Zjadłam posiłek, posiedziałam jakąś godzinę i pożegnałam się z rodziną. Wsiadłam w samochód i zmierzałam do Spały.
Wyrobiłam się w jakieś 4 godziny i już parkowałam samochód pod ośrodkiem. Nikt mnie nie powitał, bo tak na prawdę to nikt mnie tu nie lubi... Weszłam do budynku i udałam się się do swojego pokoju. Zostawiłam torebkę i poszłam na wjazd na chatę by Luiza.
Wybrałam drzwi obok. Gadający przez sen Fabiś na pewno już nie śpi.
- Wróciłaś!!!!! - krzyknęli uchachani całe towarzystwo na mój widok. Oooooo, czyli jednak mnie lubią!
- Wróciłam! Wita was Luiza, która przeżyła dzisiaj 6 zawałów połączonych z wylewami, dzień dobry bardzo.
- Na to ostatnie zaśmiał się tylko Rafał, a potem zaraził śmiechem mnie.
Inni paczali i nie za bardzo ogarniali kuwetki.
- A właśnie! Dziękuję, że się tak o mnie troszczysz, ale nie musisz mi pisać w środku nocy, czy śpię. - powiedział Mikuś.
- No wiem, ale szukałam kogoś z bezsennością żeby...
- Przeżywać z nią wylewy i zawały. - dokończył za mnie Rafał.
- No właśnie. - znowu zaczęliśmy rechotać.
- Nie mam pojęcia, dlaczego się tak brechtacie, ale wspominając o zawałach i wylewach, to chyba nie chcę tego wiedzieć.
- Ziom, weź, jakim ona jest pojebem w nocy, to o Jezu, ona się przestraszyła.....
- Nieehehehehehehe móóóóóów! - zakrywałam mu usta dalej brechtając. - Niehehehe pogrążaj mnie!
- Ona się swojego psa przestraszyła.
- On mnie zawszehehehehe chcciał zahahahahaha.....bić. - śmialiśmy się jak już po downie z przerzutkami.
Posiedzieliśmy i nic nie robiliśmy. Zeszliśmy dopiero na kolację.
- Ej! Gdzie są twoje okulary, Lary? - zapytał Krzysiek. Wszyscy zaczęli mi się przyglądać.
- Brawo. Skapnąć się po 3 godzinach. - zaczęłam klaskać.
- Rozwaliłaś je sobie? - zapytał Kubiś.
- Chociaż to byłoby bardzo możliwe, bo jestem strasznym psujem, to sprawiłam sobie soczewki. - momentalnie osoby siedzące obok przybliżyły się do mnie.
- Widzę je! Jeeeeeeezu, jakie to jest obrzydliwe.
- No żebyś zawału nie dostał, wy wylewie jeden ty.
Po kolacji wszyscy wjazd na chatę do mnie. Jak zwykle nic raczej nie robimy.
- Luiza, błagam, nie ziewaj, bo zamulasz system. - powiedział Bartek.
- No to co ja ci zrobię że spałam tylko 7 godzin? - powiedziałam trąc oczy.
- To o której ty poszłaś spać?
- Coś koło ósmej. I w tym czasie przeżyłam z trzy zawały połączone z wylewem, byłam głośnym nindżą, zjadłam truskawki i czytałam swoje pamiętniki.
- A ja w tym czasie spałem, hehehehe.
- To jest nie sprawiedliwe.
- Luiza, możesz się do mnie nie tulić? - zapytał Bartoszeł.
- Śpiący nie jesteś sobą. Ładne perfumy. Kuuuuuuurwa jak tam ciemno. - zaglądnęłam za szafę.
- No tak jak w twojej głowie.
- A to było akurat nie miłe. - przestałam się do niego przytulać.
- Ej, dobra, możecie już iść?
- Wyganiasz nas? - zrobił smutaśną minkę Fabiś.
- Tak.
- Będziemy cię męczyć, żebyś nie zasnęła. - uśmiechnął się do mnie Igła.
Wywróciłam oczami i poszłam się ogarnąć do łazienki. Przebrałam się w swoją piżamkę. Ściągnęłam jedną soczewkę, no ale kurde płyn mam w torebce. Ooooo Dżaizas. Wyszłam z łazienki niczym nindża, bo się jeszcze jebłam nogą o drzwi. Wzięłam płyn, więc misja zaliczona.
No to przecież. Kosmetyczkę też mam w torebce. Jprdl.
Przeszłam się tak jeszcze dwa razy. Ja i moja pamięć.
- Eeeeeeej, nie wyglądasz aż tak źle bez makijażu jak sądziłem - powiedziało Drewno, na co się uśmiechnęłam. Miłeeee! Dziękuję! - Wyglądasz jeszcze gorzej.
- O tym samym pomyślałem - śmiechehehehehehesznął Igłą
Wydymałam dolną wargę do przodu i zwiesiłam głowę.
- No weź, wy to jednak serca nie macie jednak. Jeszcze płakać po nocach będzie. - Bartuś klepnął mnie pocieszająco po ramieniu.
- AaaaaałaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaBarteeeeeeek! - złapałam się za ramię w które mnie uderzył.
- No i widzisz, Bartek chciałeś pocieszyć, a jeszcze bardziej pogorszyłeś stan psychiczny i fizyczny naszej Nitki. No co ty wyprawiasz? Co z ciebie wyrosło, ty wylewie jeden tyyy. - powiedział mój nocny rozmówca.
- Ale do Bartka to najbardziej chyba pasuje. "Wylew Bartek" - śmiechehehehszłam.
- Ejjjjj........................ - zasmucił się Bartuń.
- Oj, no nie smuć się. - walnęłam go w ramię.
- Nie bolało.
- Nie miało boleć.
Godzina 20:22 ziewam jak kura, czy kury ziewają, nie mam pojęcia, a oni są dla mnie tacy bezlitośni że Jezu zabij ich, albo ja to zaraz zrobię.
- Luiza nie śpij, czemu ty śpisz? Dlaczego nas tak bardzo nie lubisz, że nie chcesz z nami gadać? - bezlitosny Piotrek nie da mi zasnąć. No co za... Kaj jest moja klapka na nieposłusznych siatkarzy?
- Iiiiiiiiidź ty stąd. - machnęłam na niego ręką.
- Pfffff! Foch w takim razie.
- Powodzenia, trzymam kciuki.
- Pogadaj z nami, no.....
- Ja pitole. No to co tam u was, moje wy psiapsiółe?
- A tam, nic nowego. A u ciebie?
- U mnie też. No to dobranoc.
Chłopaki po wielu nieudanych próbach nawiązania ze mną kontaktu, podjęli niezwykle męską i ludzką decyzje mimo wcześniejszych wątpliwości, i postanowili mnie zostawić w spokoju. Chryste Niebieski dziękuję!
- Dobranoc! - krzyknęli gdy wychodzili z pokoju.
- Dobranoc. - odpowiedziałam i zamknęłam za nimi drzwi.
Ułożyłam się wygodnie i szybko zasnęłam.
Następnego dnia mieliśmy wylecieć do Włoch na kolejne spotkania.
Wyjeżdżać na lotnisko mieliśmy już po śniadaniu, więc gdy się ogarnęłam zaczęłam się pakować. 10-15 minut max i już.
Zeszłam na śniadanie na którym byli już wszyscy.
- Lary, Lary, tu są twoje okulary!
- Specjalnie dla ciebie założyłam. - uśmiechnęłam się do Igły.
- Ooo, jakie to miłe.
- Cieszę się.
Gadaliśmy w sumie o niczym, no i tak nam minęło śniadanie.
Po posiłku poszliśmy po swoje bagaże z pokoi. To znaczy, kto się spakował. Niektórzy zostawiają to na ostatnią chwilę. Ja wraz z trenerami pojawiliśmy się pierwsi. Włożyliśmy walizki do bagażnika i zajęliśmy miejsca w autokarze. Minęło 5 minut. Minęło 6,7,8 zanim wszyscy zebrali się w jedno miejsce. Dotarliśmy na lotnisko i udaliśmy się na odprawę. Już po niecałej godzinie siedzieliśmy w samolocie. Raczej nie darliśmy się jak w autokarze, bo tutaj jednak są też inni ludzie, więc żeby nie było pszypału. Większość słuchała muzyki, albo grali w jakieś gierki na telefonach. Jedynie Bartek, który ma takiego stracha na punkcie samolotów, gadał coś do mnie, ale nie za bardzo go słuchałam. Raczej nikt go nie słuchał. Więc gościu gadał tak bardziej do siebie, aniżeli do kogoś. Biedny, ja też się trochę boję samolotów, więc łączę się w bólu.
- Czy awarie samolotów zdarzają się często?
- Bartek, spokojnie, awarie zdarzają się raz na milion. - jasne że częściej. Albo nie. Nieee wiem, nie znam się.
- A jak tym razem będzie ten milionowy raz?
- Nie będzie, uspokój się.
- Jak myślisz, znajdujemy się wysoko nad ziemią?
- Na pewno nie bardzo wysoko.
- A dokładnie milion kilometrów nad poziomem morza. - uśmiechnął się Buszi. Kaj jest ta klapka na siatkarzy? Kaj ona jest?!
- Ccoooooooooooo? - pisnął przestraszony.
- Dziękuję ci.
- Proszę.
- Ale jak to milion?! Kłamałaś! Tak, tak na pewno nie jesteśmy bardzo wysoko, mhm, przecież milion kilometrów to jest jak jeden centymetr, no to jasne przecież.
- To nie prawda, na pewno nie jesteśmy tak wysoko....
- Tak, tak, jasne.
- Jeszcze raz, baaaardzo ci dziękuję.
- Jak mówiłem, proszę bardzo. - uśmiechnął się.
Starałam się jakoś uspokoić Kurka, no ale co ja mogę.
W końcu dolecieliśmy do Włoch. Odebraliśmy nasze walizki i pojechaliśmy do naszego hotelu. Odebraliśmy klucze, i jak zwykle porównywaliśmy przydzielone nam liczby.
Odnaleźliśmy swoje liczby na odpowiednich drzwiach i było spoko. Jednakże, niektórzy mieli z tym przeogromny problem. Nie, nie chodzi tu o młodego Pawła, bo on w mgnieniu oka znalazł swój pokój, chodzi tu bardziej o Bartka. Jakoś nie mógł znaleźć swojej liczby.
Chodziłam z nim i szukałam odpowiednich drzwi.
- Aaaaaaa! Bo ja trzymam ten klucz odwrotnie! - ucieszył się. A mi wprost para wychodziła uszami, oczami, nosem i dupą. No żesz do jasnej cholery! Jak można być takim idiotą?! Przez niego przeszłam przez 30 korytarzy, schodziłam po 50 schodach, pukałam do kilkunastu drzwi i przeżywałam niekończące się przypały, kiedy inni ludzie się na nas wkurzali, a ten po prostu trzymał ten klucz odwrotnie. Kiedyś. Go. Zabiję. Albo. Sama. Umrę. Na. Wściekliznę. Ale dobra, Luiza, w takich sytuacjach trzeba oddychać spokojnie, uspokoić się, nie dawać po sobie poznać że jesteśmy wkurwieni na maksa. Trzeba po prostu....
- Jakim ty jesteś idiotą to nie wiem! Chodź, idziemy!
- Ale czekaj, bo....
- Już mnie nawet nie denerwuj!
- No dobrze, dobrze. Już, idę.
- Zamknij się!
- Ale ja nic....
- Powiedziałam.
No ja nie moga. Ale bym mu przypieprzyła tą klapką na siatkarzy.
- Ej, dobra ale już się nie wkurwiaj, bo się trochę ciebie boję.
- Dobra, okej, idź, zejdź mi z oczu, bo mnie już bolą jak na nich stoisz. - poszedł do swojego pokoju. Ma go obok mnie, więc spoko, myślę, że zauważył.
Ale ja jestem nerwowa. O Jezu. Sama bym się pewnie siebie przestraszyła. No cóż. Biedny Bartek. Sama mu za siebie współczuję.
- Bestia z północy spaliła moją wioskę. Pomóż mi. - powiedział Fabiś gdy wbił do mnie z buta wjeżdżam.
- Okej! - uniosłam kciuk do góry. - Wyszkolę cię w jeden księżyc.
- Dawaj zaklęty miecz!
- O nie, artefakt jest w Zamku króla Leona.
- O nie, jesteśmy zgubieni.
- Spierdalaj z mojej ziemi! - wybiegłam za nim na korytarz, po czym wróciłam do swojego pokoju. Pf. Co za debil. Niech spierdala z mojej ziemi. To je moja ziemia. Ja ją se wybrala. #Takbardzoślązak
Raczej nic nie robiłam, więc się gapiłam na ściany. Taa, ja to mam zawsze jakieś faje i ciekawe zajęcia. Gapić się na ściany. Fascynujące. Ej w sumie całkiem ładne są tutaj ściany. Takie..... łaaaaadne.
Boże, co ja robię ze swoim życiem? Czemu oglądam i podziwiam ściany? Jeeezu, ja już potrzebuję kompletnej pomocy, nie?
Eeeeeej, a może by tak iść do kogoś i tam nic nie porobić?
No w sumie fajniejszy pomysł, niż być tutaj samemu.
Albo nie, będę musiała coś mówić. A mi się nie chce.
Która godzina?
18:30.
Zaraz kolacja.
No i co z tego?
Głodna jestem.
To zjedz coś.
Ale nie mam nic.
No i?
No to co mam zjeść?
Wiesz w internecie była taka babka co jadła gąbkę z materaca.
No i co ja mm kurwa w Spangeboba się zamienić? Weź nie pierdol.
Jezus Maria, dlaczego ja gadam sama do siebie? Boże, Boże, Boże.... Lepiej idźmy do kogoś, bo ja tu jeszcze zwariuję, albo serio zjem tą gąbkę z materaca. A nie chcę być Spangebobem.
Wyszłam ze swojego pokoju i...... Kurwa. Skąd mam wiedzieć gdzie kto z kim, co z czym, co jak i dlaczego. O Boziu.
Napisałam więc do Fabiana. A kto inny jest tutaj moim google maps?
-" Gdzie jesteś?"
-" U siebie"
-" Aha, dobra, zajebiście, a mógłbyś mi powiedzieć gdzie dokładnie?"
-" Znajduję się w Galaktyce Droga Mleczna. Jestem w Układzie Słonecznym. Jestem na Ziemi. Jestem w półkuli północnej. Jestem w Europie. Jestem we Włoszech. Neapol.. Hotel nie wiem. Piętro 20. Pokój numer 73."
-" No i nie było tak od razu?"
-" No nie no, tylko nie idź do nas"
-" A co robicie?"
-" Nic, ale nie przerywaj nam tego miłego nic nie robienia."
-" Aha, no.... dobra. Tym bardziej przyjdę, nawet już jestem :)"
- Heloł, heloł! Przyszłam, jestem, co robimy? - prawie się wyjebałam o nogi Kłosa który je wystawił. - JeeezusMariaPawełKrzysiek! Co ty chcesz mnie zabić Pszenico jedna?
- Pszenico...- śmiechnął Karol. - Jak ty czasem rozwalasz system, to nie wiem.
- Kuuurde..... Jak też tu usiąść też..... Więcej was matka nie miała, nie...... - usiadłam ostatecznie na oknie. W sensie, że nie na szybie, tylko na parapecie. No. Żeby nie było.
- No. To co robimy?
- Ty wymyśl. - odpowiedział Igła. Aaaaa, widzę, że się teraz role odwróciły, mądrze, mądrze, panie Krzysztofie.
- Ale dlaczego ja?
- Bo nie "Szkoła"
- Oglądasz to?
- Nie.
- "Szkoła"? To jest takie zjebane.... że szkoda gadać. - powiedział Wronka.
- Ej, no nie obrażaj tego serialu, przecież jest zajebisty! - oburzył się Kłos.
- Aktorstwo- poziom Hollywood, tu się zgodzę. - "przyznał" Rafał. Oczywiście, że to było ironiczne, ty gupku jeden. Jak mogłeś tego nie wyczuć, drogi czytelniku? Czy Oglądałeś to chociaż raz? W sumie niczym nie różni się od "Dlaczego ja?" "Ukrytej prawdy" czy "Pamiętników z wakacji" Czy jeszcze jakiś innych debilnych programów paranormalnych, czy jak to się tam zwie.
No ale co ja tam wiem, co ja tam wiem. Ja się do tego nie mieszam.
Następnego dnia chłopaki byli tacy trochę rozpieszczani, bo mieli tylko jeden poranny trening, a po nim mieli całkowity chillout. Czy jak to się tam pisze. Więc gites malines jak dla nich. Więc gdzie? No to jasne że na bicza. A co wyście myśleli? Że będziemy grzecznie siedzieć w hotelu? No niby trener nam tak kazał, ale potem powiedział, że możemy się poplątać gdzie nie gdzie, tylko żebyśmy byli grzeczni.
Aha no prawie był zapomniała o moim wyróżnieniu. Trener powierzył mi także funkcję niańki. Powiedział, że mam najwięcej oleju w głowie, czy czegoś tam, no chodzi o to, że jestem najmądrzejsza, a z nimi, tymi miej mądrzejszymi, to nigdy nic nie wiadomo.
Ha! I co Winiar? I komu trener ufa bardziej? No? Mnie trener lubi najbardziej.
Wracając. Poszliśmy na bicza.
Dla osób miej zaawansowanych w języku angielskim : plaża.
Też nie jestem zaawansowana, wzięłam to słowo z tłumacza google, i dałam na głośnik. No proszę, kto tak nie robi.
Oczywiście żart.
Albo i nie....
Wracając ale już tak bardzo wracając.
Teee, tylko mi się do pierwszej klasy podstawówki nie wróć.
Możesz dać mi dokończyć?
Taa, jasne, przecież ci nie przeszkadzam.
Wracając. Poszliśmy na bicza.
Pamiętaj Luiza, nie gap się na ich klaty jak Reksio na szynkę.
Raczej nie miałam ochoty wchodzić do wody, no ale jak Rafał zapytał czy będziemy podtapiać Fabiana..... No to proszę Was, no nie mogłam się powstrzymać. Wzięłam więc z walizki bikini i podbijamy tego bicza.
Podtapianie Fabisia to chyba moja ulubiona czynność którą z nim robię. Na serio. No dobra, oglądanie głupich i rżnących psychikę ludzką filmików na YouTubie, albo tańczenie do techno kur też jest zajebiste.
- Puuuuuuuuść mnie! - Fabian jest chyba jakiś poyebany. Myśli, że go puszczę. No chyba nie, mój przyjacielu.
- Top go! Top go! Trzymam, Fabi, spokój się! Nie pierwszy raz cię topimy.
Ach, jakie to miłe uczucie kiedy podtapiasz swojego ziomeczka.
- Ty kurde.... Raf, bierzemy ją! - zaczęli mnie ścigać. Co to ma być? Dlaczego akurat ja? Ja nie chcę!
Zaczęłam uciekać, no bo co ja mogę. Ale mój kochany braciszek podstawił mi nogę. Znaczy się, pewnie nawet o tym nie wie, bo się opala dupą do świata, i zapewne mnie ani nie widział, ani nie słyszał, a ja ciągle pierdole o tej Ani.
- Nieeeeeeeeeeeee! Ej, ja nie chcę! Puśćcie mniee! - i zaczęli mnie tak po prostu topić. Ej, ej, ej tak być nie może. Czy ja wzięłam tą farbę fluorescencją, czy jak ona się tam nazywa? Chyba wzięłam. Rafał, nie przeżyjesz. Albo Endry. Zobaczymy.
- Nie żyjecie! - krzyknęłam krztusząc się. A oni też się krztusili. Śmiechem.
- Ej stary, żyjesz? Bo Lui jest przekonana, że nie żyjemy. - zapytytął Fabian.
- Na razie mam zgon ze śmiechu. Chwila jak się hahahahogarnę.
Znowu zaczęli rechotać.
Chwila nieuwagi mi wystarczy.
Skoczyłam na przyjmującego, równocześnie go przewracając.
No cóż, a teraz na kolana i błagaj o przebaczenie. Zaczęłam go topić. Ale nie długo. Z kim ja potem będę się chichrać po nocach? No właśnie. Fabian nie umie przeżywać zawałów. To umieją tylko wybrani
- Ja pierdole, aleś mnie przestraszyła. To jest jakieś.....
- Nienormalne! - powiedzieliśmy razem i zaczęliśmy się śmiać.
- Czy ty sobie żarty stroisz? - zalew. Tak. Nas takie różne normalne wyrażenia śmieszą. Jeżeli się je tak zabawnie wypowie to jest to dla nas po prostu wylew łez.
- Z czego się tak zalewacie? - zapytała Fabina. A tak w ogóle to zauważyliście, że Fabian ma tak dużo przezwisk w mojej głowie? A i tak zapewne połowy nie zna, więc... No cóż, bywa.
- Fabian, czy ty sobie żarty stroisz?
- Nie, a wy?
- A my też nie.
- To się cieszymy wszyscy razem.
Potopiliśmy się jeszcze trochę i nam się znudziło. Obudziliśmy Igłaczaka bo by mu się plycy spaliły. Sam nie wiem z czego żyje. Co za pumpernikiel. Co. Nie wiem.
- Opaliłabyś się, patrz jaka kreda z ciebie. - powiedział do mnie Cysiu nawet na mnie nie patrząc. Jak on to robi? Ja też chcę tak umieć. Krzysiek, naucz mnie tak widzieć przez zamknięte oczy.
- Nie chce mi się. Wymyśl nam coś do porobienia.
- No nie wiem co mam wam wymyślić. A tak w ogóle, to czemu ja mam wam wymyślać jakieś zajęcie?
- No bo...
- No bo tak.
- No właśnie.
- Nie wiem. Idźcie w siatkę pograć.
- Może byk. - stwierdziłam. - Idziecie?
- Fabian, zbieraj dupcie. - powiedział Raf, ale Fabiankowi nie chciało się podnieść. Woli się poopalać. No w sumie z niego też taka kreda szkolna, że niech mu tam będzie.
Nawet nie wiem skąd wzięliśmy piłkę, i kogo w ogóle ona była, bo tak leżała, taka samotna, taka opuszczona, gdzieś na uboczu, więc co tam yolo, juololo, jak ktoś woli kran. Bierzemy. Zaczęliśmy odbijać przez siatkę, i w sumie tyle w tym zdaniu. Kolejne będzie ciekawsze. Obiecuję.
W końcu nie byliśmy po prostu w stanie odbijać bo strasznie zalewaliśmy się z włoskiego akcentu. Tak, włoskiego. Dlaczego włoski akcent jest dla nas śmiecheheheheszkowy? A idź, jak ja sama nie wiem, to Ty chyba bardziej nie będziesz wiedzieć, co nie. Albo jak robiliśmy takie #zdupigi wzięte po prostu tak głęboko z dupy, i były takie polskie, że Chryste Niebieski, zabierz mnie do nieba. A najlepsze jest to, że są tu sami włosi, więc nic, a nic nie rozumieją. No chyba że mają w modyfikowany język polski. No to wtedy może być niezły pszypał.
W końcu wróciliśmy do Igły i Fabiana. I ogólnie całej naszej sztos klanu ekipy.
- Jaka suka, ma taki sam strój jak ja. - powiedziałam do Rafała, który jako jedyny chciał i miał ochotę ze mną rozmawiać. Wystawili mnie, no co za leszcze.
- Która?
- Ta brunetka w wodzie. Obok tej blondynki.
- No i co? - wzruszył ramionami.
- No i to. Patrz na sukę, uśmiecha się do mnie. - odwzajemniłam uśmiech, który na pewno był skierowany do mnie. No chyba, że nawet w soczewkach nadal jestem kretem, a za plecami wystawiłam jej faksa.
- Ja nie mogę, jak ja was nie ogarniam, co z tego, że ma taki sam strój jak ty?
- No bo ja już go sobie zaklepałam, i nikt nie ma prawa kupić sobie dokładnie takiego samego. Gdyby miała inny, nic mi do tego, ale ma dokładnie taki sam.
- I to ci tak strasznie przeszkadza?
- Tak. I to jest takie wkurzające że nie wiem. - zamknęłam się na chwilę, bo te dwie dziewczyny przechodziły obok nas.
- Rafał? - zapytała ta blondynka.
- Czeeeść Daria! - aha, czyli widzę nie wiem o co chodzi. - Co ty tu robisz? - zapytał radośnie. - No spoko, tylko ja nie wiem o co chodzi. Halo, Rafał, może powiesz mi kogo spotkałeś?
- Wiesz, wakacje, wreszcie udało mi się wydrzeć z pracy. - uśmiechnęła się. - A kogo tu masz? - popatrzyła na mnie. Kurwa. Jezus Maria, mam się przedstawić? Mam powiedzieć "cześć" Czy "hej"? O Boże, Boże, Boże.
- A to jest Luiza. Fotograf kadry.
- Cześć. - uśmiechnęłam się. Huuuuuuuuu, dobra, było okej.
Tak, dokładnie mam tak za każdym razem, kiedy poznaje kogoś nowego.
- Cześć.
- A ty kogo masz ze sobą? - no właśnie, kim ona jest? Muszę znać jej imię, nazwisko i adres zamieszkania.
- To jest Lucy, przyjaciółka właśnie do niej tu przyjechałam.
- Hi.
- Hello. - siemanero, elo, eleczko, mordo ty moja..... A... Nie to jeszcze nie ten poziom znajomości. A tak w ogóle to jej nie lubię. Więc, czytaj dalej.
- Luiza to twoja przyjaciółka, czy "przyjaciółka" - na drugie zakreśliła cudzysłów w powietrzu. Nie kurwa na gazie pieprzowym.
- Ahahahahah, śmieszne. - popatrzył na nią z politowaniem. - To jest tylko mój ziomeczek,i raczej nic więcej, więc nic sobie nie wyobrażaj.
- Raczej. - chwytła go za słowo.
No właśnie. Ja i Rafał? Eeeeee, nie, to by chyba nie przeszło. Ale tamta pani wie chyba lepiej. Albo często lądowała we friendzonach. Co. Ale czemu ja niby jestem we friendzonie? Nie jestem. Miłość po prostu nie jest dla mnie. Tyle w tym temacie.
- Beautiful swimwear. - powiedziała do mnie ta co jej nie lubię.
- Thaks. - no ale podziękować wypada.
- Dobra, spadamy. Pa! - pożegnały się i poszły.
- Jak mogła pomyśleć, że jesteśmy razem?
- Ona wszystko sobie wyobraża.
- No ale ta co jej nie lubię, powiedziała, że mam ładny strój. Hahahha, czyli ja mam go dłużej.
- Skąd to wiesz?
- Tak zawsze jest. Albo po prostu nie miała co powiedzieć. To też by mogło tak być. No ale, co powiedziała, to niech tak zostanie, nie będę jest kwestionować.
- Idziemy topić Fabiana?
- A mamy w sumie coś innego do roboty?
I tak nam minął czas do 15 godziny.
Później wróciliśmy do hotelu i też leniuchowaliśmy, no bo co mamy robić? Może tylko obyło się bez pszypałowych sytuacji w hotelu.
Wczesnym wieczorem stwierdziłam że wyjdę na plażę porobić zdjęcia zachodu słońca. Nie kurwa zachodu tęczy. No, nie ważne. I tak sobie pochodzić po biczu. Założyłam więc jakiś cienki kardigan i wyszłam z budynku. Szłam jakieś 25 minut, no czyli tyle ile się idzie. Gdy dotarłam na na miejsce słońce właśnie miało ochotę chować się za horyzontem. Akurat ktoś siedział na piasku blisko wody. Ale to będzie zajebiście wyglądało, że Oessuuu!! Porobiłam co miałam porobić i miała wracać, ale chciałam zobaczyć, czy znam tegoż oto mojego modela, który nawet nie wie, że nim jest.
Podeszłam bliżej, można by powiedzieć, że nad ktosiem stoję.
- Orient! - przewróciłam Buszka.
- No Luiiiiiiza, ty wylewie jeden. - usiadł ponownie i otrzepał się z piasku.
- Dlaczego tak brzydko mówisz mi? - zrobiłam smutaśną minkę. Przeproś.
Zamiast przeprosić to mnie popchnął i też poleciałam na piasek. Aha, nie no spoko, to też może być.
- Ałahaaaaaaaaaaaaaaaaaaaał! Moja noga! - złapałam się za kostkę.
- O kurwa mać, co ci się stało?! - pochylił się nade mną i zaczął oglądać moją kostkę.
Wspominałam może, że byliśmy blisko wody?
No nie byłabym sobą, gdybym go nie ochlapała.
- Aha, spoko, dzięki. Baaaaardzo miłe z twojej strony. - wytarł twarz w koszulkę przy okazji odsłaniając klatę. No soooooooooooooooooooooory, kurde, o ale jakby przed wami postawiono jakiegoś faceta z odsłoniętą klatą to byście się nie paczali? No błagam.
- Co ty tutaj robisz? - nie, no, brawo Luiza, tylko ty masz ten wspaniały telnet do zaczynania rozmowy, brawo.
- Jeśli dobrze widzę, to siedzę.
- No ale czemu tutaj siedzisz.
- Siedzę bo mogę, i siedzę bo lubię. A ty?
- Z tobą nie da się gadać.
- Jak to nie? No to proszę bardzo, jak minął dzień dzisiejszy, co dzisiaj robiłaś?
- Topiłam Fabiana.
- To było najlepsze. No i oczywiście kiedy ciebie topiliśmy. To też było fajne. - uśmiechnął się na moją poker fejskę i zaczął mi wykrzywiać twarz palcami.
- Czy ty sobie żarty stroisz?
- Stroję.
- To jak są ubrane?
- Żart o blondynce wygląda zupełnie jak ty.
Aha, dzięki.
- Masz znamię? - kiwnął głową na moje biodro, które zostało odsłonięte przez wiatr który podwinął mi lekko koszulkę. Takie tam wytłumaczenie, żebyście sobie niczego nie wyobrażali.
- Jeśli znamieniem nazywasz jakąś brązową plamę, to tak, mam. - obniżyłam trochę spodnie żeby mógł sobie popaczeć.
W sumie nic nadzwyczajnego, zwykła brązowa plama w wymiarach około 8 cm długości na około 3,3 cm wysokości. Bo nie jest to taki idealny prostokąt.
Oj o co? Czasem jak człowiekowi nudzi to może sobie wszystko zmierzyć.
Po wydurnialiśmy się jeszcze trochę i zaczęliśmy się zbierać do hotelu. Raf odprowadził mnie pod drzwi i się pożegnaliśmy. Ogarłam się i poszłam spać.
Ale nastawiłam budzik tak na 2. A po co? No po coś na pewno. Hej.
*2:00*
Ooooooooooooo Chryste Panie..... Umieram. Daj mi drzemkę. 3 minuty spokoju.
*2:03*
Chrystusie Niebieski, zabierz mnie do nieba. Czemu ja sobie to robię? No ale trzeba komuś dupcię utrzeć. A może zrobię to w Spale? Bo i tak nie wzięłam jednak tej farby. Właśnie sprawdziłam. A i tak mi się nie chce wstawać. Soł....
Dobranoc.
.........................................
Luiza mówi dobranoc a ja mówię dzień dobry, lub dobry wieczór, co kto lubi, co kto woli. Ale dzisiaj długi ten rozdział. Jakby co, to złączyłam dwa, ale ciiii.
Hej.