Obudziłam się po 10. Wstałam i wybrałam jakieś wdzianko z walizki. Poszłam więc do łazienki się ubrać. Gdy wykonałam lekki makijaż zeszłam schodami na dół. Skierowałam się do salonu w którym ujrzałam Krzyśka który siedział wygodnie na fotelu i klikał coś w klawiaturę.
- Cześć. - przywitałam się.
- Dzień doberek. - odpowiedział.
- Gdzie dzieciaki? - zapytała.
- Nie wiem czy wiesz, ale ktoś się tu jeszcze uczy.
- Nie wiem czy wiesz, ale ja już wiem. - przejęłam pilot który leżał bezwładnie na stoliku. Zaczęłam przełączać kanały ale nie leciało nic, a nic ciekawego, więc zostawiłam na " Kuchenne rewolucje ".
- Co mam zrobić dziś na obiadek? - zapytałam.
- O kurde. - Krzysiek nagle zerwał się na równe nogi i wbiegł do kuchni na złamanie karku, i zaczął czegoś gorączkowo szukać. Weszłam za nim do kuchni a on w tym samym czasie si odwrócił i złapał mnie za ramiona.
- Gdybyś była mrożonką, to gdzie byś się schowała? - zapytał.
- Mrożonką powiadasz...? - pokiwał energicznie głową na " tak ". - No nie wiem, a może w zamrażalce?!
- Świetny pomysł, tam jeszcze nie szukałem! - odpowiedział i podbiegł do lodówki.- Aaaaaa, zimnie, zimnie, zimne, zimne. - powiedział przekładając mięso z jednej ręki do drugiej. - Kurczę, nie roztopi się tak szybko. O nie, ziemniaki ie ugotowane, zupka nie zrobiona, szczypiorek nie pokrojony...Przegram ten zakład, to pewne jak klopsiki w sosie. - usiadł zmartwiony na krześle.
- Coś się nagle taki kulinarny zrobiłeś? I jaki zakład? - zapytałam zaciekawiona.
- No, bo założyłem się z Iwoną, że dopóki nie wyjadę do Spały, muszę robić codziennie obiady, ale jak przegram to będę musiał robić pranie do świąt w grudniu. - wytłumaczył.
- Aha, i nie pomyślałeś żeby wyciągnąć mięso wczoraj żeby na dzisiaj było już roztopione? - zapytałam.
- Łał, dobry pomysł, nie wpadłem na to. No, ale, co będzie z tym obiadem co jeszcze go nie ma?
- No to musisz się śpieszyć żeby zdążyć. - powiedziałam.
- Pomożesz mi? Proszę, proszę, błagam! - złożył ręce w geście proszącym.
- No dobra, uratuję cię od robienia prań przez wiele miesięcy. - odpowiedziałam i zabrałam się za swoją robotę i po chwili mieliśmy duuużo do zrobienia. W między czasie toczyliśmy miłą rozmowę.
- A gdzie zostawiłaś Jeroma Gacka? - zapytał. Oczywiście chodziło mu o mojego kochanego pisaczka. W mojej starej pracy posiadanie zwierzątka było konieczne. Pracowałam bowiem jako fotograf zwierząt.
- U Laury. Przecież samego w mieszkaniu go nie zostawię, taka nie odpowiedzialna nie jestem. - odpowiedziałam.
- Myślałem że przywieziesz go ze sobą, dawno go nie wiedziałem. - powiedział.
- Ale Laura zgodziła się go przetrzymać dla mnie na trochę i jest git. - odpowiedziałam i w dalszym ciągu robiliśmy obiad. Po jakiejś godzinie posiłek był gotowy.
- Ok, to ja pojadę po Sebę i Domi. - powiedział.
- Ołkej. - odpowiedziałam. Krzysiek wyszedł a ja zostałam sama. Włączyłam tv i przełączałam kanały. Zostawiłam na " Jak poznałem waszą matkę " i zaczęłam oglądać. Po 15 minutach Krzysiek wrócił z dzieciakami i zjedliśmy obiad. Później każdy robił co mu się chciało. Seba grał na komputerze w swoim pokoju, Domi rysowała w salonie, Krzysiek przełączał kanały równocześnie klikając w klawiaturę, a ja sprawdziłam fejsa. Posprawdzałam, polajkowałam, pokomentowałam, i się wylogowałam. Gdy zeszłam na dół w salonie siedziała już Iwona i to teraz ona rządziła pilotem.
- Twoja władza się skończyła? - zapytałam brata który siedział naburmuszony obok swojej żony.
- A żebyś wiedziała. - odpowiedział a kobieta tylko się zaśmiała. Usiadłam na fotelu i zaczęłam oglądać serial, a mianowicie " M jak miłość ".
- Jak takie coś można dawać w telewizji? - zaczął krytykowanie, no tak jak zwykle. - Przecież tutaj nic się nie dzieję. Jest sobie małżeństwo mieszkające sobie w Warszawie i jeden taki ich sąsiad przyłazi kiedy tego męża nie ma, wtrynia się w ich sprawy, później ten mąż przychodzi widzi ich razem, i jest bitka. Później małżeństwo się kłuci przez trzy następne odcinki, w końcu ta żona wyjeżdża na zlecenie z pracy, ale zapomniała laptopa. Ten jej mężuś gapi się w jej foldery, i w końcu wchodzi na jej pocztę. Łamie hasło i już jest. Patrzy na plik " Odebrane " i widzi że ten ich sąsiad wysyła do niej e-majle typu " Cześć słoneczko " czy tym podobne, ten mąż się wkurza, dzwoni do tej żony wygarnia jej wszystko po czym się rozłącza nie dając jej słowa wyjaśnienia. Później dzwoni jeszcze raz ale już zdążył ochłonąć, i przeprasza. Mówi jej żeby wracała do domu, bo na tym zleceniu był tez ten ich sąsiad bo ona i on pracowali w tej samej branży. Następnie się godzą, i jest następny odcinek który opowiada praktycznie o tym samym. - powiedział a my siedziałyśmy gapiąc się na niego.
- Jeżeli nie chcesz oglądać, możesz nie oglądać. - rzekłam.
- Maaaaaamoooooo.... Nie mam co robić. - powiedział Sebastian przytulając swoją rodzicielkę.
- No to pójdź do Antka, albo ty go zaproś do domu.
- Jest chory. - odpowiedział jej.
- No to pograj na komputerze.
- Znudziło mi się.
- Odrób zadanie. - podpowiedział Krzysiek.
- Zrobiłem.
- O łał, no to nie wiem. - poddał się.
- To idź na podwórko.
- Ale co ja tam będę robił? Nie mam nikogo do zabawy.
- Ale masz Dominikę.
- Ale ona chce się bawić lalkami, albo rysować. A ja już narysowałem pięć samochodów, trzy kwiatki, i jedną jaszczurkę.
- Ale tata bardzo chętnie się z tobą pobawi na podwórku. Zamiast krytykować serialu to się trochę porusza.
- Tatoooooooooooooooooooooooooo. Prooooooooooooszę. - tym razem przytulił się do Krzyśka.
- No dobra, a co chcesz robić? - zapytał.
- Pograć.
- W co?
- Bagbingtona.
- Okej.
- Cześć co robicie? - zapytała Dominika która właśnie przyszła do salonu. - Cześć mamusiu.
- Idziemy grać w bag bing tona. Chcesz grać z nami?
- Ale jak? Was jest dwóch ja jestem jedna. - przekrzywiła głowę w jedną stronę i na nich spojrzała.
- To weź sobie ciocię.
- Okej, mogę grać. - powiedziałam i wstałam z fotela. Sebastian pobiegł na górę po paletki i lotkę, i po chwili byliśmy już na podwórku.
Ding, ding, ding! Runda pierwsza!
Dałam Dominice lotkę aby zaczęła. Wykonała zagrywkę, czy jak to się nazywa w bagbingtonie, bo nie wiem. Wygrałyśmy pierwszego seta, i zmieniłyśmy boisko. Krzysiek rozpoczął walkę o drugiego seta wybuchową zagrywką. A jeśli wybuchowa to musiałam gonić z Dominiką po całym boisku bo nie wiedziałyśmy gdzie spadnie lotka. To było też spowodowane wiatrem który się nagle ruszył. Chłopaki zaczęli się z nas śmiać że tak latamy w tę i we w tę. Ale gdy przyjęłam i lotka przefrunęła na drugą połowę uderzyła w głowę starszego Ignaczaka, tym zdobywając punkt dla nas. Po jakiś 20 minutach rozegrał się 4 set. Wynik był wyrównany 2:2
- Prosimy o czas z Sebastianem! - krzyknął Krzysiek, a ja wystawiłam mu kciuk w górę. - Dobra Seba, musimy się teraz skupić. Przyjmujemy dokładnie, tam gdzie wydaje nam się za daleko ie biegniemy bo przeważnie może wpaść w aut. Musimy to wygrać.
- Dobra Domi my zrobimy tak, przyjmujemy wszystko, biegamy po wszystko, walimy z całej siły. Ok?
- Tak, jest!. - odpowiedział mi i zasalutowała na co tylko się uśmiechnęłam.
Trwała zacięta rywalizacja. Lecz ostatecznie wygrali chłopacy. Zaczęli się cieszyć i skakać w kółko. Ja z Dominiką poszłyśmy po coś do picia.
- I kto wygrał? - zapytała Iwona.
- Chłopaki. - odpowiedziała Domi i skierowałyśmy się do kuchni. Nalałyśmy sobie soku i wyszłyśmy z powrotem na podwórko. Ku naszym zdziwieniu Seba i Krzysiek ciągle skakali w kółko.
- Łał, to oni tak bardzo się tym przejmują? - zapytała dziewczynka.
- Najwyraźniej. - odpowiedziałam ze śmiechem. W końcu po kilku chwilach chłopaki szli w nasza stronę.
- Ha! A my wygraliśmy, a wy nie. - powiedział wesoły Krzysztof
- No to co! - powiedziałam.
- No to to.
- Niby co?
- Nie wiem, ale wiem że wygraliśmy.
- Tak, ale na pewno nie wygrasz ze mną w inne gry.
- Na przykład w jakie? - zapytał.
- no nie wiem, ale na pewno.
- Urządzamy wojnę?
- Okej, ja tam zawsze mogę. W którą grę gramy? - zapytałam gdy podawaliśmy sobie dłonie na znak przyjęcia wyzwania.
- Twister. - powiedział mrużąc oczy i się uśmiechając cwano.
- Okej. - odparłam i ruszyliśmy do salonu.
- Krzysiek, popilnuj dzieci, i siebie też przy okazji, ja muszę zrobić robotę papierkową. - poprosiła Iwona, na co on tylko pokiwał głową. Wyjął z szafki pudełko z grą i rozłożył matę, i już po chwili byliśmy splatani na macie.
- Lewa ręka na zielone. - odparł Sebastian. Położyłam rękę na zielonym które miałam centralnie pod nosem. Nasze figury były takie zabawne, że gdyby ktoś teraz wszedł do salonu to by się zaśmiał w trupa.
- Prawa noga na żółte.
- Ojojoj! - mruknął pod nosem.
- Lewa noga na niebieskie. - wydał kolejna komendę. z tym było już trochę problemów. Przynajmniej u mnie. Musiałam się wyciągnąć żeby dostać najbliższego niebieskiego który był na końcu maty. Krzysiek miał łatwe, bo niebieskie miał przed sobą, a nie tak jak ja.
- Prawa ręka na zielone. - problemy miło widziane! Znów musiałam się wyciągać żeby dostać do kolorku.
- Lewa ręka na żółte. - tym razem mi się poszczęściło, i mam dorzuca się mieloną wieprzowinę, dorzuca się mieloną wołowinę. Sorry ale ta piosnka chodzi mi po głowie od dłuższego czasu. Dobra nie ważne co mi łazi po głowie, ważne jak się rozgrywa walka! Także ten, Sebastian gdzieś nagle zniknął a ja nawet tego nie zauważyłam.
- Gdzie Seba? - zapytałam.
- Poszedł po coś na górę, bo go Iwona wołała czy coś. - odpowiedział. - Ożeszty orzeszku ja w tej figurze geometrycznej dłużej nie wytrzymam.
- Jesteś figurą geometryczną?
- Tak ostatnio dodali mnie do składu geometrii.
- Pole Igły. - tym wywołałam lawinę śmiechu z obydwu stron. Krzysiek zaczął się chwiać, lecz nie upadł. Nagle do drzwi zadzwonił dzwonek.
- O, matko kto o takiej porze? - zapytał zdezorientowany.
- Dopiero 17. Nie tak późno znów.
- Czy ktoś by mógł otworzyć drzwi? - zapytał błagalnie, a w tedy rozległ się znów dzwonek. W tym momencie na dół zbiegła Iwona. - Iwona, możesz otworzyć drzwi?
- Właśnie po to przyszłam. - nagle zatrzymała się w pół kroku. - Co wy robicie?
- Gramy w twistera, założyliśmy się. - odpowiedziałam.
- Aha, dobra, nie wnikam. - otworzyła drzwi i zaprosiła gościa do środka. - Zjesz coś może Piotrek? A może się kawki napijesz?
- Kawką nie pogardzę. - uśmiechnął się do pani do pani domu i wszedł do salonu, po czym zrobił zdziwioną minę widząc nas. - Co?... Wy robicie?
- O witajże Pit. A gramy sobie w twistera. Taaaakie rodzinne porachunki. - przywalił mi lekko pięścią w ramie a ja o mało nie spadłam.
- Ty, jak ja ci tak przywalę to polecisz na drugi koniec pokoju. - spojrzałam na niego wrogo, a Piterson zaczął się z nas śmiać.
- Wy tak zawsze? - zapytał.
- Przeważnie... - odparł Krzysiek. - O Sebastian, jesteś wreszcie.
- Cześć wujek! - przywitał się. - Sorka, ale musiałem...
- Dobra, nie musisz się tłumaczyć, tylko jag byś mógł podać następne, bo mnie zaraz korzonki złapią.
- Okej, to lewa noga na niebieskie. - zakomendował a my wykonaliśmy zadanie bez wielkich problemów. - Ołkej, prawa noga na żółte. - Tutaj to już się zaczęło coś dziać. " Zabrałam " Krzyśkowi pole na którym właśnie miał położyć kończynę i w tym rezultacie zachwiał się przez co upadł, a za to że miałam prawą nogę położona pod jego tyłkiem (?) spadł na nią.
- Ałłłłłłłł....... - pisnęłam a Krzychu dopiero wtedy się zorientował że na niej usiadł. Wzięłam do ręki moja kończynkę i zaczęłam ją głaskać.
- Moja biedna stópka, moja biedna! To przez ciebie. - powiedziałam zwracając się do brata, bo przecież nie do Pita... A co do Pitera, to nawet gdybym powiedziała coś do niego to by nie mógł słowa wykrztusić, bo cały był czerwony i się z nas śmiał.
- Piter? - zapytaliśmy równocześnie, a on w tym momencie się uspokoił.
- No, no, no, już, już jestem. - odpowiedział.
- A, właśnie! Krzysiek, chyba wiesz o co się zakładaliśmy, prawda?
- Hmmmmmm...
- To ci przypomnę, a zakładaliśmy się bo wiem o masaż moich.... Stópek!
- O nieeeeeeee, tylko nie to!
- Tak, tak. Już pędzikiem! - usiadłam na fotelu a Krzysiek klęknął przy mnie i zaczął wykonywać masażyk. Po dziesięciu minutach skończył i usiadł na drugim fotelu lecz momentalnie z niego wyskoczył.
- Ałłłłłłłłłłłłłłłaaaaaaaaaaaaaa!!! - krzyknął i zaczął skakać w miejscu.
- Co się stało? - zapytała wchodząca do salonu z kuchni.
- No coś mi się wbiło w tyłek. Co tu jest jakaś pinezka czy co?! - zaczął macać mebel.
- No tak, przecież ci mówiłam że zostawiłam tu pudełko pinezek, pewnie jedna się wysypała. - powiedziała Iwona a ja krztusiłam się ze śmiechu.
- No i z czego się śmiejesz? - zapytał Krzysiu. - Jak chcesz to ja ci zaraz pinezkę w tyłek wepnę, i to ja się będę z ciebie śmiał.
- Nie wepniesz.
- Czemu?
- Bo ci ucieknę.
- To cię złapię.
- To się zamknę w pokoju.
- To podrobię sobie klucz.
- Ale nie wejdziesz.
- Czemu?
- Bo wyskoczę przez okno.
- To ja skoczę za tobą.
- To ja ucieknę do lasu.
- Po kilku latach cię znajdę.
- Po kilku latach to ja już mogę nie żyć, a jak mnie znajdziesz to zostanie ze mnie tylko szkielet, i nie będziesz mieć już gdzie wpiąć tej pinezki. Ha!
- Toooooo... To nie wiem. Iwonaaaaaaaaaaaa? Wyciągniesz mi tą pinezkę? Bardzo boli.
- To chodź. - odparła ze śmiechem.
- To chyba scena erotyczna, nie patrzcie. - odwrócił się do nas a my się zaśmialiśmy. Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Ruszyłam cztery litery i poszłam otworzyć. Uchyliłam drzwi w których ujrzałam wysokiego mężczyznę.
- Yyyyyy, Dzień dobry Grzegorz Kosok. - podał mi dłoń.
- Luiza Ignaczak. - uścisnęłam jego dłoń i otworzyłam drzwi by wpuścić gościa do środka.
- Jesteś...
- Tak jestem siostrą Krzyśka. - uprzedziłam jego pytanie. No bo każdy mnie się znudzić.
- Aha. - weszliśmy do salonu. - O Piter tutaj jesteś a ja cię po całym Rzeszowie szukam, no.
- O witaj. Nie mogłeś po prostu zadzwonić? - zapytał Piotrek.
- Dzwoniłem, ale nie odbierałeś.
- Na prawdę? A bo... A bo zostawiłem telefon w samochodzie... Sorrry?
- Oł, cześć Grzesio!
- Cześć Igła, nie mówiłeś że masz siostrę.
- Cały czas w Bełchatowie siedzi więc nie przebywa tutaj zbyt często i długo.- odpowiedział a ja tylko wzruszyłam ramionami. Gdy była godzina 19 chłopaki zaczęli się zbierać, a ja z Iwoną posprzątałyśmy ze stołu. Po kolacji udałam się pod prysznic i w piżamie poszłam do siebie, położyłam się na łóżku i zasnęłam.
......................................
Jejciu sory, sory, sory, sory i jeszcze raz sory! Rozdział miła się już pojawić chyba tydzień temu a tu taki klops ;[ Przepraszam was jeszcze raz. Po prostu nie miałam czasu. Wiadomo ze szkoły przychodzi się o 14 od razu muszę lekcje zrobić bo później zapomnę i kolejne " np " lub " brak zadania " i od razu do podpisu rodzica. Szkoła jest męcząca. Rozdział dłuższy więc myślę że wam wystarczy na trochę ;?
O matko ale długiiii. Fajny rozdział. Krzysiek nie byłby sobą gdyby czegoś nie nabroił.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Krzysiek i Luiza są genialnym rodzeństwem. Oni chyba nigdy nie wyrosną z nabijania się nawzajem. Najważniejsze, że dobrze się dogadują i mogą liczyć na pomoc w każdej sytuacji. No i na koniec pojawił się Kosok. Zaczyna robić się coraz ciekawiej. :)
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na kolejny rozdział.
Życzę dużo weny i powodzenia w szkole. :)
Jeżeli miałabyś czas i ochotę to zapraszam do mnie: http://miedzy-noca-a-dniem.blogspot.com/
P.S. Jeżeli możesz to informuj mnie o nowościach. :)
Miec takiego brata - bezcenne ;D
OdpowiedzUsuń[przepraszam za spam]
OdpowiedzUsuń"Aby znaleźć miłość, nie pukaj do każdych drzwi.
Gdy przyjdzie twoja godzina, sama wejdzie do twego domu,
w twe życie, do twego serca"
Anna jest studentką czwartego roku na Uniwersytecie Rzeszowskim.
Pewnego listopadowego dnia składa jej wizytę pewien niezwykły gość,
który przyjechał do stolicy Podkarpacia w sprawach zawodowych.
Co zrobi fanka Resovii, stając twarzą w twarz z graczem Skry Bełchatów?
Dowiesz się czytając Jesienną Drogę
" Krzysiek, popilnuj dzieci, i siebie też przy okazji" - już przy tym zdaniu padłam, ale kłótnia z pinezką w roli głównej rozwaliła system doszczętnie :)
OdpowiedzUsuń