sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 9

Od razu poszliśmy do stołówki bo była kolacja. Usiedliśmy przy swoim stoliku i zaczęliśmy gadać, no jak zwykle.  Zrobiłam sobie kanapkę z serkiem topionym i nalałam soku wiśniowego.
- Luuuuiza, daj mi swój telefon. - powiedział Fabian.
- Co chcesz?
- Muszę zobaczać coś.
- No ale co dokładnie?
- To dam ci swój.
- Proszę bardzo. - zamieniliśmy się telefonami.
- Emm... Hasło. - podstawił mi telefon a ja przejechałam palcem by odblokować ekran.
Weszłam na muzyki u Fejbsa.
- Jezu, jak sie u ciebie wchodzi na muzykę?
- No normalnie.
- Jezu, masz ten telefon, bo masz taki chiński, że się nie połapie. - oddał mi urządzenie.
- Sam masz chiński telefon. Normalnie z  Dżapaniss.
- Ja mam przynajmniej normalniejszy telefon, nie to co ty.
Prychnęłam.
- No taaaa, jasne.
- Weźcie się nie kłóćcie. - przerwał nam Krzysiu.
- To onnia zaczełczła. - powiedzieliśmy równocześnie tak, że nasze wypowiedzi połączyły się.
- Normalnie takie z was dzieci, że trudno z wami wytrzymać.
- To z nim trudno wytrzymać.  - powiedziałam.
- Nawzajem, przyjaciółko, nawzajem.
- Mhmhmhm hehehehe. - zaczęliśmy się do siebie wykrzywiać.
- Matko z Ojcem. Różnych debili widziałem w życiu. - podsumował Krzysiek i walnął się w czoło.
- Zapodajcie jakąś muzę. - wtrącił Fabian.
- Zapo-zapo-zapodaje. - włączyłam taką   piosenkę. - Panie trenerze mhmhm. Kury nam na boisku piłkę podziobały ot.
- Co ja mam z tym wspólnego? Nie widzisz że zajęty jestem no? - kontynuował Dżaga.
- A co pan taki zawieszony?
- No, co rozprawę mam
- Jaką rozprawę, mecz mamy martwimy się.
- Wy się nie martwcie tylko strzel tego karnego z drugiej połowy.
- Oj, dzięki bąbelku.
Tak. Znaliśmy to na pamięć.  W ogóle to my uwielbiamy Kabaret Skeczów Męczących. Znamy wszystkie ich skecze, i tak dalej.
- EJ!  - powiedział Zatorski takim głosem jakby coś odkrył, co było u niego dość częstym zwyczajem.
- Dawaj, dawaj. - powiedziałam.
- A może po kolacji urządzimy sobie taki jakby... kabaret?
- Nie rozumiem cię. - odparł Krzysiu.
- No, na przykład Liz i Fabian będą wystawiać jakiś skecz jakiegoś kabaretu, a my będziemy publicznością. - wytłumaczył.
- Hahahahahaaaaa! Wybrał mnie na przykład!  Nie was, mnie!
- Nie ekscytuj się tak dziecko. - uspokoił mnie Kłos.
- Ja dzieckiem?
- Tak.
- Wcale że nie jestem dzieckiem.
- Dobra, nie jesteś. Fabian i Zati są dzieckami.
- O, dobrze powiedziane. Ale i tak mi żelki wisisz.
- Ohhhhhhhh......
- Ha, ha, ha. - włączyłam  następną piosenkę -  Piotruś, słuchaj, to jak żeśmy się już tak dobrze poznali słuchaj, to może że mnie przyjmiecie do zespołu.
- No mało nas jest także chętnie jeszcze jednego muzyka weźmiemy.  - nie muszę mówić, Fabian spada na drugoplanowego bohatera.
- Jaaaa pierdziele, nie wytrzymam tego, po prostu za chwilę zejdę! Chłopaki, dobra to w takim razie kogo zwalniamy?
- Ty to tak na prawdę znasz na pamięć? - wtrącił się Wrona.
- No, ja uwielbiam ogólnie kabarety oglądać. Czy wystawiać. - walnęłam łokciem Fabiana.
- Mówiłem ci, żebyś mi tak więcej nie robiła.
- O czym znowu nie wiemy? - zapytał Wlazły.
- a wystawialiśmy czasem w Częstochowie kabarety. Najczęściej to Skeczów Męczących. Zawsze byłam Adamczykiem.
- Dlaczego? - zapytał Zati.
- Po prostu. Mam taki sam głos jak on.
- To zapodaj coś. - powiedział Krzysiek. - Razem coś zapodajcie.
- No potem, teraz to ci mogę zapodać ich piosenki.
- No dobra to zapodaj ich piosenki.
- Chcesz to masz Świętokrzyski style
- Jezu, ty masz wszystkie ich piosenki?
Spojrzałam na Krzyśka jak na kosmitę a później na Fabiana. Zaczęliśmy się śmiać.
- Wy macie jakiś wspólny język, którego nikt nie rozumie?  - zapytał zdezorientowany Winiarski.
- On nie wie? - zapytałam po krótkim śmiechu.
- Ale czego nie wiem?
- Przecież my byliśmy na ich występie w Częstochowie. Od razu ich pokochałam, mówię ci od razu.
- Mówię, ci Krzychu, ona ma takiego fioła na ich punkcie, że  z nią trudno wytrzymać. Jak się dowiedziała że w Częstochowie dają występ, to aż mnie wyciągnęła siłą żebym poszedł z nią.
- E,e,e,e,e. Wcale nie! Sam chciałeś iść ze mną, nie koluzyuj sobie historyjki.
- Liza, koloryzuj. - poprawił mnie brat.
- No a jak powiedziałam?
- Weź ty idź do logopedy.
- Kto to logopeda?
- No... Wiesz, logopeda to taki człowiek... Który, no zajmuję się tym, że..... - zaczął mi "wyjaśniać" Krzysiu. - Ratuj! - powiedział bezgłośnie do Łukasza.
- No wiesz Luiza, logopeda to taki kolo, co się zajmuję, takim czymś, że, yyyy.... No, jak masz takie problemy z mówieniem, że nie umiesz wymówić jakich wyrazów.... Czy, czy coś.
- Sprawdzę na necie.
- Dobry pomysł.
Wklikałam w gugle "logopeda" i już po chwili miałam wyszukiwania.
- Logopeda często kojarzony jest tylko i wyłącznie z wadą wymowy. Kiedy nasze dziecko, ale ja nie mam dziecka, zaczyna źle mówić, to rodzice niech się wstydzą, wtedy najczęściej szukamy pomocy i trafiamy do logopedy. - przeczytałam.
- No, to teraz wiesz co to jest.
Wlazłam na You Tub'a i wyszukałam mój kabaret. Włączyłam ten skecz. No po prostu love it.
- Czo ty oglądasz? - zapytał Fabian zaglądając na ekran. - No, tak czego bym się miał spodziewać.
- W górze tyle rąk, tyle tyle rąk, tyle wiernych rąk
nie wiadomo skąd, nie wiadomo skąd wyciągam kropidło być księdzem to jest prestiż
zarąbista sprawia wierz mi zanim zacznie się jeszcze jedno zrobię
pozostaje tylko momten chwila a poświecę to
wezmę za to miliony monet, dzięki Boże za Euro. - zaczęłam śpiewać jak Marcin. No, może i faktycznie jestem uzależniona od tego kabaretu. Boże, na odwyk normalnie.
Po chwili siatkarze zaczęli się zbierać do swoich pokoi po skończonej kolacji.  Poszłam na górę schodami bo nie chciało mi się czekać na windę, a po za tym to Fabian mnie odciągnął. Uznał uwaga cytuję " Zanim winda by tu przyjechała, to ty byś już wyrwała ten guzik ze ściany. " No sorry, aż takim psujem to ja nie jestem. Wdrapywaliśmy się na 4 piętro. Mięliśmy ze 400 schodów, jak to uznał Dżaga. Mi tam to nie przeszkadzało bo oglądałam KSM. ( Kabaret Skeczów Męczących jakby ktoś nie wiedział. )
- Czy ty zawsze musisz to oglądać?
- No co ty, przecież nie zawsze. Czasem rano, w południe, po południu, i wieczorem. To nie dużo.
- No nie no ty to jesteś na prawdę uzależniona!
- Oj, Fabiś, Fabiś. No nie mów tak. Ja nie oglądam wyścigów samochodowych.  - uśmiechnęłam się.
- Gramy na PlayStation?  - zaproponował.
- Chętnie. - powiedziałam gdy już weszliśmy do pokoju. Fabian podłączył urządzenie i włączył Fifę.
- Ej, o ja chcę być Ronaldem!  - powiedziałam.
- Ale ja nim jestem!  - zaczął się kłócić.
- No ale na chcę nim być!! - zaczęłam się gorączkować i piszczeć jak czajnik.
- Okej, no okej, będziesz Ronaldem.  - ustąpił.
- Dziękuję.
Zanim jeszcze zaczęliśmy grać włączyłam jakąś piosenkę KSM. Nawet nie zauważyliśmy, jaka do środka weszła nasza ekipa..... Ekipa? No może być.
- Ciiiiiśniesz Luiza! - zawołał mi do ucha Zatorski. No aż podskoczyłam ze strachu.
- Błagam cię, nie rób tego więcej, bo normalnie zaraz zejdę.
- Ile jest? - zapytał Krzychu.
- 1:0. Dla twojej siostry. - powiedział Fabianek.
- My po kolędzie,
chodzimy po kolędzie, tak
Ty i ja chodzimy od lat.
My po kolędzie,
chodzimy po kolędzie, tak
Super skład chodzimy od lat. - zaczęłam podśpiewywać.
- Weź, zmień tą piosenkę! - zaczął jączęć Krzysiek.
- Nieeeeeee.
- To sam sobie zmienię.
- Nie znasz hasła. Ha, ha, ha.
- No ja bym nie była tai pewny. - pokazał mi odblokowany ekran. - Ha, ha, ha.
- Oż ty żydzie. - wyrwałam mu telefon. Wygięłam się tak żeby nie widział nowego hasła które kreślę na ekranie.
- Robimy kabaret?
- Zaaaraz, muszę wygrać.
- A ile będziecie jeszcze grać?
- Aż ktoś wygra. - wytłumaczył temu niedorozwinięciu Zatorskiemu Dżaga.
- Igła. Zostaw. Mój. Telefon. - powiedziałam obserwując go kątem oka. Momentalnie cofnął rękę i położył ją na policzku, żeby wyglądało to na pozowanie do zdjęcia.
- O co ci chodzi? Ja pozuję do top modela.
- To teraz ty idziesz do tap madl? - zapytałam. - Nie nadajesz się.
- Czemu niby się nie nadaję? Przecież jestem piękny.
- No, ale by cię nie przyjęli. Cóż poradzę Dżoaana Krupa jest taka wymagająca.
- Powiem że jestem piękny. 
- Może ci botoks wstrzyknąć? - zaproponowałam.
- A masz?! - krzyknęli wszyscy na raz.
- A chcecie?!
- A masz? - powtórzył pytanie Krzysiek.
- Nie mam, ale mogę ci zamówić. - powiedziałam w dalszym ciągu biegając Ronaldo po całym boisku.
- Eee, to nie. Widziałem na necie taką dziewczynę co sobie wstrzyknęła botoks. No, nie wygląda to za ciekawie.
- Nie to nie.
- A ty miałaś kiedyś botoks? - zapytał zaciekawiony.
- No weź, taka głupia to nie jestem. Nie potrzebuję, od urodzenia jestem przepiękna.
- No, masz to po mnie. - poczochrał mi włosy.
- Ło Jezu no, zostawisz mi kiedyś moje włosy? - warknęłam.
- Ojeju już się tak nie wkurzaj, złość piękności szkodzi. - znów mnie zaczął czochrać.
- No zostaw, mnie! No nie no!!!! - rzuciłam konsolą gdy Fabian wbił kolejnego gola.
- Nie złość się, złość pię...... - zaczął Igła, ale  nie dokończył gdyż mu przerwałam.
- Zamknij się. - warknęłam. - Nie rozumiesz że przegrywam dwoma golami? - powiedziałam spokojniejszym głosem.
- O jej.  - powiedział wysokim głosem. - Czy ty nie rozumiesz że przegrywam dwoma golami? - zaczął mnie naśladować piskliwym głosem.
- Ja tak nie mówię!
- Ja tak nie mówię! - zaczął piszczeć. - Hahahahaha, jak ja cię lubię wkurzać.
- Żebym ja cię zaraz nie wkurzyła. - mruknęłam.
- Co tam mówisz?
- Nic. - wykrzywiłam się mu.
- No kurde, no! - zadarł się Drzyzga gdy do jego bramki wpada piłka, którą posłałam. No, raczej Ronaldo, ale ja nim steruję także to to samo.
- Ile jest? - zapytał Kłosik.
- 3:4 dla mnie. - powiedziałam. - Jak Barcelona zajebała.
- Ale to była wtedy Korea. - poprawił mnie Fabian.
- No ale tu nie gra Korea, także jest Barcelona. - wyjaśniłam mu.
- A dlaczego nie Jak Madryt zajebał?  - spytał.
- No bo to nie ja zajebałam, tylko ty.
- To nie sprawiedliwe.
- No ale to głupio brzmi, no słuchaj. Jak Madryt zajebał. No i jak to brzmi? Głupio nie?
- No ale można by powiedzieć jak Real zajebał. To już brzmi lepiej. - Boże, już zaczął wymyślać. Filozof się znalazł.
- Ale Barcelona to jest rodzaj żeński, a Madryt męski.... Czy jakiś tam.
- No właśnie! I dlatego to ja powinienem grać Cristianem!
- Ale ja nim gram!
- Ale to nie sprawiedliwe! Ja nie chcę być rodzajem żeńskim! - zadarł się.
- Fabian to rodzaj żeński? LOL. - powiedział Buszek.
- No właśnie, a to ona powinna być żeńską Barceloną! Rafał weź coś jej powiedz. - powiedział do niego błagalnym tonem.
- Sorry, ale zawodników wybiera się na początku.
- Ha! Wygrałam! No i co Fabianku? No i kto wygrał? - powiedziała triumfalnie.
- No.. Bo zagadałaś mnie tą Koreą no i przegrałem.  - zrobił smutną minkę.
- Nie martw się! - przywaliłam mu w plecy z całej pety.
- Auuuuuuu! A,a,a,a,a,a,a,ł. No Luiza, to bolało!
- Hyhyhyhyhy miało boleć.
- Jaki ty masz fajny  psychiczny śmiech. - skomentował Krzysiu.
-  Hyhyuhyhuhyhu wiem. - w tym momencie Fabian przywalił mi tak samo w plecy.
- Aaaaaaaałłłł, no ty debilu! Ty wiesz jak to boli?!
- Tak, teraz już wiem.- zaśmiał się widząc moją morderczą minę.
- No zabiję cię kiedyś obiecuję.
- Wiesz, jeszcze żyję. Wracając..... Kto chce ze mną wystawiać kabaret? - zapytał Drzyzga zwracając się do wszystkich tu zebranych.
- Ja! Ja, ja, ja, ja, ja, ja! Proszę, proszę wybierz mnie! - machałam mu dłonią przed oczami.
- Czy ktoś się zgłasza?
- No Fabian, no co ty głuchy i ślepy jesteś? Nie widzisz że ja się zgłaszam? Debil jeden.
- O Luiza się zgłasza. Doba idziemy do kibla omówić jaki co i jak.
- Weźcie, usiądźcie tak, jakoś... No rzędami. - powiedziałam i udałam się za chłopakiem do łazienki. - Dobra to co wystawiamy? - zapytał.
- Szczypiorek.
- Szczypiorek?
- Szczypiorek. No Łowcy.b helloł? Helloł? Fabian weź się ogarnij bo ja wiecznie kuwa żyć nie będę.
- A, ten szczypiorek. Dobra, to kim jestem?
- Ty będziesz Moniką, ja będę Magdą, a matką będzie..... O kuwa ludziów nam zabrakło.
- No to weź kogoś z widowni. - zaproponował. Wychyliłam się zza drzwi.
- Musimy mieć jeszcze jednego ludzia! Kto się zgłosi, dostaje premię w postaci żelków!
- U,u,u,u,u! Ja! - zgłaszał się tylko Igła. Ołkej.
- No dobra, chodź. - wpuściłam go do środka i powiedzieliśmy mu co ma robić i mówić. Mieliśmy odstawić ten skecz. Wyszłam na balkon i stanęłam przed oknem, które było otwarte na oścież.  Igła stanął trochę dalej.
- Mamo! - zaczął Dżaga. - Mamo! Maaaaamooooo!!!
- Coooooooooooooooooo?!?!?! - wychyliłam się zza okna.
- Magda!
- No co?!
- Zapytaj się mamy, czy ten szczypiorek, co mam go kupić, ma być cienki, czy gruby.
- Cooooo?!
- Zapytaj się mamy, czy ten szczypiorek co go mam kupić ma być cienki czy gruby!
- Maamo! - odwróciłam się lekko do Krzyśka. - Maamo! Maaaaaaamo!
- Coooooooooooooooooooooo?!?!
- Monika się pyta, czy ten szczypiorek co go ma kupić, ma być cienki, czy gruby?
- Cooooooooooo?!
- Monika się pyta,
- Aha, aha, aha.
- Czy ten szczypiorek co go ma kupić,
- No, no, no.
- Ma być cienki czy gruby!
- Koperek, kurwa! - i tak zakończyliśmy nasz występ. Jak to zobaczyłam na necie, to lałam z tego kilka dni.  Nadal to czasem oglądam, o po prostu nie mogę przestać.
Nasza "publiczność" zaczęła klaskać.
- O ja pierdole.... będę się z tego śmiał.... przez trzy dni.  - powiedział przez śmiech Wrona.
- No nie no, będzie się rył po nocach. - westchnął Kłos przez śmiech.
- Ja nic nie poradzę, że jeste.....śmy tacy super.
- Jeszcze raz! - powiedział Zati.
- Najlepiej żebyście wy cały czas odstawiali. - zaproponował Żygadło.
- No jak chcecie. Ej Fabian - szepnęłam mu na ucho co zagramy.
- Łooooooooo..... Dobra.
- Tylko, no wiesz, górniczki weź.
- Górniczki? - zapytał nic nie rozumiejący Zatorski.
- No górniczki, takie lampki, co się nazywają czołówki, ale dla mnie są one górniczkami, także no, wiesz.  - Drzyzga dał jedną mi i sobie. Odegraliśmy tym razem skecz Łowców.b "szpiedzy". Ja w roli Tego w żółtym sweterku, Mariusza, a Drzyzga w roli Pawełka.
Już na samym początku wszyscy się śmiali z naszej głupoty.
- Dobra, już mi się nie chce. - powiedziałam po skończonym przedstawieniu.
- No błagam was, jeszcze jeden. - błagał Winiar.
- Nie, nie chce mi się. Wy może coś teraz wystawcie.
- No ale my tak super-ekstra-zajebiście-najlepiej jak tylko można nie umiemy. - wydął dolną wargę i spojrzał na mnie tymi swoimi oćkami.
- Oooo, jaki puci, puci, puci. - zaczęłam go ściskać za policzek.
- No puci, puci, puci, a teraz na scenę.
- No dooooooobra, Dżaga idziemy.
-Okej
- Dobra, to gramy. Tooo dopiero kurna będzie psychiatryk. 
Odegrałam "Psychiatryka" z Fabiankiem. Ja w roli Adamczyka, co jest wiadome, a on w role lekarza. Na chwilę wzięliśmy Krzyśka, bo nie dawał nam spokoju. Na "hełm" wzięłam kapelusz, na "menażkę"  mą torebkę a na bagnet, no długopis, bo patyka i widelca pod ręką nie miałam.
- Dobra, więcej mi się nie chce.
- Ty wiesz że ja to wszystko nakręciłem? - zapytał Igła śmiejąc się złowieszczo.
- Jak to opublikujesz na jutup to dal ci taki wpierdziel że Iwona cię nie pozna.
- Okej  - powiedział zasmucony.
- Lulu mi się chce. - powiedziałam a inni się zaśmiali.
- Która to już godzina tyka....
- No zobacz.
- Dopiero 22.
- Dopiero? To o której ty idziesz spać?
- No....
- Przeważnie to po 2 nad ranem. - odpowiedział za niego Ziomek.
- Ja pitole, to ile ty śpisz, jak wstajesz o ósmej?
- No gdyby tak policzyć, to nie wiele.
- A i tak potem ma siłę zapierdalać z kamerą na treningu. - zaśmiał się Łukasz.
- Wiesz, mój dobry kolego, w tym wieku co ja, ma się więcej siły niż 5-latek.
- O kurde, jak tu kumarów naleciało. - powiedział Kłos machając rękami żeby je odgonić.
- Czy widzisz komara, jak mu dupa świeci, przypierdol mu gazetą wyżej nie poleci. - zanuciłam.
- Akurat to nie mam żadnej pod ręką. Także będę klaskał, może zabiję.
- Ta, powodzenia.
- Dzięki, przyda się. 
...............................................................................

Wracam z nowym rozdziałem :-) Jak tam u was na święta? Czujecie to kilka kilogramów więcej? :)
Z życia wzięte, kabaret mnie uzależnił xD Cały czas tylko oglądam te skecze, a potem kilka dni się z nich śmieję.  Najbardziej to uzależnił mnie Skeczów Męczących. Kolejny z życia wzięty fragment! Ja też często jestem Adamczykiem, no po prostu, umiem go naśladować. Okej, stop!
Rozdział oddaje wam do skomentowania, piszcie w komentarzach co o nim sądzicie.
Pozdrawiam ;***
PS: Jeżeli rozdziały wydają się wam zbyt długie, piszcie, a ja postaram się o to aby nie były takie długaśne.

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 8

- Kto chce jeszcze spróbować? - zapytał złowieszczo Krzysiek.
- Ymmmm.... Nikt? - odpowiedział Winiarski.
- Oh, no przecież wiem, że chcecie spróbować. - machnął ręką.
- Nie, nikt ni chce, twa intuicja tym razem cię pomyliła. - powiedziałam sprawdzając która godzina.
- O Liz nie zauważyłem cię początkowo.
- O, serio? A ja nie zauważyłam cię przez całe życie. - odparłam z ironicznym uśmiechem.
- Żartowałem.
- Serio? A ja nie. - odparłam z takim samym ironicznym uśmiechem.
- Liz. Powalasz mnie tymi tekstami wiesz?
- Serio? A ty mnie nie.
- Słodki Jezu! - krzyknął nagle Fabien przerywając nam mini kłótnię. Oj no to tak było na żarty, my nigdy nie kłócimy się na poważnie.
- Co? - odparliśmy razem.
- No tam za krzakami chyba coś jest! - wskazał na krzew który był po drugiej stronie.
- Boże, Dżaga to może być wiewiórka.
- Wiewiórki nie łażą na wiosnę!
- To ty myślisz że wiewiórki wychodzą tylko jesienią?
- No..... A nie?
- Boże......No a tak?
- Ym no jakby tak pomyśleć to......Nie.
- Ej, wybierzemy się na spacerek? - zaproponował Wrona.
- Gdzie?
- No nie wiem. Do lasu?
- O, dobry pomysł, Fabian zobaczy co to jest wiewiórka. - poparłam go.
- Ale ja wiem co to jest wiewiórka tylko......
- No to sobie zobaczysz, że też wychodzą wiosną. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wredniuch. - odparł.
- Menda.
- Głupek.
- Głupszy głupek.
- Wcale że nie.
- Wcale że tak.
- Nie!
- Oj, Fabian, Fabian... Mnie w kłóceniu nie przebijesz. - poklepałam go po ramieniu.
Poszliśmy do wyżej wymienionego lasu na wyżej wymieniony spacer.
- Ej, Liz znasz tą piosenkę? - zapytał Wrona puszczając piosenkę.
- No, znam, a co?
- Nie wiem. Kłos nie znał, to się załamałem.
- Kłoooos? To ty nie znasz takiego ktośia jak KaeN? - zapytałam.
- No...... Akurat tej piosenki nie znałem.
- Mhm, taaa jasne. A ty Dżaga? Znasz?
- Eeeeee...... No pewnie że.... nie. - odparł.
- No wiesz, ty co....... - powiedziałam.
- Oj no co? Nie muszę znać wszystkich piosenek.....
- No okej. No ale KaeN-a nie znać?
- Oh, bo będzie foch. - ostrzegł.
- Ej a znacie taką piosenkę? - włączyłam swój telefon i weszłam w muzykę. Wyszukałam tą co szukałam i ją puściłam.
- Nie znam. - odparł Włona po chwili.
- Ha! A ja ją znam! Też ją mam na telefonie! - powiedział triumfalnie Kłos.
- A znacie..... A znacie, znacie...... Taką?
- Ohoho..... Wyślij mi. - powiedział Fabianek.
- Dżaga? Kłos? Czemu idziecie do tyłu? - zapytałam.
- Y.... No no bo.... Bo tak? - odpowiedział Fabian.
- Nie masz uprawnień do tego żeby mówić "bo tak".
- Co? Czemu?
Zaczęłam mu się przyglądać a on mnie. Mrugałam rzęsami raz po raz i on też. Małpa jedna.
- Jaka mina. - powiedział Wrona.
- Nie moja wina że małpa jedna robi wszystko to co ja.
- Małpa robi wszystko to co ja. - powtórzył za mną Drzyzga piskliwym głosem.
- Ja wcale nie mam takiego głosu!
- Serio? A ja nie mam wiewiórki i jakoś żyję.
- To co powiedziałeś, wcale nie miało sensu.
Patrzył chwilę na mnie a później zaczął uciekać wzrokiem z uśmiechem przekrzywionym na jedną stronę.
Doszliśmy na jakąś polankę, i usiedliśmy na trawce. 
- Ej, Liz. - powiedział Krzysiek.
- No, co?
- Pamiętasz taką zabawę co wymyśliłaś?
- No, ale ja dużo zabaw wymyślałam, także nie za bardzo wiem o którą ci akurat chodzi.
- No tą, co się biegało po lesie, i co się znajdowało jakieś tak zwane "tropy" i się za nimi biegło.
- Tą beznadzieją zabawę, to ty wymyśliłeś. Ja się w nią nigdy nie bawiłam.
- Oł. A no faktycznie. Daj mi swój aparat.
- Po co ci?
- No bo chcę.
- Ja też dużo rzeczy chcę i nie mam.
- To ja dam ci swój. - wyciągnął aparat i mi go podał.
- No jak tak bardzo ci na tym zależy..... - wzięłam od niego aparat a swój schowałam z powrotem.
- Ej..... Chyba nie tak...... Oż ty szczurze przebiegły.
- Wiesz, ma się to coś. - patrzył na mnie przez dłuższą chwilę.  - O no doooobra. - dałam mu swój aparat. - Tylko nie zepsuj.
- Okej! - usiadł na trawie nie daleko i go włączył.
- EJ! - krzyknął Zati który niespodziewanie pojawił się na drugiej stronie polany. Kurde, ona ma jakieś teleporty czo co? Przecież jeszcze przed chwilką gadał z Kłosem który był koło Wrony, który siedział obok Fabiana, co siedział obok mnie. Dziwne.....
- CO?! - odkrzyknęłam mu.
- Chodźcie zobaczyć! To jest coś niesamowitego!
- A co znalazłeś?! - zawołał Winiarski.
- No to jak nie przyjdziecie, to nie zobaczycie, no nie?!
- No ale powiedz, chociaż co znalazłeś, żeby było wiadomo czy warto iść!
- O Jezu, jakie wy macie wymagania!
- To powiesz?!
- Nie! Nie powiem! Jestem na was obrażony! - krzyknął i zrobił obrażoną minę, co było widoczne nawet z takiej odległości.
- E, tam. - machnął ręką Krzysiu. - Przejdzie mu.
- On zawsze tak "Jestem na was obrażony!" A potem i tak " Ej chłopaki, wiecie że.... "
- Mhm. Dobrze wiedzieć, że można go wkurzać a i tak się nie obrazi. 
- Coś w sam raz dla ciebie! - powiedział Bartek.
- No, bo ja uwielbiam wkurzać ludzi.
- No to wkurz mnie. - powiedział na ochotnika Wrona.
- Ciebie?
- No.
- Jego baaardzo trudno wkurzyć, także możemy sprawdzić czy na prawdę jesteś taka dobra. Jak go wyprowadzisz z równowagi dam ci paczę żelków.  - odparł Karollo.
- Spoko. Przyjmuję wyzwanie. To daj mi swój telefon.
- Co? Ale po co?
- No bo to jest część wkurzania? - ostrożnie mi go podał patrząc na mnie podejrzliwie. - Spoko, nic mu nie zrobię. - włożyłam przedmiot do kieszeni spodni.
- No, no i co? - zapytał zdezorientowany Drzyzga który przyglądał się całej scenie. - Andrzej nie wydaje się na wkurzonego. Coś ci się nie udało.
- A czy ja powiedziałam że to już koniec?
- No a nie?
- No a tak?
- Ołkeeeej, a czy możesz mi go już oddać? - poprosił Andrzej.
- Yyyyy... A skąd ta myśl?
- No bo.... Będzie bezpieczniejszy u mnie? Fabian mi już co nie co o tobie powiedział.
- Czyli co? - przesunęłam wzrok na Fabiana który teraz uciekał wzrokiem i nucił coś pod nosem.
- Że wszystko gubisz.
- Phi. Jak już to ON wszystko gubi.
- Wcale że niczego nie zgubiłem!
- Tak? A klucz do naszego pokoju? Dałeś go Krzyśkowi, a wyglądałeś tak, jakbyś go na serio zgubił. 
- No a mi go oddasz?
- Yyyyy... A skąd taka myśl?
- No Liz, noooooooooo
- No ale co? - powiedziałam rozbawiona, bo oczywiście to było w planie wkurzania ludzi.
Wystawił dłoń.
- Ręka.
- Jezus Maria...
- Też mam rękę. - pomachałam mu przed nosem moją dłonią.
- O łał, nieźle ci idzie w wkurzaniu Wronki.
- Co? A wcale wcale wcale się nie wkurzam. Jestem spokojny jak...... - właśnie zauważył jak klikam na jego telefonie.  - Liz!  - wyrwał mi telefon.
- Hahahahahaha. Przegrałeś! Żelki is me!
- Dziwne..... Mnie wkurzasz inaczej. - wtrącił się Dżaga.
- Bo ty jesteś inny.
- A jak cię wkurza? - zapytał Krzysiu.
- No, różnie. Przeważnie to odłącza mi laptopa, to znaczy to było jeszcze kiedyś jak byliśmy w Częstochowie. To wyłączała mi laptopa i chowała ładowarkę i swoją też i nie miałem jak się porozumiewać ze światem. Z telefonem było tak samo.
- O łał. - podsumował Wlazły.
- Ze mną było ciut inaczej.... - przyznał Krzysiu.
- A jak? - zapytał Buszek.
- Kiedy tylko zachciało jej się mnie wkurzać to robiła mi tak. - Igła zaczął uderzać Rafała wskazującym palcem w skronie.
- Ała noooo.
- Albo tak. - dźgnęłam Krzysia w brzuch palcem.
- Hhyyyyyyyyyyy!  - złapał się za miejsce w które go dziabnęłam.
- No ja tego nie rozumiem, jak to - dźgnęłam go jeszcze raz. - Może boleć?
- No a może tak? - Igła odegrał się tym samym. Ale ja ani drgnęłam. - Kosmita!
- O! A właśnie mi się coś przypomniało.
- Cóż takiego?
- No bo jak byłam jeszcze w podstawówce to uczyła mnie taka babka co uczyła polskiego i przyrody. No i ona często takie coś: Jak się zaraz nie uspokoisz ty wpiszę ci jedynkę i będziesz płakał! - przybliżałam się powoli do trawy, a na " i będziesz płakał! " odchyliłam się gwałtownie do tyłu. Wszyscy zaczęli się śmiać. - I mówiła często: Uspokój się wreszcie, usiądź na miejscu, wyciąg książki, i napisz temat lekcji. - zaczęłam machać rękami w tył i w przód ze sztywnymi palcami.
- Jaki to ona miała pseudo......?
- Wszechwiedząca sowa. Albo po prostu sowa.
- Dlaczego? - zapytał Zati który niespodziewanie znalazł się w tym... hmmm.. kółeczku? No kółeczku które stworzyliśmy.
- Zati, mój ziomeczkuuu. Gdzie byłeś?
- Byłem tutaj cały czas.  - powiedział zażenowany.
- Widziałam cię cały czas.
- Cieszę się. No ale dlaczego sowa?
- Bo wyglądała jak sowa. Nos miała taki duuuży i jeszcze taaaaki krzywy.
- Ej, a opowiedz o tym, jak się wywaliła na prostej. - powiedział Krzysiu.
- O. No to to było tak, że było już kilka minut do dzwonka, no i chłopaki zaczęli się już zberać pod drzwiami, no i ta sowa oglądała nasze prace na wystawce no i jak wracała to mijała umywalkę, no i jak tak szła to się prawie wyjebała na podłodze. W klasie oczywiście śmiech, a ona takie coś mówi do chłopaka który stał gdzieś blisko niej : No i widzisz, coś tutaj rozchlapałeś i bym sobie zęby wyłamała.  - wszyscy w śmiech.
- Ja miałem normalną nauczycielkę. - powiedział Mario.
- To maiłeś szczęście, mieć taką psychiczną nauczycielkę jak ja miałam, to nic fajnego.
- No nie no, śmiesznie jest taką mieć. - odparł Bartek.
- No nie wiem czy tak fajnie.
- Ej Luiza, pamiętasz tą imprezkę? - zapytał Drzyzga podsuwając mi pod nos swój telefon. Spojrzałam na zdjęcie i otworzyłam szeroko oczy. No pewnie że pamiętałam. To było z okazji Hallowin.
- Impreza z okazji Hlejowina?
- HLEJOWN? A nie halloween? - zapytał Piter.
- Nie, Hlejowin. Wymyśliliśmy nową nazwę. Jest taka oridżinals. Pamiętam jak cię wtedy wystraszyłam z Laurą. - zaśmiałąm się na wspomnienie tego zdarzenia i reakcję Fabiana.
- Co mu zrobiłaś?
- No więc, Fabianek miał iść na zakupy po wina na Hlejowina. No i powiedział, że na pewno ne wróci zbyt szybko, bo kolejki, korki że kuwa nie ma co. No i my z Laurą już dzień wcześniej wyszukałyśmy w necie taki fajny pomysł jak można kogoś wystraszyć na halloween. No i jak już wyszedł to od razu zrobiłyśmy sobie taki makijaż, ja miałam ten a Laura taki. - pokazałam im zdjęcia które sobie zrobiłyśmy. - No i jak zrobiłyśmy makijaż to położyłyśmy się pod kaloryferem, żeby wyglądało to tak jak na samobójstwo. Położyłyśmy gdzieś nóż i po kilku sekundach do mieszkania wszedł Fabian. Jak nas zobaczył to zaczął wrzeszczeć, i biegać po mieszkaniu. Potem, już nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać.
- Ja przez to nie spałem kilka nocy!
- Bo ty się wszystkiego boisz.
- Ej, u nas na święta kiedyś była taka akcja. - zaczął Krzysiu. - Leciał " Kevin sam w domu " No i jak już tam było
- "Pójdziemy w nocy, kiedy jest już ciemno. Dzieci boją się ciemności. "
- " Ty też się boisz. "
- To Liz : Krzysiu też się boi. Z nią to zawsze były jakieś przypały. Mój ty kochany bobrze. - poczochrał mnie po włosach.
- EJ! - powiedział Zatorski takim głosem jakby coś odkrył.
- Co?
- Jest tutaj dwóch Ignaczaków!
- Nieeee. Na prawdę? Nie wiedziałem. - powiedział Fabian. - Serio tego nie zauważyłeś?
- No, nie. Dopiero teraz. No ale wracając. Mamy teraz dwie igiełki.
- Och Zator jaki z ciebie ęteligętę.- machnęłam ręką.
- No wiem.
Pogadaliśmy jeszcze trochę, i wróciliśmy do ośrodka.


................................
Uf! Witam was. Przebrnęłam  i napisałam ten rozdział. Kompletna kicha, nic mi teraz nie wychodzi. Na tamtych blogach już opracowuje rozdziały, i też już niedługo powinny się pojawić, jeżeli nie, to sorry, ale mam dużo nauki w tym semestrze, średnia z wszystkich przedmiotów jest wprost powalająca... Nie ważne. Pyszcie w komentarzach, w komentarzach pyszcie co myślicie i tak dalej. Ja się żegnam, BUJA.