwieniu Seba i Krzysiek ciągle skakali w kółko.
- Łał, to oni tak bardzo się tym przejmują? - zapytała dziewczynka.
- Najwyraźniej. - odpowiedziałam ze śmiechem. W końcu po kilku chwilach chłopaki szli w nasza stronę.
- Ha! A my wygraliśmy, a wy nie. - powiedział wesoły Krzysztof
- No to co! - powiedziałam.
- No to to.
- Niby co?
- Nie wiem, ale wiem że wygraliśmy.
- Tak, ale na pewno nie wygrasz ze mną w inne gry.
- Na przykład w jakie? - zapytał.
- no nie wiem, ale na pewno.
- Urządzamy wojnę?
- Okej, ja tam zawsze mogę. W którą grę gramy? - zapytałam gdy podawaliśmy sobie dłonie na znak przyjęcia wyzwania.
- Twister. - powiedział mrużąc oczy i się uśmiechając cwano.
- Okej. - odparłam i ruszyliśmy do salonu.
- Krzysiek, popilnuj dzieci, i siebie też przy okazji, ja muszę zrobić robotę papierkową. - poprosiła Iwona, na co on tylko pokiwał głową. Wyjął z szafki pudełko z grą i rozłożył matę, i już po chwili byliśmy splatani na macie.
- Lewa ręka na zielone. - odparł Sebastian. Położyłam rękę na zielonym które miałam centralnie pod nosem. Nasze figury były takie zabawne, że gdyby ktoś teraz wszedł do salonu to by się zaśmiał w trupa.
- Prawa noga na żółte.
- Ojojoj! - mruknął pod nosem.
- Lewa noga na niebieskie. - wydał kolejna komendę. z tym było już trochę problemów. Przynajmniej u mnie. Musiałam się wyciągnąć żeby dostać najbliższego niebieskiego który był na końcu maty. Krzysiek miał łatwe, bo niebieskie miał przed sobą, a nie tak jak ja.
- Prawa ręka na zielone. - problemy miło widziane! Znów musiałam się wyciągać żeby dostać do kolorku.
- Lewa ręka na żółte. - tym razem mi się poszczęściło, i mam dorzuca się mieloną wieprzowinę, dorzuca się mieloną wołowinę. Sorry ale ta piosnka chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Dobra nie ważne co mi łazi po głowie, ważne jak się rozgrywa walka! Także ten, Sebastian gdzieś nagle zniknął a ja nawet tego nie zauważyłam.
- Gdzie Seba? - zapytałam.
- Poszedł po coś na górę, bo go Iwona wołała czy coś. - odpowiedział. - Ożeszty orzeszku ja w tej figurze geometrycznej dłużej nie wytrzymam.
- Jesteś figurą geometryczną?
- Tak ostatnio dodali mnie do składu geometrii.
- Pole Igły. - tym wywołałam lawinę śmiechu z obydwu stron. Krzysiek zaczął się chwiać, lecz nie upadł. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek.
- O, matko kto o takiej porze? - zapytał zdezorientowany.
- Dopiero 17. Nie tak późno znów.
- Czy ktoś by mógł otworzyć drzwi? - zapytał błagalnie, a w tedy rozległ się znów dzwonek. W tym momencie na dół zbiegła Iwona. - Iwona, możesz otworzyć drzwi?
- Właśnie po to przyszłam. - nagle zatrzymała się w pół kroku. - Co wy robicie?
- Gramy w twistera, założyliśmy się. - odpowiedziałam.
- Aha, dobra, nie wnikam. - otworzyła drzwi i zaprosiła gościa do środka. - Zjesz coś może Piotrek? A może się kawki napijesz?
- Kawką nie pogardzę.  - uśmiechnął się do pani do pani domu i wszedł do salonu, po czym zrobił zdziwioną minę widząc nas. - Co?... Wy robicie?
- O witajże Pit. A gramy sobie w twistera. Taaaakie rodzinne porachunki. - przywalił mi lekko pięścią w ramie a ja o mało nie spadłam.
- Ty, jak ja ci tak przywalę to polecisz na drugi koniec pokoju. - spojrzałam na niego wrogo, a Piterson zaczął się z nas śmiać.
- Wy tak zawsze? - zapytał.
- Przeważnie... - odparł Krzysiek. - O Sebastian, jesteś wreszcie.
- Cześć wujek! - przywitał się. - Sorka, ale musiałem...
- Dobra, nie musisz się tłumaczyć, tylko jag byś mógł podać następne, bo mnie zaraz korzonki złapią.
- Okej, to lewa noga na niebieskie. - zakomendował a my wykonaliśmy zadanie bez wielkich problemów. - Ołkej, prawa noga na żółte. - Tutaj to już się zaczęło coś dziać. " Zabrałam " Krzyśkowi pole na którym właśnie miał położyć kończynę i w tym rezultacie zachwiał się przez co upadł, a za to że miałam prawą nogę położona pod jego tyłkiem (?) spadł na nią.
- Ałłłłłłłł....... - pisnęłam a Krzychu dopiero wtedy się zorientował że na niej usiadł. Wzięłam do ręki moja kończynkę i zaczęłam ją głaskać.
- Moja biedna stópka, moja biedna! To przez ciebie. - powiedziałam zwracając się do brata, bo przecież nie do Pita... A co do Pitera, to nawet gdybym powiedziała coś do niego to by nie mógł słowa wykrztusić, bo cały był czerwony i się z nas śmiał.
- Piter? - zapytaliśmy równocześnie, a on w tym momencie się uspokoił.
- No, no, no, już, już jestem. - odpowiedział.
- A, właśnie! Krzysiek, chyba wiesz o co się zakładaliśmy, prawda?
- Hmmmmmm...
- To ci przypomnę, a zakładaliśmy się bo wiem o masaż moich.... Stópek!
- O nieeeeeeee, tylko nie to!
- Tak, tak. Już pędzikiem! - usiadłam na fotelu a Krzysiek klęknął przy mnie i zaczął wykonywać masażyk. Po dziesięciu minutach skończył i usiadł na drugim fotelu lecz momentalnie z niego wyskoczył.
- Ałłłłłłłłłłłłłłłaaaaaaaaaaaaaa!!! - krzyknął i zaczął skakać w miejscu.
- Co się stało? - zapytała wchodząca do salonu z kuchni.
- No coś mi się wbiło w tyłek. Co tu jest jakaś pinezka czy co?! - zaczął macać mebel.
- No tak, przecież ci mówiłam że zostawiłam tu pudełko pinezek, pewnie jedna się wysypała. - powiedziała Iwona a ja krztusiłam się ze śmiechu.
- No i z czego się śmiejesz? - zapytał Krzysiu. - Jak chcesz to ja ci zaraz pinezkę w tyłek wepnę, i to ja się będę z ciebie śmiał.
- Nie wepniesz.
- Czemu?
- Bo ci ucieknę.
- To cię złapię.
- To się zamknę w pokoju.
- To podrobię sobie klucz.
- Ale nie wejdziesz.
- Czemu?
- Bo wyskoczę przez okno.
- To ja skoczę za tobą.
- To ja ucieknę do lasu.
- Po kilku latach cię znajdę.
- Po kilku latach to ja już mogę nie żyć, a jak mnie znajdziesz to zostanie ze mnie tylko szkielet, i nie będziesz mieć już gdzie wpiąć tej pinezki. Ha!
- Toooooo... To nie wiem.  Iwonaaaaaaaaaaaa? Wyciągniesz mi tą pinezkę? Bardzo boli.
- To chodź. - odparła ze śmiechem.
- To chyba scena erotyczna, nie patrzcie. - odwrócił się do nas a my się zaśmialiśmy. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Ruszyłam cztery litery i poszłam otworzyć. Uchyliłam drzwi w których ujrzałam wysokiego mężczyznę.
- Yyyyyy, Dzień dobry Grzegorz Kosok. - podał mi dłoń.
- Luiza Ignaczak. - uścisnęłam jego dłoń i otworzyłam drzwi by wpuścić gościa do środka.
- Jesteś...
- Tak jestem siostrą Krzyśka. - uprzedziłam jego pytanie. No bo każdy mnie się znudzić.
- Aha. - weszliśmy do salonu. - O Piter tutaj jesteś a ja cię po całym Rzeszowie szukam, no.
- O witaj. Nie mogłeś po prostu zadzwonić? - zapytał Piotrek.
- Dzwoniłem, ale nie odbierałeś.
- Na prawdę? A bo... A bo zostawiłem telefon w samochodzie... Sorrry?
- Oł, cześć Grzesio!
- Cześć Igła, nie mówiłeś że masz siostrę.
- Cały czas w Bełchatowie siedzi więc nie przebywa tutaj zbyt często i długo.- odpowiedział a ja tylko wzruszyłam ramionami. Gdy była godzina 19 chłopaki zaczęli się zbierać, a ja z Iwoną posprzątałyśmy ze stołu. Po kolacji udałam się pod prysznic i w piżamie poszłam do siebie, położyłam się na łóżku i zasnęłam.




......................................
Jejciu sory, sory, sory, sory i jeszcze raz sory! Rozdział miła się już pojawić chyba tydzień temu a tu taki klops ;[ Przepraszam was jeszcze raz. Po prostu nie miałam czasu. Wiadomo ze szkoły przychodzi się o 14 od razu muszę lekcje zrobić bo później zapomnę i kolejne " np " lub " brak zadania " i od razu do podpisu rodzica. Szkoła jest męcząca. Rozdział dłuższy więc myślę że wam wystarczy na trochę ;?

wtorek, 2 września 2014

Rozdział 1

Na miejscu byłam około godziny 16. W końcu z Bełchatowa do Rzeszowa to tak strasznie daleko  nie jest. Spojrzałam na swoje odbicie w lusterku.  Poprawiłam włosy i wysiadłam z samochodu. Może dzieci nie uciekną. Zadzwoniłam do drzwi i po chwili ujrzałam w nich  brata.
- Lizka! - krzyknął i mnie mocno przytulił. - Wchodź, wchodź. - powiedział i wziął ode mnie walizki.
- O mamunciu! Ciocia Luiza przyjechała! - powiedziała Dominika i tak jak Igła mocno mnie przytuliła. Wzięła mnie za rękę i zaprowadziła do salonu i zaczęła pokazywać swoje nowe lalki. Później przyszedł Sebastian i zaczął pokazywać mi swoje nowe playstation i zaczęliśmy grać w tenisa. Wygrałam 3:2 w setach. Seba chciał meczu rewanżowego więc zagraliśmy jeszcze raz. Domi w tym czasie nam dopingowała. Raz mi, a raz swojemu bratu. Tym razem dałam Sebastianowi fory i on wygrał. Zaczął biegać po całym salonie i w końcu wpadł na swojego ojca który właśnie wrócił z góry.
- Gdzie ty byłeś przez ten cały czas? - zapytałam go gdy minął swoje biegające dziecko.
- Zastanawiałem się do którego pokoju cię wprowadzić.
- Ale żeby aż tyle?
- Nie no co ty! Jeszcze tak o sobie dumałem.
- Ej! A ty miałeś mi powiedzieć!
- A no tak! - powiedział a w tym czasie do domu weszła Iwona z zakupami.
- Ale w koło jest wesoło. - powiedziała widząc swoje wesołe starsze dziecko. Przywitała się ze mną przytulaskiem.
- Dobra, mówię. Tylko usiądź. - ostrzegł.
- Przecież siedzę. Możesz mówić w ostatnim przypadku stracę równowagę.
- Dobra, więc... Załatwiłem ci pracę w reprezentacji jako fotograf. - powiedział i uśmiechnął się. Ja w tym czasie ze zdumienia uchyliłam buzię i wpatrywałam się w niego wielkimi oczami.
- Na prawdę?! - zapytałam niedowierzając własnym uszom.
- Ehe.
- Oj, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki, dzięki! Wstałam i mocno go wyściskałam. - Tak się cieszę!
- Łał, jaki entuzjazm!
- To może co? Przeniesiemy się na taras, co wy na to? - zapytała wesoło Iwona. Przeszliśmy na wspomniane wcześniej miejsce, a po chwili dołączyły do nas dzieciaki. Rozmawialiśmy i śmialiśmy się w najlepsze. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi. Igła poszedł otworzyć, a w tym momencie podszedł do mnie Sebastian z dwoma paletkami do bagbingtona i lotką.
- Ciocia, zagramy? - zapytał.
- Jasne. - powiedziałam i odebrałam od niego jedną paletkę. Ustaliliśmy że gramy do 20 i zaczęliśmy. Nawet nie zauważyłam kto przyszedł, bo tak wciągnęła mnie rywalizacja między Sebą a mną. Pierwszą rundę wygrał Sebastian.
- Buuuu!!! Super!!! Buuuu! Super! - krzyczał cały czas Igła gdyż kibicował mnie i synowi. Zaczęliśmy nowego seta. Punkty były wyrównane, było 17:17 lecz ja wybrnęłam na prowadzenie i ja wygrałam tą rundę.
- Lu-iza! Se-ba-stian! Lu-iza! Se-ba-stian! - krzyczał co o chwila Krzysiek. Pomachaliśmy im z odległości 6 metrów i wróciliśmy do gry. Wynik równał się 1:1 w setach.
- Ale ciocia dobra jest w te klocki. - pochwalił mnie Seba.
- A dziękuję. - powiedziałam i zaczęłam zagrywkę, wygrałam po raz 2.  Wynik 1:2 dla Lizy.
Ding ding ding! Runda 4!
Tego seta graliśmy do 15, czy to będzie klucz do wygranej, czy ciąg dalszy?
- Jeeest! - krzyknęłam po zdobytym 15 punkcie. - Dobrze grałeś. - przybiłam z moim graczem piątkę i ruszyliśmy w stronę tarasu gdzie siedziało małżeństwo z jakimś mężczyzną. Nie rozpoznałam go z takiej odległości, lecz poznawałam jego buźkę z telewizji.
- Miszczyni Lizka. - zaśmiał się Krzysiek i przybił ze mną piątę.
- O wujek Piotrek! - powiedział mały Ignaczak.
- Siemasz młody.
- A! Bo wy się nie znacie! - powiedział Igła. - To jest moja młodsza siostra Luiza, a to jest Piotrek. - powiedział a my podaliśmy sobie dłonie. Resztę dnia poznawaliśmy się z Pitem w towarzystwie Ignaczaków. Krzysiek do Spały wyjeżdża dopiero za 4 dni, więc zdążę jeszcze wyskoczyć na zakupy po jakieś butki. Około godziny 19 Nowakowski zaczął się zbierać do siebie. My wróciliśmy do środka ponieważ komary powoli zaczynały działać nam na nerwy. Igła oraz dzieciaki rozsiadły się na kanapie przed telewizorem, a ja z Iwoną poszłyśmy do kuchni przygotować jakąś kolację. Po 30 minutach posiłek był gotowy więc zawołałyśmy pozostałych i podałyśmy do stołu. Po kolacji zmyłam się wziąć prysznic i iść spać.




......................................................
Witam :) Na razie nic się tu konkretnego nie dzieję, no ale jakoś to wyrównam. Dobra ustaliłam że rozdziały będą dodawane tak co 4-5 dni, ale coś może mi oczywiście wypaść więc nie obiecuję NIC.  To dobrej nocy życzę :)
Buziaczki :* Papatki :** Całuski :***