sobota, 15 listopada 2014

Rozdział 7

- Cześć! - przywitał się Bartek.
- Bartek!!!! - krzyknęłam i go mocno uściskałam.
- O, Liz. Co ty tu porabiasz?
- Właśnie stoi przed tobą oficjalny fotograf. - powiedział Fabian.
- Ale fajnie. Będziesz mi robić zdjęcia a ja będę twoim modelem.
- No, może wyślemy je do tap madla. Może cie przyjmą, kto wie? - powiedziałam.
- Jak mnie nie przyjęli, to jego też nie przyjmą. - rzekł Drzyzga z uśmiechem.
- No chyba żartujesz.
- Nie. - odparł z jeszcze większym wyszczerzem.
- No to smutno. - powiedział z udawanym smutkiem.
- Oj tam oj tam. Lepiej się sprawdzacie w roli siatkarzy niż madelów.
- Ale ja jestem taaaaki przystojny, i mnie nie przyjmą?! - odrzekli urażeni.
- No a bardzo ciekawe, dlaczego tego "przystojniactwa" nie doceniła jeszcze ani jedna dziewczyna, co?
Już otworzyli usta aby coś powiedzieć ale zrezygnowali.
- Hm, no właśnie.
- Dobra, ja zmykam się rozpakować.
- Okej. - odparliśmy razem.
- Wcale nie jestem tak nie przystojny. - powiedział oburzony.
- To znajdź sobie dziewczynę, wtedy pogadamy. - uśmiechnęłam się.
- No nic tylko się fochnąć.
- No to dajesz, pofochamy się razem.
- Ale o co?
- No nie wiem.
- Hmmmm.....
- Hmmmm, hm, hm.
- Ej, a założymy się? Dawno się już o nic nie zakładaliśmy! - zaproponował.
- No nie wiem, nie wiem. No a niby o co?
- Hmmm..... Już wiem.
- No to słucham.
- Musisz założyć moje szpilki i przejść się po korytarzu.
- CO?!
- No to. Jak się przewrócisz, spełnisz moje życzenie. A jak się nie przewrócisz a spełniam twoje życzenie.
- Hmmmm.....Spoko. Daj mi te buty.
- Prosz. Oto i one. -  pokazałam mu buty a on otworzył szeroko oczy.
- Ja.... Mam je założyć? - zapytał.
- Cześć! Co porabiacie? - zapytał Krzysiek który wszedł na czele ekipy.
- Przebieracie się? - zapytał zdziwiony Zati.
- Nie. Założyłam się z Fabianem.
- O co? - spytał Piter.
- Musi założyć moje szpilki, i przejść w nich przez korytarz. Jeśli się przewróci, spełnia moje życzenie. No a jak nie, to ja spełniam  jego życzenie. - wyjaśniłam. - Ale jak mi połamiesz te obcasy, to ci nie daruje.
- Okej, okej, okej.
Już przy założeniu było dużo ubawu. Krzysiu pomógł mu wstać ale gdy go puścił Fabian od razu stracił równowagę, i runął na podłogę.
- Oł, fuck!
- Hahaha, wygrałam.
- Co? Ale to nie sprawiedliwe! Miałem się przejść po korytarzu, a nie po pokoju.
- No trudno Fabian. Wszystkiego się nie ma.
- Dobra, to jakie jest twoje życzenie?
- Ale musimy wyjść.
- Gdzie?
- Przed ośrodek.
- Okkkej.... Już się boję.
Wyszliśmy przed budynek. Rozejrzałam się wokół.
- No, nie no....... Musimy wyjść na ulicę.
- Po co? - zapytał Drzyzga.
- Bo tam czeka moje życzenie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Więc wyszliśmy na ulicę. Rozejrzałam się. Zauważyłam jakąś kobietę która szła z psem.
- No to teraz słuchaj. Musisz podejść do tamtej babki, i zapytać czy lubi placki.
- Co?! Nie!
- Musisz, obiecałeś.
- No ale... To będzie dziwne.
- No wiem, wiem. Dlatego chcę to zobaczyć. - wyszczerzyłam się.
Fabian nie chętnie podszedł do tej kobiety.
- Przepraszam! - zawołał za nią.
- Tak? - odwróciła się.
- Czy...... Czy lubi........ Czy lubi pani placki? - wyjąkał, a my zalewaliśmy się ze śmiechu. Kobeta dziwnie na niego spojrzała.
- Dobrze się pan czuje?
- Trochę dziwnie, ale przeżyję.
- Aha.... To do widzenia?  - odeszła. Fabian wrócił do nas z głupim wyrazem wypisanym na twarzy.
- No, no. Fabian byłeś świetny.
- Ale to było upokarzające.
- Nie, no coś ty. Dla mnie samo "lubisz placki?" już mnie rozwala. - przywaliłam mu mocna w plecy.
- Ołaaa. Co ty wyprawiasz? Wybryk natury.
- Wybryk natury 2. - walnęłam go jeszcze raz. - Ciebie to nie boli?
- Ale co?
- No to. - walnęłam go jeszcze raz.
- Yyy, nie?
- Dziwne..... Ej Krzychu!
- Co? - odwrócił się do mnie.
- Boli cię to? - walnęłam go w plecy.
- Ała! To boli. Liz, noooo... - walnął mnie tak samo.
- Ała, ała, ała, ała, ała.
- Hahahahahaha.
- Ale Fabiana to nie boli, i chciałam zobaczyć czy wszyscy są tacy odporni......Ej, to każdego tak sprawdzę. Wybornie, wybornie. Ej, Kłos.
- Kto mnie woła?
- Ja. Słuchaj, robię takie sprawdzonka.
- Jakie?
- Czy cię to boli.
- Nie.
- Kosmita!
- Dlaczego akurat kosmita? A ciebie to boli?
- Ała, ała, ała, ała, ała. Nie musiałeś tak mocno. Przedtem Krzysiek też mi przywalił.
- I co? Bolało?
- Jak chcesz sprawdzić, to idź do niego, może z miłą chęcią ci przywali.
- Nieeeeee, ja podziękuję.
Doszliśmy do ośrodka.
- Fabiaaaaaaan! Gdzie masz klucz?
- Co? Jaki klucz?
- No do pokoju idioto.
- Hmmmm, zaraz. Muszę poszperać. Taaakie mam głębokie kieszenie, że powoli wszystko gubię. - zaczął grzebać w kieszeniach. - Noooo.... A ty może małym przypadkiem nie masz klucza? Nie to że zgubiłem, ale czasem mogłabyś mi wziąć z kieszeni także......
- Fabian, no nie mów tylko że zgubiłeś klucz do pokoju.....
- No wiesz.... Jakby to ująć...... Zapodział się gdzieś.
- A, zapodział, no tak to zmienia postać rzeczy.
- No, właśnie.
- Hmm, a nie wiesz może gdzie spostrzegłeś, że klucz ci się zapodział?
- No wiesz.... No jak wychodziliśmy z windy i jak tutaj stanęliśmy.
- Jezus Maria...... Co ja z tobą mam.....
- No wspólny pokój, wspólny klucz.....
- Nie prosiłam cię żebyś mi to przypominał.
- Ups.
- No ups, ups.
- Co tam koczownicy? - zapytał Krzychu.
- Fabianek zgubił mi klucz.
- Co? Fabian..... Ty nie mądra istoto ziemska. Przecież dałeś MI klucz żebyś TY przypadkiem go nie zgubił.
- Aaaaaaaaaaaaaa! No faktycznie!
- Boże...... Ty to taki masz mózg jak..... W ogóle...... To jest tam ktoś? - zapukałam lekko w jego łepetynkę. - Cicho. Pusto. Fabian! Gdybyś wcześniej powiedział, to bym ci oddała moja połowę.
- Ręce mi przy tobie opadają. - otworzył drzwi.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... Moje łóżeczko. - rzuciłam się na nie.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... Moje łóżeczko. - naśladował mnie.  - Liz?
- Ca?
- Lubisz placki?
Parsknęłam śmiechem.
- Lubię.
- To dobrze, bo ja też.
- No to fajnie. Bo jesteś tak samo spłaszczony jak placek.
- Bo ty nie. - odparł.
- Y, no nie?
- To to udowo.... Aha, to o to chodziło.....
- Matko, jak ty długo myślisz. Daj pilota. 
- Niach.
- Czemu?
- Bo niach, niach.
- A co będziesz oglądać?
- Wyścigi samochodowe. - odparł zostawiając na odpowiednim kanale.
- Coś się ten teges? - zapytałam.
- Y, nie?
- Wiesz jak wygląda 10 minuta wyścigu?
- No nie wiem.
- O łał! Oni skręcają w lewo! A wiesz jak wygląda 80 minuta meczu?
- No nie wiem.
- O........ oni skręcają w lewo. A wiesz jak wygląda 180 minuta wyścigu?
- No skąd mam to wiedzieć?!
Zaczęłam udawać że śpię.
- No, sam widzisz. Będziesz lulać już w 90 minucie wyścigu.
- Mów jak chcesz. Ja tam bardzo lubię oglądać wyścigi.
- No to jak już chcesz.
- Chce.
- Kiedy się wreszcie wyniesiesz? - zapytałam.
- Chcesz żebym się wyniósł? - spytał smutny.
- Tak.
- Ooooooooooooooo....... - wydął dolną wargę.
- Sroooooooooooooo.
- Ale, ale Liza.
- Miza, giza, sriza. Ej, Fabian powiedz "równo"
- Po co?
- Po gówno.
- Zjedz se równo.
- Przyjdź w niedzielę się z tobą podzielę. Przyjdź w poniedziałek dam ci kawałek, chodź we wtorek dam ci cały worek.
- Tego jeszcze nie znam! - wystawił palce w stylu Karola Strasburgera.
- No widzisz.
- Ej, Liz..... - do pokoju wszedł Kłos i Wrona. - Pożyczysz nam interneta?
- Łunterneta, powiadasz?
- Mhm. łunterneta.
- A skąd wiecie że tu jest łunternet? - zapytałam podejrzliwie.
- No bo chodziliśmy po całym korytarzu, i tu była jedna kreska, no to pomyśleliśmy czy może w środku będzie więcej dostępu...... - wyjaśnili.
- No to jak tak bardzo musicie no to sobie weźcie łunterneta.
- Liz, nie mówi się "łuntrneta" tylko INTERNETA. - przeliterował mi Fabianek.
- Dziękuję, za tak bardzo pożyteczną radę. Mam dla ciebie coś w zamian. - włożyłam rękę do kieszeni i wyciągnęłam mu fucka. O dziwo zrobił to samo. - Aaaa! Małpa jedna!
- Menda przebrzydła.
- Koczkodan jeden żul z tesko.
- Małpa jedna.
- Menda przebrzydła. - zaczęliśmy się "kłócić" ale i tak potem będziemy się przepraszać.
- A więc to tak u was wygląda kłótnia...... - powiedział Karollo.
- No a ty jak sobie ją wyobrażałeś? - zapytał Dżaga.
- Właściwie to nie wiem.
- To teraz już wiesz. Wzbogaciłeś się o nową wiedzę.
- Czuję się mądrzejszy!  - wypiął klatę do przodu.
Wzięłam do ręki mojego fona. Odblokowałam go i weszłam na YouTuba. weszłam na niekrytego krytyka. Zaczęłam szukać jakiegoś fajnego odcinka. Włączyłam "początki przyjaźni"
- Co oglądasz mendo? - zapytał Fabian.
- Puczątki przyjaźni.
- O, o, o! Niekryty ocenia!
- Poka.....- powiedział Wrona.
Zaczęliśmy oglądać, na moim ekranie telefona.
- Włoncz jeszcze jakieś inne! - powiedział Fabian gdy ten odcinek się skończył.
- Oj, Fabien, Fabien, Fabian..... Nie mówi się "włoncz" tylko włącz. Oj Fabianie, już nie ta mowa. - poklepałam się palcem po ustach.
- Dziękuję, za tę drogocenną radę.
Włączyłam "sztuka rozmawiania".
- Macie internet? - do pokoju wszedł zrozpaczony Winiarski.
- No a jakbyśmy nie mieli to co? - zapytałam ostrożnie.
- To byście nie oglądali niekrytego.
- A, no faktycznie. Zapomniałam zastopować żeby cię wkręcić. - wyszczerzyłam się.
- Słaby żart.
- Ty nie masz lepszych sucharów ode mnie. - uniosłam wysoko głowę. - Nikt nie ma.
- Phi.
- Hy!!! Wątpisz we mnie! Sio! Sio, sio. Nie dostaniesz łunternetu. Ić szukać gdzie indziej.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam!- powiedział. - A mogę dostać internet?
- No nie wiem, nie wiem. Zależnie.
- Od czego?
- Czy twój powód mnie zachwyci. Po co ci łunternet?
- No, bo...... Chciałem sobie nowe piosenki ściągnąć, a tu taki...... - spojrzał w okno. - Jaaasny Gwint!
- Co?
- Tylko, nie patrz przez okno.
- No jeśli nie mogę.....


Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna. Moim oczom ukazał się dość dziwny widok. Krzychu siedział na barana u Bartka który był cały czerwony, A Zati siedział na barana u Marcina. Obaj libero mieli patyki w dłoniach i nadbiegiwali na siebie z dwóch stron. To wyglądało jak turniej rycerski, no coś w tym stylu.
- Na co tam paczycie? - zapytał Kłos i zaciekawiony podszedł do okna.
- No nie no, i mnie nie zawołali? - zapytał Michał.
- Idziemy do nich?
Zeszliśmy na dół schodami bo nie chciało nam się czekać na windę, a jeszcze nie chciała przyjechać. Wyszliśmy przed ośrodek. "Turniej rozgrywany był na trawie, bo chłopaki łostro w siebie walili tymi kijami, także czasem spadali na grunt.
- Hahahaha! Wygrałem! - powiedział tryumfalnie Zatorski.
- Ale to niesprawiedliwe! Ty masz wyższego konia! A ja mam Bartka.
- Ej! Wcale nie jestem takim krasnalem jak ty! - powiedział oburzony Kurek.
- Oj no sorry, Bartuś, ale muszę mieć wyższego konia.  Zatiiiiiii....... Zamienisz się?
- Ale czemu mam się zamieniać?
- No bo....... Wygrałeś już trzy razy z rzędu!
- No to co?
- No to to, że...... Y, to to że, no..... No właśnie to.  - powiedział, ale nie wiedział co.
- Ojeju. Krzychu, ty zawsze musisz wygrywać? - wtrąciłam się.
- A Liz, nie zauważyłem cię.
- Taaaaa, dzięki.
- Z resztą ty też byś tak powiedziała.
- Y, wcale że nie?
- Y, wcale że tak?
- Y, nie?
- Y, tak?
- No wiem że tak. - przyznałam mu rację.
- Ha, no właśnie, też jesteś takim samym samolubem jak ja.
- No wiem.
- Ona też zrobiła ze mnie samoluba!!! - powiedział Fabian.
- Liza, zrobiłaś z niego samoluba? - zapytał Kurek.
- On mógł ze mnie zrobić samoluba, a ja mogłam z niego zrobić samoluba. Nie widzę prablemu. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem. Chłopaki lali się dalej tymi kijkami, a my byliśmy tak nazwanymi przez nich "ludem średniowiecznym" może takie coś istniało, ale nie wiem bo nie uczyłam się w podstawówce za dobrze historii.


.................................................
Cześć, jestem. rozdział oddaję wam, do oceny w komentarzach. OK, idę oglądać powtórkę "O mnie się nie martw " Też oglądacie? :)
Pozdrawiam :*

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział 6

Następnego dnia obudził mnie budzik, no norma. Wyłączyłam go i wstałam z łóżka. Fabian już śpiewał pod prysznicem. Norma. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Rozglądnęłam się po półkach ale nic mi nie pasowało. Hmmm... Może.....? Niee,  A może jednak.....

 W końcu wybrałam ten zestaw. W tym momencie wyszedł Drzyzga mi łazienka była wolna. Weszłam do środka i jeb.
- FABINA!! - krzyknęłam wkurzona. Znowu coś rozlał.
- Tak? - zapytał wchodząc do łazienki i się rozglądając na boki. - Gdzie jesteś?
- Tu, halo?
- O! Cześć! Czemu tak leżysz? - zadał całkiem bezsensowne pytanie.
- Hmmm, no nie mam pojęcia. Spadłam ze wzgórza, wiesz?
- To tu jest wzgórze? Pewnie za tą ścianą. - zaczął stuku-puku w ścianę.
- Czego tam?! - krzyknął ktoś za ścianą.
- Niczego, wzgórza szukam! - odpowiedział mu Fabian.
- Drzyzga nie wygłupiaj się. Czemu tak rozlewasz tą wodę?
- Ale jaką wodę?
- No wodę, no.
- Hmmmmm.... A! Tą wodę! Nie ja dziękuję, nie skorzystam z propozycji.
- Słuchaj, nie rozlewaj tak wszystkiego, a jak coś rozlejesz to proszę cię, wytrzyj. Bo ja jeszcze chcę zawsze wychodzić z łazienki żywa. Ok?
- No, ok, ok, skoro tak bardzo ci na tym zależy, to...
- No a teraz wynocha. - wyszedł z pomieszczenia a ja zaczęłam poranną toaletę. Ubrałam się, wysuszyłam włosy i uczesałam je w kłosa i przeczesałam grzywkę grzebieniem i w końcu się ułożyła tak jak powinna. Gdy tylko otworzyłam drzwi zza "rogu" wyskoczył Drzyzga.
- Buuu!!!
- Jezu ratuj! - złapałam się za serce.
- Hahahaha! Znów cię przestraszyłem! Znów mi się udało! A zawsze mi mówiłaś " nigdy mnie nie przestraszysz, bo nie umiesz straszyć " no i co? I raczej umiem straszyć.
- Ha! Ha, ha. Bardzo śmieszne. Uważaj, bo też cię zaraz przestraszę.
- No to czekam.
- Nie teraz, może dzisiaj, może jutro, nie znasz godziny, dnia, ani pory w której cię przestraszę......
- No to czekam z niecierpliwością.
- Przyznaj że się boisz.
- Nie nie boję się.
- Właśnie że się boisz.
- Nie boję się.
- Mnie się boisz.
- Taaaak. Na pewno.
- No dobra jak chcesz, jak się mnie nie boisz to wymyślę coś bardziej straszniejszego żebyś nie zamknął oczów przez miesiące.
- Nie mówi się "oczów" tylko oczu. - wciął Krzysiu, który właśnie wszedł do pokoju.
- Oj tam oj tam.
Komuś zaburczało w brzuchu.
- Kto to był? - zapytałam.
- Ja. - powiedział Fabiś. - Idziemy na śniadanie?
-No, bo się tu chyba zamęczysz.
- I co? Jednak w nocy spałaś, jak zabita a mówiłaś że nie zamkniesz oczu po tym filmie. - powiedział Dżaga.
- No, w sumie racja ale byłam zmęczona.
- Tym filmem, dniem czy mną który cały dzień cię zagadywał i nie miałaś anie chwili spokoju?
- To, to i to. - zaśmiałam się.
- Aż tak źle jest u was?
- Wiesz jak on zacznie coś opowiadać to nie idzie mi zasnąć, bo ten ciągle " Hej, Liz nie śpij, chcę ci opowiedzieć to dokładnie, bo będziesz się pytać także słuchaj ".
- O łał.
- No właśnie. O której Kuraś ma przyjechać?
- Nie wiem.
Doszliśmy do stołówki ale nasz stolik był pusty. Usiedliśmy więc przy nim i czekaliśmy na pozostałych. Po kilku minutach nikt się nie zjawił. Rozglądnęliśmy się i wystawiliśmy nogi na krzesła obok nas.
- Czemu trzymacie nogi na krzesłach? - zapytał Rafał.
- No... My... Bo wpadliśmy na.... No, żeby.... - jąkał się Krzysiu. I rozglądał się w około by szybko coś wymyślić.
- Hej, dlaczego trzymasz nogi na moim krześle? - zapytał Karol, który wszedł do stołówki wraz z Andrzejem.
- Ja? Ja ci tylko.... Zajmowałam miejsce. - wyszczerzyłam się.
- Bardzo miło z twojej strony, ale możesz je już zdjąć, wiesz? Nie mam jak usiąść.
- A, no tak.  - usiadłam już normalnie. Powoli zaczęli się już schodzić i pozostali.  Po śniadanku poszliśmy się przygotować do treningu. Weszłam do łazienki by przebrać koszulkę, i nagle ktoś zastukał do drzwi.
- Liiiiiiiiiiiiiiiiiza!!! - krzyknął Fabian.
- Co? - zapytałam.
- Szybciej, proszę pośpiesz się! - powiedział przez drzwi. A ja wyszczerzyłam się jak głupia.
- Ale po co? Nie pali się przecież.... - oł, tak. Uwielbiałam się ślimaczyć w łazience jak on MUSI i to bardzo MUSI.
- No bo mi się bardzo chce! Oj, proszę, proszę, proszę! - zaczął krzyczeć.
- Oj no poczekaj, jeszcze chwilkę makijaż poprawiam...
- Oooooo, Liza proszę cię jak nigdy przedtem... BŁAGAM WYJDŹ!! - krzyknął a ja wtedy wyszłam z łazienki. Ten od razu tam wparował.
Boszu, co za.... No nie wiem co. Może tylko Fabianek który zawsze dużo pije  na śniadanie, a później jest prablem.... 
- Liz, poczekaj na mnie! - zadarł się jakbym stała jakiś kilometr od niego.
- Nie drzyj tak kopary Drzyzga!! - krzyknęłam tak samo.
- Co wy tu tak wrzeszczycie? Wszędzie was słychać. - powiedział Krzychu.
- My? My tak wrzeszczymy? Yyyy, nie? To nie my? Błędne zeznania?
- Nie jestem na komisariacie żeby zeznania zeznawać.
- No ale to on zaczął! - wskazałam palcem na Drzyzgę który mocował się z drzwiami do łazienki. Co za głupek....
- No kuźwa no... - zaklinał pod nosem. Podniósł na nas wzrok. - Ca?
- Jaja. - odpowiedziałam mu.
- No chyba... A nie
Krzysiek tylko pokręcił głową i wyszedł.
- No pośpiesz się. - pogoniłam go.
- No ale drzwi do łazienki nie chcą się zamknąć.
- To wezwij konserwatora wiesz? - podeszłam do drzwi i najzwyklej je zamknęłam.
- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał nie dowierzając.
- Po ludzku. No rusz ten tyłek bo cię tu zamknę.
- NIE!!
- 321 i zamykamy... - w tej chwili Fabian wyskoczył z pokoju.  - O Jezu nie wzięłam telefonu! - przybiłam sobie w twarz i znów otworzyłam pokój by wziąć mój fon.
- Liz.....
- Fabian! Gdzie jest mój telefon?!
- Skąd mam to wiedzieć?
- No niby stąd że ty zawsze wiesz gdzie ja mam telefon...
- No nie wiem, a może pod kołdrą?
- O, faktycznie. - włożyłam urządzenie do kieszeni spodenek.
- Juuuuż?
- No jusz jusz. - zamknęłam pokój i włożyłam kluczyk do kieszonki.
Po kilku minutach już byliśmy na hali. Fabian poszedł się przebrać a ja skierowałam się na halę gdzie było już kilkoro siatkarzy którzy odbijali piłkami. Gdy usuwałam beznadziejne zdjęcia no moim aparacie, ktoś krzyknął na całą halę " Uważaj! ". Podniosłam wzrok by zaczaić o co kaman. W ostatniej chwili schyliłam gdyż piłka leciała z prędkością na mnie.
- Kto to był? - rozejrzałam się po twarzach siatkarzy. Wszyscy stali z niewinnymi minami i na mnie patrzyli. Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową. Odrzuciłam im piłkę i z powrotem usiadłam na swoim miejscu. Teraz chłopaki ćwiczyli zagrywkę i ataki.W pewnym momencie uchwyciłam jak Fabian podbiega do ataku z dziwną miną. Ale była taka śmieszna że wybuchnęłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał podbiegający Krzysiek. Spojrzał na ekran aparatu i też się wyszczerzył.
- Co się wam dzieje? - spytał nic nie rozumiejący Drzyzga. Gdy się już uspokoiliśmy, spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie. Fabian wyglądał jakby przyczajał się do skoku i wystawiał język. Jego twarz wyrażała, jakby mówił " Gdzie ta piłka? ".
- Chcesz żebym ci przesłała na fejsa? - zapytałam pokazując mu zdjęcie. Musiał się przybliżyć bo oczywiście nic nie widział.
- Jasny gwint. Ale jakość. - powiedział tylko i parskał śmiechem. - Nie no weź to usuń.
- Czemu? Wyszedłeś tak w swoim stylu... - powiedziałam i znów zrobiłam mu zdjęcie. Został oślepiony fleszem który włączyłam.
- Ej, no....
- Ej no.....  - zaczęłam go naśladować. - Wracaj na parkiet, ty też Krzychu, zmykać.
- Nie rób mi takich zdjęć. Bo się dowiem. - gdy tylko się odwrócił pstryknęłam mu zdjęcie. Odwrócił się i pokręcił głową z uśmiechem. Po treningu chłopaki poszli się przebrać a ja wyszłam i skierowałam się do pokoju. Rozdzwonił się mój telefon. Laura.
- Hej! Jak tam u ciebie? - zapytała na wstępie.
- Cześć! U mnie spoko.
- No to super. Jak tam Fabian? Chrapie w nocy? - zapytała i się zaśmiała.
- A wiesz że nie? Coś tak jakoś, nie bardzo. To nie w jego stylu. Mam tutaj jego klona.... Jak przyjedziesz to cię zabije.
- Aha, to nawet lepiej dla ciebie. Z Gacem się poprawia. Opowiadam mu o tobie bardzo często i się z nim poprawia. Chodzimy na spacery bardzo często także może się wyładować biegając za patykiem.
- No to super. Bardzo ci dziękuję że w ogóle się nim opiekujesz.
- Spoko, od czego ja jestem? Będziesz dzisiaj na skajpaju? - zapytała.
- No nie wiem, nie wiem...
- Oj na plissss.
- Oj no dobra, będę. O której?
- No nie wiem, nie wiem... 20?
- OK.
- No to cześć.
- Pa. - rozłączyłam się. I do pokoju wszedł Fabian.
- Podsłuchiwałeś!
- Yyyyy.. Nie? - zaczął się rozglądać na boki. Kłamczuch jeden.
- Ta, pewnie. Zawsze wchodzisz do pokoju dopiero wtedy kiedy akurat przypadkowo zakończę rozmowę.
- Oj no dobra! Przysłuchiwałem się, bo byłem ciekawy z kim rozmawiasz i o czym rozmawiasz.
- Co ty tak zawsze się mną interesisz, co?
- A, tak sobie... Zawsze wszystkim się interesowałem no i tak mi zostało. - machnął ręką.
- Kiedy ci kupią nową szafę? - zapytałam.
- Nie wiem. Dzisiaj jeszcze pójdę i się zapytam. - odpowiedział i poszedł do łazienki. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach. Zostawiłam na " Na dobre i na złe " bo nic innego ani ciekawego nie leciało, więc zostało mi tylko ten serial. Po chwili z łazienki wylazł Drzyzga. Walnął na swoje łóżko i zaczął paczeć w ekran ze zmarszczonymi brwiami. 
- Co to jest? - zapytał.
- No " Na dobre i na złe ". - odpowiedziałam.
- Serio? Nie poznałem, a oglądałem wszystkie odcinki.
- Serio? Oglądałeś WSZYSTKIE? - zapytałam z niedowożeniem.
- No tak, a co?
- Wiesz ile tego jest? Człowieku...
- No a ile?
- To oglądałeś a nie wiesz ile jest odcinków?
- No nie?
- Wiesz, no ja sama nie wiem, ale co tam.
- No w sumie racja. Ja się nie interesuje ile ma odcinków serial. Oglądam tylko wtedy kiedy nie ma nic innego, no chyba że to jest mój ulubiony serial, no to tak interesuje się tym ile ma odcinków, i tak dalej, no ale jak kogoś nie interesi ten serial co mnie interesi ile ma odcinków to nie musi się interesować ile ma ten serial odcinków, skoro go to nie interesuje, nie?
- Nic, a nic z tego nie rozumiem.
- O JEZU. Ty nigdy nic nie rozumiesz.
- No chyba to ja tu jestem starsza.
- Może i jesteś starsza, ale to ja zawsze wszystko pojmuję.
- Założę się że jak chodziłeś do szkoły to nie rozumiałeś chemii.
- A może rozumiałem, a może nie? A ty?
- Ja może rozumiałam, a może nie, to ja pierwsza spytałam.
- A ja potem spytałem.
- Ale co to ma do rzeczy?
- No to że... To ty zapytałaś.
- Y. Nie? Ty zapytałeś.
Patrzyliśmy na siebie dziwnie.
- KONIEC TEMATU. - powiedziałam. Przerzuciłam kanał. " Trudne sprawy "
- Oooooooo!!! Zostaw, zostaw, zostaw!
- No raczej, Drzyzga myślałeś że przegapię nowy odcinek?
- Dobra, dobra, cicho.
- To sam bądź cicho.
Oglądnęliśmy do przerwy. Później zacząłem znów skakać po programach.
- O zostaw. - odezwał się gdy minęłam kanał z "Ojcem Mateuszem". Ale przewinęłam.
- O to zostawię.
- Nieeee, tamto było lepsze.
- Nie, będziemy oglądać "Szpital "
- Ale czemu?
- Bo to prawie to samo co " Trudne sprawy ".
- Nie, wcale że nie.
- Aha, wcale że tak.
- No właśnie ze nie.
- No właśnie że tak.
- Nie.
- Tak.
- E e.
- Ehe.
- E e.
- Ehe.
- Nie będę się z tobą kłócić.  - powiedział obrażony.
- To ja też nie będę się z tobą kłócić mendo przebrzydła.
- Sama jesteś menda przebrzydła, przebrzydła mendo.
- No chyba ty mendo jedna.
- No chyba ty mendo jedna stara.
- Ty żulu jeden z biedronki. Menda jedna.
- Ty pierniku jeden z biedronki, mendo jedna przebrzydła.
- Ty huju jeden, żulu z biedronki, mendo przebrzydła.
Przeważnie to tak się kłócimy.
- Menda stara, jak biedronka w Lipsku.
- Żul jeden z Tesco, menda jedna.
- Menda jedna stara baba z chodnika.
- Żul Mietek z biedronki, menda przebrzydła.
- Osz ty mendo!
- Małpa jedna, menda przebrzydła.
- Nie odzywam się do ciebie już nigdy!
- Ja też! - powiedziałam i odwróciłam się od niego.
- Liz? - odezwał się po 10 sekundach. - Gniewasz się jeszcze?
Nie odpowiedziałam.
- Liz, no nie bądź taka... Odezwij się! - powiedział błagalnie. Ca za niemądry chłopczyk...
- Liza, błagam, no odezwij się, ja przepraszam, nigdy już się tak nie będę z tobą kłócić, tylko proszę powiedz coś, co chcesz. - powiedział błagalnie i stanął przede mną. Odwróciłam się w przeciwną stronę. Oj no co? Tak się tylko z nim droczę. To jeszcze chwilę potrwa.
- Luiza, proszę cię. No nie obrażaj się na mnie.No powiedz coś, no powiedz, coś co tylko chcesz! Możesz powiedzieć że jestem debilem, przebrzydłą mendą, głupkiem i co tylko wymyślisz. Tylko błagam odezwij się do mnie!
- Drzyzga przestań, zamknij się ty debilu, przebrzydła mendo ty! - odezwałam się w końcu.
- Jest! Odezwałaś się do mnie! Ale super! - uściskał mnie.
- Fabian, taka sytuacja zdarza się prawie codziennie. - powiedziałam zażenowana.
- No tak ale i tak się cieszę że się do mnie odzywasz, bo z tobą to różnie może być!
- Jak ty mnie dobrze znasz...
- No wiadomo!
- Czekaj pytanie sprawdzające : jaki jest mój ulubiony miesiąc?
- No miesiąc swoich urodzin, bo już od początku miesiąca możesz się spodziewać przyśpieszonych prezentów i kartek z życzeniami. I lubisz też zimę.
- Okej, czyli jeszcze pamiętasz.
- Dobra to teraz pytanie sprawdzające ode mnie. Jaki jest mój ulubiony dzień i godzina?
- Sobota od 9 do 24, możesz chlać do woli.
- Uuuu, dobrze.
- Oooo - oooo obiadek! - zaczął nawoływać Pit z korytarza.
- Fabianek, obiadek.
- No słyszałem, wiesz?
- Już się do ciebie nie odzywam. Używasz w moim towarzystwie sarkazmu. - powiedziałam z kamienną twarzą choć w środku wszystko się śmiało. Fabian spojrzał na mnie przerażoną miną. Ledwo powstrzymując śmiech, wyszłam z pokoju.  Później wyszedł on zamknął pokój i ruszył za mną do windy.
- Ej Liz, a ty się tak na serio na mnie obraziłaś? - zapytał a ja się nie odzywałam. - Liz? - dźgnął mnie w brzuch. - Halu? Halu, halu? Phi, jaki gal obrażalski. - odwrócił się ode mnie.
- Luiza? Fochnęłaś się tak na serio? Czy tylko udajesz? - zaczął mnie lekko popychać za ramię.
W tym momencie do windy wszedł Kłos i Wrona.
- Cześć. - powiedział Fabiś. Ja tylko im pomachałam ręką. - Pomóżcie mi.
- W czym? - zapytał zdziwiony Andrzej.
- No żeby on się do mnie odezwała, żeby w ogóle się odezwała. - powiedział do nich błagalnie.
- No, a co? Pokłóciliście się, czy się o coś założyliście? - spytał Karol.
- No właśnie nie! Powiedziała " już się do ciebie nie odzywam. Używasz w moim towarzystwie sarkazmu ". - powiedział piskliwym głosem. Już miałam mu powiedzieć " Ja wcale tak nie mówię! " ale w samą porę ugryzłam się w język. Bełchatowianie zaczęli się śmiać.
- Serio?
- No serio, serio. Błagam pomóżcie mi.
- No ale właściwie co mamy robić?
- No nie wiem, rozśmieszyć ją czy coś w tym stylu. - wyjaśnił Drzyzga. Wszyscy na mnie spojrzeli. Pokręciłam głową.
- Właśnie chciałaś powiedzieć " Mnie nie rozśmieszycie ". - powiedział Dżaga. Zrobiłam wielkie oczy wbijając w niego wzrok.
- Skąd to wiedziałeś? - zapytał zdziwiony Wrona. - Aż tak dobrze się znacie?
\- Bo ja mam umysł czarodzieja. - zaczął machać nad swoją głową rękami. Zakryłam dłońmi usta i zaczęłam się śmiać.
- O! To ją rozśmieszyło! Dawaj Fabian, dawaj suchary!
- To wy tez dawajcie! Co ja sam mam pracować?
- Hmmmmmm.... - zamyślili się, a ja się uspokoiłam z " Bo ja mam umysł czarodzieja ". Uf, no nieźle Fabianku, nieźle.
- Czekaj, wujek google wszystko wie, jego zapytam. - powiedział Kłos i wyciągnął swój telefon. - Oż kurde no nie ma WiFi. Co za złom z tej windy.  - winda jak na zawołanie się zatrzymała. Wysiedliśmy z niej i skierowaliśmy się na stołówkę. Usiadłam na swoim miejscu i przywitałam się z innymi.
- Uwaga, uwaga. Jako ludzie z tego stolika musicie nam pomóc. Musicie rozśmieszyć Liz, żeby zaczęła się odzywać.
- Co? Liz się nie odzywa?! Nie no, ja ją złamię. - powiedział pewny siebie Krzysiek.
- Na prawdę? No to dajesz, bo ja próbowałem ale się nie udało. No, raz ją rozśmieszyłem bo powiedziałem:  bo ja mam umysł czarodzieja. - powiedział smutny Drzyzga a ja znów się parsknęłam śmiechem.
- O! Zaśmiała się! - powiedział Marcin.
- No, przedtem też się zaśmiała.
-  Musimy wymyślić takie suchary, których ona nie zna, a żeby były śmieszne.... - powiedział Włona
- Ona zna wszystkie.
- Serio?
- Tak.
- Nie, no na pewno nie zna wszystkich, czekaj zapytam wujka google, on wie wszystko. - wyciągnął telefon i zaczął w nim klikać.- O mam. Jak ma na imię zona wykładowcy?
- Nie wiem. - powiedział Zati. - Może Grażynka.
- Wykładzina.- strzelił suchara.
Pokręciłam głową.
- No, w ogóle był taki nie teki śmieszny. - powiedział Marcin.
- No dobra, to jest następny. Co krawcowa robi z chlebem?
- No nie mam pojęcia. - odparł Krzychu.
- Kroi. Coś nie taki..... Dobra, następny. Święty Piotrze po ile ryb łowisz dziennie?
- Nie wiem. Nie jestem Piotr. - powiedział Kubi.
- Ale tutaj jest Piotr. - wskazał na Pita Drzyzga.
- No bez przesady, taki stary to ja nie jestem.
- Apostołowie.
- Nie rozumiem. - wtrącił Zati.
- No A Po Sto Łowie. - przeliterował Wrona.
- Ona to zna. -  powiedział żałośnie Drzyzga. - Już nigdy się nie odezwie.
- Co? żeby Liz się nigdy nie odezwała to byłby cud. Żeby tak zamykała się bez powodu jakieś 20 lat temu...... - rozmarzył się Krzysiu.
- No, nie tak tragicznie ni mogło by być. - powiedział z przekonaniem Zatorski.
- Oj żebyś ty ją słyszał...... A ble, ble, ble, ble, i wtedy ble, ble, ble, ble, ble, ble. A! Krzysiek, zapominałam ci powiedzieć..... O Krzychu wreszcie jesteś... A to tamto a to siamto. Nigdy jej się gęba nie zamykała. Normalnie takie wtedy suchary waliła, że mówiłem na nią toster.
- O ja, no to nieźle. - skomentował Piterson a ja prawie nie wyplułam z powrotem soku wiśniowego którym miałam w ustach.
- Okej mam następnego suchara. Co to jest? Czerwone i szkodzi na zęby?! - zapytał Kłos.
- Nie wiem... Hmmm.....
- Cegła.
- Ej, no faktycznie.
- Dobra, to nie było takie śmieszne szukamy dalej. Dlaczego ściany nie toczą ze sobą wojen?
- Bo są na rogach? - zapytał Kubiak.
- Nie, bo między nimi jest pokój. Czekajcie, mam jakąś wiadomość. - powiedział Karollo i na chwilę zamilkł. Spojrzał na mnie i się zaśmiał.
- Co? Co się stało? - zapytał zdezorientowany Nowakowski. - Co dostałeś?
- Smsa - odpowiedział. - Od niej.
Wszyscy na mnie spojrzeli a ja zaczęłam pisać kolejne wiadomości.
- Co ci napisała? - zapytał Winiarski.
-  " Te wszystkie suchary już znam. Może poszukaj na innej stronie. Powinieneś się na tym znać bo cytuję  " Jak suchary to tylko u Karola!  " Sm sy to jedyny sposób na to żeby się komunikować ze światem, no także ten..... Napisałam akurat do ciebie, bo akurat miałeś telefon na wierzchu. " - przeczytał na głos a wszyscy się roześmieli.
- Przecież możesz się odzywać..... - powiedział Fabian.
Wysłałam kolejną wiadomość.
- " Jak mnie rozśmieszycie, to tak, Fabianku. Tylko weź już mnie nie wkurzaj bo będzie tak właśnie jak teraz jest. " No to teraz już wiesz Dżazga.
- Czym ją tak wkurzyłeś? - zapytał zaciekawiony Krzysiu.
- O taką gupotę. Ona coś mówi, mówi, mówi i ja nagle " No nie, na serio? " no i ona wtedy foch, i już się nie odzywam do ciebie.
- No, ona to zawsze o byle co się fochnie. No także trzeba się powoli przyzwyczajać.
Już miałam mu zwrócić uwagę że wcale się nie obrażam o byle co, ale sobie przypomniałam że nie mogę. Ha, i zobaczymy, kto pierwszy mnie rozśmieszy, aż tak że się odezwę.
- Jak się nazywa człowiek który chce być nożem?
- Janusz. - odpowiedział Andrzej spoglądając na ekran.
- Ej, no. Nie możesz mówić, oni muszę zgadywać. - Wrona dostał od niego w głowę.
- Ojej.
- No ojej.
- Co ojej?
- Ty zacząłeś. Ty za ojejowałeś pierwszy.
- Y, wcale że nie?
- Ja też tak mam! - powiedziałam rozśmieszona. Zakryłam ręką usta. Bo się odezwałam.
- Ty żyjesz. Ty żyjesz! - powiedział uradowany Fabian.
- Co ja zrobiłam....
- Coś wspaniałego! Wreszcie mogę ci opowiedzieć tyyyyyle różnych różność które miałem ci powiedzieć, ale jeszcze nie zdążyłem. Albo zapomniałem.
- Ha, a nie mówiłem? Ty nigdy nie umiesz wytrzymać bez gadania. Ha! ha, ha. - powiedział Krzysiek.
- A TY byś umiał? - zapytałam szybko mrugając.
- Nie mrugaj tak. - też zaczął mrugać.
- To ty przestań mrugać.
- Ale ty zaczęłaś.
- Ale ty skończysz.
- No to na 3. 1.... 2....3!
Dalej mrugaliśmy.
- Nie przestałeś.
- Mieliśmy razem przestać.
- E e.
- Eche.
- E e.
- Eche.
- Nieche.
- Tachak.
- Przestańcie się kłócić.  - powiedział Winiar udając znudzenie, chociaż na jego twarzy wypisane było rozśmieszenie.  - Chociaż to jest strasznie śmieszne.
- Haahahahahahahah, no wiadomo jak ja się kłócę z moją koooochaaaaaaną siostrzyczką to wszystko wydają się śmieszniejsze.  - zaczął czochrać mnie po głowie a ja jego.
- Czochraj bobra, czochraj bobra, czochraj bobra! - mówił Krzychu.
- No właśnie czochram cię bóber jeden.
- Poczochraj też Fabianka, bo mu smutno.
- Nie, nie trzeba... Nie mam....
Zaczęłam go czuchrać.
- Ej, no, włosy mi się tak fajnie ułożyły rano no i teraz mam popsute. Psuj.
- Sruj, huj.  No to czekaj poprawi się tu i tam....
- Ty już nic nie dotykaj.
- O jej. Noto teraz ty pewnie strzelisz focha.
- Wcale że nieprawda. Ja nie jestem taki fochowaty.
- No, a Liza jest. Wspaniale do siebie pasujecie! No, a teraz buuuzi! - powiedział przesłodzonym głosem Krzsiu.
Tak, odkąd mieszkałam w Częstochowie, i jak Krzychu nas odwiedzał, to zawsze mówił że jestem z Fabiankiem. Pffff. Zawsze chciał żebym z nim była, według niego doskonale do siebie pasujemy.
- Weź, się już ogarnij z tym " no a teraz buuuzi! " okej? - zapytałam znudzona.
- Hmmm... Nie.
- A co, a co? Powiedzcie, jakąś fajną tajemnicę. - zafascynował się Zati.
- A no bo kiedyś....- zaczął lecz mu zatkałam usta dłonią.
- Krzysiu chciał powiedzieć, że ładnie bym wyglądała z Fabiankiem jako para. Ale nie.
- Na, ale czemu? Razem stworzylibyście..... FaLizę! albo LuFanę!
- No z takim bóbrem ma się związać? - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Powodzenia dzieci, powodzenia. No, to kiedy ślub?
- Z pewnością nie będziesz zaproszony.
- Wepcham się niezauważony.
- Wogle, to czym ty się przejmujesz? Przecież żadnego śluba nie będzie.
- Będzie. Jeszcze zobaczysz.
- Nie, nie będzie! - powiedzieliśmy jednym głosem.
- Oooooooooo.....
- Zamknij się.
- Ty też mi tak robiłaś.
- Niby jak?
Otworzył usta żeby coś powiedzieć, lecz nagle zrezygnował.
- No właśnie.
Po obiedzie wyszliśmy ze stołówki i udaliśmy się do swoich pokoi.  Otworzyłam drzwi za pomocą kluczy- jaki bajer.
- Jezu Krzychu mnie wkurza tym "buziiiii"
- No, to zawsze było wkurzające i nadal jest.  - powiedział.
- No. włączyłam telewizor. - Ale ty tak na prawdę bałeś się że się do ciebie nie odezwę?
- No wiesz......
- Człowieku..... Przecież ja godziny nie wytrzymam.
- No wiem, wiem.  Ale myślałem że wzbudzę u ciebie jakieś współczucie, bóberze.
- U mnie nie wzbudzisz współczucia. Zapamiętaj. - wyszczerzyłam się.
- Phi. Jaki gal bez uczuć.
- Bóber jeden.
- Dobra, już się nie kłócę, bo znów będziesz miał do mnie coś.  - powiedziałam. Skakałam po kanałach.
- O, zostaw. - powiedział gdy na ekranie pojawił się "Ojciec Mateusz", ale przewinęłam. - O, albo to zostaw. - leciał "Komisarz Alex". - O! Zostaw, zostaw. - na ekranie rozwinęła się akcja " Zróbmy sobie wnuka" - O, zostaw, to, zostaw, to!
- Fabian, zamknij się. - powiedziałam do niego.
- No ale ja ci tylko podpowiadam które najlepiej zostawić.  - odpowiedział.
- Ale dziękuję ci bardzo, dam sobie radę.
- Nie, no właśnie nie dasz sobie rady, dlatego ci pomagam wybrać serial, bo tak mi się wydaje że ty nie możesz się zdecydować.
- Nie, dzięki, dam sobie radę.
- Nie, no właśnie że nie dasz.
- Właśnie że dam.
- Właśnie że nie dasz.
- Dam.
- Nie dasz.
- Dam.
- Nie.
- Okej.
- Nie..... Czekaj co?
- Okej. Masz teraz ty zarządzasz pilotem. - rzuciłam w niego przedmiotem. Zdezorientowany na mnie patrzył i nawet nie zauważył jak pilot leci na niego. Przedmiot trafił go w brzuch.
- Ołć! No i czemu tak rzucasz? Nie możesz podejść i oddać?
- Właśnie mi przypomniałeś moją nauczycielkę polskiego w podstawówce. - otworzyłam szeroko oczy wbijając w niego wzrok. - Hy! Nawet podobny do niej jesteś.
- Dlaczego? Co jest u mnie takie samo jak u niej?
- Właściwie to nie wiem. - przechyliłam głowę i zmrużyłam oczy. - Nie wiem, ale coś jeszcze znajdę.
- No to się boję. A lubiłaś tą babkę?
- Pf. Tylko fajnie się było z niej śmiać. Kiedyś się przewróciła kiedy wchodziła do klasy. Potknęła się o jakąś książkę. Może znalazła pisont groszy.
- No i co? Z pewnością się śmiałaś?
- Powstrzymywałam się z Laurą, ale na przerwie już się tak śmiałyśmy, że ta baba podeszła do nas i zapytała z czego się tak śmiejemy. My odpowiedziałyśmy że Krzysiek zrobił coś śmiesznego, na szczęście nie wnikała.
- O łał, no to nieźle.
Ktoś nagle zapukał do drzwi.
- Wejść! - krzyknęliśmy.
- Cześć! - przywitał się.


..................................
Witajcie ;) Wreszcie i jest!
Co tam u was? Jak spędzacie miły i długi weekendzik?
Pozdrawiam :*