piątek, 26 czerwca 2015

Rozdział 20

Gdy wszyscy zeszliśmy na śniadanie, jakoś nikt się nie odzywał.
- Weźcie coś powiedźcie bo nie wytrzymam tej ciszy. - powiedział Igła. - Nitka?
Rozejrzałam się po sali.
- No przecież ty jesteś Nitka!
- A no taaaaak! No co tam Igła?
- Jak tam, co tam u ciebie?
- A nic, a u ciebie?
- U mnie też.
- Pierwszy raz w życiu słyszę, jak wy rozmawiacie ze sobą jak cywilizowani ludzie. - powiedział Winiarski.
- A ty Michał, nazbierałeś porzeczek? - zapytał Igłaczak.
- Porzeczki?
- No, porzeczki. No nie mów że nie zbierałeś.
- Nie, nie zbierałem.
- A. Ja też nie. - powiedziałam.
Jezu, ta rozmowa w ogóle nie ma sensu, no ale cóż.
- Ej a wiecie jaka jest najdłuższa.....
- Rzeka?
- Wisła ma 1048 km! - powiedział się Dżaga.
- 1047 ciolematole.
- Nie prawda?
- Prawda?
- Nie,e.
- Ehe.
- Coś ci nie wieżę.
- No to sprawdź.
"Dżuga" wpisał w wyszukiwarkę hasło, dzięki któremu moglibyśmy zobaczeć jak jest na prawdę.
- No i widzisz?! 1047.
- Pfff. A skąd wiesz, czy się ktoś nie pomylił? I zmierzył źle? A potem wpisał to w Wikipedii, a nikt potem już nie mierzył Wisły? No? No? No? No skąd masz pewność?
- No bo...... A skąd ty masz pewność, że ktoś się pomylił?
- A skąd ty masz pewność, że ten ktoś co mierzył Wisłę, się nie pomylił?
- No a skąd ty możesz wiedzieć, że ktoś się pomylił?
- Nie gadam z tobą!
- Jak słodko. - skomentował naszą mini kłótnię Wroniaszczy.
Po śniadaniu chłopaki mieli trochę wolnego, a potem mieli trening. Ja za to miałam się zjawić dopiero na meczu, więc cały dzień miałam wolny. Wobec tego postanowiłam wyskoczyć do jakiegoś kina czy coś. Sprawdziłam jakie filmy grają dzisiaj w Multikinie. Jak dla mnie, jest to najlepsze kino. Grali "Wkręceni" więc stwierdziłam, że się wybiorę, mimo że już to widziałam. Seans miał się rozpocząć dopiero o 13, więc miałam dużo czasu, aby obejrzeć inny film, czy pogadać sobie z Anitą. Tak! Anita od jakiegoś czasu wreszcie weszła na Facebooka! Jestem z niej taka dumna. Poplotkowałyśmy i obgadałyśmy każdego. No dobra, kilka osób nam jeszcze zostało ale to już mniejsza o to.
Nagle rozdzwonił się mój telefon. Odebrałam nawet nie patrząc kto dzwoni.
- No co tam?
- Gdzie jesteś?
- Co?
- Gdzie jesteś?
- U siebie.
- Aha, no bo wiesz..... Bo taka sytuacja bo nam się ośrodek pali.
- Co wam się pali? Weź się trochę przygłoś, bo kurde nic cię nie słyszę.
- Budynek nam się pali.
- Jaki kurde budynek znowu?
- No ośrodek nam się pali.
- Jasne.
- No.
- Nie wieżę ci.
- Mówiłem że nie da się nabrać? - powiedział tam ktoś po drugiej stronie.
- Zamknij się!
- Ej, Krzysiek.
- No?
- Ta butelka którą w szafce miałeś, to wódka była, nie?
- Ymmm, nie to spirytus był.
- Bo ja chyba kurwa spirytus wypiłam. - jak on się na to nabierze, to po prostu będęm hardkor.
- Jezus Maria!!!! Żyjesz jeszcze? Jak się czujesz?
- No bo......... ja..................- zaczęłam kaszleć.
- Już do ciebie idę!!! - rozłączył się, a ja zaczęłam się śmiać do rozpuku.
Po chwili do pokoju wpadła cała nasza banda, kiedy ja przestałam się śmiać. Ale gdy ich ujrzałam, zaczęłam się śmiać jeszcze raz.
- Rany Boskie, co ci ten spirytus zrobił? - nagle dotarło do niego jakiego trola mu wykręciłam. - Luiza, ty mendo pospolita, ja serio myślałem, że coś ci się stało!
- My też! - powiedzieli pozostali.
- Ale to słodkie właśnie było.
- Boże Święty....
- A ty serio trzymasz w szafce spirytus?
- No, a kto normalny nie trzyma w szafce spirytusu?
- Ty nie jesteś normalny. - powiedziałam.
- No wiem. Dlatego go tam trzymam.
- I tak cię nie ogarnę, więc po co próbuję.
- To dopiero Amerykę odkryłaś! - wciął się Fabianos-Kabanos. Czy tylko ja uwielbiam przezywać ludzi w myślach?
- Amerykę odkrył Kolumb, Gupi gupku.
- Jezu, Luiza, czy ty musisz mnie tak gasić?
- No ktoś musi.
- Nienawidzę cię.
- Och, ja cię bardziej.
- Ale ja mam zajebiste skarpetki. - podzielił się tą myślą z nami tutaj wszystkimi Kłos.
- Skarpetki w szopy pracze? Serio? - zapytał Rafał.  - Ja mam zajebistsze od ciebie.
- To jakie masz?
- Z Adidasa. - zaprezentował wszystkim swoje skarpetki podnosząc do góry nogę.
- Modelka Rafał. Nadajesz się do reklamy skarpetek. - powiedział Piter po czym zaczęliśmy się śmiać.
- A ja mam w renifery! - pochwaliłam się.
- Coś ci się pory roku popierdzieliły. Przecież teraz nie ma reniferów.  - powiedział Fabian.
- Właśnie że są?
- Nie, e?
- Właśnie że tak.
- A skąd masz taką pewność?
- No bo to nawet dziecko wie, że renifery istnieją przez cały rok. Nie pojawiają się tylko na zimę.
- Cooooooooooooooo?! - pisnął Wrona.
- No nie mów że tego nie wiedziałeś.
- Ale.................... ale jak to.......................
- Jezus Maria zniszczyłam go psychicznie! Zawsze chciałam to komuś zrobić.
- Ja się jej boję.
- Ej, Fabian, wiesz, że jak masz rękę większą od głowy, to znaczy, że masz raka? - zapytał Piotrek z głupawym uśmiechem.
- Serio?! - Dżaga przyłożył sobie rękę do twarzy, a środkowy w nią uderzył.
- Ał! Piter złamałeś mi oko.....
- Dobre! - zaczęłam się śmiać z Fabiana który leczył "złamane oko" oj no co mogę poradzić, że ja się zawsze śmieję, jak Fabian się o coś uderzy? No nic nie poradzę.
Potem chłopaki poszli na trening a ja zostałam w pokoju. Po przeglądnięciu Instagrama zaczęłam się przyglądać ścianą. A nóż widelec wymyślę coś pożytecznego co mogę zrobić. Po dość długim przemyśleniu, stwierdziłam, że poczytam książkę, bo i tak nic innego nie mogę teraz wymyślić. Wiem, jestem strasznym molem książkowym. Prawie codziennie coś czytam.
Później nadszedł czas na obiad. Jak weszłam na stołówkę to wszyscy byli tacy podhihani że nie wiem.
- A wam co się dzieje? - zapytałam w końcu gdy już ktoś kolejny raz śmiechnął chichotem.
- Nic... nic, nic.
- Tak serio, z czego się tak śmiejecie?
- No bo...... Nie możemy ci powiedzieć. - znowu śmiechnął chichotem Rafał.
- Jak mi zrobicie jakiegoś chamskiego trola, to wam przysięgam, tak się na was wszystkich odegram tak, jak na Fabianie. Albo jeszcze gorzej.
- To ta twoja zemsta na mnie mogła być gorsza?
- Człowieku, żebyś ty wiedział, ile razy ja robiłam gorsze zemsty, to byś się mocno zdziwił. Więc na prawdę nie radzę. No chyba że pewnego pięknego dnia chcecie się obudzić z farbą fluorescencyjną na ryju.
- Masz przy sobie farbę fluorescencyjną? - zapytał ucieszony Fabian.
- Nieeeeeeeeee? Skąd niby miałabym ją wziąć? - oj no co? Przecież miałam się na nich odegrać, nie? No to co miałam niby im zrobić? Namalować na kartce pisakiem "Kopnij mnie jestem nie mądry" i nakleić im na plecy? Nie, takie rzeczy to robią dzieci w przedszkolu, a nawet w podstawówce. No ale ja mam umysł 5-latka zachowuję się na 7 lat, a i tak jestem 11-latkim ale to i tak w ogóle nie ma znaczenia. Robić żarty, to ja i tak umiem na 19 lat xD
- No z czego wy się tak śmiejecie? - zapytałam po raz kolejny. Jak ja nienawidzę, jak ktoś się śmieje z czegoś przy mnie a ja nie wiem o co chodzi.
- No nie możemy ci powiedzieć, co tyś się tak uparła kobieto, ze musisz to wiedzieć? - odpowiedział Krzysiu.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. - zwróciłam mu uwagę.
- Co z tego?
- No i to z tego?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie! Ha! Przechytrzyłem cię!
- Już się nacieszyłeś? Udało ci się to z drugi raz w twoim życiu. Brawo.
- No bo wiesz...... nie chcę cię pogrążyć w rozpaczy psychicznej że ciągle po tobie jadę.
- I tak już dawno powinna być w psychiatryku. - powiedział Fabian.
- Chyba z tobą. - dodałam.
- Ja jestem normalnym człowiekiem. Który nigdy nie był nienormalny.
- To jest jakieś, nienormalne! On mówi że nie jest nienormalny!
- No właśnie Fabian, ty jesteś nienormalny.
- A ona ma moce paranienormalane, no i kto tu jest bardziej nienormalny?
- No ciągle ty.
- O! Luiza, zaprezentuj im swoją sztuczkę z nieoddychaniem! - wpadł na super-duper-ekstra pomysł Krzysiek.
Ciekawe kto się na to nabierze. No zobaczmy.
Nabrałam więc powietrza do policzków. Gdy upłynęła już jakaś minuta każdy paczał na mnie z paczadłami na mnie wywalonymi.
Nagle płaczący już ze śmiechu Rafał zatkał mi nos. Chyba jako jedyny zrozumiał o co tu chodziło.
- Chciałeś mnie zabić?
- Tak.
- Ja też.
- Ale to było niesamowite! Jak ty to zrobiłaś? - zapytał Wrona.
- Serio? Nic nie zauważyliście?
- Boże jaki pały...... - dodał Buszi.
- Oni serio myśleli że ja nie oddycham! - zaczęliśmy się z nich śmiać jak niedojebani mózgowo, kiedy oni patrzyli na nas z takim "WTF?".
- Ale z czego wy się śmiejecie?
- Nie, nie nic, z niczego. - powiedziałam.
- Ale wy jesteście dziwni. - skomentował Fabian.
- Ja już dawno powinnam siedzieć w psychiatryku, więc, no wiesz.
Po skończonym obiedzie chłopaki mieli trochę wolnego czasu więc robią co chcą No a jak robią co chcą, to wbijają do mnie, no bo co? Se pewnie myślą " A może pójdziemy znowu do Lizy i ją trochę powkurwiamy? Na pewno się nie obrazi ". Obrazi.
Me drzwi otworzyły się znów po raz kolejny dzisiejszego dnia. Bez pukania, no bo po co, nie? Lepiej se wejść na chama.
- Puka się. - powiedziałam, na co Igła popatrzył na mnie jak na jakiegoś debila, po czym skoczył na moje łóżko. - Nie, no jasne, rozgość się.
- Dziękuję. - uśmiechnął się słodko.
- Nie wiem po co tu przychodzicie, skoro i tak nic nie robimy. - rzekłam.
- No bo u ciebie jest tak faaaaaajnie, no i zajebiiiiiiiiście. - wytłumaczył mi
Piter specjalnie przeciągając. Pewnie nie miał już pomysłów co by mógł powiedzieć.
- Aha. Ej!!! A mieliście mi powiedzieć z czego się tak śmialiście na obiedzie.
- No ale..... dlaczego mielibyśmy ci to powiedzieć?
- No bo........... Bo tak?
- Niepodważalny argument kobiety. - zaśmiał się Wrona.
- No więc?
- No więc.......................................................
- No?
- No bo..................................my.......................
- No bo co wy?
- No bo my śmialiśmy się z...................................
- Z?
- Zzzzzzz..............................................
- No kurwa z czego?!
- Zzzz................................ niczego.
No kurwa no nie. No po prostu na kurwa o nie! Myślałam że może coś wywiną, i może będzie dużo śmiechu, a ci kurde się śmieją z niczego.
Wzięłam twarz w dłonie i głęboko odetchnęłam, a następnie zjechałam nimi w dół. Ma twarz nie ujawniała żadnego wyrazu. Typowy poker fejs.
- I co cieszysz się? - zapytał Piotrek.
- Z czego mam się tu kurde cieszyć? Że zrobiliście mi żart? Który nawet nie jest śmieszny? - zaczęłam mówić spokojnym głosem.
- Nieprawda, właśnie  że on jest śmieszny.
- Nie jest śmieszny, Piotrze.
- Właśnie że jest.
- Nie.
- Jaka mina!! - zaczął się śmiać Igła.
- No weź, ja tu próbuję być poważna, a ty mi tu kurde się śmiejesz ze mnie!
- Ale i tak ten żart był śmieszny bo ja go wymyślałem. - rzekł.
- No to wszystko wyjaśnia.


........................................................
Czeeeeeść :D Już jestem!
Po zakończeniu roku i otrzymaniu świadectwa, mogę odetchnąć, i odpoczywać prze całe dwa miesiące :)
Komentujcie, to mnie bardzo motywuje :D
Pozdrawiam ;***

czwartek, 18 czerwca 2015

Rozdział 19

Na obiedzie no jak to na obiedzie było żarcie. No bo co miało by być? Koncert Maily Cyrus? No chyba raczej nie.
- Graliście kiedyś w Slendera? - zapytał Kłos.
- To jest jakieś psychiczne. - powiedziałam.
- W sumie.....
- Ja w to kiedyś grałem a ona paczała bo ją chciałem przestraszyć, a ona już od samego paczenia się trzęsła jak nie wiem co. - powiedział Dżyzga. - A potem wyjaśniała że to jest gra bez sensu, i jest psychiczna.
- No bo to jest jakieś głupie. Straszne może trochę...... No ale ja się nie bałam.
- Jasne, janse.
- No tak.
- Mhm, mhm, mhm.
- No tak.
- Nie, no jasne że jasne.
- Pf, to się obrażam.
- Pfff to się obrażam. - zaczął mnie małpować "Dżuga" jak to on sam określił.
- Ne umiesz mnie małpować.
- Bo ciebie nie da się małpować.
- Bo nie jestem tobą.
- E,e,e,e, czemu?
- Bo ciebie łatwo się naśladuje.
- Nie prawda.
- Właśnie że prawda.
- Nie,e.
- Ehe.
- Nie,e.
- Ta,ak.
- No eeeeeeerrrhhhhh.
- No eeeeerhhh właśnie że tak.
- O kurde kłócą się, lecę do pań kucharek po ziemniaki. - powiedział Krzysiu.
- Po co ci ziemniaki? - zapytał Winiarski.
- No żeby zrobić frytki? Michał, pomyśl czasem. - i (???) faktycznie poszedł do pań kucharek. Wrócił z ziemniakiem.
No ale co zrobić, jak moje i Fabiana kłótnie trwają zaledwie 30 sekund, potem nie zwracamy na siebie uwagi, a następnie to już normalnie się zachowujemy? No właśnie nic nie zrobisz.
- No, co?! Wy już przestaliście się kłócić, a ja jak jakiś głupi poszedłem po ziemniaka?!
- Tutaj to się z tobą zgodzę, poszedłeś jak głupi po ziemniaka.  - uśmiechnęłam się do niego.
- No i co mam z nim teraz zrobić? - zapytał bezradnie.
- To może go odnieś?
- Albo zrób sałatkę ziemniaczaną z ziemniaka i ziemniaka. - podsunął pomysł Rafał.
- Z takim przepisem wygrasz TopChefa! - zaśmiałam się.
- Nikt nie będzie mógł się oprzeć.
- Ej on ni chce się przekroić.
- No bo źle go trzymasz.
- Ziemknaik to nie tlelefon, jego nie można źle trzymać.
- No ale chyba widzisz, że tu ma oczka, a tu ma nos? - robiłam sobie z niego jaja.  No, a takiej sytuacji to może być też i ziemniaka, ale jak kto już tam woli.
- Jezu, faktycznie. Ej, jaki on fajny! Od teraz to będzie mój przyjaciel. Nazwę go Gargulec.
- Gargulec? Serio? - powiedział Mariusz pacząc na niego jak na jakiegoś pojebańca z dodatkiem debila.
- No ej, kiedyś miałem w ogródku sadzonkę jabłoni która się tak nazywała. Niestety, coś nie chiała mi urosnąć.
- Bo cię nie lubiła, przeież i mówiłam, że cię nie lubi.
- No ale no......
- Ja jak miałem 12 lat, to sobie posadziłem pestkę brzoskwini, i ją podlewałem żeby urosła. Jak już się tak trohę wybiła z ziemi to mi to brzoskiwinię wujek kosiarką przejchał. - powiedział Buszi po czym mieliśmy beke.
- Weź, to mi kiedyś wujek przejechał kosiarką buta. - odezwałam się.
- Jak?
- Pies mi wziął, zostawił na trawie, a mój wujek był trochę ślepy, to nie zauważyl i mi buta zniszczył.
Obiad minął nam na oowaidaniu śmiesznych sytuaji z naszego życia. Rozeszliśmy się do swoich pokoi, aby odpocząć przed treningiem. A dla wszystkich odpozynek znaczy wydurnanie się na całego.
- Ej co zrobimy głupiego? - zapytał Ignaczak.
- Nie wiem. Wymyśl coś. - odpowiedziałam mu tak jak zawsze.
- Czemu ja? Ty coś wymyśl.
- No a czemu ja? Ty się zaytałeś, co będziemy robi głupiego, więc ty wymyślasz.
- Ło Jeeeezuuuu..... Hmmm. - zaczął myśleć. No jeżeli chodzi o szybkiew wymyślenie czegoś sensownego to może potrwać to trohę dłużej.
- Wymyśliłeś?
- Nie.
- A teraz?
- Nie.
- A za chwilę wymyślisz?
- Boże jak ty mnie wkurzasz jak ty tak mi robisz!
- Wiem.
- A ty co tak kampisz? - zapytałam Zatiego który siedział za moim łóżkiem.
- Chowam się.
- Przed kim?
- Bo coś mnie nawiedza.
- Co cię nawiedza?
- No duchy. Ostatnio coś mi się z prszniem stało, że jak odkręam zimną wodę to leci gorąca, a jak odkręcam ciepłą to też lei gorąca.
- Boże czy ty to widzisz?
- No i jeszze mi coś w szafie pukało i stukało.
- Może to Łucja z Narnii wychodziła? - zaytałam ironicznie.
- No nie, bo sprawdzałem i tam nie było Narnii....
- To już nie wiem na prawdę co mogło cię nawiedzić.
- No ja też już nie wiem.
Zati nadal kampił za moim łóżkiem, no ale co poradzisz. No nic. Spojrzałam na Igłę który nadal głowił się, co byśmy mogli porobić głupiego. Ja natomiast zaczęłam bawić się kartami i układać z nich domki. Już prawie go kończyłam, pozostała mi tylko jedna karta.....
- Już wiem!!! - wrzasnął oświecony Krzysiek. Przez przypadek, no ale nie wiadomo czy przez przypadek, wyprostował nogi, a że nogi miał położone niedaleko mojego zamku to zamek runął.
- Młeeeeeeeeeeeeeeeee........!!!!  - zaczęłam ryczeć. No dobra, tylko udawałam, no ale to to samo.
- O Jezu, przepraszam! Nie chciałem! - zaczął mnie przepraszać.
- Pierwszy raz tak dużo zbudowałam. A ty to musiałeś zepsuć.
- No to ci go odbuduję.
- No dobra, i tak udawałam że płaczę.
- Cccccccco?
- Nie skapnąłeś się?
- Nie, myślałem że ty na prawdę płaczesz....
- Dobra, lepiej mów co żeś wymyślił.
- No to ja wymyśliłem żeby pograć w karty bo i tak nic innego nie udało mi się wmyślić.
- W co gramy? - zapytałam gdy już poskładałam karty i zaczęłam je tasować.
- Nie wiem ty coś wymyśl.
- Czemu ja?
- Bo ja wymyśliłem że w ogóle gramy w karty.
- No ale ja wtedy układałam domki z kart więc nie mogę teraz wymyślać.
- Aaaaaa......
Boże, co za debil.
- No to może w kuku. - już go wyręczyłam.
- Właśnie! Miałem to powiedzieć.
- No widzisz, czytam ci w myślach.
- Łoooł serio?
- Mmmm, nie na żarty.
- To o czym teraz myślę?
- Że na pewno nie zgadnę o czym myślisz?
- Pfff, nie? Kłamiesz, i tak na prawdę nie umiesz czytać w myślach.
- Jezus Maria, ratuj tego człowieka od stania się Zatorskim.
- Heeej Zatorski to ja! - powiedział Paweł.
- Wiemy o tym.
W końcu kiedy już każdy dostał swoje karty i mogliśmy zacząć.
- No po co mi to dałeś? - zapytałam Dżugi który przekazał mi damę.
- Bo mi nie jet potrzebna.
- No bo mi tym bardziej. - podałam kartę Buszkowi.
- Nosz w mordę jeżego zwierza. - podał tę samą kartę Kłosowi.
- Sorry wymieniam kartę bo już chyba każdy ją miał.
Karol wybrał jedną z kilku pozostałych i podał ją Wroniastemu gdyż z pewnością nie była mu potrzebna. No bo gdyby była mu potrzebna no to chyba by jej nie oddał. Fuck logic. Od Dżagi dostałam kolejną kartę. Król. Faaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaak!!!!!
- Oj już widzę że Luiza powoli się wkurza. - zauważył Igła.
- No weeeź, jak dostaję takie nie potrzebne karty no to chyba nie będę skakać ze szczęścia.
- A ja sobie poskaczę. - powiedział po czym na serio wstał i zaczął skakać. - Jeeeeeeeeeeeej!
- Jejujesz jak małe dzieci. - skomentował Rafał.
- No wiem, to takie fajne!
- Dobra siadaj już.
- No to dobra, siadnę już.
- Jeeeeest.... A nie, jednak nie. - powiedział zawiedziony Fabian.
- Haaaaa, nie wygrał.
- No i co ty też.
- No ale bardziej mnie cieszy to że ty jeszcze nie wygrałeś.
- Pff. - obrażony podał mi kartę która, jednak mi się przydała więc se ją zostawię.
W końcu nie wygrał nikt, bo za chwilę miał być trening więc wszyscy ruszyli swe tyłki i poszli się przygotować.


***
Gdy po południowy trening się skończył, chłopaki poszli wziąć prysznic bo od nich waliło jak z obory dla krów. No dobra, może przesadziłam ale waliło od nich. Pozbierałam z trenerami porozrzucane po hali piłki i wyszłam z pomieszczenia. Wróciłam do hotelu, wgrałam zdjęcia do laptopa i zaczęłam je obrabiać.
Jak tak sobie spokojnie robiłam to co zaczęłam spojrzałam na zegarek by zobaczyć która godzinka już tyka. 17:30. Łoł,łoł,łoł,łoł, łoł. Łoooooooł. Już ta godzina, a nikt mi jeszcze nie przeszkodził? Albo wszyscy byli tak padnięci i poszli spać, albo ktoś sie zatrzasnął w prysznicu. (No z  nimi to nigdy nic nie wiadomo) Jak na zawołanie drzwi się otworzyły.
- Nie uwierzysz co się stało. - powiedział Igła.
- Pewnie nie. Ale powiedzieć zawsze możecie.
- No to jak poszliśmy do szatni to w pewnym momencie zgasło nam światło. Nie wiem jakaś awaria prądu była czy coś.
- No, no i co?
- No i nagle usłyszeliśmy takie "buahahahaha" i się maega, mega, mega przestraszyliśmy. No i potem na ścianie coś jakieś światełko zaczęło tak migać, a potem znikło, a Zati powiedział, że chyba coś go dotknęło i się znów mega przestraszyliśmy. No a potem znów wróciło światło. - opowiedział tą jakże straszną historię z życia.
- Boże, jakie to na pewno było straszne.
- No bo było!
- Z twojego opowiadania wywnioskowałam, że to nie było straszne.
- No bo tam nie byłaś to nie wiesz.
- Nie muszę tam być, bo wiem, że to nie jest straszne.
- A idddź, z takim opowiadaniem.
- A wiecie, że jak powiecie "Kobyła ma mały bok" i jak odczytacie to od prawej strony to wyjdzie to samo? - powiedział Zati. Jezu, on chyba pierwszy raz powiedział coś mądrego! Panowie, dawać mi tu jakiś kalendarz bo kurde trzeba to jakoś upamiętnić!
- Co to jest kuźwa kobyła? - zapytałam.
- Kobyła to koń?
- Koń Rafał! Jaki ryyj! -zaczął się hihrać przyjmujący.
- Ale zaraz, skoro kobyła to Rafał który jest koniem, a konie nie mają małego boku, to oznacza że to stwierdzenie nie jest prawdą, ponieważ, Rafał nie jest koniem, on człowiekiem, więc Zatorski nie zmądrzał, po prostu przeczytał to z jakiejś stronki dla małych dzieci. - wypowiedział się Igła.
Nagle rozległ się dźwięk mojego telefonu. Jakiś nieznany numer, ale odebrałam.
- Co? - jak zwykle kulturalnie.
- Słuchaj, masz do pożyczenia kasę na telefonie? - zapytał jakiś chłopak.
- Słuchaj, stary, sorry, nic już nie mam.
- No ale ci dawałem przecież.
- Przepraszam, głupio wyszedł ci ten żart.
- Kurde domyślił się..... - powiedział cicho, no ale ja to wszystko słyszę.
- Radzę trochę popracować. - rozłączyłam się.
- Kto to był?
- Jakiś dzieciak chciał mi zrobić super śmieszny żart. Niestety mu się nie udało.
- No wiesz ty co? Wiesz jak mu teraz będzie przykro? Ty kobieto bez serca. - powiedział... Bartek?
- Tak bardzo mi przykro oddzwonię do niego i powiem że się nabrałam. - odparłam z ironią w głosie.
- To bardzo dobry pomysł.
- Nie.
- Ej przycisz telewizor bo mi ciepło. - powiedział Fabian.
- Coś ty znowu jarał? - zapytałam.
- Nic.
- No to dobrze, ale i tak nie przyciszę.
- Czemu?
- Bo będę oglądać?
- Hahaha, no już to widzę, sekundę patrzymy na telefon a później na telewizor.
- No a jak ty sobie to inaczej wyobrażasz?
- Fabian, nie podrywaj. - pogroził palcem Bartek.
- Fuuuuuuuj. - odsunęliśmy się od siebie.
- Jak śmiesz mówić, że on mnie podrywa? - zapytałam.
- Bo cię podrywa!
- Bartek, nie bądź zazdrosny.
- Łoooooooooooooooooooooooooooooo!!!! Bartek jest zazdrosny!
- Skoro mówisz że Bartek jest zazdrosny, to znaczy, że ty z Fabianem coś ten tego. - poruszył brwiami Piter.
- No prędzej to by mi kaktus na dupie wyrósł, niż ja z nim miałabym być parą.
- No właśnie?
- No dobra, ale chcę być świadkiem na waszym ślubie. - uśmiechnął się słodko Kura.
- Wrrrrrrr..... - wystawiłam mu faksa z obydwóch dłoni, po czym uśmiechnęłam się do niego słodko. - A jak tam u ciebie i tej twojej dziewczyny? A no tak, przecież ty nie masz dziewczyny! - zaczęłam sobie klaskać za ten żart, a on zrobił smutną minkę.
- No, no, no, no to co? Ty też nie masz chłopaka! - tym razem to on zaczął sobie klaskać.
- Ty z tym klaskaniem to może do Rubika idź. I tam se klaszcz. A nie kurde tutaj, na mojej podłodze.
- To ni jest twoja podłoga.
- To jest moja podłoga.
- To jak to udowodnisz?
- No bo, ja tak mówię i tak jest.
- Ale nie ty ją wykładałaś, więc nie może być twoja.
- Ale to mój pokój więc i moja podłoga.
- A skąd wiesz, że to twój pokój?
- No bo chyba tutaj jestem, i mam do niego klucz. No? No? No? No i co powiesz?
- Powiem że.............. Masz brzydką fryzurę.
- Ładniejszą od ciebie.
- Coś ci się nie udało Bartek. - poklepał go po ramieniu Nowakowski. - Jeżeli chodzi o ripostę, musisz się jeszcze duuuuużo nauczyć.
I tak nam minął dzisiejszy dzień. W prawdzie była jeszcze kolacja, ale to już mneiejsza o to.


.........................................
Witam :D
Ale się ciepło zrobiło, ja pindole! Ale w sumie dobrze, bo wakacje nadchodzą już dużymi krokami. :) Truskawki już u mnie są więc wszystko jest *.* Niedługo zrobię jakieś zdjecia na drugiego bloga, to Wam smaka narobię xD
Pozdrawiam ;**

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 18

Następnego dnia obudziłam się trochę wcześniej po to aby pójść z Łukaszem do cukierni i odebrać tort. Gdy byliśmy już z powrotem zebraliśmy się wszyscy pod drzwiami do pokoju rozgrywającego i libero. Odśpiewaliśmy wszyscy "100 lat" i zjedliśmy torta.
- Zajebiaszczy ten tort. Aż zrobię zdjęcie.
- Powinieneś Nitce podziękować w końcu to ona zamawiała.
- Ojeju no dzięki.  - uścisnął mnie.
Gdy już każdy się poczęstował poszliśmy na śniadanie. Ja głodna nie byłam bo w sumie minutę temu jadłam, więc tylko nalałam sobie kawy, a chłopaki, jako że oni są wiecznie głodni, to sobie zjedli.
- Igła? A skąd ty masz zdjęcie śpiącej mnie? - zapytałam przeglądając galerię brata. Hahaha wymieniliśmy się telefonami, przeważnie tak robimy.
- Gdzie?
- Jezus Maria, przecież to jest jakaś postać z horroru, a nie Luiza! - powiedział Fabian zerkając na ekran telefonu libero.
- No dzięki, wiesz?
- Proszę bardzo.
- Musiałem ci je zrobić. Miałem z tego bekę przez kilka dni.
- Jesteś okropny.  -  stwierdziłam.
- Ooooo, dziękuję.
- Ej a wiedzieliście że szczury nie rzygają? - zapytał zafascynowany tą informacją Zatorski.
- Czemu? - zapytałam.
- Szczury tak samo jak konie nie potrafią wymiotować.
- Boże. To straszne. - stwierdził Igła
- Chyba sobie kupię chomika znowu.
- Chomikeła? Chomikeła będziesz kupować? - zapytał Fabian. - Po co ci chomikeł?
- No tak sobie.
- Luiza będzie schronisko zakładać! - wymyślił Krzysiek.
- Dobry pomysł! Będę mieć w mieszkaniu schronisko!
- Ups..... Trochę niepotrzebnie to powiedziałem.
- Właśnie bardzo mądrze jak na ciebie.
- Czyli uważasz że zwykle mówię nie mądrze, tak?
-  Ymmmmm..... O patrz jaki fajny sufit mamy.
- Ej faktycznie. Zajebisty!
- Boże, co za idiota. - stwierdziłam.
- Ej paczcie jaki ten sufit w ogóle biały jest. Nieskazitelnie biały.
- Wyprany w perwolu.  - powiedział Buszi.
- Wszystko co białe w perwolu prane jest.
- Ej a jakby tak faktycznie już ktoś się zabrał za pranie perwolu, to ile by mu zeszło? - zapytał inteligentnym pytaniem Paweł. No bo przecież to on jest od zadawania tak inteligentnych pytań. No bo jakby on ich nie zadawał to kto? Bo jak nie on to ktooooo?
- Jesteś zainteresowany taką pracą? - zapytał Winiarski.
- Nie wiem.
- Jakbyś był, to idź do recepcji, tam na pewno wiedzą coś więcej na temat prania sufitu.
- Okej.
Po śniadaniu poszliśmy do siebie by trochę się polenić. Zadzwoniła do mnie Laura na skypie.
- Czesc.
- Eeeee, tylko mi tutaj nie sepleń. - powiedziałam sama sepleniąc.
- Co tam się zmieniło u ciebie od wczoraj?
- Ej mogę sobie porzyczyć ładowarkę do telefonu? - zapytał Igła który wszedł no właśnie na chama bez pukania do pokoju.
- Yyyrch, nie mogłeś później?
- Krzychu?! - zawołała Lauren.
- Co chcesz? - zapytał się mnie. Hahaha, co to on nie zauważył że gadam z nią na skajpaju?
- Żelka.
- No..... No nie mam przy sobie.
- Na pewno masz, tylko nie chcesz dać. - powiedziała z drugiej strony laptopa. No czyli gdzieś w Bełchatowie.
- Nie mam tutaj przy sobie. O, widzisz? O nie ma. - zaczął klepać swoje kieszenie aby udowodnić mi że nic tam nie ma.
- Trolling na ciebie! - zaczęłam się śmiać.
- Co? Jaki trolling? - zapytał zdezorientowany.
- Halo, tutaj!
- O cześć Laura.
- Serio się nie skapnąłeś że robimy ci żart?
- To wy mi jakiś żart zrobiłyście?
- Nie ważne. - machnęłam ręką.
- O, właśnie! Zdrowia szczęścia pomyślności, połamania zdrowych kości! - powiedziała Laura.
- Ooo, dziękuję!
- Ta, nie ma to jak składanie życzeń przez skejpa. - zaśmiałam się. - Dobra, wypad.
- Dobra, dobra.
Pogadałyśmy i się pożegnałyśmy.
- Oddaję, łap! - powiedział Igła wchodząc do pokoju i rzucając w moją stronę ładowarkę. Krzysiek jak to ma w swoim zwyczaju rzuca zawsze za mocno o muszę się po prostu jakby tak "rzucać" na tą ładowarkę. No i tak było i tym razem.
- No Krzysiek kurde no.  Nie możesz podejść i podać? - zapytałam leżąc na krawędzi.
- O Boże. - podszedł do mnie i wziął ode mnie ładowarkę. Cofnął się o dwa kroki i znów do mnie wrócił. - Proszę. - powiedział dając mi przedmiot.
- No, i tak ma być.
Poszliśmy na trening na siłownię. Oj jak miło będzie wkurzać Krzyśka i się na niego gapić.
Nie wiem czemu, ale Krzysiek jest taki, że jak coś robi, jeżeli się na czymś skupia, to bardzo wkurza go jak ktoś się na niego paczy. W sumie to mnie też, no ale jako kochające się rodzeństwo, trzeba się dość często wkurzać.
- Dajesz, dajesz! - "motywowałam" Igłę.
- Wiesz, nie musisz mnie motywować wiesz?
-  A ty nie musisz powtarzać w swojej wypowiedzi wiesz.
-  Haha, założę się, że nie wytrzymasz tutaj tak siedzieć, i za chwilę gdzieś pójdziesz.
- W sumie, to zdjęcia już porobiłam, więc okej.
- No to czas start.
- A ile man tutaj tak siedzieć?
- No.... Do końca treningu?
- O Jezu, to jeszcze długo...
- No trudno.
Krzychu dalej podnosił ciężarki a ja walnęłam mu zdjęcie telefonem i wstawiłam na insta i go oznaczyłam.
- A o co się zakładamy? - zapomniałam zadać przecież ważne pytanie.
- No o racje.
- A to głupio.
- Jak głupio, to możesz iść i przegrać a wtedy to ja będę mieć rację, no ale to już jak chcesz.
- Może wytrzymam to 15 minut.
- Wątpię.
- No eeej!
- Hehehe.
- Ciężkie?
- Nie, waży 1 gram.
- No to kurde czemu tutaj jest naklejka 70 kilogramów? Ale z ciebie kłamczuch.
- Bo sobie pomylili.
- Z siłownią dla wyrośniętych dzieci.
- No eeej.
- Hehehe.
W końcu nadeszła ta chwila i wygrałam zakład. Igła mógł wymyślić coś bardziej kreatywnego, no ale z nim to już różnie bywa. Chłopaki poszli do szatni aby wziąć prysznic bo od nich jechało gorzej niż z koziej dupy.
Ja za to wróciłam do swojego pokoju w hotelu i wgrałam zdjęcia na laptopa ponieważ chciałam już to zrobić od razu. Gdy tak sobie przerabiałam zdjęcia dotarło do mnie że coś jest nie tak, gdyż, nikt mi do tej pory nie przeszkodził. Sprawdziłam więc godzinę, i w sumie była już 11:30. No helloł, do teraz to już chyba by się wyrobili. No chyba że ktoś się zaciął w prysznicu, no z nimi to nigdy nic nie wiadomo. W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się na chama, bo nikt nie zapukał, i weszli przez nie siatkarze.
- Co robisz? - zapytał Krzysiu.
- Właśnie pracuję nad stworzeniem lekarstwa na raka, a ty co porabiasz? - no po prostu Boże czy ty to widzisz. Chyba najbardziej to mnie irytuje w ludziach - widzą co robię, ale nie, bo zapytać się muszą. No, cóż, co więc zrobisz, jak nic nie zrobisz? No właśnie, nic nie zrobisz.
- Jezu, nie wiedziałem że pasjonujesz się chemią i medycyną!
- No Boże zabij to zanim ja to zrobię...
- O Jezu ale to słodkie! - powiedział Fabian bawiąc się moją obudową na telefon z pikaczu.
- No Dżyzga kurde zostaw to.
- Dżuzga?
- Dżyzga powiedziałam.
- Ignaczak, moje nazwisko inaczej się wymawia.
- Dla ciebie, pani Ignaczak.
- No eeeeej.
- Daj mi tą obudowę. - rzucił we mnie przedmiotem. No ale obrażony Dżyzga to głupi i złośliwy Dżyzga, więc tak jak wcześniej Igła rzucił mi ładowarką za daleko, to on też mi rzucił za daleko, więc musiałam się, że tak powiem wyciągnąć aby złapać tą obudowę. No co z niego za popierdzielony umysłowo człowiek. Mą latającą rzecz złapał Ignaczak i zaczął się nią bawić. Gdy się dowiedział że jest ona gumowa, i że można ją wyginać na różne sposoby, a i tak nic się z nią nie stanie, złożył ją w tak zwaną "pacynkę".
- Pika-pika pikaczu, pika-pika pikaczu pipipi kakakczu. - zaczął śpiewać w rytm "kaczuszek".
- Daj to.
- Nie.....
- Ej no. Daj.
- Ale ja to złapałem.
- Ale to moje.
- Ale ja to złapałem.
- Ale to jest moje.
- Ale ja to złapałem i ja to teraz trzymam.
- Ale to moje.
- No i co że twoje, skoro ja to trzymam?
- Ale wiesz że to moje?
- Ale to nie istotne że to twoje, bo jeżeli to jest twoje a trzymam to ja, a nie ty, więc nie masz dowodów że to twoje, bo tego nie masz przy sobie. - O Boże, zabij to, zanim ja to zrobię.
- Ale to moje, i oddaj mojego pokemona!
- No to łaaaaaap. - rzucił mi no wreszcie! Do MNIE, a nie ZA mnie.
- No nareszcie.
- No nareszcie. - zaczął mnie małpować Krzysiek.
- Ale ty jesteś głupi.
- No ale ty jesteś głupi.
- Nie umiesz mnie małpować.
- Nie umiesz mnie małpować.
- Jestem debilem.
- Jestem debile.... - przerwał gdy zdał sobie sprawę, że powiedział sam sobie że jest debilem.
- Hahahahahahaha.
- To nie było miłe. - stwierdził.
- Właśnie że było.
- To jesteś w ogóle nie miła.
- Pff, no przecież wiem.
- Hyk!
- Co to było? - zapytałam.
- Hyk!
- To Bartek dostał czkawki! - zaśmiał się Piotrek.
- No to co?
- No i to jest śmieszne. - stwierdziłam.
- No wcale że hyk nie.
Nie wiem dlaczego, ale mnie jakoś zawsze śmieszyło to, jak ktoś miał czkawkę. Po prosu wydawało mi się to śmieszne i już.
- Ej, mam do was takie pytanie. - powiedział Zatorski.
- O nie..... - westchnął Wroniasty.
- Ale to jest bardzo ważne.
- No to mów.
- Czy gdyby ludzie zaczęliby hodować biedronki, to wyhodowali by sieć sklepów Biedronka?
- A skąd ty takie pytania bierzesz? - zapytał Igłaczak. Tak, Igłaczak.
- No bo mnie to po prostu ciekawiło, i chciałem się was zapytać, jakby to było.
Wiele nam to nie powiedziało. No ale dobra, niech się pyta. W sumie kto pyta nie błądzi, nie?
Poszliśmy więc na obiad, bo.... Bo był obiad. Co tu więcej mówić?

.............................................
Cześć :)
Rozdział krótki, ale ważne że jest :D
Coraz bardziej czuję lato. Słońce nie daje mi dziś żyć ;( Jest ZA gorąco.
Pozdrawiam i do następnego ;***
PS.  Zapraszam na drugi blog - http://widok-na-moj-swiat.blogspot.com