Od razu poszliśmy do stołówki bo była kolacja. Usiedliśmy przy swoim stoliku i zaczęliśmy gadać, no jak zwykle. Zrobiłam sobie kanapkę z serkiem topionym i nalałam soku wiśniowego.
- Luuuuiza, daj mi swój telefon. - powiedział Fabian.
- Co chcesz?
- Muszę zobaczać coś.
- No ale co dokładnie?
- To dam ci swój.
- Proszę bardzo. - zamieniliśmy się telefonami.
- Emm... Hasło. - podstawił mi telefon a ja przejechałam palcem by odblokować ekran.
Weszłam na muzyki u Fejbsa.
- Jezu, jak sie u ciebie wchodzi na muzykę?
- No normalnie.
- Jezu, masz ten telefon, bo masz taki chiński, że się nie połapie. - oddał mi urządzenie.
- Sam masz chiński telefon. Normalnie z Dżapaniss.
- Ja mam przynajmniej normalniejszy telefon, nie to co ty.
Prychnęłam.
- No taaaa, jasne.
- Weźcie się nie kłóćcie. - przerwał nam Krzysiu.
- To onnia zaczełczła. - powiedzieliśmy równocześnie tak, że nasze wypowiedzi połączyły się.
- Normalnie takie z was dzieci, że trudno z wami wytrzymać.
- To z nim trudno wytrzymać. - powiedziałam.
- Nawzajem, przyjaciółko, nawzajem.
- Mhmhmhm hehehehe. - zaczęliśmy się do siebie wykrzywiać.
- Matko z Ojcem. Różnych debili widziałem w życiu. - podsumował Krzysiek i walnął się w czoło.
- Zapodajcie jakąś muzę. - wtrącił Fabian.
- Zapo-zapo-zapodaje. - włączyłam taką piosenkę. - Panie trenerze mhmhm. Kury nam na boisku piłkę podziobały ot.
- Co ja mam z tym wspólnego? Nie widzisz że zajęty jestem no? - kontynuował Dżaga.
- A co pan taki zawieszony?
- No, co rozprawę mam
- Jaką rozprawę, mecz mamy martwimy się.
- Wy się nie martwcie tylko strzel tego karnego z drugiej połowy.
- Oj, dzięki bąbelku.
Tak. Znaliśmy to na pamięć. W ogóle to my uwielbiamy Kabaret Skeczów Męczących. Znamy wszystkie ich skecze, i tak dalej.
- EJ! - powiedział Zatorski takim głosem jakby coś odkrył, co było u niego dość częstym zwyczajem.
- Dawaj, dawaj. - powiedziałam.
- A może po kolacji urządzimy sobie taki jakby... kabaret?
- Nie rozumiem cię. - odparł Krzysiu.
- No, na przykład Liz i Fabian będą wystawiać jakiś skecz jakiegoś kabaretu, a my będziemy publicznością. - wytłumaczył.
- Hahahahahaaaaa! Wybrał mnie na przykład! Nie was, mnie!
- Nie ekscytuj się tak dziecko. - uspokoił mnie Kłos.
- Ja dzieckiem?
- Tak.
- Wcale że nie jestem dzieckiem.
- Dobra, nie jesteś. Fabian i Zati są dzieckami.
- O, dobrze powiedziane. Ale i tak mi żelki wisisz.
- Ohhhhhhhh......
- Ha, ha, ha. - włączyłam następną piosenkę - Piotruś, słuchaj, to jak żeśmy się już tak dobrze poznali słuchaj, to może że mnie przyjmiecie do zespołu.
- No mało nas jest także chętnie jeszcze jednego muzyka weźmiemy. - nie muszę mówić, Fabian spada na drugoplanowego bohatera.
- Jaaaa pierdziele, nie wytrzymam tego, po prostu za chwilę zejdę! Chłopaki, dobra to w takim razie kogo zwalniamy?
- Ty to tak na prawdę znasz na pamięć? - wtrącił się Wrona.
- No, ja uwielbiam ogólnie kabarety oglądać. Czy wystawiać. - walnęłam łokciem Fabiana.
- Mówiłem ci, żebyś mi tak więcej nie robiła.
- O czym znowu nie wiemy? - zapytał Wlazły.
- a wystawialiśmy czasem w Częstochowie kabarety. Najczęściej to Skeczów Męczących. Zawsze byłam Adamczykiem.
- Dlaczego? - zapytał Zati.
- Po prostu. Mam taki sam głos jak on.
- To zapodaj coś. - powiedział Krzysiek. - Razem coś zapodajcie.
- No potem, teraz to ci mogę zapodać ich piosenki.
- No dobra to zapodaj ich piosenki.
- Chcesz to masz Świętokrzyski style
- Jezu, ty masz wszystkie ich piosenki?
Spojrzałam na Krzyśka jak na kosmitę a później na Fabiana. Zaczęliśmy się śmiać.
- Wy macie jakiś wspólny język, którego nikt nie rozumie? - zapytał zdezorientowany Winiarski.
- On nie wie? - zapytałam po krótkim śmiechu.
- Ale czego nie wiem?
- Przecież my byliśmy na ich występie w Częstochowie. Od razu ich pokochałam, mówię ci od razu.
- Mówię, ci Krzychu, ona ma takiego fioła na ich punkcie, że z nią trudno wytrzymać. Jak się dowiedziała że w Częstochowie dają występ, to aż mnie wyciągnęła siłą żebym poszedł z nią.
- E,e,e,e,e. Wcale nie! Sam chciałeś iść ze mną, nie koluzyuj sobie historyjki.
- Liza, koloryzuj. - poprawił mnie brat.
- No a jak powiedziałam?
- Weź ty idź do logopedy.
- Kto to logopeda?
- No... Wiesz, logopeda to taki człowiek... Który, no zajmuję się tym, że..... - zaczął mi "wyjaśniać" Krzysiu. - Ratuj! - powiedział bezgłośnie do Łukasza.
- No wiesz Luiza, logopeda to taki kolo, co się zajmuję, takim czymś, że, yyyy.... No, jak masz takie problemy z mówieniem, że nie umiesz wymówić jakich wyrazów.... Czy, czy coś.
- Sprawdzę na necie.
- Dobry pomysł.
Wklikałam w gugle "logopeda" i już po chwili miałam wyszukiwania.
- Logopeda często kojarzony jest tylko i wyłącznie z wadą wymowy. Kiedy nasze dziecko, ale ja nie mam dziecka, zaczyna źle mówić, to rodzice niech się wstydzą, wtedy najczęściej szukamy pomocy i trafiamy do logopedy. - przeczytałam.
- No, to teraz wiesz co to jest.
Wlazłam na You Tub'a i wyszukałam mój kabaret. Włączyłam ten skecz. No po prostu love it.
- Czo ty oglądasz? - zapytał Fabian zaglądając na ekran. - No, tak czego bym się miał spodziewać.
- W górze tyle rąk, tyle tyle rąk, tyle wiernych rąk
nie wiadomo skąd, nie wiadomo skąd wyciągam kropidło
być księdzem to jest prestiż
zarąbista sprawia wierz mi
zanim zacznie się jeszcze jedno zrobię
pozostaje tylko momten
chwila a poświecę to
wezmę za to miliony monet, dzięki Boże za Euro. - zaczęłam śpiewać jak Marcin. No, może i faktycznie jestem uzależniona od tego kabaretu. Boże, na odwyk normalnie.
Po chwili siatkarze zaczęli się zbierać do swoich pokoi po skończonej kolacji. Poszłam na górę schodami bo nie chciało mi się czekać na windę, a po za tym to Fabian mnie odciągnął. Uznał uwaga cytuję " Zanim winda by tu przyjechała, to ty byś już wyrwała ten guzik ze ściany. " No sorry, aż takim psujem to ja nie jestem. Wdrapywaliśmy się na 4 piętro. Mięliśmy ze 400 schodów, jak to uznał Dżaga. Mi tam to nie przeszkadzało bo oglądałam KSM. ( Kabaret Skeczów Męczących jakby ktoś nie wiedział. )
- Czy ty zawsze musisz to oglądać?
- No co ty, przecież nie zawsze. Czasem rano, w południe, po południu, i wieczorem. To nie dużo.
- No nie no ty to jesteś na prawdę uzależniona!
- Oj, Fabiś, Fabiś. No nie mów tak. Ja nie oglądam wyścigów samochodowych. - uśmiechnęłam się.
- Gramy na PlayStation? - zaproponował.
- Chętnie. - powiedziałam gdy już weszliśmy do pokoju. Fabian podłączył urządzenie i włączył Fifę.
- Ej, o ja chcę być Ronaldem! - powiedziałam.
- Ale ja nim jestem! - zaczął się kłócić.
- No ale na chcę nim być!! - zaczęłam się gorączkować i piszczeć jak czajnik.
- Okej, no okej, będziesz Ronaldem. - ustąpił.
- Dziękuję.
Zanim jeszcze zaczęliśmy grać włączyłam jakąś piosenkę KSM. Nawet nie zauważyliśmy, jaka do środka weszła nasza ekipa..... Ekipa? No może być.
- Ciiiiiśniesz Luiza! - zawołał mi do ucha Zatorski. No aż podskoczyłam ze strachu.
- Błagam cię, nie rób tego więcej, bo normalnie zaraz zejdę.
- Ile jest? - zapytał Krzychu.
- 1:0. Dla twojej siostry. - powiedział Fabianek.
- My po kolędzie,
chodzimy po kolędzie, tak
Ty i ja chodzimy od lat.
My po kolędzie,
chodzimy po kolędzie, tak
Super skład chodzimy od lat. - zaczęłam podśpiewywać.
- Weź, zmień tą piosenkę! - zaczął jączęć Krzysiek.
- Nieeeeeee.
- To sam sobie zmienię.
- Nie znasz hasła. Ha, ha, ha.
- No ja bym nie była tai pewny. - pokazał mi odblokowany ekran. - Ha, ha, ha.
- Oż ty żydzie. - wyrwałam mu telefon. Wygięłam się tak żeby nie widział nowego hasła które kreślę na ekranie.
- Robimy kabaret?
- Zaaaraz, muszę wygrać.
- A ile będziecie jeszcze grać?
- Aż ktoś wygra. - wytłumaczył temu niedorozwinięciu Zatorskiemu Dżaga.
- Igła. Zostaw. Mój. Telefon. - powiedziałam obserwując go kątem oka. Momentalnie cofnął rękę i położył ją na policzku, żeby wyglądało to na pozowanie do zdjęcia.
- O co ci chodzi? Ja pozuję do top modela.
- To teraz ty idziesz do tap madl? - zapytałam. - Nie nadajesz się.
- Czemu niby się nie nadaję? Przecież jestem piękny.
- No, ale by cię nie przyjęli. Cóż poradzę Dżoaana Krupa jest taka wymagająca.
- Powiem że jestem piękny.
- Może ci botoks wstrzyknąć? - zaproponowałam.
- A masz?! - krzyknęli wszyscy na raz.
- A chcecie?!
- A masz? - powtórzył pytanie Krzysiek.
- Nie mam, ale mogę ci zamówić. - powiedziałam w dalszym ciągu biegając Ronaldo po całym boisku.
- Eee, to nie. Widziałem na necie taką dziewczynę co sobie wstrzyknęła botoks. No, nie wygląda to za ciekawie.
- Nie to nie.
- A ty miałaś kiedyś botoks? - zapytał zaciekawiony.
- No weź, taka głupia to nie jestem. Nie potrzebuję, od urodzenia jestem przepiękna.
- No, masz to po mnie. - poczochrał mi włosy.
- Ło Jezu no, zostawisz mi kiedyś moje włosy? - warknęłam.
- Ojeju już się tak nie wkurzaj, złość piękności szkodzi. - znów mnie zaczął czochrać.
- No zostaw, mnie! No nie no!!!! - rzuciłam konsolą gdy Fabian wbił kolejnego gola.
- Nie złość się, złość pię...... - zaczął Igła, ale nie dokończył gdyż mu przerwałam.
- Zamknij się. - warknęłam. - Nie rozumiesz że przegrywam dwoma golami? - powiedziałam spokojniejszym głosem.
- O jej. - powiedział wysokim głosem. - Czy ty nie rozumiesz że przegrywam dwoma golami? - zaczął mnie naśladować piskliwym głosem.
- Ja tak nie mówię!
- Ja tak nie mówię! - zaczął piszczeć. - Hahahahaha, jak ja cię lubię wkurzać.
- Żebym ja cię zaraz nie wkurzyła. - mruknęłam.
- Co tam mówisz?
- Nic. - wykrzywiłam się mu.
- No kurde, no! - zadarł się Drzyzga gdy do jego bramki wpada piłka, którą posłałam. No, raczej Ronaldo, ale ja nim steruję także to to samo.
- Ile jest? - zapytał Kłosik.
- 3:4 dla mnie. - powiedziałam. - Jak Barcelona zajebała.
- Ale to była wtedy Korea. - poprawił mnie Fabian.
- No ale tu nie gra Korea, także jest Barcelona. - wyjaśniłam mu.
- A dlaczego nie Jak Madryt zajebał? - spytał.
- No bo to nie ja zajebałam, tylko ty.
- To nie sprawiedliwe.
- No ale to głupio brzmi, no słuchaj. Jak Madryt zajebał. No i jak to brzmi? Głupio nie?
- No ale można by powiedzieć jak Real zajebał. To już brzmi lepiej. - Boże, już zaczął wymyślać. Filozof się znalazł.
- Ale Barcelona to jest rodzaj żeński, a Madryt męski.... Czy jakiś tam.
- No właśnie! I dlatego to ja powinienem grać Cristianem!
- Ale ja nim gram!
- Ale to nie sprawiedliwe! Ja nie chcę być rodzajem żeńskim! - zadarł się.
- Fabian to rodzaj żeński? LOL. - powiedział Buszek.
- No właśnie, a to ona powinna być żeńską Barceloną! Rafał weź coś jej powiedz. - powiedział do niego błagalnym tonem.
- Sorry, ale zawodników wybiera się na początku.
- Ha! Wygrałam! No i co Fabianku? No i kto wygrał? - powiedziała triumfalnie.
- No.. Bo zagadałaś mnie tą Koreą no i przegrałem. - zrobił smutną minkę.
- Nie martw się! - przywaliłam mu w plecy z całej pety.
- Auuuuuuu! A,a,a,a,a,a,a,ł. No Luiza, to bolało!
- Hyhyhyhyhy miało boleć.
- Jaki ty masz fajny psychiczny śmiech. - skomentował Krzysiu.
- Hyhyuhyhuhyhu wiem. - w tym momencie Fabian przywalił mi tak samo w plecy.
- Aaaaaaaałłłł, no ty debilu! Ty wiesz jak to boli?!
- Tak, teraz już wiem.- zaśmiał się widząc moją morderczą minę.
- No zabiję cię kiedyś obiecuję.
- Wiesz, jeszcze żyję. Wracając..... Kto chce ze mną wystawiać kabaret? - zapytał Drzyzga zwracając się do wszystkich tu zebranych.
- Ja! Ja, ja, ja, ja, ja, ja! Proszę, proszę wybierz mnie! - machałam mu dłonią przed oczami.
- Czy ktoś się zgłasza?
- No Fabian, no co ty głuchy i ślepy jesteś? Nie widzisz że ja się zgłaszam? Debil jeden.
- O Luiza się zgłasza. Doba idziemy do kibla omówić jaki co i jak.
- Weźcie, usiądźcie tak, jakoś... No rzędami. - powiedziałam i udałam się za chłopakiem do łazienki. - Dobra to co wystawiamy? - zapytał.
- Szczypiorek.
- Szczypiorek?
- Szczypiorek. No Łowcy.b helloł? Helloł? Fabian weź się ogarnij bo ja wiecznie kuwa żyć nie będę.
- A, ten szczypiorek. Dobra, to kim jestem?
- Ty będziesz Moniką, ja będę Magdą, a matką będzie..... O kuwa ludziów nam zabrakło.
- No to weź kogoś z widowni. - zaproponował. Wychyliłam się zza drzwi.
- Musimy mieć jeszcze jednego ludzia! Kto się zgłosi, dostaje premię w postaci żelków!
- U,u,u,u,u! Ja! - zgłaszał się tylko Igła. Ołkej.
- No dobra, chodź. - wpuściłam go do środka i powiedzieliśmy mu co ma robić i mówić. Mieliśmy odstawić ten skecz. Wyszłam na balkon i stanęłam przed oknem, które było otwarte na oścież. Igła stanął trochę dalej.
- Mamo! - zaczął Dżaga. - Mamo! Maaaaamooooo!!!
- Coooooooooooooooooo?!?!?! - wychyliłam się zza okna.
- Magda!
- No co?!
- Zapytaj się mamy, czy ten szczypiorek, co mam go kupić, ma być cienki, czy gruby.
- Cooooo?!
- Zapytaj się mamy, czy ten szczypiorek co go mam kupić ma być cienki czy gruby!
- Maamo! - odwróciłam się lekko do Krzyśka. - Maamo! Maaaaaaamo!
- Coooooooooooooooooooooo?!?!
- Monika się pyta, czy ten szczypiorek co go ma kupić, ma być cienki, czy gruby?
- Cooooooooooo?!
- Monika się pyta,
- Aha, aha, aha.
- Czy ten szczypiorek co go ma kupić,
- No, no, no.
- Ma być cienki czy gruby!
- Koperek, kurwa! - i tak zakończyliśmy nasz występ. Jak to zobaczyłam na necie, to lałam z tego kilka dni. Nadal to czasem oglądam, o po prostu nie mogę przestać.
Nasza "publiczność" zaczęła klaskać.
- O ja pierdole.... będę się z tego śmiał.... przez trzy dni. - powiedział przez śmiech Wrona.
- No nie no, będzie się rył po nocach. - westchnął Kłos przez śmiech.
- Ja nic nie poradzę, że jeste.....śmy tacy super.
- Jeszcze raz! - powiedział Zati.
- Najlepiej żebyście wy cały czas odstawiali. - zaproponował Żygadło.
- No jak chcecie. Ej Fabian - szepnęłam mu na ucho co zagramy.
- Łooooooooo..... Dobra.
- Tylko, no wiesz, górniczki weź.
- Górniczki? - zapytał nic nie rozumiejący Zatorski.
- No górniczki, takie lampki, co się nazywają czołówki, ale dla mnie są one górniczkami, także no, wiesz. - Drzyzga dał jedną mi i sobie. Odegraliśmy tym razem skecz Łowców.b "szpiedzy". Ja w roli Tego w żółtym sweterku, Mariusza, a Drzyzga w roli Pawełka.
Już na samym początku wszyscy się śmiali z naszej głupoty.
- Dobra, już mi się nie chce. - powiedziałam po skończonym przedstawieniu.
- No błagam was, jeszcze jeden. - błagał Winiar.
- Nie, nie chce mi się. Wy może coś teraz wystawcie.
- No ale my tak super-ekstra-zajebiście-najlepiej jak tylko można nie umiemy. - wydął dolną wargę i spojrzał na mnie tymi swoimi oćkami.
- Oooo, jaki puci, puci, puci. - zaczęłam go ściskać za policzek.
- No puci, puci, puci, a teraz na scenę.
- No dooooooobra, Dżaga idziemy.
-Okej
- Dobra, to gramy. Tooo dopiero kurna będzie psychiatryk.
Odegrałam "Psychiatryka" z Fabiankiem. Ja w roli Adamczyka, co jest wiadome, a on w role lekarza. Na chwilę wzięliśmy Krzyśka, bo nie dawał nam spokoju. Na "hełm" wzięłam kapelusz, na "menażkę" mą torebkę a na bagnet, no długopis, bo patyka i widelca pod ręką nie miałam.
- Dobra, więcej mi się nie chce.
- Ty wiesz że ja to wszystko nakręciłem? - zapytał Igła śmiejąc się złowieszczo.
- Jak to opublikujesz na jutup to dal ci taki wpierdziel że Iwona cię nie pozna.
- Okej - powiedział zasmucony.
- Lulu mi się chce. - powiedziałam a inni się zaśmiali.
- Która to już godzina tyka....
- No zobacz.
- Dopiero 22.
- Dopiero? To o której ty idziesz spać?
- No....
- Przeważnie to po 2 nad ranem. - odpowiedział za niego Ziomek.
- Ja pitole, to ile ty śpisz, jak wstajesz o ósmej?
- No gdyby tak policzyć, to nie wiele.
- A i tak potem ma siłę zapierdalać z kamerą na treningu. - zaśmiał się Łukasz.
- Wiesz, mój dobry kolego, w tym wieku co ja, ma się więcej siły niż 5-latek.
- O kurde, jak tu kumarów naleciało. - powiedział Kłos machając rękami żeby je odgonić.
- Czy widzisz komara, jak mu dupa świeci, przypierdol mu gazetą wyżej nie poleci. - zanuciłam.
- Akurat to nie mam żadnej pod ręką. Także będę klaskał, może zabiję.
- Ta, powodzenia.
- Dzięki, przyda się.
...............................................................................
Wracam z nowym rozdziałem :-) Jak tam u was na święta? Czujecie to kilka kilogramów więcej? :)
Z życia wzięte, kabaret mnie uzależnił xD Cały czas tylko oglądam te skecze, a potem kilka dni się z nich śmieję. Najbardziej to uzależnił mnie Skeczów Męczących. Kolejny z życia wzięty fragment! Ja też często jestem Adamczykiem, no po prostu, umiem go naśladować. Okej, stop!
Rozdział oddaje wam do skomentowania, piszcie w komentarzach co o nim sądzicie.
Pozdrawiam ;***
PS: Jeżeli rozdziały wydają się wam zbyt długie, piszcie, a ja postaram się o to aby nie były takie długaśne.
sobota, 27 grudnia 2014
sobota, 13 grudnia 2014
Rozdział 8
- Kto chce jeszcze spróbować? - zapytał złowieszczo Krzysiek.
- Ymmmm.... Nikt? - odpowiedział Winiarski.
- Oh, no przecież wiem, że chcecie spróbować. - machnął ręką.
- Nie, nikt ni chce, twa intuicja tym razem cię pomyliła. - powiedziałam sprawdzając która godzina.
- O Liz nie zauważyłem cię początkowo.
- O, serio? A ja nie zauważyłam cię przez całe życie. - odparłam z ironicznym uśmiechem.
- Żartowałem.
- Serio? A ja nie. - odparłam z takim samym ironicznym uśmiechem.
- Liz. Powalasz mnie tymi tekstami wiesz?
- Serio? A ty mnie nie.
- Słodki Jezu! - krzyknął nagle Fabien przerywając nam mini kłótnię. Oj no to tak było na żarty, my nigdy nie kłócimy się na poważnie.
- Co? - odparliśmy razem.
- No tam za krzakami chyba coś jest! - wskazał na krzew który był po drugiej stronie.
- Boże, Dżaga to może być wiewiórka.
- Wiewiórki nie łażą na wiosnę!
- To ty myślisz że wiewiórki wychodzą tylko jesienią?
- No..... A nie?
- Boże......No a tak?
- Ym no jakby tak pomyśleć to......Nie.
- Ej, wybierzemy się na spacerek? - zaproponował Wrona.
- Gdzie?
- No nie wiem. Do lasu?
- O, dobry pomysł, Fabian zobaczy co to jest wiewiórka. - poparłam go.
- Ale ja wiem co to jest wiewiórka tylko......
- No to sobie zobaczysz, że też wychodzą wiosną. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wredniuch. - odparł.
- Menda.
- Głupek.
- Głupszy głupek.
- Wcale że nie.
- Wcale że tak.
- Nie!
- Oj, Fabian, Fabian... Mnie w kłóceniu nie przebijesz. - poklepałam go po ramieniu.
Poszliśmy do wyżej wymienionego lasu na wyżej wymieniony spacer.
- Ej, Liz znasz tą piosenkę? - zapytał Wrona puszczając piosenkę.
- No, znam, a co?
- Nie wiem. Kłos nie znał, to się załamałem.
- Kłoooos? To ty nie znasz takiego ktośia jak KaeN? - zapytałam.
- No...... Akurat tej piosenki nie znałem.
- Mhm, taaa jasne. A ty Dżaga? Znasz?
- Eeeeee...... No pewnie że.... nie. - odparł.
- No wiesz, ty co....... - powiedziałam.
- Oj no co? Nie muszę znać wszystkich piosenek.....
- No okej. No ale KaeN-a nie znać?
- Oh, bo będzie foch. - ostrzegł.
- Ej a znacie taką piosenkę? - włączyłam swój telefon i weszłam w muzykę. Wyszukałam tą co szukałam i ją puściłam.
- Nie znam. - odparł Włona po chwili.
- Ha! A ja ją znam! Też ją mam na telefonie! - powiedział triumfalnie Kłos.
- A znacie..... A znacie, znacie...... Taką?
- Ohoho..... Wyślij mi. - powiedział Fabianek.
- Dżaga? Kłos? Czemu idziecie do tyłu? - zapytałam.
- Y.... No no bo.... Bo tak? - odpowiedział Fabian.
- Nie masz uprawnień do tego żeby mówić "bo tak".
- Co? Czemu?
Zaczęłam mu się przyglądać a on mnie. Mrugałam rzęsami raz po raz i on też. Małpa jedna.
- Jaka mina. - powiedział Wrona.
- Nie moja wina że małpa jedna robi wszystko to co ja.
- Małpa robi wszystko to co ja. - powtórzył za mną Drzyzga piskliwym głosem.
- Ja wcale nie mam takiego głosu!
- Serio? A ja nie mam wiewiórki i jakoś żyję.
- To co powiedziałeś, wcale nie miało sensu.
Patrzył chwilę na mnie a później zaczął uciekać wzrokiem z uśmiechem przekrzywionym na jedną stronę.
Doszliśmy na jakąś polankę, i usiedliśmy na trawce.
- Ej, Liz. - powiedział Krzysiek.
- No, co?
- Pamiętasz taką zabawę co wymyśliłaś?
- No, ale ja dużo zabaw wymyślałam, także nie za bardzo wiem o którą ci akurat chodzi.
- No tą, co się biegało po lesie, i co się znajdowało jakieś tak zwane "tropy" i się za nimi biegło.
- Tą beznadzieją zabawę, to ty wymyśliłeś. Ja się w nią nigdy nie bawiłam.
- Oł. A no faktycznie. Daj mi swój aparat.
- Po co ci?
- No bo chcę.
- Ja też dużo rzeczy chcę i nie mam.
- To ja dam ci swój. - wyciągnął aparat i mi go podał.
- No jak tak bardzo ci na tym zależy..... - wzięłam od niego aparat a swój schowałam z powrotem.
- Ej..... Chyba nie tak...... Oż ty szczurze przebiegły.
- Wiesz, ma się to coś. - patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. - O no doooobra. - dałam mu swój aparat. - Tylko nie zepsuj.
- Okej! - usiadł na trawie nie daleko i go włączył.
- EJ! - krzyknął Zati który niespodziewanie pojawił się na drugiej stronie polany. Kurde, ona ma jakieś teleporty czo co? Przecież jeszcze przed chwilką gadał z Kłosem który był koło Wrony, który siedział obok Fabiana, co siedział obok mnie. Dziwne.....
- CO?! - odkrzyknęłam mu.
- Chodźcie zobaczyć! To jest coś niesamowitego!
- A co znalazłeś?! - zawołał Winiarski.
- No to jak nie przyjdziecie, to nie zobaczycie, no nie?!
- No ale powiedz, chociaż co znalazłeś, żeby było wiadomo czy warto iść!
- O Jezu, jakie wy macie wymagania!
- To powiesz?!
- Nie! Nie powiem! Jestem na was obrażony! - krzyknął i zrobił obrażoną minę, co było widoczne nawet z takiej odległości.
- E, tam. - machnął ręką Krzysiu. - Przejdzie mu.
- On zawsze tak "Jestem na was obrażony!" A potem i tak " Ej chłopaki, wiecie że.... "
- Mhm. Dobrze wiedzieć, że można go wkurzać a i tak się nie obrazi.
- Coś w sam raz dla ciebie! - powiedział Bartek.
- No, bo ja uwielbiam wkurzać ludzi.
- No to wkurz mnie. - powiedział na ochotnika Wrona.
- Ciebie?
- No.
- Jego baaardzo trudno wkurzyć, także możemy sprawdzić czy na prawdę jesteś taka dobra. Jak go wyprowadzisz z równowagi dam ci paczę żelków. - odparł Karollo.
- Spoko. Przyjmuję wyzwanie. To daj mi swój telefon.
- Co? Ale po co?
- No bo to jest część wkurzania? - ostrożnie mi go podał patrząc na mnie podejrzliwie. - Spoko, nic mu nie zrobię. - włożyłam przedmiot do kieszeni spodni.
- No, no i co? - zapytał zdezorientowany Drzyzga który przyglądał się całej scenie. - Andrzej nie wydaje się na wkurzonego. Coś ci się nie udało.
- A czy ja powiedziałam że to już koniec?
- No a nie?
- No a tak?
- Ołkeeeej, a czy możesz mi go już oddać? - poprosił Andrzej.
- Yyyyy... A skąd ta myśl?
- No bo.... Będzie bezpieczniejszy u mnie? Fabian mi już co nie co o tobie powiedział.
- Czyli co? - przesunęłam wzrok na Fabiana który teraz uciekał wzrokiem i nucił coś pod nosem.
- Że wszystko gubisz.
- Phi. Jak już to ON wszystko gubi.
- Wcale że niczego nie zgubiłem!
- Tak? A klucz do naszego pokoju? Dałeś go Krzyśkowi, a wyglądałeś tak, jakbyś go na serio zgubił.
- No a mi go oddasz?
- Yyyyy... A skąd taka myśl?
- No Liz, noooooooooo
- No ale co? - powiedziałam rozbawiona, bo oczywiście to było w planie wkurzania ludzi.
Wystawił dłoń.
- Ręka.
- Jezus Maria...
- Też mam rękę. - pomachałam mu przed nosem moją dłonią.
- O łał, nieźle ci idzie w wkurzaniu Wronki.
- Co? A wcale wcale wcale się nie wkurzam. Jestem spokojny jak...... - właśnie zauważył jak klikam na jego telefonie. - Liz! - wyrwał mi telefon.
- Hahahahahaha. Przegrałeś! Żelki is me!
- Dziwne..... Mnie wkurzasz inaczej. - wtrącił się Dżaga.
- Bo ty jesteś inny.
- A jak cię wkurza? - zapytał Krzysiu.
- No, różnie. Przeważnie to odłącza mi laptopa, to znaczy to było jeszcze kiedyś jak byliśmy w Częstochowie. To wyłączała mi laptopa i chowała ładowarkę i swoją też i nie miałem jak się porozumiewać ze światem. Z telefonem było tak samo.
- O łał. - podsumował Wlazły.
- Ze mną było ciut inaczej.... - przyznał Krzysiu.
- A jak? - zapytał Buszek.
- Kiedy tylko zachciało jej się mnie wkurzać to robiła mi tak. - Igła zaczął uderzać Rafała wskazującym palcem w skronie.
- Ała noooo.
- Albo tak. - dźgnęłam Krzysia w brzuch palcem.
- Hhyyyyyyyyyyy! - złapał się za miejsce w które go dziabnęłam.
- No ja tego nie rozumiem, jak to - dźgnęłam go jeszcze raz. - Może boleć?
- No a może tak? - Igła odegrał się tym samym. Ale ja ani drgnęłam. - Kosmita!
- O! A właśnie mi się coś przypomniało.
- Cóż takiego?
- No bo jak byłam jeszcze w podstawówce to uczyła mnie taka babka co uczyła polskiego i przyrody. No i ona często takie coś: Jak się zaraz nie uspokoisz ty wpiszę ci jedynkę i będziesz płakał! - przybliżałam się powoli do trawy, a na " i będziesz płakał! " odchyliłam się gwałtownie do tyłu. Wszyscy zaczęli się śmiać. - I mówiła często: Uspokój się wreszcie, usiądź na miejscu, wyciąg książki, i napisz temat lekcji. - zaczęłam machać rękami w tył i w przód ze sztywnymi palcami.
- Jaki to ona miała pseudo......?
- Wszechwiedząca sowa. Albo po prostu sowa.
- Dlaczego? - zapytał Zati który niespodziewanie znalazł się w tym... hmmm.. kółeczku? No kółeczku które stworzyliśmy.
- Zati, mój ziomeczkuuu. Gdzie byłeś?
- Byłem tutaj cały czas. - powiedział zażenowany.
- Widziałam cię cały czas.
- Cieszę się. No ale dlaczego sowa?
- Bo wyglądała jak sowa. Nos miała taki duuuży i jeszcze taaaaki krzywy.
- Ej, a opowiedz o tym, jak się wywaliła na prostej. - powiedział Krzysiu.
- O. No to to było tak, że było już kilka minut do dzwonka, no i chłopaki zaczęli się już zberać pod drzwiami, no i ta sowa oglądała nasze prace na wystawce no i jak wracała to mijała umywalkę, no i jak tak szła to się prawie wyjebała na podłodze. W klasie oczywiście śmiech, a ona takie coś mówi do chłopaka który stał gdzieś blisko niej : No i widzisz, coś tutaj rozchlapałeś i bym sobie zęby wyłamała. - wszyscy w śmiech.
- Ja miałem normalną nauczycielkę. - powiedział Mario.
- To maiłeś szczęście, mieć taką psychiczną nauczycielkę jak ja miałam, to nic fajnego.
- No nie no, śmiesznie jest taką mieć. - odparł Bartek.
- No nie wiem czy tak fajnie.
- Ej Luiza, pamiętasz tą imprezkę? - zapytał Drzyzga podsuwając mi pod nos swój telefon. Spojrzałam na zdjęcie i otworzyłam szeroko oczy. No pewnie że pamiętałam. To było z okazji Hallowin.
- Impreza z okazji Hlejowina?
- HLEJOWN? A nie halloween? - zapytał Piter.
- Nie, Hlejowin. Wymyśliliśmy nową nazwę. Jest taka oridżinals. Pamiętam jak cię wtedy wystraszyłam z Laurą. - zaśmiałąm się na wspomnienie tego zdarzenia i reakcję Fabiana.
- Co mu zrobiłaś?
- No więc, Fabianek miał iść na zakupy po wina na Hlejowina. No i powiedział, że na pewno ne wróci zbyt szybko, bo kolejki, korki że kuwa nie ma co. No i my z Laurą już dzień wcześniej wyszukałyśmy w necie taki fajny pomysł jak można kogoś wystraszyć na halloween. No i jak już wyszedł to od razu zrobiłyśmy sobie taki makijaż, ja miałam ten a Laura taki. - pokazałam im zdjęcia które sobie zrobiłyśmy. - No i jak zrobiłyśmy makijaż to położyłyśmy się pod kaloryferem, żeby wyglądało to tak jak na samobójstwo. Położyłyśmy gdzieś nóż i po kilku sekundach do mieszkania wszedł Fabian. Jak nas zobaczył to zaczął wrzeszczeć, i biegać po mieszkaniu. Potem, już nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać.
- Ja przez to nie spałem kilka nocy!
- Bo ty się wszystkiego boisz.
- Ej, u nas na święta kiedyś była taka akcja. - zaczął Krzysiu. - Leciał " Kevin sam w domu " No i jak już tam było
- "Pójdziemy w nocy, kiedy jest już ciemno. Dzieci boją się ciemności. "
- " Ty też się boisz. "
- To Liz : Krzysiu też się boi. Z nią to zawsze były jakieś przypały. Mój ty kochany bobrze. - poczochrał mnie po włosach.
- EJ! - powiedział Zatorski takim głosem jakby coś odkrył.
- Co?
- Jest tutaj dwóch Ignaczaków!
- Nieeee. Na prawdę? Nie wiedziałem. - powiedział Fabian. - Serio tego nie zauważyłeś?
- No, nie. Dopiero teraz. No ale wracając. Mamy teraz dwie igiełki.
- Och Zator jaki z ciebie ęteligętę.- machnęłam ręką.
- No wiem.
Pogadaliśmy jeszcze trochę, i wróciliśmy do ośrodka.
................................
Uf! Witam was. Przebrnęłam i napisałam ten rozdział. Kompletna kicha, nic mi teraz nie wychodzi. Na tamtych blogach już opracowuje rozdziały, i też już niedługo powinny się pojawić, jeżeli nie, to sorry, ale mam dużo nauki w tym semestrze, średnia z wszystkich przedmiotów jest wprost powalająca... Nie ważne. Pyszcie w komentarzach, w komentarzach pyszcie co myślicie i tak dalej. Ja się żegnam, BUJA.
- Ymmmm.... Nikt? - odpowiedział Winiarski.
- Oh, no przecież wiem, że chcecie spróbować. - machnął ręką.
- Nie, nikt ni chce, twa intuicja tym razem cię pomyliła. - powiedziałam sprawdzając która godzina.
- O Liz nie zauważyłem cię początkowo.
- O, serio? A ja nie zauważyłam cię przez całe życie. - odparłam z ironicznym uśmiechem.
- Żartowałem.
- Serio? A ja nie. - odparłam z takim samym ironicznym uśmiechem.
- Liz. Powalasz mnie tymi tekstami wiesz?
- Serio? A ty mnie nie.
- Słodki Jezu! - krzyknął nagle Fabien przerywając nam mini kłótnię. Oj no to tak było na żarty, my nigdy nie kłócimy się na poważnie.
- Co? - odparliśmy razem.
- No tam za krzakami chyba coś jest! - wskazał na krzew który był po drugiej stronie.
- Boże, Dżaga to może być wiewiórka.
- Wiewiórki nie łażą na wiosnę!
- To ty myślisz że wiewiórki wychodzą tylko jesienią?
- No..... A nie?
- Boże......No a tak?
- Ym no jakby tak pomyśleć to......Nie.
- Ej, wybierzemy się na spacerek? - zaproponował Wrona.
- Gdzie?
- No nie wiem. Do lasu?
- O, dobry pomysł, Fabian zobaczy co to jest wiewiórka. - poparłam go.
- Ale ja wiem co to jest wiewiórka tylko......
- No to sobie zobaczysz, że też wychodzą wiosną. - uśmiechnęłam się do niego.
- Wredniuch. - odparł.
- Menda.
- Głupek.
- Głupszy głupek.
- Wcale że nie.
- Wcale że tak.
- Nie!
- Oj, Fabian, Fabian... Mnie w kłóceniu nie przebijesz. - poklepałam go po ramieniu.
Poszliśmy do wyżej wymienionego lasu na wyżej wymieniony spacer.
- Ej, Liz znasz tą piosenkę? - zapytał Wrona puszczając piosenkę.
- No, znam, a co?
- Nie wiem. Kłos nie znał, to się załamałem.
- Kłoooos? To ty nie znasz takiego ktośia jak KaeN? - zapytałam.
- No...... Akurat tej piosenki nie znałem.
- Mhm, taaa jasne. A ty Dżaga? Znasz?
- Eeeeee...... No pewnie że.... nie. - odparł.
- No wiesz, ty co....... - powiedziałam.
- Oj no co? Nie muszę znać wszystkich piosenek.....
- No okej. No ale KaeN-a nie znać?
- Oh, bo będzie foch. - ostrzegł.
- Ej a znacie taką piosenkę? - włączyłam swój telefon i weszłam w muzykę. Wyszukałam tą co szukałam i ją puściłam.
- Nie znam. - odparł Włona po chwili.
- Ha! A ja ją znam! Też ją mam na telefonie! - powiedział triumfalnie Kłos.
- A znacie..... A znacie, znacie...... Taką?
- Ohoho..... Wyślij mi. - powiedział Fabianek.
- Dżaga? Kłos? Czemu idziecie do tyłu? - zapytałam.
- Y.... No no bo.... Bo tak? - odpowiedział Fabian.
- Nie masz uprawnień do tego żeby mówić "bo tak".
- Co? Czemu?
Zaczęłam mu się przyglądać a on mnie. Mrugałam rzęsami raz po raz i on też. Małpa jedna.
- Jaka mina. - powiedział Wrona.
- Nie moja wina że małpa jedna robi wszystko to co ja.
- Małpa robi wszystko to co ja. - powtórzył za mną Drzyzga piskliwym głosem.
- Ja wcale nie mam takiego głosu!
- Serio? A ja nie mam wiewiórki i jakoś żyję.
- To co powiedziałeś, wcale nie miało sensu.
Patrzył chwilę na mnie a później zaczął uciekać wzrokiem z uśmiechem przekrzywionym na jedną stronę.
Doszliśmy na jakąś polankę, i usiedliśmy na trawce.
- Ej, Liz. - powiedział Krzysiek.
- No, co?
- Pamiętasz taką zabawę co wymyśliłaś?
- No, ale ja dużo zabaw wymyślałam, także nie za bardzo wiem o którą ci akurat chodzi.
- No tą, co się biegało po lesie, i co się znajdowało jakieś tak zwane "tropy" i się za nimi biegło.
- Tą beznadzieją zabawę, to ty wymyśliłeś. Ja się w nią nigdy nie bawiłam.
- Oł. A no faktycznie. Daj mi swój aparat.
- Po co ci?
- No bo chcę.
- Ja też dużo rzeczy chcę i nie mam.
- To ja dam ci swój. - wyciągnął aparat i mi go podał.
- No jak tak bardzo ci na tym zależy..... - wzięłam od niego aparat a swój schowałam z powrotem.
- Ej..... Chyba nie tak...... Oż ty szczurze przebiegły.
- Wiesz, ma się to coś. - patrzył na mnie przez dłuższą chwilę. - O no doooobra. - dałam mu swój aparat. - Tylko nie zepsuj.
- Okej! - usiadł na trawie nie daleko i go włączył.
- EJ! - krzyknął Zati który niespodziewanie pojawił się na drugiej stronie polany. Kurde, ona ma jakieś teleporty czo co? Przecież jeszcze przed chwilką gadał z Kłosem który był koło Wrony, który siedział obok Fabiana, co siedział obok mnie. Dziwne.....
- CO?! - odkrzyknęłam mu.
- Chodźcie zobaczyć! To jest coś niesamowitego!
- A co znalazłeś?! - zawołał Winiarski.
- No to jak nie przyjdziecie, to nie zobaczycie, no nie?!
- No ale powiedz, chociaż co znalazłeś, żeby było wiadomo czy warto iść!
- O Jezu, jakie wy macie wymagania!
- To powiesz?!
- Nie! Nie powiem! Jestem na was obrażony! - krzyknął i zrobił obrażoną minę, co było widoczne nawet z takiej odległości.
- E, tam. - machnął ręką Krzysiu. - Przejdzie mu.
- On zawsze tak "Jestem na was obrażony!" A potem i tak " Ej chłopaki, wiecie że.... "
- Mhm. Dobrze wiedzieć, że można go wkurzać a i tak się nie obrazi.
- Coś w sam raz dla ciebie! - powiedział Bartek.
- No, bo ja uwielbiam wkurzać ludzi.
- No to wkurz mnie. - powiedział na ochotnika Wrona.
- Ciebie?
- No.
- Jego baaardzo trudno wkurzyć, także możemy sprawdzić czy na prawdę jesteś taka dobra. Jak go wyprowadzisz z równowagi dam ci paczę żelków. - odparł Karollo.
- Spoko. Przyjmuję wyzwanie. To daj mi swój telefon.
- Co? Ale po co?
- No bo to jest część wkurzania? - ostrożnie mi go podał patrząc na mnie podejrzliwie. - Spoko, nic mu nie zrobię. - włożyłam przedmiot do kieszeni spodni.
- No, no i co? - zapytał zdezorientowany Drzyzga który przyglądał się całej scenie. - Andrzej nie wydaje się na wkurzonego. Coś ci się nie udało.
- A czy ja powiedziałam że to już koniec?
- No a nie?
- No a tak?
- Ołkeeeej, a czy możesz mi go już oddać? - poprosił Andrzej.
- Yyyyy... A skąd ta myśl?
- No bo.... Będzie bezpieczniejszy u mnie? Fabian mi już co nie co o tobie powiedział.
- Czyli co? - przesunęłam wzrok na Fabiana który teraz uciekał wzrokiem i nucił coś pod nosem.
- Że wszystko gubisz.
- Phi. Jak już to ON wszystko gubi.
- Wcale że niczego nie zgubiłem!
- Tak? A klucz do naszego pokoju? Dałeś go Krzyśkowi, a wyglądałeś tak, jakbyś go na serio zgubił.
- No a mi go oddasz?
- Yyyyy... A skąd taka myśl?
- No Liz, noooooooooo
- No ale co? - powiedziałam rozbawiona, bo oczywiście to było w planie wkurzania ludzi.
Wystawił dłoń.
- Ręka.
- Jezus Maria...
- Też mam rękę. - pomachałam mu przed nosem moją dłonią.
- O łał, nieźle ci idzie w wkurzaniu Wronki.
- Co? A wcale wcale wcale się nie wkurzam. Jestem spokojny jak...... - właśnie zauważył jak klikam na jego telefonie. - Liz! - wyrwał mi telefon.
- Hahahahahaha. Przegrałeś! Żelki is me!
- Dziwne..... Mnie wkurzasz inaczej. - wtrącił się Dżaga.
- Bo ty jesteś inny.
- A jak cię wkurza? - zapytał Krzysiu.
- No, różnie. Przeważnie to odłącza mi laptopa, to znaczy to było jeszcze kiedyś jak byliśmy w Częstochowie. To wyłączała mi laptopa i chowała ładowarkę i swoją też i nie miałem jak się porozumiewać ze światem. Z telefonem było tak samo.
- O łał. - podsumował Wlazły.
- Ze mną było ciut inaczej.... - przyznał Krzysiu.
- A jak? - zapytał Buszek.
- Kiedy tylko zachciało jej się mnie wkurzać to robiła mi tak. - Igła zaczął uderzać Rafała wskazującym palcem w skronie.
- Ała noooo.
- Albo tak. - dźgnęłam Krzysia w brzuch palcem.
- Hhyyyyyyyyyyy! - złapał się za miejsce w które go dziabnęłam.
- No ja tego nie rozumiem, jak to - dźgnęłam go jeszcze raz. - Może boleć?
- No a może tak? - Igła odegrał się tym samym. Ale ja ani drgnęłam. - Kosmita!
- O! A właśnie mi się coś przypomniało.
- Cóż takiego?
- No bo jak byłam jeszcze w podstawówce to uczyła mnie taka babka co uczyła polskiego i przyrody. No i ona często takie coś: Jak się zaraz nie uspokoisz ty wpiszę ci jedynkę i będziesz płakał! - przybliżałam się powoli do trawy, a na " i będziesz płakał! " odchyliłam się gwałtownie do tyłu. Wszyscy zaczęli się śmiać. - I mówiła często: Uspokój się wreszcie, usiądź na miejscu, wyciąg książki, i napisz temat lekcji. - zaczęłam machać rękami w tył i w przód ze sztywnymi palcami.
- Jaki to ona miała pseudo......?
- Wszechwiedząca sowa. Albo po prostu sowa.
- Dlaczego? - zapytał Zati który niespodziewanie znalazł się w tym... hmmm.. kółeczku? No kółeczku które stworzyliśmy.
- Zati, mój ziomeczkuuu. Gdzie byłeś?
- Byłem tutaj cały czas. - powiedział zażenowany.
- Widziałam cię cały czas.
- Cieszę się. No ale dlaczego sowa?
- Bo wyglądała jak sowa. Nos miała taki duuuży i jeszcze taaaaki krzywy.
- Ej, a opowiedz o tym, jak się wywaliła na prostej. - powiedział Krzysiu.
- O. No to to było tak, że było już kilka minut do dzwonka, no i chłopaki zaczęli się już zberać pod drzwiami, no i ta sowa oglądała nasze prace na wystawce no i jak wracała to mijała umywalkę, no i jak tak szła to się prawie wyjebała na podłodze. W klasie oczywiście śmiech, a ona takie coś mówi do chłopaka który stał gdzieś blisko niej : No i widzisz, coś tutaj rozchlapałeś i bym sobie zęby wyłamała. - wszyscy w śmiech.
- Ja miałem normalną nauczycielkę. - powiedział Mario.
- To maiłeś szczęście, mieć taką psychiczną nauczycielkę jak ja miałam, to nic fajnego.
- No nie no, śmiesznie jest taką mieć. - odparł Bartek.
- No nie wiem czy tak fajnie.
- Ej Luiza, pamiętasz tą imprezkę? - zapytał Drzyzga podsuwając mi pod nos swój telefon. Spojrzałam na zdjęcie i otworzyłam szeroko oczy. No pewnie że pamiętałam. To było z okazji Hallowin.
- Impreza z okazji Hlejowina?
- HLEJOWN? A nie halloween? - zapytał Piter.
- Nie, Hlejowin. Wymyśliliśmy nową nazwę. Jest taka oridżinals. Pamiętam jak cię wtedy wystraszyłam z Laurą. - zaśmiałąm się na wspomnienie tego zdarzenia i reakcję Fabiana.
- Co mu zrobiłaś?
- No więc, Fabianek miał iść na zakupy po wina na Hlejowina. No i powiedział, że na pewno ne wróci zbyt szybko, bo kolejki, korki że kuwa nie ma co. No i my z Laurą już dzień wcześniej wyszukałyśmy w necie taki fajny pomysł jak można kogoś wystraszyć na halloween. No i jak już wyszedł to od razu zrobiłyśmy sobie taki makijaż, ja miałam ten a Laura taki. - pokazałam im zdjęcia które sobie zrobiłyśmy. - No i jak zrobiłyśmy makijaż to położyłyśmy się pod kaloryferem, żeby wyglądało to tak jak na samobójstwo. Położyłyśmy gdzieś nóż i po kilku sekundach do mieszkania wszedł Fabian. Jak nas zobaczył to zaczął wrzeszczeć, i biegać po mieszkaniu. Potem, już nie wytrzymałyśmy i zaczęłyśmy się śmiać.
- Ja przez to nie spałem kilka nocy!
- Bo ty się wszystkiego boisz.
- Ej, u nas na święta kiedyś była taka akcja. - zaczął Krzysiu. - Leciał " Kevin sam w domu " No i jak już tam było
- "Pójdziemy w nocy, kiedy jest już ciemno. Dzieci boją się ciemności. "
- " Ty też się boisz. "
- To Liz : Krzysiu też się boi. Z nią to zawsze były jakieś przypały. Mój ty kochany bobrze. - poczochrał mnie po włosach.
- EJ! - powiedział Zatorski takim głosem jakby coś odkrył.
- Co?
- Jest tutaj dwóch Ignaczaków!
- Nieeee. Na prawdę? Nie wiedziałem. - powiedział Fabian. - Serio tego nie zauważyłeś?
- No, nie. Dopiero teraz. No ale wracając. Mamy teraz dwie igiełki.
- Och Zator jaki z ciebie ęteligętę.- machnęłam ręką.
- No wiem.
Pogadaliśmy jeszcze trochę, i wróciliśmy do ośrodka.
................................
Uf! Witam was. Przebrnęłam i napisałam ten rozdział. Kompletna kicha, nic mi teraz nie wychodzi. Na tamtych blogach już opracowuje rozdziały, i też już niedługo powinny się pojawić, jeżeli nie, to sorry, ale mam dużo nauki w tym semestrze, średnia z wszystkich przedmiotów jest wprost powalająca... Nie ważne. Pyszcie w komentarzach, w komentarzach pyszcie co myślicie i tak dalej. Ja się żegnam, BUJA.
sobota, 15 listopada 2014
Rozdział 7
- Cześć! - przywitał się Bartek.
- Bartek!!!! - krzyknęłam i go mocno uściskałam.
- O, Liz. Co ty tu porabiasz?
- Właśnie stoi przed tobą oficjalny fotograf. - powiedział Fabian.
- Ale fajnie. Będziesz mi robić zdjęcia a ja będę twoim modelem.
- No, może wyślemy je do tap madla. Może cie przyjmą, kto wie? - powiedziałam.
- Jak mnie nie przyjęli, to jego też nie przyjmą. - rzekł Drzyzga z uśmiechem.
- No chyba żartujesz.
- Nie. - odparł z jeszcze większym wyszczerzem.
- No to smutno. - powiedział z udawanym smutkiem.
- Oj tam oj tam. Lepiej się sprawdzacie w roli siatkarzy niż madelów.
- Ale ja jestem taaaaki przystojny, i mnie nie przyjmą?! - odrzekli urażeni.
- No a bardzo ciekawe, dlaczego tego "przystojniactwa" nie doceniła jeszcze ani jedna dziewczyna, co?
Już otworzyli usta aby coś powiedzieć ale zrezygnowali.
- Hm, no właśnie.
- Dobra, ja zmykam się rozpakować.
- Okej. - odparliśmy razem.
- Wcale nie jestem tak nie przystojny. - powiedział oburzony.
- To znajdź sobie dziewczynę, wtedy pogadamy. - uśmiechnęłam się.
- No nic tylko się fochnąć.
- No to dajesz, pofochamy się razem.
- Ale o co?
- No nie wiem.
- Hmmmm.....
- Hmmmm, hm, hm.
- Ej, a założymy się? Dawno się już o nic nie zakładaliśmy! - zaproponował.
- No nie wiem, nie wiem. No a niby o co?
- Hmmm..... Już wiem.
- No to słucham.
- Musisz założyć moje szpilki i przejść się po korytarzu.
- CO?!
- No to. Jak się przewrócisz, spełnisz moje życzenie. A jak się nie przewrócisz a spełniam twoje życzenie.
- Hmmmm.....Spoko. Daj mi te buty.
- Prosz. Oto i one. - pokazałam mu buty a on otworzył szeroko oczy.
- Ja.... Mam je założyć? - zapytał.
- Cześć! Co porabiacie? - zapytał Krzysiek który wszedł na czele ekipy.
- Przebieracie się? - zapytał zdziwiony Zati.
- Nie. Założyłam się z Fabianem.
- O co? - spytał Piter.
- Musi założyć moje szpilki, i przejść w nich przez korytarz. Jeśli się przewróci, spełnia moje życzenie. No a jak nie, to ja spełniam jego życzenie. - wyjaśniłam. - Ale jak mi połamiesz te obcasy, to ci nie daruje.
- Okej, okej, okej.
Już przy założeniu było dużo ubawu. Krzysiu pomógł mu wstać ale gdy go puścił Fabian od razu stracił równowagę, i runął na podłogę.
- Oł, fuck!
- Hahaha, wygrałam.
- Co? Ale to nie sprawiedliwe! Miałem się przejść po korytarzu, a nie po pokoju.
- No trudno Fabian. Wszystkiego się nie ma.
- Dobra, to jakie jest twoje życzenie?
- Ale musimy wyjść.
- Gdzie?
- Przed ośrodek.
- Okkkej.... Już się boję.
Wyszliśmy przed budynek. Rozejrzałam się wokół.
- No, nie no....... Musimy wyjść na ulicę.
- Po co? - zapytał Drzyzga.
- Bo tam czeka moje życzenie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Więc wyszliśmy na ulicę. Rozejrzałam się. Zauważyłam jakąś kobietę która szła z psem.
- No to teraz słuchaj. Musisz podejść do tamtej babki, i zapytać czy lubi placki.
- Co?! Nie!
- Musisz, obiecałeś.
- No ale... To będzie dziwne.
- No wiem, wiem. Dlatego chcę to zobaczyć. - wyszczerzyłam się.
Fabian nie chętnie podszedł do tej kobiety.
- Przepraszam! - zawołał za nią.
- Tak? - odwróciła się.
- Czy...... Czy lubi........ Czy lubi pani placki? - wyjąkał, a my zalewaliśmy się ze śmiechu. Kobeta dziwnie na niego spojrzała.
- Dobrze się pan czuje?
- Trochę dziwnie, ale przeżyję.
- Aha.... To do widzenia? - odeszła. Fabian wrócił do nas z głupim wyrazem wypisanym na twarzy.
- No, no. Fabian byłeś świetny.
- Ale to było upokarzające.
- Nie, no coś ty. Dla mnie samo "lubisz placki?" już mnie rozwala. - przywaliłam mu mocna w plecy.
- Ołaaa. Co ty wyprawiasz? Wybryk natury.
- Wybryk natury 2. - walnęłam go jeszcze raz. - Ciebie to nie boli?
- Ale co?
- No to. - walnęłam go jeszcze raz.
- Yyy, nie?
- Dziwne..... Ej Krzychu!
- Co? - odwrócił się do mnie.
- Boli cię to? - walnęłam go w plecy.
- Ała! To boli. Liz, noooo... - walnął mnie tak samo.
- Ała, ała, ała, ała, ała.
- Hahahahahaha.
- Ale Fabiana to nie boli, i chciałam zobaczyć czy wszyscy są tacy odporni......Ej, to każdego tak sprawdzę. Wybornie, wybornie. Ej, Kłos.
- Kto mnie woła?
- Ja. Słuchaj, robię takie sprawdzonka.
- Jakie?
- Czy cię to boli.
- Nie.
- Kosmita!
- Dlaczego akurat kosmita? A ciebie to boli?
- Ała, ała, ała, ała, ała. Nie musiałeś tak mocno. Przedtem Krzysiek też mi przywalił.
- I co? Bolało?
- Jak chcesz sprawdzić, to idź do niego, może z miłą chęcią ci przywali.
- Nieeeeee, ja podziękuję.
Doszliśmy do ośrodka.
- Fabiaaaaaaan! Gdzie masz klucz?
- Co? Jaki klucz?
- No do pokoju idioto.
- Hmmmm, zaraz. Muszę poszperać. Taaakie mam głębokie kieszenie, że powoli wszystko gubię. - zaczął grzebać w kieszeniach. - Noooo.... A ty może małym przypadkiem nie masz klucza? Nie to że zgubiłem, ale czasem mogłabyś mi wziąć z kieszeni także......
- Fabian, no nie mów tylko że zgubiłeś klucz do pokoju.....
- No wiesz.... Jakby to ująć...... Zapodział się gdzieś.
- A, zapodział, no tak to zmienia postać rzeczy.
- No, właśnie.
- Hmm, a nie wiesz może gdzie spostrzegłeś, że klucz ci się zapodział?
- No wiesz.... No jak wychodziliśmy z windy i jak tutaj stanęliśmy.
- Jezus Maria...... Co ja z tobą mam.....
- No wspólny pokój, wspólny klucz.....
- Nie prosiłam cię żebyś mi to przypominał.
- Ups.
- No ups, ups.
- Co tam koczownicy? - zapytał Krzychu.
- Fabianek zgubił mi klucz.
- Co? Fabian..... Ty nie mądra istoto ziemska. Przecież dałeś MI klucz żebyś TY przypadkiem go nie zgubił.
- Aaaaaaaaaaaaaa! No faktycznie!
- Boże...... Ty to taki masz mózg jak..... W ogóle...... To jest tam ktoś? - zapukałam lekko w jego łepetynkę. - Cicho. Pusto. Fabian! Gdybyś wcześniej powiedział, to bym ci oddała moja połowę.
- Ręce mi przy tobie opadają. - otworzył drzwi.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... Moje łóżeczko. - rzuciłam się na nie.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... Moje łóżeczko. - naśladował mnie. - Liz?
- Ca?
- Lubisz placki?
Parsknęłam śmiechem.
- Lubię.
- To dobrze, bo ja też.
- No to fajnie. Bo jesteś tak samo spłaszczony jak placek.
- Bo ty nie. - odparł.
- Y, no nie?
- To to udowo.... Aha, to o to chodziło.....
- Matko, jak ty długo myślisz. Daj pilota.
- Niach.
- Czemu?
- Bo niach, niach.
- A co będziesz oglądać?
- Wyścigi samochodowe. - odparł zostawiając na odpowiednim kanale.
- Coś się ten teges? - zapytałam.
- Y, nie?
- Wiesz jak wygląda 10 minuta wyścigu?
- No nie wiem.
- O łał! Oni skręcają w lewo! A wiesz jak wygląda 80 minuta meczu?
- No nie wiem.
- O........ oni skręcają w lewo. A wiesz jak wygląda 180 minuta wyścigu?
- No skąd mam to wiedzieć?!
Zaczęłam udawać że śpię.
- No, sam widzisz. Będziesz lulać już w 90 minucie wyścigu.
- Mów jak chcesz. Ja tam bardzo lubię oglądać wyścigi.
- No to jak już chcesz.
- Chce.
- Kiedy się wreszcie wyniesiesz? - zapytałam.
- Chcesz żebym się wyniósł? - spytał smutny.
- Tak.
- Ooooooooooooooo....... - wydął dolną wargę.
- Sroooooooooooooo.
- Ale, ale Liza.
- Miza, giza, sriza. Ej, Fabian powiedz "równo"
- Po co?
- Po gówno.
- Zjedz se równo.
- Przyjdź w niedzielę się z tobą podzielę. Przyjdź w poniedziałek dam ci kawałek, chodź we wtorek dam ci cały worek.
- Tego jeszcze nie znam! - wystawił palce w stylu Karola Strasburgera.
- No widzisz.
- Ej, Liz..... - do pokoju wszedł Kłos i Wrona. - Pożyczysz nam interneta?
- Łunterneta, powiadasz?
- Mhm. łunterneta.
- A skąd wiecie że tu jest łunternet? - zapytałam podejrzliwie.
- No bo chodziliśmy po całym korytarzu, i tu była jedna kreska, no to pomyśleliśmy czy może w środku będzie więcej dostępu...... - wyjaśnili.
- No to jak tak bardzo musicie no to sobie weźcie łunterneta.
- Liz, nie mówi się "łuntrneta" tylko INTERNETA. - przeliterował mi Fabianek.
- Dziękuję, za tak bardzo pożyteczną radę. Mam dla ciebie coś w zamian. - włożyłam rękę do kieszeni i wyciągnęłam mu fucka. O dziwo zrobił to samo. - Aaaa! Małpa jedna!
- Menda przebrzydła.
- Koczkodan jeden żul z tesko.
- Małpa jedna.
- Menda przebrzydła. - zaczęliśmy się "kłócić" ale i tak potem będziemy się przepraszać.
- A więc to tak u was wygląda kłótnia...... - powiedział Karollo.
- No a ty jak sobie ją wyobrażałeś? - zapytał Dżaga.
- Właściwie to nie wiem.
- To teraz już wiesz. Wzbogaciłeś się o nową wiedzę.
- Czuję się mądrzejszy! - wypiął klatę do przodu.
Wzięłam do ręki mojego fona. Odblokowałam go i weszłam na YouTuba. weszłam na niekrytego krytyka. Zaczęłam szukać jakiegoś fajnego odcinka. Włączyłam "początki przyjaźni"
- Co oglądasz mendo? - zapytał Fabian.
- Puczątki przyjaźni.
- O, o, o! Niekryty ocenia!
- Poka.....- powiedział Wrona.
Zaczęliśmy oglądać, na moim ekranie telefona.
- Włoncz jeszcze jakieś inne! - powiedział Fabian gdy ten odcinek się skończył.
- Oj, Fabien, Fabien, Fabian..... Nie mówi się "włoncz" tylko włącz. Oj Fabianie, już nie ta mowa. - poklepałam się palcem po ustach.
- Dziękuję, za tę drogocenną radę.
Włączyłam "sztuka rozmawiania".
- Macie internet? - do pokoju wszedł zrozpaczony Winiarski.
- No a jakbyśmy nie mieli to co? - zapytałam ostrożnie.
- To byście nie oglądali niekrytego.
- A, no faktycznie. Zapomniałam zastopować żeby cię wkręcić. - wyszczerzyłam się.
- Słaby żart.
- Ty nie masz lepszych sucharów ode mnie. - uniosłam wysoko głowę. - Nikt nie ma.
- Phi.
- Hy!!! Wątpisz we mnie! Sio! Sio, sio. Nie dostaniesz łunternetu. Ić szukać gdzie indziej.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam!- powiedział. - A mogę dostać internet?
- No nie wiem, nie wiem. Zależnie.
- Od czego?
- Czy twój powód mnie zachwyci. Po co ci łunternet?
- No, bo...... Chciałem sobie nowe piosenki ściągnąć, a tu taki...... - spojrzał w okno. - Jaaasny Gwint!
- Co?
- Tylko, nie patrz przez okno.
- No jeśli nie mogę.....
Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna. Moim oczom ukazał się dość dziwny widok. Krzychu siedział na barana u Bartka który był cały czerwony, A Zati siedział na barana u Marcina. Obaj libero mieli patyki w dłoniach i nadbiegiwali na siebie z dwóch stron. To wyglądało jak turniej rycerski, no coś w tym stylu.
- Na co tam paczycie? - zapytał Kłos i zaciekawiony podszedł do okna.
- No nie no, i mnie nie zawołali? - zapytał Michał.
- Idziemy do nich?
Zeszliśmy na dół schodami bo nie chciało nam się czekać na windę, a jeszcze nie chciała przyjechać. Wyszliśmy przed ośrodek. "Turniej rozgrywany był na trawie, bo chłopaki łostro w siebie walili tymi kijami, także czasem spadali na grunt.
- Hahahaha! Wygrałem! - powiedział tryumfalnie Zatorski.
- Ale to niesprawiedliwe! Ty masz wyższego konia! A ja mam Bartka.
- Ej! Wcale nie jestem takim krasnalem jak ty! - powiedział oburzony Kurek.
- Oj no sorry, Bartuś, ale muszę mieć wyższego konia. Zatiiiiiii....... Zamienisz się?
- Ale czemu mam się zamieniać?
- No bo....... Wygrałeś już trzy razy z rzędu!
- No to co?
- No to to, że...... Y, to to że, no..... No właśnie to. - powiedział, ale nie wiedział co.
- Ojeju. Krzychu, ty zawsze musisz wygrywać? - wtrąciłam się.
- A Liz, nie zauważyłem cię.
- Taaaaa, dzięki.
- Z resztą ty też byś tak powiedziała.
- Y, wcale że nie?
- Y, wcale że tak?
- Y, nie?
- Y, tak?
- No wiem że tak. - przyznałam mu rację.
- Ha, no właśnie, też jesteś takim samym samolubem jak ja.
- No wiem.
- Ona też zrobiła ze mnie samoluba!!! - powiedział Fabian.
- Liza, zrobiłaś z niego samoluba? - zapytał Kurek.
- On mógł ze mnie zrobić samoluba, a ja mogłam z niego zrobić samoluba. Nie widzę prablemu. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem. Chłopaki lali się dalej tymi kijkami, a my byliśmy tak nazwanymi przez nich "ludem średniowiecznym" może takie coś istniało, ale nie wiem bo nie uczyłam się w podstawówce za dobrze historii.
.................................................
Cześć, jestem. rozdział oddaję wam, do oceny w komentarzach. OK, idę oglądać powtórkę "O mnie się nie martw " Też oglądacie? :)
Pozdrawiam :*
- Bartek!!!! - krzyknęłam i go mocno uściskałam.
- O, Liz. Co ty tu porabiasz?
- Właśnie stoi przed tobą oficjalny fotograf. - powiedział Fabian.
- Ale fajnie. Będziesz mi robić zdjęcia a ja będę twoim modelem.
- No, może wyślemy je do tap madla. Może cie przyjmą, kto wie? - powiedziałam.
- Jak mnie nie przyjęli, to jego też nie przyjmą. - rzekł Drzyzga z uśmiechem.
- No chyba żartujesz.
- Nie. - odparł z jeszcze większym wyszczerzem.
- No to smutno. - powiedział z udawanym smutkiem.
- Oj tam oj tam. Lepiej się sprawdzacie w roli siatkarzy niż madelów.
- Ale ja jestem taaaaki przystojny, i mnie nie przyjmą?! - odrzekli urażeni.
- No a bardzo ciekawe, dlaczego tego "przystojniactwa" nie doceniła jeszcze ani jedna dziewczyna, co?
Już otworzyli usta aby coś powiedzieć ale zrezygnowali.
- Hm, no właśnie.
- Dobra, ja zmykam się rozpakować.
- Okej. - odparliśmy razem.
- Wcale nie jestem tak nie przystojny. - powiedział oburzony.
- To znajdź sobie dziewczynę, wtedy pogadamy. - uśmiechnęłam się.
- No nic tylko się fochnąć.
- No to dajesz, pofochamy się razem.
- Ale o co?
- No nie wiem.
- Hmmmm.....
- Hmmmm, hm, hm.
- Ej, a założymy się? Dawno się już o nic nie zakładaliśmy! - zaproponował.
- No nie wiem, nie wiem. No a niby o co?
- Hmmm..... Już wiem.
- No to słucham.
- Musisz założyć moje szpilki i przejść się po korytarzu.
- CO?!
- No to. Jak się przewrócisz, spełnisz moje życzenie. A jak się nie przewrócisz a spełniam twoje życzenie.
- Hmmmm.....Spoko. Daj mi te buty.
- Prosz. Oto i one. - pokazałam mu buty a on otworzył szeroko oczy.
- Ja.... Mam je założyć? - zapytał.
- Cześć! Co porabiacie? - zapytał Krzysiek który wszedł na czele ekipy.
- Przebieracie się? - zapytał zdziwiony Zati.
- Nie. Założyłam się z Fabianem.
- O co? - spytał Piter.
- Musi założyć moje szpilki, i przejść w nich przez korytarz. Jeśli się przewróci, spełnia moje życzenie. No a jak nie, to ja spełniam jego życzenie. - wyjaśniłam. - Ale jak mi połamiesz te obcasy, to ci nie daruje.
- Okej, okej, okej.
Już przy założeniu było dużo ubawu. Krzysiu pomógł mu wstać ale gdy go puścił Fabian od razu stracił równowagę, i runął na podłogę.
- Oł, fuck!
- Hahaha, wygrałam.
- Co? Ale to nie sprawiedliwe! Miałem się przejść po korytarzu, a nie po pokoju.
- No trudno Fabian. Wszystkiego się nie ma.
- Dobra, to jakie jest twoje życzenie?
- Ale musimy wyjść.
- Gdzie?
- Przed ośrodek.
- Okkkej.... Już się boję.
Wyszliśmy przed budynek. Rozejrzałam się wokół.
- No, nie no....... Musimy wyjść na ulicę.
- Po co? - zapytał Drzyzga.
- Bo tam czeka moje życzenie. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Więc wyszliśmy na ulicę. Rozejrzałam się. Zauważyłam jakąś kobietę która szła z psem.
- No to teraz słuchaj. Musisz podejść do tamtej babki, i zapytać czy lubi placki.
- Co?! Nie!
- Musisz, obiecałeś.
- No ale... To będzie dziwne.
- No wiem, wiem. Dlatego chcę to zobaczyć. - wyszczerzyłam się.
Fabian nie chętnie podszedł do tej kobiety.
- Przepraszam! - zawołał za nią.
- Tak? - odwróciła się.
- Czy...... Czy lubi........ Czy lubi pani placki? - wyjąkał, a my zalewaliśmy się ze śmiechu. Kobeta dziwnie na niego spojrzała.
- Dobrze się pan czuje?
- Trochę dziwnie, ale przeżyję.
- Aha.... To do widzenia? - odeszła. Fabian wrócił do nas z głupim wyrazem wypisanym na twarzy.
- No, no. Fabian byłeś świetny.
- Ale to było upokarzające.
- Nie, no coś ty. Dla mnie samo "lubisz placki?" już mnie rozwala. - przywaliłam mu mocna w plecy.
- Ołaaa. Co ty wyprawiasz? Wybryk natury.
- Wybryk natury 2. - walnęłam go jeszcze raz. - Ciebie to nie boli?
- Ale co?
- No to. - walnęłam go jeszcze raz.
- Yyy, nie?
- Dziwne..... Ej Krzychu!
- Co? - odwrócił się do mnie.
- Boli cię to? - walnęłam go w plecy.
- Ała! To boli. Liz, noooo... - walnął mnie tak samo.
- Ała, ała, ała, ała, ała.
- Hahahahahaha.
- Ale Fabiana to nie boli, i chciałam zobaczyć czy wszyscy są tacy odporni......Ej, to każdego tak sprawdzę. Wybornie, wybornie. Ej, Kłos.
- Kto mnie woła?
- Ja. Słuchaj, robię takie sprawdzonka.
- Jakie?
- Czy cię to boli.
- Nie.
- Kosmita!
- Dlaczego akurat kosmita? A ciebie to boli?
- Ała, ała, ała, ała, ała. Nie musiałeś tak mocno. Przedtem Krzysiek też mi przywalił.
- I co? Bolało?
- Jak chcesz sprawdzić, to idź do niego, może z miłą chęcią ci przywali.
- Nieeeeee, ja podziękuję.
Doszliśmy do ośrodka.
- Fabiaaaaaaan! Gdzie masz klucz?
- Co? Jaki klucz?
- No do pokoju idioto.
- Hmmmm, zaraz. Muszę poszperać. Taaakie mam głębokie kieszenie, że powoli wszystko gubię. - zaczął grzebać w kieszeniach. - Noooo.... A ty może małym przypadkiem nie masz klucza? Nie to że zgubiłem, ale czasem mogłabyś mi wziąć z kieszeni także......
- Fabian, no nie mów tylko że zgubiłeś klucz do pokoju.....
- No wiesz.... Jakby to ująć...... Zapodział się gdzieś.
- A, zapodział, no tak to zmienia postać rzeczy.
- No, właśnie.
- Hmm, a nie wiesz może gdzie spostrzegłeś, że klucz ci się zapodział?
- No wiesz.... No jak wychodziliśmy z windy i jak tutaj stanęliśmy.
- Jezus Maria...... Co ja z tobą mam.....
- No wspólny pokój, wspólny klucz.....
- Nie prosiłam cię żebyś mi to przypominał.
- Ups.
- No ups, ups.
- Co tam koczownicy? - zapytał Krzychu.
- Fabianek zgubił mi klucz.
- Co? Fabian..... Ty nie mądra istoto ziemska. Przecież dałeś MI klucz żebyś TY przypadkiem go nie zgubił.
- Aaaaaaaaaaaaaa! No faktycznie!
- Boże...... Ty to taki masz mózg jak..... W ogóle...... To jest tam ktoś? - zapukałam lekko w jego łepetynkę. - Cicho. Pusto. Fabian! Gdybyś wcześniej powiedział, to bym ci oddała moja połowę.
- Ręce mi przy tobie opadają. - otworzył drzwi.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... Moje łóżeczko. - rzuciłam się na nie.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa.... Moje łóżeczko. - naśladował mnie. - Liz?
- Ca?
- Lubisz placki?
Parsknęłam śmiechem.
- Lubię.
- To dobrze, bo ja też.
- No to fajnie. Bo jesteś tak samo spłaszczony jak placek.
- Bo ty nie. - odparł.
- Y, no nie?
- To to udowo.... Aha, to o to chodziło.....
- Matko, jak ty długo myślisz. Daj pilota.
- Niach.
- Czemu?
- Bo niach, niach.
- A co będziesz oglądać?
- Wyścigi samochodowe. - odparł zostawiając na odpowiednim kanale.
- Coś się ten teges? - zapytałam.
- Y, nie?
- Wiesz jak wygląda 10 minuta wyścigu?
- No nie wiem.
- O łał! Oni skręcają w lewo! A wiesz jak wygląda 80 minuta meczu?
- No nie wiem.
- O........ oni skręcają w lewo. A wiesz jak wygląda 180 minuta wyścigu?
- No skąd mam to wiedzieć?!
Zaczęłam udawać że śpię.
- No, sam widzisz. Będziesz lulać już w 90 minucie wyścigu.
- Mów jak chcesz. Ja tam bardzo lubię oglądać wyścigi.
- No to jak już chcesz.
- Chce.
- Kiedy się wreszcie wyniesiesz? - zapytałam.
- Chcesz żebym się wyniósł? - spytał smutny.
- Tak.
- Ooooooooooooooo....... - wydął dolną wargę.
- Sroooooooooooooo.
- Ale, ale Liza.
- Miza, giza, sriza. Ej, Fabian powiedz "równo"
- Po co?
- Po gówno.
- Zjedz se równo.
- Przyjdź w niedzielę się z tobą podzielę. Przyjdź w poniedziałek dam ci kawałek, chodź we wtorek dam ci cały worek.
- Tego jeszcze nie znam! - wystawił palce w stylu Karola Strasburgera.
- No widzisz.
- Ej, Liz..... - do pokoju wszedł Kłos i Wrona. - Pożyczysz nam interneta?
- Łunterneta, powiadasz?
- Mhm. łunterneta.
- A skąd wiecie że tu jest łunternet? - zapytałam podejrzliwie.
- No bo chodziliśmy po całym korytarzu, i tu była jedna kreska, no to pomyśleliśmy czy może w środku będzie więcej dostępu...... - wyjaśnili.
- No to jak tak bardzo musicie no to sobie weźcie łunterneta.
- Liz, nie mówi się "łuntrneta" tylko INTERNETA. - przeliterował mi Fabianek.
- Dziękuję, za tak bardzo pożyteczną radę. Mam dla ciebie coś w zamian. - włożyłam rękę do kieszeni i wyciągnęłam mu fucka. O dziwo zrobił to samo. - Aaaa! Małpa jedna!
- Menda przebrzydła.
- Koczkodan jeden żul z tesko.
- Małpa jedna.
- Menda przebrzydła. - zaczęliśmy się "kłócić" ale i tak potem będziemy się przepraszać.
- A więc to tak u was wygląda kłótnia...... - powiedział Karollo.
- No a ty jak sobie ją wyobrażałeś? - zapytał Dżaga.
- Właściwie to nie wiem.
- To teraz już wiesz. Wzbogaciłeś się o nową wiedzę.
- Czuję się mądrzejszy! - wypiął klatę do przodu.
Wzięłam do ręki mojego fona. Odblokowałam go i weszłam na YouTuba. weszłam na niekrytego krytyka. Zaczęłam szukać jakiegoś fajnego odcinka. Włączyłam "początki przyjaźni"
- Co oglądasz mendo? - zapytał Fabian.
- Puczątki przyjaźni.
- O, o, o! Niekryty ocenia!
- Poka.....- powiedział Wrona.
Zaczęliśmy oglądać, na moim ekranie telefona.
- Włoncz jeszcze jakieś inne! - powiedział Fabian gdy ten odcinek się skończył.
- Oj, Fabien, Fabien, Fabian..... Nie mówi się "włoncz" tylko włącz. Oj Fabianie, już nie ta mowa. - poklepałam się palcem po ustach.
- Dziękuję, za tę drogocenną radę.
Włączyłam "sztuka rozmawiania".
- Macie internet? - do pokoju wszedł zrozpaczony Winiarski.
- No a jakbyśmy nie mieli to co? - zapytałam ostrożnie.
- To byście nie oglądali niekrytego.
- A, no faktycznie. Zapomniałam zastopować żeby cię wkręcić. - wyszczerzyłam się.
- Słaby żart.
- Ty nie masz lepszych sucharów ode mnie. - uniosłam wysoko głowę. - Nikt nie ma.
- Phi.
- Hy!!! Wątpisz we mnie! Sio! Sio, sio. Nie dostaniesz łunternetu. Ić szukać gdzie indziej.
- Przepraszam, przepraszam, przepraszam!- powiedział. - A mogę dostać internet?
- No nie wiem, nie wiem. Zależnie.
- Od czego?
- Czy twój powód mnie zachwyci. Po co ci łunternet?
- No, bo...... Chciałem sobie nowe piosenki ściągnąć, a tu taki...... - spojrzał w okno. - Jaaasny Gwint!
- Co?
- Tylko, nie patrz przez okno.
- No jeśli nie mogę.....
Zerwałam się z łóżka i podbiegłam do okna. Moim oczom ukazał się dość dziwny widok. Krzychu siedział na barana u Bartka który był cały czerwony, A Zati siedział na barana u Marcina. Obaj libero mieli patyki w dłoniach i nadbiegiwali na siebie z dwóch stron. To wyglądało jak turniej rycerski, no coś w tym stylu.
- Na co tam paczycie? - zapytał Kłos i zaciekawiony podszedł do okna.
- No nie no, i mnie nie zawołali? - zapytał Michał.
- Idziemy do nich?
Zeszliśmy na dół schodami bo nie chciało nam się czekać na windę, a jeszcze nie chciała przyjechać. Wyszliśmy przed ośrodek. "Turniej rozgrywany był na trawie, bo chłopaki łostro w siebie walili tymi kijami, także czasem spadali na grunt.
- Hahahaha! Wygrałem! - powiedział tryumfalnie Zatorski.
- Ale to niesprawiedliwe! Ty masz wyższego konia! A ja mam Bartka.
- Ej! Wcale nie jestem takim krasnalem jak ty! - powiedział oburzony Kurek.
- Oj no sorry, Bartuś, ale muszę mieć wyższego konia. Zatiiiiiii....... Zamienisz się?
- Ale czemu mam się zamieniać?
- No bo....... Wygrałeś już trzy razy z rzędu!
- No to co?
- No to to, że...... Y, to to że, no..... No właśnie to. - powiedział, ale nie wiedział co.
- Ojeju. Krzychu, ty zawsze musisz wygrywać? - wtrąciłam się.
- A Liz, nie zauważyłem cię.
- Taaaaa, dzięki.
- Z resztą ty też byś tak powiedziała.
- Y, wcale że nie?
- Y, wcale że tak?
- Y, nie?
- Y, tak?
- No wiem że tak. - przyznałam mu rację.
- Ha, no właśnie, też jesteś takim samym samolubem jak ja.
- No wiem.
- Ona też zrobiła ze mnie samoluba!!! - powiedział Fabian.
- Liza, zrobiłaś z niego samoluba? - zapytał Kurek.
- On mógł ze mnie zrobić samoluba, a ja mogłam z niego zrobić samoluba. Nie widzę prablemu. - wzruszyłam ramionami z uśmiechem. Chłopaki lali się dalej tymi kijkami, a my byliśmy tak nazwanymi przez nich "ludem średniowiecznym" może takie coś istniało, ale nie wiem bo nie uczyłam się w podstawówce za dobrze historii.
.................................................
Cześć, jestem. rozdział oddaję wam, do oceny w komentarzach. OK, idę oglądać powtórkę "O mnie się nie martw " Też oglądacie? :)
Pozdrawiam :*
sobota, 8 listopada 2014
Rozdział 6
- FABINA!! - krzyknęłam wkurzona. Znowu coś rozlał.
- Tak? - zapytał wchodząc do łazienki i się rozglądając na boki. - Gdzie jesteś?
- Tu, halo?
- O! Cześć! Czemu tak leżysz? - zadał całkiem bezsensowne pytanie.
- Hmmm, no nie mam pojęcia. Spadłam ze wzgórza, wiesz?
- To tu jest wzgórze? Pewnie za tą ścianą. - zaczął stuku-puku w ścianę.
- Czego tam?! - krzyknął ktoś za ścianą.
- Niczego, wzgórza szukam! - odpowiedział mu Fabian.
- Drzyzga nie wygłupiaj się. Czemu tak rozlewasz tą wodę?
- Ale jaką wodę?
- No wodę, no.
- Hmmmmm.... A! Tą wodę! Nie ja dziękuję, nie skorzystam z propozycji.
- Słuchaj, nie rozlewaj tak wszystkiego, a jak coś rozlejesz to proszę cię, wytrzyj. Bo ja jeszcze chcę zawsze wychodzić z łazienki żywa. Ok?
- No, ok, ok, skoro tak bardzo ci na tym zależy, to...
- No a teraz wynocha. - wyszedł z pomieszczenia a ja zaczęłam poranną toaletę. Ubrałam się, wysuszyłam włosy i uczesałam je w kłosa i przeczesałam grzywkę grzebieniem i w końcu się ułożyła tak jak powinna. Gdy tylko otworzyłam drzwi zza "rogu" wyskoczył Drzyzga.
- Buuu!!!
- Jezu ratuj! - złapałam się za serce.
- Hahahaha! Znów cię przestraszyłem! Znów mi się udało! A zawsze mi mówiłaś " nigdy mnie nie przestraszysz, bo nie umiesz straszyć " no i co? I raczej umiem straszyć.
- Ha! Ha, ha. Bardzo śmieszne. Uważaj, bo też cię zaraz przestraszę.
- No to czekam.
- Nie teraz, może dzisiaj, może jutro, nie znasz godziny, dnia, ani pory w której cię przestraszę......
- No to czekam z niecierpliwością.
- Przyznaj że się boisz.
- Nie nie boję się.
- Właśnie że się boisz.
- Nie boję się.
- Mnie się boisz.
- Taaaak. Na pewno.
- No dobra jak chcesz, jak się mnie nie boisz to wymyślę coś bardziej straszniejszego żebyś nie zamknął oczów przez miesiące.
- Nie mówi się "oczów" tylko oczu. - wciął Krzysiu, który właśnie wszedł do pokoju.
- Oj tam oj tam.
Komuś zaburczało w brzuchu.
- Kto to był? - zapytałam.
- Ja. - powiedział Fabiś. - Idziemy na śniadanie?
-No, bo się tu chyba zamęczysz.
- I co? Jednak w nocy spałaś, jak zabita a mówiłaś że nie zamkniesz oczu po tym filmie. - powiedział Dżaga.
- No, w sumie racja ale byłam zmęczona.
- Tym filmem, dniem czy mną który cały dzień cię zagadywał i nie miałaś anie chwili spokoju?
- To, to i to. - zaśmiałam się.
- Aż tak źle jest u was?
- Wiesz jak on zacznie coś opowiadać to nie idzie mi zasnąć, bo ten ciągle " Hej, Liz nie śpij, chcę ci opowiedzieć to dokładnie, bo będziesz się pytać także słuchaj ".
- O łał.
- No właśnie. O której Kuraś ma przyjechać?
- Nie wiem.
Doszliśmy do stołówki ale nasz stolik był pusty. Usiedliśmy więc przy nim i czekaliśmy na pozostałych. Po kilku minutach nikt się nie zjawił. Rozglądnęliśmy się i wystawiliśmy nogi na krzesła obok nas.
- Czemu trzymacie nogi na krzesłach? - zapytał Rafał.
- No... My... Bo wpadliśmy na.... No, żeby.... - jąkał się Krzysiu. I rozglądał się w około by szybko coś wymyślić.
- Hej, dlaczego trzymasz nogi na moim krześle? - zapytał Karol, który wszedł do stołówki wraz z Andrzejem.
- Ja? Ja ci tylko.... Zajmowałam miejsce. - wyszczerzyłam się.
- Bardzo miło z twojej strony, ale możesz je już zdjąć, wiesz? Nie mam jak usiąść.
- A, no tak. - usiadłam już normalnie. Powoli zaczęli się już schodzić i pozostali. Po śniadanku poszliśmy się przygotować do treningu. Weszłam do łazienki by przebrać koszulkę, i nagle ktoś zastukał do drzwi.
- Liiiiiiiiiiiiiiiiiza!!! - krzyknął Fabian.
- Co? - zapytałam.
- Szybciej, proszę pośpiesz się! - powiedział przez drzwi. A ja wyszczerzyłam się jak głupia.
- Ale po co? Nie pali się przecież.... - oł, tak. Uwielbiałam się ślimaczyć w łazience jak on MUSI i to bardzo MUSI.
- No bo mi się bardzo chce! Oj, proszę, proszę, proszę! - zaczął krzyczeć.
- Oj no poczekaj, jeszcze chwilkę makijaż poprawiam...
- Oooooo, Liza proszę cię jak nigdy przedtem... BŁAGAM WYJDŹ!! - krzyknął a ja wtedy wyszłam z łazienki. Ten od razu tam wparował.
Boszu, co za.... No nie wiem co. Może tylko Fabianek który zawsze dużo pije na śniadanie, a później jest prablem....
- Liz, poczekaj na mnie! - zadarł się jakbym stała jakiś kilometr od niego.
- Nie drzyj tak kopary Drzyzga!! - krzyknęłam tak samo.
- Co wy tu tak wrzeszczycie? Wszędzie was słychać. - powiedział Krzychu.
- My? My tak wrzeszczymy? Yyyy, nie? To nie my? Błędne zeznania?
- Nie jestem na komisariacie żeby zeznania zeznawać.
- No ale to on zaczął! - wskazałam palcem na Drzyzgę który mocował się z drzwiami do łazienki. Co za głupek....
- No kuźwa no... - zaklinał pod nosem. Podniósł na nas wzrok. - Ca?
- Jaja. - odpowiedziałam mu.
- No chyba... A nie
Krzysiek tylko pokręcił głową i wyszedł.
- No pośpiesz się. - pogoniłam go.
- No ale drzwi do łazienki nie chcą się zamknąć.
- To wezwij konserwatora wiesz? - podeszłam do drzwi i najzwyklej je zamknęłam.
- Jak ty to zrobiłaś? - zapytał nie dowierzając.
- Po ludzku. No rusz ten tyłek bo cię tu zamknę.
- NIE!!
- 321 i zamykamy... - w tej chwili Fabian wyskoczył z pokoju. - O Jezu nie wzięłam telefonu! - przybiłam sobie w twarz i znów otworzyłam pokój by wziąć mój fon.
- Liz.....
- Fabian! Gdzie jest mój telefon?!
- Skąd mam to wiedzieć?
- No niby stąd że ty zawsze wiesz gdzie ja mam telefon...
- No nie wiem, a może pod kołdrą?
- O, faktycznie. - włożyłam urządzenie do kieszeni spodenek.
- Juuuuż?
- No jusz jusz. - zamknęłam pokój i włożyłam kluczyk do kieszonki.
Po kilku minutach już byliśmy na hali. Fabian poszedł się przebrać a ja skierowałam się na halę gdzie było już kilkoro siatkarzy którzy odbijali piłkami. Gdy usuwałam beznadziejne zdjęcia no moim aparacie, ktoś krzyknął na całą halę " Uważaj! ". Podniosłam wzrok by zaczaić o co kaman. W ostatniej chwili schyliłam gdyż piłka leciała z prędkością na mnie.
- Kto to był? - rozejrzałam się po twarzach siatkarzy. Wszyscy stali z niewinnymi minami i na mnie patrzyli. Zmrużyłam oczy i pokręciłam głową. Odrzuciłam im piłkę i z powrotem usiadłam na swoim miejscu. Teraz chłopaki ćwiczyli zagrywkę i ataki.W pewnym momencie uchwyciłam jak Fabian podbiega do ataku z dziwną miną. Ale była taka śmieszna że wybuchnęłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał podbiegający Krzysiek. Spojrzał na ekran aparatu i też się wyszczerzył.
- Co się wam dzieje? - spytał nic nie rozumiejący Drzyzga. Gdy się już uspokoiliśmy, spojrzałam jeszcze raz na zdjęcie. Fabian wyglądał jakby przyczajał się do skoku i wystawiał język. Jego twarz wyrażała, jakby mówił " Gdzie ta piłka? ".
- Chcesz żebym ci przesłała na fejsa? - zapytałam pokazując mu zdjęcie. Musiał się przybliżyć bo oczywiście nic nie widział.
- Jasny gwint. Ale jakość. - powiedział tylko i parskał śmiechem. - Nie no weź to usuń.
- Czemu? Wyszedłeś tak w swoim stylu... - powiedziałam i znów zrobiłam mu zdjęcie. Został oślepiony fleszem który włączyłam.
- Ej, no....
- Ej no..... - zaczęłam go naśladować. - Wracaj na parkiet, ty też Krzychu, zmykać.
- Nie rób mi takich zdjęć. Bo się dowiem. - gdy tylko się odwrócił pstryknęłam mu zdjęcie. Odwrócił się i pokręcił głową z uśmiechem. Po treningu chłopaki poszli się przebrać a ja wyszłam i skierowałam się do pokoju. Rozdzwonił się mój telefon. Laura.
- Hej! Jak tam u ciebie? - zapytała na wstępie.
- Cześć! U mnie spoko.
- No to super. Jak tam Fabian? Chrapie w nocy? - zapytała i się zaśmiała.
- A wiesz że nie? Coś tak jakoś, nie bardzo. To nie w jego stylu. Mam tutaj jego klona.... Jak przyjedziesz to cię zabije.
- Aha, to nawet lepiej dla ciebie. Z Gacem się poprawia. Opowiadam mu o tobie bardzo często i się z nim poprawia. Chodzimy na spacery bardzo często także może się wyładować biegając za patykiem.
- No to super. Bardzo ci dziękuję że w ogóle się nim opiekujesz.
- Spoko, od czego ja jestem? Będziesz dzisiaj na skajpaju? - zapytała.
- No nie wiem, nie wiem...
- Oj na plissss.
- Oj no dobra, będę. O której?
- No nie wiem, nie wiem... 20?
- OK.
- No to cześć.
- Pa. - rozłączyłam się. I do pokoju wszedł Fabian.
- Podsłuchiwałeś!
- Yyyyy.. Nie? - zaczął się rozglądać na boki. Kłamczuch jeden.
- Ta, pewnie. Zawsze wchodzisz do pokoju dopiero wtedy kiedy akurat przypadkowo zakończę rozmowę.
- Oj no dobra! Przysłuchiwałem się, bo byłem ciekawy z kim rozmawiasz i o czym rozmawiasz.
- Co ty tak zawsze się mną interesisz, co?
- A, tak sobie... Zawsze wszystkim się interesowałem no i tak mi zostało. - machnął ręką.
- Kiedy ci kupią nową szafę? - zapytałam.
- Nie wiem. Dzisiaj jeszcze pójdę i się zapytam. - odpowiedział i poszedł do łazienki. Włączyłam telewizor i skakałam po kanałach. Zostawiłam na " Na dobre i na złe " bo nic innego ani ciekawego nie leciało, więc zostało mi tylko ten serial. Po chwili z łazienki wylazł Drzyzga. Walnął na swoje łóżko i zaczął paczeć w ekran ze zmarszczonymi brwiami.
- Co to jest? - zapytał.
- No " Na dobre i na złe ". - odpowiedziałam.
- Serio? Nie poznałem, a oglądałem wszystkie odcinki.
- Serio? Oglądałeś WSZYSTKIE? - zapytałam z niedowożeniem.
- No tak, a co?
- Wiesz ile tego jest? Człowieku...
- No a ile?
- To oglądałeś a nie wiesz ile jest odcinków?
- No nie?
- Wiesz, no ja sama nie wiem, ale co tam.
- No w sumie racja. Ja się nie interesuje ile ma odcinków serial. Oglądam tylko wtedy kiedy nie ma nic innego, no chyba że to jest mój ulubiony serial, no to tak interesuje się tym ile ma odcinków, i tak dalej, no ale jak kogoś nie interesi ten serial co mnie interesi ile ma odcinków to nie musi się interesować ile ma ten serial odcinków, skoro go to nie interesuje, nie?
- Nic, a nic z tego nie rozumiem.
- O JEZU. Ty nigdy nic nie rozumiesz.
- No chyba to ja tu jestem starsza.
- Może i jesteś starsza, ale to ja zawsze wszystko pojmuję.
- Założę się że jak chodziłeś do szkoły to nie rozumiałeś chemii.
- A może rozumiałem, a może nie? A ty?
- Ja może rozumiałam, a może nie, to ja pierwsza spytałam.
- A ja potem spytałem.
- Ale co to ma do rzeczy?
- No to że... To ty zapytałaś.
- Y. Nie? Ty zapytałeś.
Patrzyliśmy na siebie dziwnie.
- KONIEC TEMATU. - powiedziałam. Przerzuciłam kanał. " Trudne sprawy "
- Oooooooo!!! Zostaw, zostaw, zostaw!
- No raczej, Drzyzga myślałeś że przegapię nowy odcinek?
- Dobra, dobra, cicho.
- To sam bądź cicho.
Oglądnęliśmy do przerwy. Później zacząłem znów skakać po programach.
- O zostaw. - odezwał się gdy minęłam kanał z "Ojcem Mateuszem". Ale przewinęłam.
- O to zostawię.
- Nieeee, tamto było lepsze.
- Nie, będziemy oglądać "Szpital "
- Ale czemu?
- Bo to prawie to samo co " Trudne sprawy ".
- Nie, wcale że nie.
- Aha, wcale że tak.
- No właśnie ze nie.
- No właśnie że tak.
- Nie.
- Tak.
- E e.
- Ehe.
- E e.
- Ehe.
- Nie będę się z tobą kłócić. - powiedział obrażony.
- To ja też nie będę się z tobą kłócić mendo przebrzydła.
- Sama jesteś menda przebrzydła, przebrzydła mendo.
- No chyba ty mendo jedna.
- No chyba ty mendo jedna stara.
- Ty żulu jeden z biedronki. Menda jedna.
- Ty pierniku jeden z biedronki, mendo jedna przebrzydła.
- Ty huju jeden, żulu z biedronki, mendo przebrzydła.
Przeważnie to tak się kłócimy.
- Menda stara, jak biedronka w Lipsku.
- Żul jeden z Tesco, menda jedna.
- Menda jedna stara baba z chodnika.
- Żul Mietek z biedronki, menda przebrzydła.
- Osz ty mendo!
- Małpa jedna, menda przebrzydła.
- Nie odzywam się do ciebie już nigdy!
- Ja też! - powiedziałam i odwróciłam się od niego.
- Liz? - odezwał się po 10 sekundach. - Gniewasz się jeszcze?
Nie odpowiedziałam.
- Liz, no nie bądź taka... Odezwij się! - powiedział błagalnie. Ca za niemądry chłopczyk...
- Liza, błagam, no odezwij się, ja przepraszam, nigdy już się tak nie będę z tobą kłócić, tylko proszę powiedz coś, co chcesz. - powiedział błagalnie i stanął przede mną. Odwróciłam się w przeciwną stronę. Oj no co? Tak się tylko z nim droczę. To jeszcze chwilę potrwa.
- Luiza, proszę cię. No nie obrażaj się na mnie.No powiedz coś, no powiedz, coś co tylko chcesz! Możesz powiedzieć że jestem debilem, przebrzydłą mendą, głupkiem i co tylko wymyślisz. Tylko błagam odezwij się do mnie!
- Drzyzga przestań, zamknij się ty debilu, przebrzydła mendo ty! - odezwałam się w końcu.
- Jest! Odezwałaś się do mnie! Ale super! - uściskał mnie.
- Fabian, taka sytuacja zdarza się prawie codziennie. - powiedziałam zażenowana.
- No tak ale i tak się cieszę że się do mnie odzywasz, bo z tobą to różnie może być!
- Jak ty mnie dobrze znasz...
- No wiadomo!
- Czekaj pytanie sprawdzające : jaki jest mój ulubiony miesiąc?
- No miesiąc swoich urodzin, bo już od początku miesiąca możesz się spodziewać przyśpieszonych prezentów i kartek z życzeniami. I lubisz też zimę.
- Okej, czyli jeszcze pamiętasz.
- Dobra to teraz pytanie sprawdzające ode mnie. Jaki jest mój ulubiony dzień i godzina?
- Sobota od 9 do 24, możesz chlać do woli.
- Uuuu, dobrze.
- Oooo - oooo obiadek! - zaczął nawoływać Pit z korytarza.
- Fabianek, obiadek.
- No słyszałem, wiesz?
- Już się do ciebie nie odzywam. Używasz w moim towarzystwie sarkazmu. - powiedziałam z kamienną twarzą choć w środku wszystko się śmiało. Fabian spojrzał na mnie przerażoną miną. Ledwo powstrzymując śmiech, wyszłam z pokoju. Później wyszedł on zamknął pokój i ruszył za mną do windy.
- Ej Liz, a ty się tak na serio na mnie obraziłaś? - zapytał a ja się nie odzywałam. - Liz? - dźgnął mnie w brzuch. - Halu? Halu, halu? Phi, jaki gal obrażalski. - odwrócił się ode mnie.
- Luiza? Fochnęłaś się tak na serio? Czy tylko udajesz? - zaczął mnie lekko popychać za ramię.
W tym momencie do windy wszedł Kłos i Wrona.
- Cześć. - powiedział Fabiś. Ja tylko im pomachałam ręką. - Pomóżcie mi.
- W czym? - zapytał zdziwiony Andrzej.
- No żeby on się do mnie odezwała, żeby w ogóle się odezwała. - powiedział do nich błagalnie.
- No, a co? Pokłóciliście się, czy się o coś założyliście? - spytał Karol.
- No właśnie nie! Powiedziała " już się do ciebie nie odzywam. Używasz w moim towarzystwie sarkazmu ". - powiedział piskliwym głosem. Już miałam mu powiedzieć " Ja wcale tak nie mówię! " ale w samą porę ugryzłam się w język. Bełchatowianie zaczęli się śmiać.
- Serio?
- No serio, serio. Błagam pomóżcie mi.
- No ale właściwie co mamy robić?
- No nie wiem, rozśmieszyć ją czy coś w tym stylu. - wyjaśnił Drzyzga. Wszyscy na mnie spojrzeli. Pokręciłam głową.
- Właśnie chciałaś powiedzieć " Mnie nie rozśmieszycie ". - powiedział Dżaga. Zrobiłam wielkie oczy wbijając w niego wzrok.
- Skąd to wiedziałeś? - zapytał zdziwiony Wrona. - Aż tak dobrze się znacie?
\- Bo ja mam umysł czarodzieja. - zaczął machać nad swoją głową rękami. Zakryłam dłońmi usta i zaczęłam się śmiać.
- O! To ją rozśmieszyło! Dawaj Fabian, dawaj suchary!
- To wy tez dawajcie! Co ja sam mam pracować?
- Hmmmmmm.... - zamyślili się, a ja się uspokoiłam z " Bo ja mam umysł czarodzieja ". Uf, no nieźle Fabianku, nieźle.
- Czekaj, wujek google wszystko wie, jego zapytam. - powiedział Kłos i wyciągnął swój telefon. - Oż kurde no nie ma WiFi. Co za złom z tej windy. - winda jak na zawołanie się zatrzymała. Wysiedliśmy z niej i skierowaliśmy się na stołówkę. Usiadłam na swoim miejscu i przywitałam się z innymi.
- Uwaga, uwaga. Jako ludzie z tego stolika musicie nam pomóc. Musicie rozśmieszyć Liz, żeby zaczęła się odzywać.
- Co? Liz się nie odzywa?! Nie no, ja ją złamię. - powiedział pewny siebie Krzysiek.
- Na prawdę? No to dajesz, bo ja próbowałem ale się nie udało. No, raz ją rozśmieszyłem bo powiedziałem: bo ja mam umysł czarodzieja. - powiedział smutny Drzyzga a ja znów się parsknęłam śmiechem.
- O! Zaśmiała się! - powiedział Marcin.
- No, przedtem też się zaśmiała.
- Musimy wymyślić takie suchary, których ona nie zna, a żeby były śmieszne.... - powiedział Włona
- Ona zna wszystkie.
- Serio?
- Tak.
- Nie, no na pewno nie zna wszystkich, czekaj zapytam wujka google, on wie wszystko. - wyciągnął telefon i zaczął w nim klikać.- O mam. Jak ma na imię zona wykładowcy?
- Nie wiem. - powiedział Zati. - Może Grażynka.
- Wykładzina.- strzelił suchara.
Pokręciłam głową.
- No, w ogóle był taki nie teki śmieszny. - powiedział Marcin.
- No dobra, to jest następny. Co krawcowa robi z chlebem?
- No nie mam pojęcia. - odparł Krzychu.
- Kroi. Coś nie taki..... Dobra, następny. Święty Piotrze po ile ryb łowisz dziennie?
- Nie wiem. Nie jestem Piotr. - powiedział Kubi.
- Ale tutaj jest Piotr. - wskazał na Pita Drzyzga.
- No bez przesady, taki stary to ja nie jestem.
- Apostołowie.
- Nie rozumiem. - wtrącił Zati.
- No A Po Sto Łowie. - przeliterował Wrona.
- Ona to zna. - powiedział żałośnie Drzyzga. - Już nigdy się nie odezwie.
- Co? żeby Liz się nigdy nie odezwała to byłby cud. Żeby tak zamykała się bez powodu jakieś 20 lat temu...... - rozmarzył się Krzysiu.
- No, nie tak tragicznie ni mogło by być. - powiedział z przekonaniem Zatorski.
- Oj żebyś ty ją słyszał...... A ble, ble, ble, ble, i wtedy ble, ble, ble, ble, ble, ble. A! Krzysiek, zapominałam ci powiedzieć..... O Krzychu wreszcie jesteś... A to tamto a to siamto. Nigdy jej się gęba nie zamykała. Normalnie takie wtedy suchary waliła, że mówiłem na nią toster.
- O ja, no to nieźle. - skomentował Piterson a ja prawie nie wyplułam z powrotem soku wiśniowego którym miałam w ustach.
- Okej mam następnego suchara. Co to jest? Czerwone i szkodzi na zęby?! - zapytał Kłos.
- Nie wiem... Hmmm.....
- Cegła.
- Ej, no faktycznie.
- Dobra, to nie było takie śmieszne szukamy dalej. Dlaczego ściany nie toczą ze sobą wojen?
- Bo są na rogach? - zapytał Kubiak.
- Nie, bo między nimi jest pokój. Czekajcie, mam jakąś wiadomość. - powiedział Karollo i na chwilę zamilkł. Spojrzał na mnie i się zaśmiał.
- Co? Co się stało? - zapytał zdezorientowany Nowakowski. - Co dostałeś?
- Smsa - odpowiedział. - Od niej.
Wszyscy na mnie spojrzeli a ja zaczęłam pisać kolejne wiadomości.
- Co ci napisała? - zapytał Winiarski.
- " Te wszystkie suchary już znam. Może poszukaj na innej stronie. Powinieneś się na tym znać bo cytuję " Jak suchary to tylko u Karola! " Sm sy to jedyny sposób na to żeby się komunikować ze światem, no także ten..... Napisałam akurat do ciebie, bo akurat miałeś telefon na wierzchu. " - przeczytał na głos a wszyscy się roześmieli.
- Przecież możesz się odzywać..... - powiedział Fabian.
Wysłałam kolejną wiadomość.
- " Jak mnie rozśmieszycie, to tak, Fabianku. Tylko weź już mnie nie wkurzaj bo będzie tak właśnie jak teraz jest. " No to teraz już wiesz Dżazga.
- Czym ją tak wkurzyłeś? - zapytał zaciekawiony Krzysiu.
- O taką gupotę. Ona coś mówi, mówi, mówi i ja nagle " No nie, na serio? " no i ona wtedy foch, i już się nie odzywam do ciebie.
- No, ona to zawsze o byle co się fochnie. No także trzeba się powoli przyzwyczajać.
Już miałam mu zwrócić uwagę że wcale się nie obrażam o byle co, ale sobie przypomniałam że nie mogę. Ha, i zobaczymy, kto pierwszy mnie rozśmieszy, aż tak że się odezwę.
- Jak się nazywa człowiek który chce być nożem?
- Janusz. - odpowiedział Andrzej spoglądając na ekran.
- Ej, no. Nie możesz mówić, oni muszę zgadywać. - Wrona dostał od niego w głowę.
- Ojej.
- No ojej.
- Co ojej?
- Ty zacząłeś. Ty za ojejowałeś pierwszy.
- Y, wcale że nie?
- Ja też tak mam! - powiedziałam rozśmieszona. Zakryłam ręką usta. Bo się odezwałam.
- Ty żyjesz. Ty żyjesz! - powiedział uradowany Fabian.
- Co ja zrobiłam....
- Coś wspaniałego! Wreszcie mogę ci opowiedzieć tyyyyyle różnych różność które miałem ci powiedzieć, ale jeszcze nie zdążyłem. Albo zapomniałem.
- Ha, a nie mówiłem? Ty nigdy nie umiesz wytrzymać bez gadania. Ha! ha, ha. - powiedział Krzysiek.
- A TY byś umiał? - zapytałam szybko mrugając.
- Nie mrugaj tak. - też zaczął mrugać.
- To ty przestań mrugać.
- Ale ty zaczęłaś.
- Ale ty skończysz.
- No to na 3. 1.... 2....3!
Dalej mrugaliśmy.
- Nie przestałeś.
- Mieliśmy razem przestać.
- E e.
- Eche.
- E e.
- Eche.
- Nieche.
- Tachak.
- Przestańcie się kłócić. - powiedział Winiar udając znudzenie, chociaż na jego twarzy wypisane było rozśmieszenie. - Chociaż to jest strasznie śmieszne.
- Haahahahahahahah, no wiadomo jak ja się kłócę z moją koooochaaaaaaną siostrzyczką to wszystko wydają się śmieszniejsze. - zaczął czochrać mnie po głowie a ja jego.
- Czochraj bobra, czochraj bobra, czochraj bobra! - mówił Krzychu.
- No właśnie czochram cię bóber jeden.
- Poczochraj też Fabianka, bo mu smutno.
- Nie, nie trzeba... Nie mam....
Zaczęłam go czuchrać.
- Ej, no, włosy mi się tak fajnie ułożyły rano no i teraz mam popsute. Psuj.
- Sruj, huj. No to czekaj poprawi się tu i tam....
- Ty już nic nie dotykaj.
- O jej. Noto teraz ty pewnie strzelisz focha.
- Wcale że nieprawda. Ja nie jestem taki fochowaty.
- No, a Liza jest. Wspaniale do siebie pasujecie! No, a teraz buuuzi! - powiedział przesłodzonym głosem Krzsiu.
Tak, odkąd mieszkałam w Częstochowie, i jak Krzychu nas odwiedzał, to zawsze mówił że jestem z Fabiankiem. Pffff. Zawsze chciał żebym z nim była, według niego doskonale do siebie pasujemy.
- Weź, się już ogarnij z tym " no a teraz buuuzi! " okej? - zapytałam znudzona.
- Hmmm... Nie.
- A co, a co? Powiedzcie, jakąś fajną tajemnicę. - zafascynował się Zati.
- A no bo kiedyś....- zaczął lecz mu zatkałam usta dłonią.
- Krzysiu chciał powiedzieć, że ładnie bym wyglądała z Fabiankiem jako para. Ale nie.
- Na, ale czemu? Razem stworzylibyście..... FaLizę! albo LuFanę!
- No z takim bóbrem ma się związać? - powiedzieliśmy w tym samym czasie.
- Powodzenia dzieci, powodzenia. No, to kiedy ślub?
- Z pewnością nie będziesz zaproszony.
- Wepcham się niezauważony.
- Wogle, to czym ty się przejmujesz? Przecież żadnego śluba nie będzie.
- Będzie. Jeszcze zobaczysz.
- Nie, nie będzie! - powiedzieliśmy jednym głosem.
- Oooooooooo.....
- Zamknij się.
- Ty też mi tak robiłaś.
- Niby jak?
Otworzył usta żeby coś powiedzieć, lecz nagle zrezygnował.
- No właśnie.
Po obiedzie wyszliśmy ze stołówki i udaliśmy się do swoich pokoi. Otworzyłam drzwi za pomocą kluczy- jaki bajer.
- Jezu Krzychu mnie wkurza tym "buziiiii"
- No, to zawsze było wkurzające i nadal jest. - powiedział.
- No. włączyłam telewizor. - Ale ty tak na prawdę bałeś się że się do ciebie nie odezwę?
- No wiesz......
- Człowieku..... Przecież ja godziny nie wytrzymam.
- No wiem, wiem. Ale myślałem że wzbudzę u ciebie jakieś współczucie, bóberze.
- U mnie nie wzbudzisz współczucia. Zapamiętaj. - wyszczerzyłam się.
- Phi. Jaki gal bez uczuć.
- Bóber jeden.
- Dobra, już się nie kłócę, bo znów będziesz miał do mnie coś. - powiedziałam. Skakałam po kanałach.
- O, zostaw. - powiedział gdy na ekranie pojawił się "Ojciec Mateusz", ale przewinęłam. - O, albo to zostaw. - leciał "Komisarz Alex". - O! Zostaw, zostaw. - na ekranie rozwinęła się akcja " Zróbmy sobie wnuka" - O, zostaw, to, zostaw, to!
- Fabian, zamknij się. - powiedziałam do niego.
- No ale ja ci tylko podpowiadam które najlepiej zostawić. - odpowiedział.
- Ale dziękuję ci bardzo, dam sobie radę.
- Nie, no właśnie nie dasz sobie rady, dlatego ci pomagam wybrać serial, bo tak mi się wydaje że ty nie możesz się zdecydować.
- Nie, dzięki, dam sobie radę.
- Nie, no właśnie że nie dasz.
- Właśnie że dam.
- Właśnie że nie dasz.
- Dam.
- Nie dasz.
- Dam.
- Nie.
- Okej.
- Nie..... Czekaj co?
- Okej. Masz teraz ty zarządzasz pilotem. - rzuciłam w niego przedmiotem. Zdezorientowany na mnie patrzył i nawet nie zauważył jak pilot leci na niego. Przedmiot trafił go w brzuch.
- Ołć! No i czemu tak rzucasz? Nie możesz podejść i oddać?
- Właśnie mi przypomniałeś moją nauczycielkę polskiego w podstawówce. - otworzyłam szeroko oczy wbijając w niego wzrok. - Hy! Nawet podobny do niej jesteś.
- Dlaczego? Co jest u mnie takie samo jak u niej?
- Właściwie to nie wiem. - przechyliłam głowę i zmrużyłam oczy. - Nie wiem, ale coś jeszcze znajdę.
- No to się boję. A lubiłaś tą babkę?
- Pf. Tylko fajnie się było z niej śmiać. Kiedyś się przewróciła kiedy wchodziła do klasy. Potknęła się o jakąś książkę. Może znalazła pisont groszy.
- No i co? Z pewnością się śmiałaś?
- Powstrzymywałam się z Laurą, ale na przerwie już się tak śmiałyśmy, że ta baba podeszła do nas i zapytała z czego się tak śmiejemy. My odpowiedziałyśmy że Krzysiek zrobił coś śmiesznego, na szczęście nie wnikała.
- O łał, no to nieźle.
Ktoś nagle zapukał do drzwi.
- Wejść! - krzyknęliśmy.
- Cześć! - przywitał się.
..................................
Witajcie ;) Wreszcie i jest!
Co tam u was? Jak spędzacie miły i długi weekendzik?
Pozdrawiam :*
wtorek, 14 października 2014
Rozdział 5
Obudziłam się w nocy. Sprawdziłam która godzina. OJP. Dopiero była 22:59 To ja o takiej porze mówię w nocy? Obróciłam się na drugi bok, czyli w stronę Drzyzgi. Też nie spał, bo studiował książkę. Oczywiście nie przy świetle lampki nocnej, tylko przy świetle swojej latarki górniczej. Popatrzył w moją stronę i się wyszczerzył.
- Fab, 23, gramy w LOLA? - zapytałam z głupim uśmieszkiem. Potwierdził naszym starym zwyczajem.
- Masz ryj zjechany jak pielgrzym sandały. - powiedział. - Tym to mnie normalnie rozwaliłaś.
- Wiem. - zaczęłam się śmiać i rozwalać się po łóżku.
- Z czego się śmiejesz?
- Nie wiem, ale to mnie jeszcze bardziej śmieszy. - odpowiedziałam.
- No a ja śmieję się z twojej głupoty.
Zaczęliśmy się śmiać, tak głośno że ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Poszłam otworzyć dalej zalewając się ze śmiechu.
- Co wy tu tak głośno jesteście? - zapytał Wrona który razem z Kłosem, Winiarem, Szamponem, Krzyśkiem, Pitem i Zatorem stali za drzwiami. Zaczęłam się znów śmiać a Fabian mi wtórował.
- No i z czego się tak śmiejecie? Ludzie spać chcą, a wy tu za ścianą sobie kółko głupich śmiechów urządzacie. - powiedział Pier. - Normalnie was na korytarzu słychać.
A my dalej się zalewaliśmy się śmiechem.
- No z czego tak rżycie? Siano zobaczyliście czy konia w rodzinie macie? - spytał już znudzony Kłosik. - Masz napisz na kartce. - podał mi do ręki kartkę i długopis który znalazł na półce. Aż zjechałam po ścianie z tego śmiechu. Napisałam na kartce z czego się śmiejemy a później ją przekazałam Karolkowi.
- " Nie wiem z czego, ale to nas jeszcze bardziej bawi. " ? - przeczytał treść na głos. Pokiwałam głową. Wyciągnęłam rękę ażeby oddał mi przedmioty i dopisałam jeszcze coś i oddałam mu. - "23:00 gramy w LoLa :P" Gracie w LOLA? Też z Andrzejem czasem gramy w LOLKA no ale bez przesady, nie aż tak poważnie. - powiedział.
- No.... A wi.... wi dzisz......My..... My ta...... k po.... waż... nie, nie. - powiedział przez śmiech Drzyzga, bo ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Oczy mi wychodziły także miałam wytrzeszcz i prawie w ogóle nie oddychałam.
- Matko, ona ma wytrzeszcz! - krzyknął Misiek przerażony.
- Wcale..... Ja wca..... Le ja nie.... Mam wyt...... rzeszczu. - powiedziałam już się powoli uspakajając.
- Już? Wszystko jest OKEY? - zapytał Zati. Odetchnęłam głęboko.
- TAK. Już wszystko jest na swoim miejscu, mózg jest na miejscu, nie wala mi się po układzie pokarmowym więc mogę iść nunu. Dobranocka chłopaczki! - doczołgałam się do mojego łóżka i się przykryłam kołdrą. - Ciąg za wajchę Fabian!
- Liz, ja cię czasem nie oganiam. Gdy masz głupawkę, wyglądasz jagbyś była pijana, wiesz? - powiedział Krzysiu.
- Fabian zaświeć jeszczę bo nie widzę gdzie jest Krzychu, a po drugie chyba zgubiłam okulary. - Fejbs zaświecił posłusznie lampkę nocną a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu i w końcu go znalazłam moim krecim wzrokiem. Siedział i mnie na łóżku i na mnie patrzył jak na klowna.
- Co się tak gapisz? Gdzie są moje okulary? - to są moje dwa, najbardziej używane pytania.
- No właśnie, Lary, Lary, gdzie są twoje okulary? - zapytał z uśmieszkiem.
- Krzysiek, oddawaj. - powiedziałam poważnie.
- Ależ ja ich nie mam, jak możesz mnie o to podejrzewać? - zapytał.
- Bo wiem że to TY je MI zabrałeś, więc oddawaj. - wystawiłam rękę do niego by mi oddał moją rzecz.
- No ale ja ich nie mam! - powiedział urażony. - O takie rzeczy brata podejrzewać? Wstydź się Liza!
- Krzysiek?
- No dobra, masz. - oddał mi moje urządzenie. Tak mówię na okulary. - No to teraz odmaszeruj.
- Czemu?
- Bo nie ma dżemu wiesz? Bo chce lulać, wiesz?
- No, ale, nie, mogę sobie tutaj siedzieć?
- Człowieku, ty wiesz która jest godzina?! Normalni i cywilizowani ludzie o tej porze już śpią! - powiedziałam oburzona. Ja prawie cały czas mówię coś z oburzeniem.
- No, ale ja nie jestem normalnym ludziem. Ty też nie jesteś normalnym ludziem. Nikt tu nie jest normalnym ludziem!
- No ale, no ale... ale, ale.... Ić z tont! - wskazałam na drzwi.
- Ty nie dałaś nam spać, także i my nie damy spać tobie. - odparł Michał.
- No ale tamten też się śmiał! - wskazałam na Fabiana który czytał sobie przy górniczce.
- Yyyy, co? - zapytał.
- Śmiałeś się, prawda? No, widzisz. Więc ty niemu też utrudniaj.
- Nie. Bo ja mam za zadania tylko tobie utrudniać.
- No nie wystarczy ci to 20 lat? Na prawdę? - zapytałam. No weź Krzysiek no. Co za chomik jeden.
- Nie, ja to bym mógł do końca życia ci utrudniać życie. - odpowiedział. Dziękuje Krzysiu, za takie poświęcenie! Na prawdę nie trzeba było! Na serio nie trzeba było.
- No to mi utrudniaj, jak chcesz. Ale zaraz chwila! A on? - popatrzyłam w stronę Drzyzgi. - Nie tylko ja powinnam być tu karana! On też się śmiał normalnie czasem głośniej niż ja.
- Piter?
- Jestem obecny i gotowy do pracy! - zasalutował.
- Zagadaj czymś tamtego panicza. - rozkazał.
- Tak jest. Sssssssssssssssłuchaj Fabian, mam ci dużo do opowiedzenia. Zanim jeszcze przyjechałem do Spały.... O wiem opowiem ci mój cały tydzień! No więc obudziłem się w poniedziałek i sobie pomyślałem że jest fajnie bo jest wolne..... - matko, Fabian współczuję ci. Słuchać takiej gaduły przez nieokreślony czas to jest wielka udręka. Oj no co? Wiem ja też jestem taką gadułą że brak mi słów.
- No a ty co? Też m będziesz tu nawijał jak ci miał tydzień? - zapytałam. - Tak w ogóle to gdzie są inni? - rozglądnęłam się po pokoju. Wszyscy siedzieli na podłodze pod ścianą i oglądali jakieś książki. - No Krzysiek, no błagam cię ić z tont. Chce mi się spać, a nie mogę zasnąć jaki na mnie się tak cały czas gapisz.
- Na prawdę? A ja nie mogę zasnąć jak ty się śmiejesz po nocy. Słuchaj zrobimy tak: Ty przestaniesz się śmiać, a ja sobie pójdę, okej? - zapytał.
- No dobra, Pogramy sobie w LOLA jutro. No a teraz sio, sio. - wygoniłam go.... ICH z pokoju. Ostatni zamknął drzwi.
Zgasiłam lampkę i zmęczona położyłam się do łóżeczka. Zamknęłam oczy i czekałam aż sen nadejdzie. Już prawie zasypiałam, już za moment miałam sobie smacznie nunać, gdy ktoś mnie bezczelnie obudził. KTOŚ znaczy nasz kochany Fabianek.
Zabiję, zabiję, zabiję!
- Liza, śpisz? - zapytał.
- Nie kurna powieki od środka oglądam. - odpowiedziałam mu. No co za bezczel! Jak on tak może mówić i gadać w nocy kiedy ja chcę spać? Za jakie grzechy? Co ja mu takiego zrobiłam?
- Obudziłem cię prawda? - zapytał. No, jagby tak pomyśleć i tak podumać z godzinę to bym doszła do wniosku.... że tak, obudziłeś mnie.
- Tak. Ty nie dasz mi dzisiaj spać, ja nie dam ci jutro żyć. - odparłam i przewróciłam się na drugi bok.
- Oj, no przepraszam. Tak sobie nawet myślałem, czy zapytać, czy nie. Bo jagbym zapytał gdybyś nie spała, to bym otrzymał odpowiedź, a jagbyś spała, to byś się wkurzyła, i nie odzywałabyś się do mnie aż do kiedyś tam. Więc nie wiem, w jakiej teraz jesteśmy sytuacji.
- Jak się zamkniesz to ci jutro powiem. - powiedziałam. No co? Nie mogę być często zawsze wredna? Czy to takie dziwne?
- No, a nie możesz teraz? Bo nie wiem czy mam cię przepraszać, czy zostawić tę sprawę w spokoju.
- Wiesz Fabian, największymi przeprosinami dla mnie, było by nie gadanie i nie budzenie mnie aż do godziny 7:59, OK? Później możesz mnie pytać i zagadywać, okej?
- No dobra. Mi też chce się lulu, więć dobranoc.
- No, pa. - mruknęłam i ułożyłam się wygodnie. Po kilku minutach zasnęłam.
****
Obudził mnie budzik. Ohhhhh, czy takie urządzenie musi istnieć? Przez tą kupę złomu człek nie może się porządnie wyspać, i ma potem problem z niedocierającymi do niego słowami, i poleceniami, potem może wylecieć z pracy, nie będzie mieć za co żyć, i płacić czynszu, i później przyjdzie komornik i zabierze wszystko co masz w mieszkaniu, no chyba że coś sobie schowasz u matki czy sąsiada, i wylądujesz pod mostem, a wszystko przez ten oto i miły i budzący mnie co rano budzik. Ohhhhhhh.... Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy by wygrzebać jakieś wdzianko. Wybrałam coś nie coś z szafy i skierowałam się do łazienki. Otworzyłam drzwi, lecz były zamknięte. Kurde, no tak nie jestem tu sama. Zapukałam.
- Fabian, kiedy wyjdziesz? - zapytałam.
- Trouble is a friend! O trobule is a friend oł oł! - zaczął śpiewać. O Chryste, czyli jest jeszcze pod prysznicem. MASAKRA, czyli jeszcze długo, długo sobie tu poczekam. Matko boska. - Trobule is a friend, oł trobule is a friend aaaaaaaaaaaa, haaaaaaaaaaaaaa! - jak on wyje! Uszy bolą. Oj no co? Nie mogę już go krytykować? Zawsze w Częstochowie urządzaliśmy sobie taki konkurs na domówkach, że niby jesteśmy w "Mastink (3)bite pozytiw [nie#koniecznie] music" No no i ja śpiewałam jakąś piosenkę a on potem mnie krytykował. Później była zmiana i on śpiewał. A potem jeszcze inni, no bo to domówka, helllow? Nie było by dużej imprezy gdyby nie było by przynajmniej 4 czy 5 osób. Tak na myj gust. Po dziesięciu minutach Drzyzga wreszcie wyszedł. Weszłam do łazienki i weszłam pod prysznica. Uwinęłam się szybko i już po chwili się wycierałam swoim milutkim ręczniczkiem. Ubrałam się i zrobiłam makijaż oraz uczesałam włosy w warkocza na bok. Wyszłam i rozglądnęłam się po pokoju. Fabiana nie było czyli za pewne zszedł już na śniadanie. Podeszłam do mojego łóżka na którym leżał mój telefon. Nagle zza mojego łóżka wyskoczył Fabian.
- Buuuuuu!! - krzyknął a ja złapałam się za serce.
- Człowieku co ty robisz?! Mało nie odjechałam! - rzuciłam z wyrzutem.
- Hahahahah! Przestraszyłam cię! Przestraszyłem!
- No i co? Nigdy więcej tego nie rób, bo wiesz co będzie. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Oj no dobra. Idziemy na dół? - zapytał. Pokiwałam głową i po chwili byliśmy już w windzie. Czekaliśmy aż się zatrzyma i po chwili już z niej wychodziliśmy. Weszliśmy do stołówki, gdzie byli już niektórzy siatkarze. Przywitaliśmy się z naszym stolikiem i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim co nas interesuję i o wszystkim co nas nie interesuje. Po śniadaniu wróciliśmy do siebie, i za godzinę miał być trening, więc godzinkę mieliśmy jeszcze dla siebie. Nie miałam nic do roboty więc postanowiłam nic nie robić. No bo co miałam robić skoro nic nie miałam do roboty? Ohhhh, jakie ja mam też problemy, to nie wiem. Łaziłam po pokoju nic nie robiąc.
- Co ty robisz? - zapytał mnie.
- Nic. - odpowiedziałam krótko.
- A co miałabyś robić gdybyś miała coś do roboty?
- Bez sensu to pytanie które zadałeś, wiesz?
- No nic.
- No to nic.
- Hmmmmm....
- Nad czym myślisz?
- Nad niczym.
- Pobawimy się w "nic"? - zapytałam. To nasza stara zabawa. Bardzo prosta! Robimy tak zwane NIC. Oto reguły.
- Okej. - rzekł i zaczął robić coś na telefonie. Nagle drzwi się otworzyły.
- Otrzymałem wiadomość! - krzyknął wpadający do pokoju Krzysiek.
- Co ty robisz? - zapytałam a on się zaśmiał.
- NIC.
- No my też NIC nie robimy.
- No. Jeszcze długa godzina do treningu. Musimy coś wymyślić, żeby czymś się zając, bo znając me długie życie, czymś się zajmiemy jak będzie 10:59 i wtedy będziemy narzekać że "dlaczego tego wcześniej nie wymyśliliśmy?"
- No w sumie racja. - powiedziałam. - No ale co będziemy robić?
- No nie wiem, nie wiem. Wy coś wymyślcie.
- No ale czemu znowu ja? - zapytałam.
- Masz jeszcze tego pana do pomocy.
- No ale wczoraj kto wymyślał coś co moglibyśmy robić? No kto? - rzekłam i w tym momencie do pokoju wpadł Andrzej.
- Błagam! Mogę się tu u was gdzieś schować? - zapytał błagalnie.
- A coś się stało? - zapytałam.
- WRONA!!!!! - ktoś krzyknął z korytarza. - Wyłaź gdziekolwiek jesteś, bo i tak cię znajdę!
- Proszę, proszę, proszę, proszę.
- No dobra, wskakuj do szafy, albo do łazienki, albo pod łóżko. - Andrzej szybko wskoczył do szafy, bo jużby nie zdążył gdziekolwiek się schować. Zastanawiałam się dlaczego on uciekał, a ktoś go gonił...
- Jest tu może gdzieś Andrzej? - do pokoju tym razem wpadł Karolek.
- A jeśli jest to co? - zapytałam.
- Hm, to jeśli jest to niech wyjdzie ze swej skrytki bo muszę go ukarać.
- A co ci takiego zrobił? - zadał pytanie Drzyzga.
- Wziął mi żelka!
- I dlatego go ścigasz? Dlatego że ci wziął jednego żelka?
- A gdyby tobie ktoś wziął żelka to co byś zrobiła? - zapytał.
- No goniłabym go i coś bym temu komuś zrobiła, nie?
- Ej mam taki pomysł! - powiedział Fabian.
- No pochwal się swoją inteligencją. - rzekł Kłos.
- No wpadłem na taki pomysł żeby zrobić taki mini sąd.
- No i co to ma do porwanego żelka?
- No to, że jest oskarżony, poszkodowany i sędzia. - powiedział.
- No a kto jest sędzią? - zapytałam a on spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
- O nie, o nie, nie, nie nie. Ja nie jestem sędzią.
- Oj no dlaczego? Nadajesz się do tego jak nikt inny.
- No to muszę mieć zaliczkę za darmo nic nie robię. - Fabian rzucił we mnie paczką żelków a ja się wyszczerzyłam.
- No dobra, uznajmy że ten pomysł mi się podoba, ale nie wiem gdzie jest Andrzej. - powiedział.
- Wronka, wychodź z tej szafy jeszcze mi ubrania pognieciesz. - powiedział Fejbs.
- No dobra już wychodzę.... - otworzyły się drzwi od szafy i już po chwili pojawił się obok nas. - Strasznie tam ciasno macie, wiecie?
- Dobra, no ale nie mamy świadka.
- Bez świadka się obejdzie. - powiedziałam.
- O! A ja będę prokuratorem i obrońcą! - zgłosił się Fabi.
- Ale jak będziesz dwoma osobami na raz? - zapytał Wronka.
- Normalnie. Jak będę chciał coś powiedzieć jako obrońca, podejdę do Wrony i powiem jako obrońca, nie?
- Niezły pomysł. Dobra, także zaczynajmy. - powiedziałam i wyszłam. A za chwilę weszłam.
- Proszę zająć miejsca, bo wiem zaczynamy rozprawę w sprawie Andrzeja Wrony który ukradł żelka Karolowi Kłosowi. Rozprawę poprowadzi Sędzia Anna Maria Wesołowska.
Proszę o podejście Karola Kłosa do barierki. - podszedł i się rozglądnął.
- Gdzie ta barierka? - szepnął w moją stronę a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Proszę się przedstawić.
- Nazywam się Karol Kłos.
- Kim pan jest, czym się pan zajmuję?
- Jestem siatkarzem.
- Czy jest pan spokrewniony z oskarżonym?
- Niach, nie jestem!
- W takim razie jest pan zobowiązany mówić prawdę, nieprawdziwe zeznania są karane. Rozumuję to pan?
- Rozumuję.
- Więc co pan wie o tej sprawie?
- No to co mnie spotkało.
- Niech pan opowie wszystko dobrze i dokładnie co się wydarzyło.
- No to to było tak: Byłem sobie w łazience załatwiając swoje sprawy, no i jak wyszedłem to Wrony nie było. No i tak jakoś mi się zachciało żelka. No to sobie podeszłem do mojego schowka na słodycze no i wziąłem paczkę żelków. Miałem ochotę na żółtego no ale nie mogłem znaleźć żółtego a pamiętałem że miałem jeszcze ostatniego na spożyciu no i wiedziałem że to Wrona i ukradł mojego żelka bo tylko on wie gdzie trzymam swoje słodycze. - wyjaśnił.
- Dobrze proszę siadać. Do barierki poproszę Andrzeja Wronę. Proszę się przedstawić.
- Jestem Andrzejek. - uśmiechnął się.
- Tak? A ja Anka. Co wie panicz o tej zaistniałej sytuacji?
- No więc, siedziałem sobie w pokoju, a Karolek był w kibelku. No i nagle coś tam coś tam i znalazłem się u was w szafie. Koniec!
- Czy prokurator ma jakieś pytania?
- Tak. Otóż wysoki sadzie, jak to się mogło stać, że był pan w pokoju, i nagle się pan znalazł tutaj, może to pan wyjaśnić? Co się działo, w tym czasie który pan nie wymienił?
- No więc, byłem w pokoju, a Karolek był w kibelku, siedziałem sobie i lukałem na fejsa. Karolek wylazł z kibla i zaczął grzebać w swoim skarbcu na słodkie. Odwrócił się do mnie przodem i był strasznie wkurzony. No to ja zacząłem uciekać a on zaczął mnie gonić. W końcu schowałem się tutaj.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Nie a dziękuję.
- A pan obrońca?
- Tak. Więc panie Wrona, mówi an że był wtedy pan w pokoju, za nim panicz Kłos zaczął pana gonić. A pan Karol mówi że kiedy wyszedł z kibla już pana nie było.
- No to nie wiem.
- Jak, pan może nie widzieć? Są dwie różne opinie, pan Karol mówi że pana nie było, a pan mówi że był pan wtedy jeszcze w pokoju. Więc jak w końcu było? - i w tym momencie, ktoś wszedł.
- Cze wam wszystkim, co robicie? - zapytał Mariusz, który odwiedził nas razem z Michałem W.
- Prowadzimy rozprawę, jeśli nie jesteście państwo świadkami proszę wyjść.
- Ale my chcemy tylko popatrzeć. Możemy? - zapytali ze słodkimi minami.
- No dobra, tylko cicho. - powiedziałam. - Wracajmy do rozprawy.
- No więc było tak jak powiedział Karolek.
- Aaaaaaa! Powiedział kłamstwo! Żelek dla mnie.
- Co? Ale jak to?
- To jest kara za nie prawdziwe zeznania. Masz już jeden na koncie. Dobra dalej.
- Dobrze więc mówi pan że było tak jak powiedział pan Karolek, a więc jakie są dowody na to że to nie pan ukradł tego pomarańczowego...
- Żółtego. - poprawił go.
- Żółtego żelka?
- Uuuuuuuuu, zaczyna być ciekawie. - powiedział koś z tyłu.
- No mam tylko to że ja tak mówię.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Nie dziękuję.
- Pan prokurator?
- Ja tez nie.
- Proszę sędzi! - powiedział Kłos.
- Nawijaj o co chodzi?
- Niech może pani sędzia podsumuję teraz zeznania, i później pani sędzia wysoka, nam powie.
- Dobry pomysł. Stuk, stuk stuk, ogłaszam przerwę.
- Co to miało być to "stuk, stuk, stuk" ? - zapytał Winiarski.
- No bo nie mam takiego fajnego młotka jak ma sędzia. - odpowiedziałam.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! No właśnie! Bo barierki też tu nie ma!
- No, nie jesteśmy wyposażeni. Więc już podsumowałam wasze zeznania, i powracamy do sprawy. Więc tak jak wynika z paragrafu 334 pod 255A sąd postanawia, oskarżyć małego Andrzejka, i zmusi go by oddał ze swoich skradzionego żelka. Sprawę uznaję za zamkniętą. Stuk, stuk, stuk.
- Łiiiiiiiiii! Wystąpiłem w sądzie jako widz. Ale fajnie. - powiedział Krzychu.
- No i to jeszcze przed profesjonalnym. - rzekłam.
- W sądzie gdzie obrońca i prokurator to ta sama osoba, w dodatku bez stylowych szat, nie ma barierki, takiej fajnej furtki co jak ktoś ją popchnie, to tak fajnie lata w tą i w tą stronę i sędzia ie ma młotka którym może stukać tak fajnie. - powiedział Mario.
- Oj, tam oj tam, szczegóły. Małe malutkie szczegóły. - pokazałam palcami jakie małe.
- Szczegłół - powiedział.
- Nie mieliśmy skąd wziąć tej barierki i tej furtki co jak się ją popchnie to tak fajnie jeździ, nie, w ta stronę i w tamtą, i nie miałam młotka, no ale skąd bym wzięła młotek?
- Hmmmm.... no też nie wiem. Także sprawę uznaję za zamkniętą. Puk, puk, puk. - popukał mnie po głowie.
- Ej, to bolało. - zaśmiałam się. Za kilkanaście minut miał odbyć się trening. Chłopaki poszli do siebie, a ja poszłam ubrać koszulkę reprezentacyjną. Wyszłam z łazienki i wzięłam aparat i już byłam gotowa do wyjścia. Poczekałam na Drzyzgę który mocował się z zamkiem do drzwi, których nie mógł zamknąć.
- No co za hłam! - mruczał pod nosem.
- Daj, ja to już lepiej zamknę, bo jak ty się do czegoś bierzesz, to normalnie... - wzięłam od niego klucz i zamknęłam drzwi. Odeszłam lecz one o dziwo się otworzyły. Co jest? Zamknęłam jeszcze raz, i tym razem też się otworzyły. - No co to ma być, nooooo. - powiedziałam gdy już 3 raz próbowałam zamknąć te cholerne drzwi.
- Co? Znów macie problemy z czymś tam? - zapytał Krzysiu który pojawił się obok nas.
- No tak jagby. Umiesz zamknąć te drzwi? - zapytałam.
- No pewnie, ja tu umiem wszystko zamykać i otwierać. Daj to. - dałam mu do ręki klucz a on precyzyjnie je zamknął. Oddał mi własność, i ruszył w kierunku windy.
- Łał. - skomentował krótko Fabian.
- No, łał.
Gdy byliśmy już na dole skierowaliśmy się na halę od razu na salę, a chłopcy - chłopcy, jak to słodko brzmi - do szatni by się przebrać. Po chwili już wszyscy znaleźli się na sali. Rozpoczął się trening. Chodziłam to tu i to tam i robiłam zdjęcia. Po treningu mój sprzęt wzbogacił się o kilkadziesiąt zdjęć. Po skończonym treningu chłopaki poszli się przebrać, a ja poszłam do ośrodka. Weszłam po pokoju, dobrze że to ja mam klucze, bo jagby Fabian je posiadał to bym czekała, czekała i czekała, bo to on zapomniał tego, spodenek, skarpetek, koszulki... I inne takie różne rzeczy. Weszłam do pomieszczenia, i położyłam aparat na swoim miejscu. Nie chciało mi się teraz wgrywać na laptopa zdjęć, więc położyłam się na łóżku. I tak sobie rozmyślałam o swoim życiu. Mieszkałam w Bełchatowie, z pracą która jest już na "śmietniku" w mojej głowie. Niespodziewanie dostałam telefon od Krzycha. Mówi, mówi, mówi, i żebym przyjechała. Jadę, jadę, jadę i mi mówi że będę fotografem reprezentacji Polski. W między czasie Łukasz jeszcze daje mi kosza, za praktycznie nie wiem za co. No właśnie, co z Łukaszem się teraz dzieje? No pewnie sobie nowej laski szuka. Czy ja go jeszcze kocham? Nie wiem, sama nie wiem. Nie dzwoni, nie pisze... Może on faktycznie już kogoś ma...? Nie wiem. Luknęłam na telefon by zobaczyć czy mam nowe wiadomości. Od mamy jedną i od Laury dwie. Najpierw otworzyłam tę od mamy.
- " Cześć córeczko! Właśnie się nauczyłam pisać esemesy bez limitu, bo mam plus na kartę, i chciałam zobaczyć czy mi się uda do ciebie wysłać. Jak dostaniesz to odpisz, ja sobie tam przeczytam i też ci odpiszę. No a tak w ogóle to co tam u ciebie słychać? Co u Krzysia? " OMG. To mama umie wysyłać wiadomości? No nie wiedziałam. Szok, dla mnie w tejże chwili. Postanowiłam odpisać później. Otworzyłam wiadomość od przyjaciółki.
- " Cześć kochana, co tam u ciebie? Jak się robi zdjęcia spoconemu halleluja? ;) " i zobaczyłam drugą.
- " Słuchaj, z Gacusiem jest chyba coś nie tak. Nie je ani nie pije. Byłam z nim u weterynarza, ale powiedział że nic z wątrobą, układ pokarmowy jest w jak najlepszym porządku, więc nie mam pojęcia co mu jest. Błagam odpisz. Nie wiem co mam robić. Chodzi tylko po mieszkaniu ze smutnymi oczami, i tylko wyje smutnie, i mi tez jest smutno jak na niego patrzę. " Matko, co mu może być? Jejciu... A może, no fakt długo mnie nie było, może to jest trochę głupie, ale psy są inteligentne i... Może on się po prostu o mnie martwi? Być może. Gdy miałam odpisać na wszystkie wiadomości ktoś zaczął do mnie dzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się znany mi na pamięć numer telefonu Łukasza. Odebrałam. Ciekawa byłam co mi powie.
- Cześć, kotek!
- Aha, hm, cześć. - no słucham, słucham. Co mi ciekawego powiesz?
- Posłuchaj, przepraszam cię że tak długo nie dzwoniłem do ciebie, ale miałem załatwienia, i nie maiłem czasu.... - zaczął się tłumaczyć. Tylko, hmmm, czy ja się na to nabiorę?
- Aha, no i co?
- No i..... W ogóle gdzie ty się podziałaś? W Bełchatowie nikt nie otwiera, jesteś może gdzieś na wyjeździe?
- Hm, no a czy ty przypadkiem ze mną nie zerwałeś?
- Co? Kiedy? - zapytał zdziwiony. No cóż Łukaszku, nie tylko ty umiesz udawać.
- No wtedy na imprezie, mówiłeś mi że nie chcesz mnie znać, że masz już dziewczynę, że mnie już nie potrzebujesz....
- Z pewnością ci tego nie mówiłem! A jeśli tak to byłem pijany, a jak jestem pijany to pierdole głupoty.
- No, jak człowiek jest pijany to mówi to co nie odważyłby się powiedzieć prosto w oczy. - chwila ciszy.
- A gdzie teraz jesteś? - zmienił temat. Sprytnie.
- Daleko od ciebie.
- No ale nie masz się o co obrażać!
- A po co ty w ogóle do mnie dzwonisz? Odkąd ci powiedziałam że nie będę już pracować u fotografa zwierząt, to przez cały tan tydzień czy dwa nie odezwałeś się do mnie ani słowem! I co wtedy robiłeś, co? Byłeś na takim ważnym spotkaniu, przez dwa tygodnie? Tak? A mnie się coś zdaje że sobie kogoś innego szukałeś. Prawdziwy mężczyzna pocieszyłby mnie w tej trudnej sytuacji, a nie takie coś mi odwalać.
- Posłuchaj, Liza, powiedz mi gdzie jesteś to do ciebie przyjadę i porozmawiamy na spokojnie. To gdzie jesteś? - zapytał. Mam mu powiedzieć? No, może rozmowa w żywe oczy na spokojnie może by mi nie zaszkodziła...
- W Spale. - odpowiedziałam.
- W S P A L E?
- Tak, w Spale. To przyjeżdżasz czy nie?
- Ok, możesz dzisiaj?
- Mogę. - powiedziałam. - Cześć. - rozłączyłam się. W tym momencie drzwi do pokoju się otworzyły.
- Cześć, co robisz? - zapytał wchodzący Fabian.
- Nic. - powiedziałam troszkę wkurzona. Ale nie na Drzyzgę, ale na Łukasza.
- Dzwonił ktoś do ciebie?
- A co stałeś pod drzwiami i słuchałeś? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie, tylko przez ścianę słyszałem, bo byłem u chłopaków, tam za ścianą i słyszałam coś....
- Aha, to dobrze wiedzieć że aż tak się wydzieram. - uśmiechnęłam się lekko. Wzięłam do ręki pilot i skakałam po kanałach. Łapnęłam swój telefon. Za godzinę miał być trening ale ja nie będę w nim uczestniczyć, także całe popołudnie mam wolne. W tym czasie właśnie zadzwonił do mnie Marecki. Odebrałam.
- No jestem już przed tym ośrodkiem w Spale. Wyjdziesz?
- Już idę. - odparłam krótko i się rozłączyłam. Wzięłam torebkę i wyszłam. Przed drzwiami stał Krzysiek i Fabian i pochylali się do drzwi. Spojrzeli na mnie z ogromnym uśmiechem.
- A my właśnie drzwi sprawdzaliśmy, łał, jakie twarde. - popukał drzwi Fabianek. Aha, ja się nie nabiorę.
- Tak, z pewnością. - pokiwałam głową. - Masz tu klucze, tylko nie zgub. - podałam mu klucz i wsiadłam do windy. Po chwili z niej wysiadłam. Wyszłam na parking i odszukałam wzrokiem auto mojego...... Hmmmm.... Jeszcze chłopaka? W końcu podeszłam do niego a on się ze mną przywitał.
* Perspektywa Krzyśka *
Po treningu Liza była jakaś taka.... No nie swoja. Na obiedzie też tak jakoś... Coś się mało odzywała i takie tam. Po obiedzie poszła do swojego pokoju. Nam nie chciało się długo czekać na windę która strasznie się wlekła więc poszliśmy schodami. Gdy byłem już an swoim piętrze Fabian nagle stanął w pół kroku i przyległ do swoich drzwi.
- Czemu ich nie otworzysz? Przecież w środku jest Lizka. - powiedziałam do niego ale on tylko dał mi znak bym był cicho. Przystanąłem obok niego i tez zacząłem nasłuchiwać.
- Aha, hm, cześć. - powiedziała Liz.
- ....
- Aha, no i co? - ciekawe z kim rozmawiała.... Zastanawiające....
- .....
- Hm, no a czy ty przypadkiem ze mną nie zerwałeś? - yyyyyyyyyyyyyyyyy. Zaraz moment STOP! Liza ma chłopaka. Liza ma chłopaka? Liza ma chłopaka?! Nic mi nie mówiła...
- .......
- No wtedy na imprezie, mówiłeś mi że nie chcesz mnie znać, że masz już dziewczynę, że mnie już nie potrzebujesz....
- ......
- No, jak człowiek jest pijany to mówi to co nie odważyłby się powiedzieć prosto w oczy.
- ......
- Daleko od ciebie.
-.........
- A po co ty w ogóle do mnie dzwonisz? Odkąd ci powiedziałam że nie będę już pracować u fotografa zwierząt, to przez cały tan tydzień czy dwa nie odezwałeś się do mnie ani słowem! I co wtedy robiłeś, co? Byłeś na takim ważnym spotkaniu, przez dwa tygodnie? Tak? A mnie się coś zdaje że sobie kogoś innego szukałeś. Prawdziwy facet pocieszyłby mnie w tej trudnej sytuacji, a nie takie coś mi odwalać.
- ........
- W Spale.
- ........
- Tak, w Spale. To przyjeżdżasz czy nie?
- .......
- Mogę. Cześć - i tyle ją słyszałem. Fabian powiedział że jak czegoś się dowie to mi powie. Przytaknąłem i poszedłem do siebie. No nie mogę uwierzyć. Jak mi mogła nie powiedzieć? Jak mogła? Kurczę...... Tak samo było z Anitą. Moją młodszą o 7 równych lat siostrą. Też mi nic nie powiedziała, a jak się później okazało, była z nim w ciąży. Potem on ją zostawił i jak mi wiadomo to teraz spokojnie sobie żyją w Wałbrzychu pod okiem mamy. Nie chcę takiego losu dla Lizy, bo będę czuł że to przeze mnie . Tak już mam. Zaraz miał być trening. Rzuciłem się na łóżko. Luknąłem która godzinka tyka. 12:30 czyli już mam iść? To tak szybko minęło? No okej..... Wyszedłem z pokoju.
* Perspektywa Fabiana *
Wszedłem do pokoju. Liz siedziała na swoim łóżku po turecku. Czyli nad czymś rozmyślała. Tak, aż tak dobrze ją znam.
- Cześć, co robisz? - zapytałam ostrożnie bo czasami jak jej przeszkodzę w główkowaniu to na mnie naskakuje.
- Nic. - odpowiedziała.
- Dzwonił ktoś do ciebie? - zadałem pytanie w kierunku : Co ci powiedział?
- A co stałeś pod drzwiami i słuchałeś?
- Nie, tylko przez ścianę słyszałem, bo byłem u chłopaków, tam za ścianą i słyszałam coś....
- Aha, to dobrze wiedzieć że aż tak się wydzieram. - uśmiechnęła się lekko. Wzięła do ręki książkę i zaczęła ją czytać. Później był trening, ale Liz została w pokoju. Ja wyszedłem i udałem się do windy która zjechała w dółłłłłł.....
* Perspektywa Luizy *
Postanowiliśmy iść na jakąś łąkę bo w tych lasach na około to dużo takich różnych miejsc. Szliśmy w ciszy koło 20-stu minut. W końcu doszliśmy na jakąś polankę i usiedliśmy na trawie. Nadal cisza. Nie wiedziałam jak zacząć tą rozmowę.
- Liza... - zaczął cicho. - Bo ja.... Kurwa, nie wiem jak ci to powiedzieć.... Nasze, znaczy moje uczucia do ciebie są chyba sprzeczne, nie takie jak kiedyś..... - powiedział a mnie zatkało. - Posłuchaj, ja cię zawsze będę kochał, ale..... W mniejszym stopniu.... - spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi niebieskimi paczadłami, dostrzegałam w nich nutkę smutku. Wstał i odszedł. Patrzyłam jak powoli znika za krzakami i drzewami. Wpatrzyłam się w trawę i nagle z moich oczu wypłynęły łzy. Nieee, no ja nie lubię płakać.... Schowałam głowę w ramionach i zaczęłam cicho płakać. To tak boli jak chłopak którego kochasz/ kochałaś już CIĘ nie kocha. Nie lubię okazywać swoich uczuć. No ale chyba nikt mnie tu nie widzi. Myślę.... Gdy już skończyłam wytarłam oczy dłońmi i odetchnęłam głęboko. Nagle się zoriętowałam że obok mnie siedzi Krzysiek.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam cię.... - przrerwał mi.
- Denerwować? Smucić?
- Nie, bo po prostu, tak jakoś. - westchęłam. - No ale teraz to już nie jest istotne.
- Ile razem byliście?
- Nie wiem.... Jakiś rok... Czy coś. Tak w ogóle skąd wiedziałeś gdzie będę?
- Po prostu. Zawsze wiem że kiedy chcesz z kimś porozmawiać to idziesz w las. - uśmiechnął się.
- No to dobrze mnie znasz.
- No a jak? Codziennie musiałem się tobą zajmować, a jak gdzieś musiałem jechać to zawsze się do mnie przyklejałaś i mówiłaś " Jak ty wyjeżdżasz to ja jadę z tobą, albo w ogóle nie jedziesz! "
- Pamiętam.
- Albo jak przyjeżdżałem z powrotem to ty zawsze na barana. I tak musiałem z tobą łazić. - powiedział a ja buchnęłam śmiechem.
Pogadaliśmy tak trochę i się pośmialiśmy z dawnych czasów. Nawet nie spostrzegałam gdy mój telefon kilka razy zadzwonił. W końcu to spostrzegłam i oderałam.
- Gdzie ty jesteś?! - od razu wydarł się Fabian.
- A ty gdzie jesteś?! - odpowiedziałam mu tym samym ze śmiechem.
- Ha! Pierwszy spytałem!
- Ja? Ja jetem.... No ja je...
- MY. Liza, my. - poprawił mnie Krzyś.
- No właśnie my jesteśmy no.... w tym.... no jak się to nazywa...... Hmmmmmm....
- Może kalambury ci pomogą? - zaproponował.
- Ale ona nas nie widzi. - powiedział ktoś.
- No ale...
- Dobra noto w nim rosną duuuuuuuuuuuuuuuuuże drzewa, i duuuuuuuuuuuuuuuużo krzaków. Co to jest?
- Liza, to się nazywa, to się..... LAS! Właśnie! To jest las! MY jesteśmy w LESIE! - powiedział Krzychu.
- Właśnie!!!
- Liz? - zapytał Fabi z drugiej strony.
- Si?
- Czy ty...
- MY!
- Czy wy jesteście pijani?
- Yyyyy, nie? A skąd taki pomysł?
- No bo jest już po kolacji, jest już 18:45 i jestem bardzo nie ten tego!
- Nie ten tego? Czyli to znaczy że..... Hy! "Dr. Hous " się już zaczął ! - oświeciło mnie nagle.
- Co? Nie! - powiedział.
- Krzychu! Szybko zbieramy się! Ja nie mogę tego przeoczyć! - i się rozłączyłam. Szybko przebiegliśmy las, a raczej ja przebiegłam bo Krzysiek uznał że nie będzie się śpieszył tylko się przejdzie. Wbiegłam schodami do mojego pokoju i otworzyłam drzwi.
- Jeeeeeeest!!!! - krzyknęłam uradowana. - Jeszcze się nie zaczęło!!! - rzuciłam się na łóżko na którym siedzieli Karolek i Andrzejek i ich zwaliłam.
- Ej! mogłabyś się tak nie rzucać. - powiedział Karolek.
- To mogłeś nie siadać na moim łóżeczku. Nie moja wina że to tak dziwnie się rozpływa. Dziwne... Ale wygodne. A tamten to ma kamień zamiast łóżeczka! - wskazałam na łóżko Fabiana.
- No wiem właśnie taki kamioń. Dziwne.... - powiedział Piter klepiąc łóżko. - Dziwne......
- Normalne sprawa dla Doktora Hałsa. - wywróciłam oczami. - Doktor Hajs!
- Jaki Hajs? Myślałem że to H O U S E. - przeliterował Drzyzga.
- Łe, łe, łe, łe, łe, łe. Ja zawsze tak mówię. Pilot. Pilot, pilot, pilot. Eeeeeee, Fabian gdzie jest pilot? - zapytałam szukając go po łóżku i pod łóżkiem. Czasem mógł się tam zawieruszyć.
- No a ty go nie masz?
- No nie, nie było mnie tu dłuższą chwilę i nie wiem gdzie on jest.
- Cześć, co mnie ominęło? - zapytał wchodzący do pokoju Krzychu. - Sprawdzałem wszystkie pokoje ale nigdzie was nie było. - usadowił się na moim łóżeczku. - OMG! Jak tu wygodnie! Ja to mam taki kamioń że nie wiem.
- Wszyscy to mówią. - powiedział dumnie.
- Trzeba obmyślić plan jak wykraść tą rzecz niezauważeni. - rzekł Pit.
- O nie, o nie. Będę tutaj koczować.
- Koczownik. - powtórzył Drzyzga i zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytali wszyscy chórem.
- Twój chomik sadzi grzyba w salonie. - wykrztusił tylko a ja zakryłam oczy dłońmi i pokręciłam głową.
- Co? Jaki chomik sadził grzyba? - zapytał nic nierozumiejący Winiarski.
- Wy..... wy nic..... Nic nie nie rozumuj.... ecie.
- No ale co znów cię tak śmieszy? - zapytał już prawie, prawie śmiejący się Krzysiu. On zawsze śmieje się z czyjegoś śmiechu.
- No bo kiedyś miałam chomika i on kiedyś wyszedł z klatki i zasadził rzepę w salonie. - wyjaśniłam.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa... Ten... no jak mu tam było?
- Nie wiem..... Czekaj..... - znalazłam swój telefon. Odblokowałam go i weszłam w zdjęcia. Poszperałam trochu i w końcu znalazłam. Pokazałam mu zdjęcie i w tym czasie wciął się też Piter aby zobaczyć mojego byłego chomika.
- A jejuńku jaki słiiiiiiiiiit. - powiedział przyglądając się zdjęciu.
- Uchatek. No właśnie, Uchatek się zwał.
- Nie wiem skąd to imię się wzięło. - przyznałam.
- No jak to skąd? Ja je wymyśliłem! - wdarł się Drzyzga.
- Oł....... Serio?
- No! Nie pamiętasz? No przecież ja je wymyśliłem, jak mi powiedziałaś że nie wiesz jak go nazwiesz.
- Serio?
- No dzięki wielkie. O takim ważnym fakcie się zapomina. No foch, no po prostu foch.
- Która godzina? - wyskoczył nagle Wlazły.
- Hmmmmmmmm.... Dokładnie to jest 19:30 - odparłam.
- Dziękuję ci dobry człowieku.
- Proszę bardzo dobry człowieku.
- Do mnie nigdy nie powiedziałaś dobry człowieku. - odezwał się Fabiś.
- Oh, na prawdę? Myślałam że się na mnie fochasz.
- Nie prawda. To musiało ci się przesłyszeć.
- Wiesz, wzrok kreta może i mam, ale jeszcze słucha kreta to nie. - uśmiechnęłam się w jego stronkę.
- Oj, bo ty mi tak zawsze.
- Mi też zawsze tak zawsze. - powiedział Krzychu. - Zawsze mi wskakiwałaś na barana.
- Oj bo ja lubię na barana, a u ciebie się najlepiej jeździ.
- No, tylko że każdemu tak wskakiwałaś w najmniej oczekiwanym momencie.
- Prawda! Mi też kiedyś wskoczyła. akurat jak wiązałem buta. - wtrącił się Michaś.
- Oj tam oj tam. No ale ty przynajmniej wyższy byłeś. Ale jeden minus był taki że zawsze mnie potem wysadzałeś na drzewo.
- Ciekawe rzeczy, bardzo ciekawe. - rzucił Wrona. - Już wiadomo co się można po niej spodziewać.
- Już nigdy nie będę wiązał buta gdzie kol wiek gdzie i tam jest i ona.
- Oj no przecież nie jetem taka ciężka. - wywróciłam oczami.
- No to akurat widać, wiesz? - powiedział Krzysiek. -Zawsze byłaś taka malutka taka niziutka. - poczochrał mi włosy.
- Hejjjjjj, warkocza mi rozwiązałeś. No i widzisz? Muszę to teraz rozplatać, wiesz Krzysiu, i muszę go teraz splatać, wiesz Krzysiu?. - rozwiązałam włosy i zaczęłam zaplatać z powrotem. Jakoś dziwnie się cicho zrobiło i wszyscy skierowali wzrok na mnie.
- Co się tak paczycie na mnie? - zapytałam.
- Umiesz robić warkocza? - zapytał z nie dowierzaniem Winiar.
- No, wiesz.... Jakbym nie umiała to bym dzisiaj w nim nie chodziła nie parwdasz?
- Ja nie umiem, i cały czas się uczę ale nic mi nie wychodzi! - żalił się Krzysiu.
- No ale... No przecież każdy.... Ale nic a niach?
- No właśnie nie. Dominika mi mówi żebym jej zrobił warkocza, ale ta przeklęta fryzurka w ogóle mi nie wychodzi. Niby Iwona mi pokazuje na włosach Domi jak mam dopierać te włosy i jak mam je tak splatać no ale wychodzi mi takie jakieś... dziwne.
- O Boże. Ale na serio? Nie umiesz zrobić warkocza? - pokręcił przecząco głową. - Czy tutaj w tym pokoju ktoś umie robić warkocza oprócz mnie? - nikt nie podniósł ręki.
- Ja nie umiem nawet kucyka zrobić. - powiedział Zatorski.
- No to chyba trzeba was nauczyć.
- O, nie, nie, my chyba podziękujemy....- zaczął się wymigiwać Michałek.
- Niach.
- No, ale nawet jakby, to na czym? - zapytał Mario.
- Na mnie!
- No ale jak to na sobie pokażesz?
- Normalnie.- Rozczesałam włosy palcami, bo czym? I wzięłam trzy pasma włosów. I tak dalej zaplatałam gdy doszłam do końca. Gdy polazłam swoje dzieło innym wszyscy mieli miny Jasia Fasoli.
- I co? Wydaje się trudne? - zapytałam.
- I to jeszcze jak. - odparli.
- No to pokaże prościej. Poczeba mi kartki. - znalazłam jakąś kartkę pod moim łóżkiem, i podarłam ją nie do końca. - Paczcie. Tą przekłada się na koniec, i ten co jest na początku na koniec. I tak dalej i tak dalej.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
- No to teraz praktyka. Kto pierwszy? - rozwaliłam znów fryzurę.
- No to może ja. - powiedział Krzysiu.
- No to dajesz. Tylko mi nie powydzieraj włosów. - ostrzegłam i czekałam aż skończy. Trwało to dość długo.
- Już? Skończyłeś?
- Nieeee, jeszcze nie.
- To co ty się tak grzebiesz?
- No bo nie mogę zebrać tych włosów..... No kurde no!
- Już?
- No kończę już... JEST!!!
- Zrób zdjęcie. - podałam mu mój telefon.
- Ale odblokuj. - odblokowałam telefon wpisując tajne hasło.
-Ulala, jaka fajna tapetka, bardzo stylowa.
- O no miałeś wejść w aparat a nie na tapetkę się lampić. - powiedziałam wyrywając mu urządzenie. W ten zobaczyłam że mam jedną wiadomość. Otworzyłam ją i przeczytałam, oczywiście po cichu.
- " Słuchaj, wiesz co mi się przydarzyło?! W doniczce wyrosła mi palma! Wreszcie! Nareszcie! " - to to mnie rozwaliło. Zaczęłam się śmiać. Matko, jakie ta Anita ma przygody. Palma mi wyrosła! Chyba tobie na głowie.
- Z czego się śmiejesz? Wiem że mi warkocz nie wyszedł, ale to nie powód żeby się ze mnie bezczelne wyśmiewać. - powiedział z obrażonym wyrazem twarzy.
- Nie z ciebie się śmieję. Anicie wyrosła palma w doniczce.
- No nie no co ty? I z tej palmy się tak śmiejesz? Też masz palmę. Ja też mam palmę.
- Nie no nie ważne. Rób to zdjęcie i next. - dałam mu ten telefon i zrobił zdjęcie.Oglądnęłam je i pokręciłam głową.
- Poćwicz na lalce Dominiki.
- Hue hue hue. - zaśmiał się Winiarski. Zrobiłam wielki uśmiech i na niego popatrzyłam.
- Może teraz ty? Wykażesz się swoją wiedzą na temat warkoczyka.
- O nie, ja chyba podziękuję. - wykrzywił usta w dziwny uśmiech.
- No właśnie Michałku. Pokaż co umiesz. - poparł mnie brat.
- Nie ja na prawdę podziękuję.... - Krzysiek zaciągnął go na łóżko.
- No dajesz. No chyba że nie dasz rady. - powiedziałam. - Mięczak, mięczak, mięczak....
- Oj no dobra, już dobra! - podałam mu gumkę. - A to co jest?
- No gumka do włosów.
- A do czego to służy?
- Michał, nie udawaj głupszego niż może i jesteś.
- Ale no wyjaśnij mi jak się tym posługiwać.
- No wiążesz tym koniec warkocza.
- Ale jak?
- Jezu, Winiar! Czy tobie trzeba tłumaczyć jak krowie na miedzy?
- Ale ja nie umiem go przeplatać no......
- Jezuuuuuuu..... Jaki ty nie ogarnięty jesteś.
- Jestem.
- Następny, bo z tobą to nie wytrzymam.... Ręce opa-dają.
- Ja! Ja! Ja chcę! Ja już umiem! - krzyczał Zatorski machając rękami.
- No to come on.
- Co ty tak dzisiaj z tym angielskim masz? - zapytał Krzysiu.
- Krzychu..... Wiesz nie sama nie wiem. Ale mogę się przewiesić na włoski jak chcesz.
- Umiesz gadać po włosku? - zapytał Mariusz.
- Nie umiem, ale od czego jest tłumacz gugiel?
- Mogę zaczynać? - zapytał Zatorski. Jezus ale mnie przestraszył. Aż mnie czkawka złapała.
- Zacz-yp! Naj. - wszyscy zaczęli się śmiać.
- No co? Zati mnie przestraszył to do-yp! stałam czka-yp! Wki.
- Daj gumkę.
- Wiesz jak jej....
- Nie jetem taki jak Winiar.
- Hej........ - mruknął urażony Winiarski.
- No sory, ale żeby nie wiedzieć jak używa się gumki do włosów, to nie wiem jakim głuptaskiem trzeba być Michałku.
- Ha! Właśnie!
Po kilku minutach Paweł skończył targać za moje włosy.
- Jest! Udało mi się! - pokazał mi zdjęcie swojego dzieła.
- Uszanowanko piesełu.
- No i kto będzie taki odważny i kto teraz pójdzie? - zapytał z uśmieszkiem Pawełek.
- A ja Zator. No? No i co? Łyso? - zaśmiał się Kłos.
- Łał! - rzekł Andrzej i zaczął klaskać w dłonie. - Karolku, nie wiedziałem że umiesz robić warkoczyki. Brawo.
- Może umiem, może nie. Jak mi nie wyjdzie to wyjdzie coś innego. - wzruszył ramionami.
- Gumeczka.
- Ach, dziękuję. - wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam czy mam jakieś wiadomości. Nie miałam nic, a nic.
- Ałć. - jęknęłam gdy Karollo pociągnął za kosmyk moich włosów. - Będę mieć jutro zakwasy włosów. - powiedziałam a wszyscy się zaśmiali.
- Ej a na prawdę jest takie coś jak zakwasy włosów? - zapytał Wlazły.
- Nie mam pojęcia, sprawdzę w tatusia gugle. - rzekł Andrzej i zaczął klikać na telefonie.
- Już skończyłeś? - zapytałam gdy już dość długo czekałam aż skończy.
- Nie.
- No a teraz?
- Hmmmm... Nie, jeszcze nie.
- Matko...... Co ty tak grzebiesz w moich włosach?
- No bo mi kosmyk gdzieś zapodział i go właśnie szukam.
- Fab, 23, gramy w LOLA? - zapytałam z głupim uśmieszkiem. Potwierdził naszym starym zwyczajem.
- Masz ryj zjechany jak pielgrzym sandały. - powiedział. - Tym to mnie normalnie rozwaliłaś.
- Wiem. - zaczęłam się śmiać i rozwalać się po łóżku.
- Z czego się śmiejesz?
- Nie wiem, ale to mnie jeszcze bardziej śmieszy. - odpowiedziałam.
- No a ja śmieję się z twojej głupoty.
Zaczęliśmy się śmiać, tak głośno że ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Poszłam otworzyć dalej zalewając się ze śmiechu.
- Co wy tu tak głośno jesteście? - zapytał Wrona który razem z Kłosem, Winiarem, Szamponem, Krzyśkiem, Pitem i Zatorem stali za drzwiami. Zaczęłam się znów śmiać a Fabian mi wtórował.
- No i z czego się tak śmiejecie? Ludzie spać chcą, a wy tu za ścianą sobie kółko głupich śmiechów urządzacie. - powiedział Pier. - Normalnie was na korytarzu słychać.
A my dalej się zalewaliśmy się śmiechem.
- No z czego tak rżycie? Siano zobaczyliście czy konia w rodzinie macie? - spytał już znudzony Kłosik. - Masz napisz na kartce. - podał mi do ręki kartkę i długopis który znalazł na półce. Aż zjechałam po ścianie z tego śmiechu. Napisałam na kartce z czego się śmiejemy a później ją przekazałam Karolkowi.
- " Nie wiem z czego, ale to nas jeszcze bardziej bawi. " ? - przeczytał treść na głos. Pokiwałam głową. Wyciągnęłam rękę ażeby oddał mi przedmioty i dopisałam jeszcze coś i oddałam mu. - "23:00 gramy w LoLa :P" Gracie w LOLA? Też z Andrzejem czasem gramy w LOLKA no ale bez przesady, nie aż tak poważnie. - powiedział.
- No.... A wi.... wi dzisz......My..... My ta...... k po.... waż... nie, nie. - powiedział przez śmiech Drzyzga, bo ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Oczy mi wychodziły także miałam wytrzeszcz i prawie w ogóle nie oddychałam.
- Matko, ona ma wytrzeszcz! - krzyknął Misiek przerażony.
- Wcale..... Ja wca..... Le ja nie.... Mam wyt...... rzeszczu. - powiedziałam już się powoli uspakajając.
- Już? Wszystko jest OKEY? - zapytał Zati. Odetchnęłam głęboko.
- TAK. Już wszystko jest na swoim miejscu, mózg jest na miejscu, nie wala mi się po układzie pokarmowym więc mogę iść nunu. Dobranocka chłopaczki! - doczołgałam się do mojego łóżka i się przykryłam kołdrą. - Ciąg za wajchę Fabian!
- Liz, ja cię czasem nie oganiam. Gdy masz głupawkę, wyglądasz jagbyś była pijana, wiesz? - powiedział Krzysiu.
- Fabian zaświeć jeszczę bo nie widzę gdzie jest Krzychu, a po drugie chyba zgubiłam okulary. - Fejbs zaświecił posłusznie lampkę nocną a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu i w końcu go znalazłam moim krecim wzrokiem. Siedział i mnie na łóżku i na mnie patrzył jak na klowna.
- Co się tak gapisz? Gdzie są moje okulary? - to są moje dwa, najbardziej używane pytania.
- No właśnie, Lary, Lary, gdzie są twoje okulary? - zapytał z uśmieszkiem.
- Krzysiek, oddawaj. - powiedziałam poważnie.
- Ależ ja ich nie mam, jak możesz mnie o to podejrzewać? - zapytał.
- Bo wiem że to TY je MI zabrałeś, więc oddawaj. - wystawiłam rękę do niego by mi oddał moją rzecz.
- No ale ja ich nie mam! - powiedział urażony. - O takie rzeczy brata podejrzewać? Wstydź się Liza!
- Krzysiek?
- No dobra, masz. - oddał mi moje urządzenie. Tak mówię na okulary. - No to teraz odmaszeruj.
- Czemu?
- Bo nie ma dżemu wiesz? Bo chce lulać, wiesz?
- No, ale, nie, mogę sobie tutaj siedzieć?
- Człowieku, ty wiesz która jest godzina?! Normalni i cywilizowani ludzie o tej porze już śpią! - powiedziałam oburzona. Ja prawie cały czas mówię coś z oburzeniem.
- No, ale ja nie jestem normalnym ludziem. Ty też nie jesteś normalnym ludziem. Nikt tu nie jest normalnym ludziem!
- No ale, no ale... ale, ale.... Ić z tont! - wskazałam na drzwi.
- Ty nie dałaś nam spać, także i my nie damy spać tobie. - odparł Michał.
- No ale tamten też się śmiał! - wskazałam na Fabiana który czytał sobie przy górniczce.
- Yyyy, co? - zapytał.
- Śmiałeś się, prawda? No, widzisz. Więc ty niemu też utrudniaj.
- Nie. Bo ja mam za zadania tylko tobie utrudniać.
- No nie wystarczy ci to 20 lat? Na prawdę? - zapytałam. No weź Krzysiek no. Co za chomik jeden.
- Nie, ja to bym mógł do końca życia ci utrudniać życie. - odpowiedział. Dziękuje Krzysiu, za takie poświęcenie! Na prawdę nie trzeba było! Na serio nie trzeba było.
- No to mi utrudniaj, jak chcesz. Ale zaraz chwila! A on? - popatrzyłam w stronę Drzyzgi. - Nie tylko ja powinnam być tu karana! On też się śmiał normalnie czasem głośniej niż ja.
- Piter?
- Jestem obecny i gotowy do pracy! - zasalutował.
- Zagadaj czymś tamtego panicza. - rozkazał.
- Tak jest. Sssssssssssssssłuchaj Fabian, mam ci dużo do opowiedzenia. Zanim jeszcze przyjechałem do Spały.... O wiem opowiem ci mój cały tydzień! No więc obudziłem się w poniedziałek i sobie pomyślałem że jest fajnie bo jest wolne..... - matko, Fabian współczuję ci. Słuchać takiej gaduły przez nieokreślony czas to jest wielka udręka. Oj no co? Wiem ja też jestem taką gadułą że brak mi słów.
- No a ty co? Też m będziesz tu nawijał jak ci miał tydzień? - zapytałam. - Tak w ogóle to gdzie są inni? - rozglądnęłam się po pokoju. Wszyscy siedzieli na podłodze pod ścianą i oglądali jakieś książki. - No Krzysiek, no błagam cię ić z tont. Chce mi się spać, a nie mogę zasnąć jaki na mnie się tak cały czas gapisz.
- Na prawdę? A ja nie mogę zasnąć jak ty się śmiejesz po nocy. Słuchaj zrobimy tak: Ty przestaniesz się śmiać, a ja sobie pójdę, okej? - zapytał.
- No dobra, Pogramy sobie w LOLA jutro. No a teraz sio, sio. - wygoniłam go.... ICH z pokoju. Ostatni zamknął drzwi.
Zgasiłam lampkę i zmęczona położyłam się do łóżeczka. Zamknęłam oczy i czekałam aż sen nadejdzie. Już prawie zasypiałam, już za moment miałam sobie smacznie nunać, gdy ktoś mnie bezczelnie obudził. KTOŚ znaczy nasz kochany Fabianek.
Zabiję, zabiję, zabiję!
- Liza, śpisz? - zapytał.
- Nie kurna powieki od środka oglądam. - odpowiedziałam mu. No co za bezczel! Jak on tak może mówić i gadać w nocy kiedy ja chcę spać? Za jakie grzechy? Co ja mu takiego zrobiłam?
- Obudziłem cię prawda? - zapytał. No, jagby tak pomyśleć i tak podumać z godzinę to bym doszła do wniosku.... że tak, obudziłeś mnie.
- Tak. Ty nie dasz mi dzisiaj spać, ja nie dam ci jutro żyć. - odparłam i przewróciłam się na drugi bok.
- Oj, no przepraszam. Tak sobie nawet myślałem, czy zapytać, czy nie. Bo jagbym zapytał gdybyś nie spała, to bym otrzymał odpowiedź, a jagbyś spała, to byś się wkurzyła, i nie odzywałabyś się do mnie aż do kiedyś tam. Więc nie wiem, w jakiej teraz jesteśmy sytuacji.
- Jak się zamkniesz to ci jutro powiem. - powiedziałam. No co? Nie mogę być często zawsze wredna? Czy to takie dziwne?
- No, a nie możesz teraz? Bo nie wiem czy mam cię przepraszać, czy zostawić tę sprawę w spokoju.
- Wiesz Fabian, największymi przeprosinami dla mnie, było by nie gadanie i nie budzenie mnie aż do godziny 7:59, OK? Później możesz mnie pytać i zagadywać, okej?
- No dobra. Mi też chce się lulu, więć dobranoc.
- No, pa. - mruknęłam i ułożyłam się wygodnie. Po kilku minutach zasnęłam.
****
Obudził mnie budzik. Ohhhhh, czy takie urządzenie musi istnieć? Przez tą kupę złomu człek nie może się porządnie wyspać, i ma potem problem z niedocierającymi do niego słowami, i poleceniami, potem może wylecieć z pracy, nie będzie mieć za co żyć, i płacić czynszu, i później przyjdzie komornik i zabierze wszystko co masz w mieszkaniu, no chyba że coś sobie schowasz u matki czy sąsiada, i wylądujesz pod mostem, a wszystko przez ten oto i miły i budzący mnie co rano budzik. Ohhhhhhh.... Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy by wygrzebać jakieś wdzianko. Wybrałam coś nie coś z szafy i skierowałam się do łazienki. Otworzyłam drzwi, lecz były zamknięte. Kurde, no tak nie jestem tu sama. Zapukałam.
- Fabian, kiedy wyjdziesz? - zapytałam.
- Trouble is a friend! O trobule is a friend oł oł! - zaczął śpiewać. O Chryste, czyli jest jeszcze pod prysznicem. MASAKRA, czyli jeszcze długo, długo sobie tu poczekam. Matko boska. - Trobule is a friend, oł trobule is a friend aaaaaaaaaaaa, haaaaaaaaaaaaaa! - jak on wyje! Uszy bolą. Oj no co? Nie mogę już go krytykować? Zawsze w Częstochowie urządzaliśmy sobie taki konkurs na domówkach, że niby jesteśmy w "Mastink (3)bite pozytiw [nie#koniecznie] music" No no i ja śpiewałam jakąś piosenkę a on potem mnie krytykował. Później była zmiana i on śpiewał. A potem jeszcze inni, no bo to domówka, helllow? Nie było by dużej imprezy gdyby nie było by przynajmniej 4 czy 5 osób. Tak na myj gust. Po dziesięciu minutach Drzyzga wreszcie wyszedł. Weszłam do łazienki i weszłam pod prysznica. Uwinęłam się szybko i już po chwili się wycierałam swoim milutkim ręczniczkiem. Ubrałam się i zrobiłam makijaż oraz uczesałam włosy w warkocza na bok. Wyszłam i rozglądnęłam się po pokoju. Fabiana nie było czyli za pewne zszedł już na śniadanie. Podeszłam do mojego łóżka na którym leżał mój telefon. Nagle zza mojego łóżka wyskoczył Fabian.
- Buuuuuu!! - krzyknął a ja złapałam się za serce.
- Człowieku co ty robisz?! Mało nie odjechałam! - rzuciłam z wyrzutem.
- Hahahahah! Przestraszyłam cię! Przestraszyłem!
- No i co? Nigdy więcej tego nie rób, bo wiesz co będzie. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Oj no dobra. Idziemy na dół? - zapytał. Pokiwałam głową i po chwili byliśmy już w windzie. Czekaliśmy aż się zatrzyma i po chwili już z niej wychodziliśmy. Weszliśmy do stołówki, gdzie byli już niektórzy siatkarze. Przywitaliśmy się z naszym stolikiem i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim co nas interesuję i o wszystkim co nas nie interesuje. Po śniadaniu wróciliśmy do siebie, i za godzinę miał być trening, więc godzinkę mieliśmy jeszcze dla siebie. Nie miałam nic do roboty więc postanowiłam nic nie robić. No bo co miałam robić skoro nic nie miałam do roboty? Ohhhh, jakie ja mam też problemy, to nie wiem. Łaziłam po pokoju nic nie robiąc.
- Co ty robisz? - zapytał mnie.
- Nic. - odpowiedziałam krótko.
- A co miałabyś robić gdybyś miała coś do roboty?
- Bez sensu to pytanie które zadałeś, wiesz?
- No nic.
- No to nic.
- Hmmmmm....
- Nad czym myślisz?
- Nad niczym.
- Pobawimy się w "nic"? - zapytałam. To nasza stara zabawa. Bardzo prosta! Robimy tak zwane NIC. Oto reguły.
- Okej. - rzekł i zaczął robić coś na telefonie. Nagle drzwi się otworzyły.
- Otrzymałem wiadomość! - krzyknął wpadający do pokoju Krzysiek.
- Co ty robisz? - zapytałam a on się zaśmiał.
- NIC.
- No my też NIC nie robimy.
- No. Jeszcze długa godzina do treningu. Musimy coś wymyślić, żeby czymś się zając, bo znając me długie życie, czymś się zajmiemy jak będzie 10:59 i wtedy będziemy narzekać że "dlaczego tego wcześniej nie wymyśliliśmy?"
- No w sumie racja. - powiedziałam. - No ale co będziemy robić?
- No nie wiem, nie wiem. Wy coś wymyślcie.
- No ale czemu znowu ja? - zapytałam.
- Masz jeszcze tego pana do pomocy.
- No ale wczoraj kto wymyślał coś co moglibyśmy robić? No kto? - rzekłam i w tym momencie do pokoju wpadł Andrzej.
- Błagam! Mogę się tu u was gdzieś schować? - zapytał błagalnie.
- A coś się stało? - zapytałam.
- WRONA!!!!! - ktoś krzyknął z korytarza. - Wyłaź gdziekolwiek jesteś, bo i tak cię znajdę!
- Proszę, proszę, proszę, proszę.
- No dobra, wskakuj do szafy, albo do łazienki, albo pod łóżko. - Andrzej szybko wskoczył do szafy, bo jużby nie zdążył gdziekolwiek się schować. Zastanawiałam się dlaczego on uciekał, a ktoś go gonił...
- Jest tu może gdzieś Andrzej? - do pokoju tym razem wpadł Karolek.
- A jeśli jest to co? - zapytałam.
- Hm, to jeśli jest to niech wyjdzie ze swej skrytki bo muszę go ukarać.
- A co ci takiego zrobił? - zadał pytanie Drzyzga.
- Wziął mi żelka!
- I dlatego go ścigasz? Dlatego że ci wziął jednego żelka?
- A gdyby tobie ktoś wziął żelka to co byś zrobiła? - zapytał.
- No goniłabym go i coś bym temu komuś zrobiła, nie?
- Ej mam taki pomysł! - powiedział Fabian.
- No pochwal się swoją inteligencją. - rzekł Kłos.
- No wpadłem na taki pomysł żeby zrobić taki mini sąd.
- No i co to ma do porwanego żelka?
- No to, że jest oskarżony, poszkodowany i sędzia. - powiedział.
- No a kto jest sędzią? - zapytałam a on spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
- O nie, o nie, nie, nie nie. Ja nie jestem sędzią.
- Oj no dlaczego? Nadajesz się do tego jak nikt inny.
- No to muszę mieć zaliczkę za darmo nic nie robię. - Fabian rzucił we mnie paczką żelków a ja się wyszczerzyłam.
- No dobra, uznajmy że ten pomysł mi się podoba, ale nie wiem gdzie jest Andrzej. - powiedział.
- Wronka, wychodź z tej szafy jeszcze mi ubrania pognieciesz. - powiedział Fejbs.
- No dobra już wychodzę.... - otworzyły się drzwi od szafy i już po chwili pojawił się obok nas. - Strasznie tam ciasno macie, wiecie?
- Dobra, no ale nie mamy świadka.
- Bez świadka się obejdzie. - powiedziałam.
- O! A ja będę prokuratorem i obrońcą! - zgłosił się Fabi.
- Ale jak będziesz dwoma osobami na raz? - zapytał Wronka.
- Normalnie. Jak będę chciał coś powiedzieć jako obrońca, podejdę do Wrony i powiem jako obrońca, nie?
- Niezły pomysł. Dobra, także zaczynajmy. - powiedziałam i wyszłam. A za chwilę weszłam.
- Proszę zająć miejsca, bo wiem zaczynamy rozprawę w sprawie Andrzeja Wrony który ukradł żelka Karolowi Kłosowi. Rozprawę poprowadzi Sędzia Anna Maria Wesołowska.
Proszę o podejście Karola Kłosa do barierki. - podszedł i się rozglądnął.
- Gdzie ta barierka? - szepnął w moją stronę a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Proszę się przedstawić.
- Nazywam się Karol Kłos.
- Kim pan jest, czym się pan zajmuję?
- Jestem siatkarzem.
- Czy jest pan spokrewniony z oskarżonym?
- Niach, nie jestem!
- W takim razie jest pan zobowiązany mówić prawdę, nieprawdziwe zeznania są karane. Rozumuję to pan?
- Rozumuję.
- Więc co pan wie o tej sprawie?
- No to co mnie spotkało.
- Niech pan opowie wszystko dobrze i dokładnie co się wydarzyło.
- No to to było tak: Byłem sobie w łazience załatwiając swoje sprawy, no i jak wyszedłem to Wrony nie było. No i tak jakoś mi się zachciało żelka. No to sobie podeszłem do mojego schowka na słodycze no i wziąłem paczkę żelków. Miałem ochotę na żółtego no ale nie mogłem znaleźć żółtego a pamiętałem że miałem jeszcze ostatniego na spożyciu no i wiedziałem że to Wrona i ukradł mojego żelka bo tylko on wie gdzie trzymam swoje słodycze. - wyjaśnił.
- Dobrze proszę siadać. Do barierki poproszę Andrzeja Wronę. Proszę się przedstawić.
- Jestem Andrzejek. - uśmiechnął się.
- Tak? A ja Anka. Co wie panicz o tej zaistniałej sytuacji?
- No więc, siedziałem sobie w pokoju, a Karolek był w kibelku. No i nagle coś tam coś tam i znalazłem się u was w szafie. Koniec!
- Czy prokurator ma jakieś pytania?
- Tak. Otóż wysoki sadzie, jak to się mogło stać, że był pan w pokoju, i nagle się pan znalazł tutaj, może to pan wyjaśnić? Co się działo, w tym czasie który pan nie wymienił?
- No więc, byłem w pokoju, a Karolek był w kibelku, siedziałem sobie i lukałem na fejsa. Karolek wylazł z kibla i zaczął grzebać w swoim skarbcu na słodkie. Odwrócił się do mnie przodem i był strasznie wkurzony. No to ja zacząłem uciekać a on zaczął mnie gonić. W końcu schowałem się tutaj.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Nie a dziękuję.
- A pan obrońca?
- Tak. Więc panie Wrona, mówi an że był wtedy pan w pokoju, za nim panicz Kłos zaczął pana gonić. A pan Karol mówi że kiedy wyszedł z kibla już pana nie było.
- No to nie wiem.
- Jak, pan może nie widzieć? Są dwie różne opinie, pan Karol mówi że pana nie było, a pan mówi że był pan wtedy jeszcze w pokoju. Więc jak w końcu było? - i w tym momencie, ktoś wszedł.
- Cze wam wszystkim, co robicie? - zapytał Mariusz, który odwiedził nas razem z Michałem W.
- Prowadzimy rozprawę, jeśli nie jesteście państwo świadkami proszę wyjść.
- Ale my chcemy tylko popatrzeć. Możemy? - zapytali ze słodkimi minami.
- No dobra, tylko cicho. - powiedziałam. - Wracajmy do rozprawy.
- No więc było tak jak powiedział Karolek.
- Aaaaaaa! Powiedział kłamstwo! Żelek dla mnie.
- Co? Ale jak to?
- To jest kara za nie prawdziwe zeznania. Masz już jeden na koncie. Dobra dalej.
- Dobrze więc mówi pan że było tak jak powiedział pan Karolek, a więc jakie są dowody na to że to nie pan ukradł tego pomarańczowego...
- Żółtego. - poprawił go.
- Żółtego żelka?
- Uuuuuuuuu, zaczyna być ciekawie. - powiedział koś z tyłu.
- No mam tylko to że ja tak mówię.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Nie dziękuję.
- Pan prokurator?
- Ja tez nie.
- Proszę sędzi! - powiedział Kłos.
- Nawijaj o co chodzi?
- Niech może pani sędzia podsumuję teraz zeznania, i później pani sędzia wysoka, nam powie.
- Dobry pomysł. Stuk, stuk stuk, ogłaszam przerwę.
- Co to miało być to "stuk, stuk, stuk" ? - zapytał Winiarski.
- No bo nie mam takiego fajnego młotka jak ma sędzia. - odpowiedziałam.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! No właśnie! Bo barierki też tu nie ma!
- No, nie jesteśmy wyposażeni. Więc już podsumowałam wasze zeznania, i powracamy do sprawy. Więc tak jak wynika z paragrafu 334 pod 255A sąd postanawia, oskarżyć małego Andrzejka, i zmusi go by oddał ze swoich skradzionego żelka. Sprawę uznaję za zamkniętą. Stuk, stuk, stuk.
- Łiiiiiiiiii! Wystąpiłem w sądzie jako widz. Ale fajnie. - powiedział Krzychu.
- No i to jeszcze przed profesjonalnym. - rzekłam.
- W sądzie gdzie obrońca i prokurator to ta sama osoba, w dodatku bez stylowych szat, nie ma barierki, takiej fajnej furtki co jak ktoś ją popchnie, to tak fajnie lata w tą i w tą stronę i sędzia ie ma młotka którym może stukać tak fajnie. - powiedział Mario.
- Oj, tam oj tam, szczegóły. Małe malutkie szczegóły. - pokazałam palcami jakie małe.
- Szczegłół - powiedział.
- Nie mieliśmy skąd wziąć tej barierki i tej furtki co jak się ją popchnie to tak fajnie jeździ, nie, w ta stronę i w tamtą, i nie miałam młotka, no ale skąd bym wzięła młotek?
- Hmmmm.... no też nie wiem. Także sprawę uznaję za zamkniętą. Puk, puk, puk. - popukał mnie po głowie.
- Ej, to bolało. - zaśmiałam się. Za kilkanaście minut miał odbyć się trening. Chłopaki poszli do siebie, a ja poszłam ubrać koszulkę reprezentacyjną. Wyszłam z łazienki i wzięłam aparat i już byłam gotowa do wyjścia. Poczekałam na Drzyzgę który mocował się z zamkiem do drzwi, których nie mógł zamknąć.
- No co za hłam! - mruczał pod nosem.
- Daj, ja to już lepiej zamknę, bo jak ty się do czegoś bierzesz, to normalnie... - wzięłam od niego klucz i zamknęłam drzwi. Odeszłam lecz one o dziwo się otworzyły. Co jest? Zamknęłam jeszcze raz, i tym razem też się otworzyły. - No co to ma być, nooooo. - powiedziałam gdy już 3 raz próbowałam zamknąć te cholerne drzwi.
- Co? Znów macie problemy z czymś tam? - zapytał Krzysiu który pojawił się obok nas.
- No tak jagby. Umiesz zamknąć te drzwi? - zapytałam.
- No pewnie, ja tu umiem wszystko zamykać i otwierać. Daj to. - dałam mu do ręki klucz a on precyzyjnie je zamknął. Oddał mi własność, i ruszył w kierunku windy.
- Łał. - skomentował krótko Fabian.
- No, łał.
Gdy byliśmy już na dole skierowaliśmy się na halę od razu na salę, a chłopcy - chłopcy, jak to słodko brzmi - do szatni by się przebrać. Po chwili już wszyscy znaleźli się na sali. Rozpoczął się trening. Chodziłam to tu i to tam i robiłam zdjęcia. Po treningu mój sprzęt wzbogacił się o kilkadziesiąt zdjęć. Po skończonym treningu chłopaki poszli się przebrać, a ja poszłam do ośrodka. Weszłam po pokoju, dobrze że to ja mam klucze, bo jagby Fabian je posiadał to bym czekała, czekała i czekała, bo to on zapomniał tego, spodenek, skarpetek, koszulki... I inne takie różne rzeczy. Weszłam do pomieszczenia, i położyłam aparat na swoim miejscu. Nie chciało mi się teraz wgrywać na laptopa zdjęć, więc położyłam się na łóżku. I tak sobie rozmyślałam o swoim życiu. Mieszkałam w Bełchatowie, z pracą która jest już na "śmietniku" w mojej głowie. Niespodziewanie dostałam telefon od Krzycha. Mówi, mówi, mówi, i żebym przyjechała. Jadę, jadę, jadę i mi mówi że będę fotografem reprezentacji Polski. W między czasie Łukasz jeszcze daje mi kosza, za praktycznie nie wiem za co. No właśnie, co z Łukaszem się teraz dzieje? No pewnie sobie nowej laski szuka. Czy ja go jeszcze kocham? Nie wiem, sama nie wiem. Nie dzwoni, nie pisze... Może on faktycznie już kogoś ma...? Nie wiem. Luknęłam na telefon by zobaczyć czy mam nowe wiadomości. Od mamy jedną i od Laury dwie. Najpierw otworzyłam tę od mamy.
- " Cześć córeczko! Właśnie się nauczyłam pisać esemesy bez limitu, bo mam plus na kartę, i chciałam zobaczyć czy mi się uda do ciebie wysłać. Jak dostaniesz to odpisz, ja sobie tam przeczytam i też ci odpiszę. No a tak w ogóle to co tam u ciebie słychać? Co u Krzysia? " OMG. To mama umie wysyłać wiadomości? No nie wiedziałam. Szok, dla mnie w tejże chwili. Postanowiłam odpisać później. Otworzyłam wiadomość od przyjaciółki.
- " Cześć kochana, co tam u ciebie? Jak się robi zdjęcia spoconemu halleluja? ;) " i zobaczyłam drugą.
- " Słuchaj, z Gacusiem jest chyba coś nie tak. Nie je ani nie pije. Byłam z nim u weterynarza, ale powiedział że nic z wątrobą, układ pokarmowy jest w jak najlepszym porządku, więc nie mam pojęcia co mu jest. Błagam odpisz. Nie wiem co mam robić. Chodzi tylko po mieszkaniu ze smutnymi oczami, i tylko wyje smutnie, i mi tez jest smutno jak na niego patrzę. " Matko, co mu może być? Jejciu... A może, no fakt długo mnie nie było, może to jest trochę głupie, ale psy są inteligentne i... Może on się po prostu o mnie martwi? Być może. Gdy miałam odpisać na wszystkie wiadomości ktoś zaczął do mnie dzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się znany mi na pamięć numer telefonu Łukasza. Odebrałam. Ciekawa byłam co mi powie.
- Cześć, kotek!
- Aha, hm, cześć. - no słucham, słucham. Co mi ciekawego powiesz?
- Posłuchaj, przepraszam cię że tak długo nie dzwoniłem do ciebie, ale miałem załatwienia, i nie maiłem czasu.... - zaczął się tłumaczyć. Tylko, hmmm, czy ja się na to nabiorę?
- Aha, no i co?
- No i..... W ogóle gdzie ty się podziałaś? W Bełchatowie nikt nie otwiera, jesteś może gdzieś na wyjeździe?
- Hm, no a czy ty przypadkiem ze mną nie zerwałeś?
- Co? Kiedy? - zapytał zdziwiony. No cóż Łukaszku, nie tylko ty umiesz udawać.
- No wtedy na imprezie, mówiłeś mi że nie chcesz mnie znać, że masz już dziewczynę, że mnie już nie potrzebujesz....
- Z pewnością ci tego nie mówiłem! A jeśli tak to byłem pijany, a jak jestem pijany to pierdole głupoty.
- No, jak człowiek jest pijany to mówi to co nie odważyłby się powiedzieć prosto w oczy. - chwila ciszy.
- A gdzie teraz jesteś? - zmienił temat. Sprytnie.
- Daleko od ciebie.
- No ale nie masz się o co obrażać!
- A po co ty w ogóle do mnie dzwonisz? Odkąd ci powiedziałam że nie będę już pracować u fotografa zwierząt, to przez cały tan tydzień czy dwa nie odezwałeś się do mnie ani słowem! I co wtedy robiłeś, co? Byłeś na takim ważnym spotkaniu, przez dwa tygodnie? Tak? A mnie się coś zdaje że sobie kogoś innego szukałeś. Prawdziwy mężczyzna pocieszyłby mnie w tej trudnej sytuacji, a nie takie coś mi odwalać.
- Posłuchaj, Liza, powiedz mi gdzie jesteś to do ciebie przyjadę i porozmawiamy na spokojnie. To gdzie jesteś? - zapytał. Mam mu powiedzieć? No, może rozmowa w żywe oczy na spokojnie może by mi nie zaszkodziła...
- W Spale. - odpowiedziałam.
- W S P A L E?
- Tak, w Spale. To przyjeżdżasz czy nie?
- Ok, możesz dzisiaj?
- Mogę. - powiedziałam. - Cześć. - rozłączyłam się. W tym momencie drzwi do pokoju się otworzyły.
- Cześć, co robisz? - zapytał wchodzący Fabian.
- Nic. - powiedziałam troszkę wkurzona. Ale nie na Drzyzgę, ale na Łukasza.
- Dzwonił ktoś do ciebie?
- A co stałeś pod drzwiami i słuchałeś? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie, tylko przez ścianę słyszałem, bo byłem u chłopaków, tam za ścianą i słyszałam coś....
- Aha, to dobrze wiedzieć że aż tak się wydzieram. - uśmiechnęłam się lekko. Wzięłam do ręki pilot i skakałam po kanałach. Łapnęłam swój telefon. Za godzinę miał być trening ale ja nie będę w nim uczestniczyć, także całe popołudnie mam wolne. W tym czasie właśnie zadzwonił do mnie Marecki. Odebrałam.
- No jestem już przed tym ośrodkiem w Spale. Wyjdziesz?
- Już idę. - odparłam krótko i się rozłączyłam. Wzięłam torebkę i wyszłam. Przed drzwiami stał Krzysiek i Fabian i pochylali się do drzwi. Spojrzeli na mnie z ogromnym uśmiechem.
- A my właśnie drzwi sprawdzaliśmy, łał, jakie twarde. - popukał drzwi Fabianek. Aha, ja się nie nabiorę.
- Tak, z pewnością. - pokiwałam głową. - Masz tu klucze, tylko nie zgub. - podałam mu klucz i wsiadłam do windy. Po chwili z niej wysiadłam. Wyszłam na parking i odszukałam wzrokiem auto mojego...... Hmmmm.... Jeszcze chłopaka? W końcu podeszłam do niego a on się ze mną przywitał.
* Perspektywa Krzyśka *
Po treningu Liza była jakaś taka.... No nie swoja. Na obiedzie też tak jakoś... Coś się mało odzywała i takie tam. Po obiedzie poszła do swojego pokoju. Nam nie chciało się długo czekać na windę która strasznie się wlekła więc poszliśmy schodami. Gdy byłem już an swoim piętrze Fabian nagle stanął w pół kroku i przyległ do swoich drzwi.
- Czemu ich nie otworzysz? Przecież w środku jest Lizka. - powiedziałam do niego ale on tylko dał mi znak bym był cicho. Przystanąłem obok niego i tez zacząłem nasłuchiwać.
- Aha, hm, cześć. - powiedziała Liz.
- ....
- Aha, no i co? - ciekawe z kim rozmawiała.... Zastanawiające....
- .....
- Hm, no a czy ty przypadkiem ze mną nie zerwałeś? - yyyyyyyyyyyyyyyyy. Zaraz moment STOP! Liza ma chłopaka. Liza ma chłopaka? Liza ma chłopaka?! Nic mi nie mówiła...
- .......
- No wtedy na imprezie, mówiłeś mi że nie chcesz mnie znać, że masz już dziewczynę, że mnie już nie potrzebujesz....
- ......
- No, jak człowiek jest pijany to mówi to co nie odważyłby się powiedzieć prosto w oczy.
- ......
- Daleko od ciebie.
-.........
- A po co ty w ogóle do mnie dzwonisz? Odkąd ci powiedziałam że nie będę już pracować u fotografa zwierząt, to przez cały tan tydzień czy dwa nie odezwałeś się do mnie ani słowem! I co wtedy robiłeś, co? Byłeś na takim ważnym spotkaniu, przez dwa tygodnie? Tak? A mnie się coś zdaje że sobie kogoś innego szukałeś. Prawdziwy facet pocieszyłby mnie w tej trudnej sytuacji, a nie takie coś mi odwalać.
- ........
- W Spale.
- ........
- Tak, w Spale. To przyjeżdżasz czy nie?
- .......
- Mogę. Cześć - i tyle ją słyszałem. Fabian powiedział że jak czegoś się dowie to mi powie. Przytaknąłem i poszedłem do siebie. No nie mogę uwierzyć. Jak mi mogła nie powiedzieć? Jak mogła? Kurczę...... Tak samo było z Anitą. Moją młodszą o 7 równych lat siostrą. Też mi nic nie powiedziała, a jak się później okazało, była z nim w ciąży. Potem on ją zostawił i jak mi wiadomo to teraz spokojnie sobie żyją w Wałbrzychu pod okiem mamy. Nie chcę takiego losu dla Lizy, bo będę czuł że to przeze mnie . Tak już mam. Zaraz miał być trening. Rzuciłem się na łóżko. Luknąłem która godzinka tyka. 12:30 czyli już mam iść? To tak szybko minęło? No okej..... Wyszedłem z pokoju.
* Perspektywa Fabiana *
Wszedłem do pokoju. Liz siedziała na swoim łóżku po turecku. Czyli nad czymś rozmyślała. Tak, aż tak dobrze ją znam.
- Cześć, co robisz? - zapytałam ostrożnie bo czasami jak jej przeszkodzę w główkowaniu to na mnie naskakuje.
- Nic. - odpowiedziała.
- Dzwonił ktoś do ciebie? - zadałem pytanie w kierunku : Co ci powiedział?
- A co stałeś pod drzwiami i słuchałeś?
- Nie, tylko przez ścianę słyszałem, bo byłem u chłopaków, tam za ścianą i słyszałam coś....
- Aha, to dobrze wiedzieć że aż tak się wydzieram. - uśmiechnęła się lekko. Wzięła do ręki książkę i zaczęła ją czytać. Później był trening, ale Liz została w pokoju. Ja wyszedłem i udałem się do windy która zjechała w dółłłłłł.....
* Perspektywa Luizy *
Postanowiliśmy iść na jakąś łąkę bo w tych lasach na około to dużo takich różnych miejsc. Szliśmy w ciszy koło 20-stu minut. W końcu doszliśmy na jakąś polankę i usiedliśmy na trawie. Nadal cisza. Nie wiedziałam jak zacząć tą rozmowę.
- Liza... - zaczął cicho. - Bo ja.... Kurwa, nie wiem jak ci to powiedzieć.... Nasze, znaczy moje uczucia do ciebie są chyba sprzeczne, nie takie jak kiedyś..... - powiedział a mnie zatkało. - Posłuchaj, ja cię zawsze będę kochał, ale..... W mniejszym stopniu.... - spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi niebieskimi paczadłami, dostrzegałam w nich nutkę smutku. Wstał i odszedł. Patrzyłam jak powoli znika za krzakami i drzewami. Wpatrzyłam się w trawę i nagle z moich oczu wypłynęły łzy. Nieee, no ja nie lubię płakać.... Schowałam głowę w ramionach i zaczęłam cicho płakać. To tak boli jak chłopak którego kochasz/ kochałaś już CIĘ nie kocha. Nie lubię okazywać swoich uczuć. No ale chyba nikt mnie tu nie widzi. Myślę.... Gdy już skończyłam wytarłam oczy dłońmi i odetchnęłam głęboko. Nagle się zoriętowałam że obok mnie siedzi Krzysiek.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam cię.... - przrerwał mi.
- Denerwować? Smucić?
- Nie, bo po prostu, tak jakoś. - westchęłam. - No ale teraz to już nie jest istotne.
- Ile razem byliście?
- Nie wiem.... Jakiś rok... Czy coś. Tak w ogóle skąd wiedziałeś gdzie będę?
- Po prostu. Zawsze wiem że kiedy chcesz z kimś porozmawiać to idziesz w las. - uśmiechnął się.
- No to dobrze mnie znasz.
- No a jak? Codziennie musiałem się tobą zajmować, a jak gdzieś musiałem jechać to zawsze się do mnie przyklejałaś i mówiłaś " Jak ty wyjeżdżasz to ja jadę z tobą, albo w ogóle nie jedziesz! "
- Pamiętam.
- Albo jak przyjeżdżałem z powrotem to ty zawsze na barana. I tak musiałem z tobą łazić. - powiedział a ja buchnęłam śmiechem.
Pogadaliśmy tak trochę i się pośmialiśmy z dawnych czasów. Nawet nie spostrzegałam gdy mój telefon kilka razy zadzwonił. W końcu to spostrzegłam i oderałam.
- Gdzie ty jesteś?! - od razu wydarł się Fabian.
- A ty gdzie jesteś?! - odpowiedziałam mu tym samym ze śmiechem.
- Ha! Pierwszy spytałem!
- Ja? Ja jetem.... No ja je...
- MY. Liza, my. - poprawił mnie Krzyś.
- No właśnie my jesteśmy no.... w tym.... no jak się to nazywa...... Hmmmmmm....
- Może kalambury ci pomogą? - zaproponował.
- Ale ona nas nie widzi. - powiedział ktoś.
- No ale...
- Dobra noto w nim rosną duuuuuuuuuuuuuuuuuże drzewa, i duuuuuuuuuuuuuuuużo krzaków. Co to jest?
- Liza, to się nazywa, to się..... LAS! Właśnie! To jest las! MY jesteśmy w LESIE! - powiedział Krzychu.
- Właśnie!!!
- Liz? - zapytał Fabi z drugiej strony.
- Si?
- Czy ty...
- MY!
- Czy wy jesteście pijani?
- Yyyyy, nie? A skąd taki pomysł?
- No bo jest już po kolacji, jest już 18:45 i jestem bardzo nie ten tego!
- Nie ten tego? Czyli to znaczy że..... Hy! "Dr. Hous " się już zaczął ! - oświeciło mnie nagle.
- Co? Nie! - powiedział.
- Krzychu! Szybko zbieramy się! Ja nie mogę tego przeoczyć! - i się rozłączyłam. Szybko przebiegliśmy las, a raczej ja przebiegłam bo Krzysiek uznał że nie będzie się śpieszył tylko się przejdzie. Wbiegłam schodami do mojego pokoju i otworzyłam drzwi.
- Jeeeeeeest!!!! - krzyknęłam uradowana. - Jeszcze się nie zaczęło!!! - rzuciłam się na łóżko na którym siedzieli Karolek i Andrzejek i ich zwaliłam.
- Ej! mogłabyś się tak nie rzucać. - powiedział Karolek.
- To mogłeś nie siadać na moim łóżeczku. Nie moja wina że to tak dziwnie się rozpływa. Dziwne... Ale wygodne. A tamten to ma kamień zamiast łóżeczka! - wskazałam na łóżko Fabiana.
- No wiem właśnie taki kamioń. Dziwne.... - powiedział Piter klepiąc łóżko. - Dziwne......
- Normalne sprawa dla Doktora Hałsa. - wywróciłam oczami. - Doktor Hajs!
- Jaki Hajs? Myślałem że to H O U S E. - przeliterował Drzyzga.
- Łe, łe, łe, łe, łe, łe. Ja zawsze tak mówię. Pilot. Pilot, pilot, pilot. Eeeeeee, Fabian gdzie jest pilot? - zapytałam szukając go po łóżku i pod łóżkiem. Czasem mógł się tam zawieruszyć.
- No a ty go nie masz?
- No nie, nie było mnie tu dłuższą chwilę i nie wiem gdzie on jest.
- Cześć, co mnie ominęło? - zapytał wchodzący do pokoju Krzychu. - Sprawdzałem wszystkie pokoje ale nigdzie was nie było. - usadowił się na moim łóżeczku. - OMG! Jak tu wygodnie! Ja to mam taki kamioń że nie wiem.
- Wszyscy to mówią. - powiedział dumnie.
- Trzeba obmyślić plan jak wykraść tą rzecz niezauważeni. - rzekł Pit.
- O nie, o nie. Będę tutaj koczować.
- Koczownik. - powtórzył Drzyzga i zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytali wszyscy chórem.
- Twój chomik sadzi grzyba w salonie. - wykrztusił tylko a ja zakryłam oczy dłońmi i pokręciłam głową.
- Co? Jaki chomik sadził grzyba? - zapytał nic nierozumiejący Winiarski.
- Wy..... wy nic..... Nic nie nie rozumuj.... ecie.
- No ale co znów cię tak śmieszy? - zapytał już prawie, prawie śmiejący się Krzysiu. On zawsze śmieje się z czyjegoś śmiechu.
- No bo kiedyś miałam chomika i on kiedyś wyszedł z klatki i zasadził rzepę w salonie. - wyjaśniłam.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa... Ten... no jak mu tam było?
- Nie wiem..... Czekaj..... - znalazłam swój telefon. Odblokowałam go i weszłam w zdjęcia. Poszperałam trochu i w końcu znalazłam. Pokazałam mu zdjęcie i w tym czasie wciął się też Piter aby zobaczyć mojego byłego chomika.
- A jejuńku jaki słiiiiiiiiiit. - powiedział przyglądając się zdjęciu.
- Uchatek. No właśnie, Uchatek się zwał.
- Nie wiem skąd to imię się wzięło. - przyznałam.
- No jak to skąd? Ja je wymyśliłem! - wdarł się Drzyzga.
- Oł....... Serio?
- No! Nie pamiętasz? No przecież ja je wymyśliłem, jak mi powiedziałaś że nie wiesz jak go nazwiesz.
- Serio?
- No dzięki wielkie. O takim ważnym fakcie się zapomina. No foch, no po prostu foch.
- Która godzina? - wyskoczył nagle Wlazły.
- Hmmmmmmmm.... Dokładnie to jest 19:30 - odparłam.
- Dziękuję ci dobry człowieku.
- Proszę bardzo dobry człowieku.
- Do mnie nigdy nie powiedziałaś dobry człowieku. - odezwał się Fabiś.
- Oh, na prawdę? Myślałam że się na mnie fochasz.
- Nie prawda. To musiało ci się przesłyszeć.
- Wiesz, wzrok kreta może i mam, ale jeszcze słucha kreta to nie. - uśmiechnęłam się w jego stronkę.
- Oj, bo ty mi tak zawsze.
- Mi też zawsze tak zawsze. - powiedział Krzychu. - Zawsze mi wskakiwałaś na barana.
- Oj bo ja lubię na barana, a u ciebie się najlepiej jeździ.
- No, tylko że każdemu tak wskakiwałaś w najmniej oczekiwanym momencie.
- Prawda! Mi też kiedyś wskoczyła. akurat jak wiązałem buta. - wtrącił się Michaś.
- Oj tam oj tam. No ale ty przynajmniej wyższy byłeś. Ale jeden minus był taki że zawsze mnie potem wysadzałeś na drzewo.
- Ciekawe rzeczy, bardzo ciekawe. - rzucił Wrona. - Już wiadomo co się można po niej spodziewać.
- Już nigdy nie będę wiązał buta gdzie kol wiek gdzie i tam jest i ona.
- Oj no przecież nie jetem taka ciężka. - wywróciłam oczami.
- No to akurat widać, wiesz? - powiedział Krzysiek. -Zawsze byłaś taka malutka taka niziutka. - poczochrał mi włosy.
- Hejjjjjj, warkocza mi rozwiązałeś. No i widzisz? Muszę to teraz rozplatać, wiesz Krzysiu, i muszę go teraz splatać, wiesz Krzysiu?. - rozwiązałam włosy i zaczęłam zaplatać z powrotem. Jakoś dziwnie się cicho zrobiło i wszyscy skierowali wzrok na mnie.
- Co się tak paczycie na mnie? - zapytałam.
- Umiesz robić warkocza? - zapytał z nie dowierzaniem Winiar.
- No, wiesz.... Jakbym nie umiała to bym dzisiaj w nim nie chodziła nie parwdasz?
- Ja nie umiem, i cały czas się uczę ale nic mi nie wychodzi! - żalił się Krzysiu.
- No ale... No przecież każdy.... Ale nic a niach?
- No właśnie nie. Dominika mi mówi żebym jej zrobił warkocza, ale ta przeklęta fryzurka w ogóle mi nie wychodzi. Niby Iwona mi pokazuje na włosach Domi jak mam dopierać te włosy i jak mam je tak splatać no ale wychodzi mi takie jakieś... dziwne.
- O Boże. Ale na serio? Nie umiesz zrobić warkocza? - pokręcił przecząco głową. - Czy tutaj w tym pokoju ktoś umie robić warkocza oprócz mnie? - nikt nie podniósł ręki.
- Ja nie umiem nawet kucyka zrobić. - powiedział Zatorski.
- No to chyba trzeba was nauczyć.
- O, nie, nie, my chyba podziękujemy....- zaczął się wymigiwać Michałek.
- Niach.
- No, ale nawet jakby, to na czym? - zapytał Mario.
- Na mnie!
- No ale jak to na sobie pokażesz?
- Normalnie.- Rozczesałam włosy palcami, bo czym? I wzięłam trzy pasma włosów. I tak dalej zaplatałam gdy doszłam do końca. Gdy polazłam swoje dzieło innym wszyscy mieli miny Jasia Fasoli.
- I co? Wydaje się trudne? - zapytałam.
- I to jeszcze jak. - odparli.
- No to pokaże prościej. Poczeba mi kartki. - znalazłam jakąś kartkę pod moim łóżkiem, i podarłam ją nie do końca. - Paczcie. Tą przekłada się na koniec, i ten co jest na początku na koniec. I tak dalej i tak dalej.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
- No to teraz praktyka. Kto pierwszy? - rozwaliłam znów fryzurę.
- No to może ja. - powiedział Krzysiu.
- No to dajesz. Tylko mi nie powydzieraj włosów. - ostrzegłam i czekałam aż skończy. Trwało to dość długo.
- Już? Skończyłeś?
- Nieeee, jeszcze nie.
- To co ty się tak grzebiesz?
- No bo nie mogę zebrać tych włosów..... No kurde no!
- Już?
- No kończę już... JEST!!!
- Zrób zdjęcie. - podałam mu mój telefon.
- Ale odblokuj. - odblokowałam telefon wpisując tajne hasło.
-Ulala, jaka fajna tapetka, bardzo stylowa.
- O no miałeś wejść w aparat a nie na tapetkę się lampić. - powiedziałam wyrywając mu urządzenie. W ten zobaczyłam że mam jedną wiadomość. Otworzyłam ją i przeczytałam, oczywiście po cichu.
- " Słuchaj, wiesz co mi się przydarzyło?! W doniczce wyrosła mi palma! Wreszcie! Nareszcie! " - to to mnie rozwaliło. Zaczęłam się śmiać. Matko, jakie ta Anita ma przygody. Palma mi wyrosła! Chyba tobie na głowie.
- Z czego się śmiejesz? Wiem że mi warkocz nie wyszedł, ale to nie powód żeby się ze mnie bezczelne wyśmiewać. - powiedział z obrażonym wyrazem twarzy.
- Nie z ciebie się śmieję. Anicie wyrosła palma w doniczce.
- No nie no co ty? I z tej palmy się tak śmiejesz? Też masz palmę. Ja też mam palmę.
- Nie no nie ważne. Rób to zdjęcie i next. - dałam mu ten telefon i zrobił zdjęcie.Oglądnęłam je i pokręciłam głową.
- Poćwicz na lalce Dominiki.
- Hue hue hue. - zaśmiał się Winiarski. Zrobiłam wielki uśmiech i na niego popatrzyłam.
- Może teraz ty? Wykażesz się swoją wiedzą na temat warkoczyka.
- O nie, ja chyba podziękuję. - wykrzywił usta w dziwny uśmiech.
- No właśnie Michałku. Pokaż co umiesz. - poparł mnie brat.
- Nie ja na prawdę podziękuję.... - Krzysiek zaciągnął go na łóżko.
- No dajesz. No chyba że nie dasz rady. - powiedziałam. - Mięczak, mięczak, mięczak....
- Oj no dobra, już dobra! - podałam mu gumkę. - A to co jest?
- No gumka do włosów.
- A do czego to służy?
- Michał, nie udawaj głupszego niż może i jesteś.
- Ale no wyjaśnij mi jak się tym posługiwać.
- No wiążesz tym koniec warkocza.
- Ale jak?
- Jezu, Winiar! Czy tobie trzeba tłumaczyć jak krowie na miedzy?
- Ale ja nie umiem go przeplatać no......
- Jezuuuuuuu..... Jaki ty nie ogarnięty jesteś.
- Jestem.
- Następny, bo z tobą to nie wytrzymam.... Ręce opa-dają.
- Ja! Ja! Ja chcę! Ja już umiem! - krzyczał Zatorski machając rękami.
- No to come on.
- Co ty tak dzisiaj z tym angielskim masz? - zapytał Krzysiu.
- Krzychu..... Wiesz nie sama nie wiem. Ale mogę się przewiesić na włoski jak chcesz.
- Umiesz gadać po włosku? - zapytał Mariusz.
- Nie umiem, ale od czego jest tłumacz gugiel?
- Mogę zaczynać? - zapytał Zatorski. Jezus ale mnie przestraszył. Aż mnie czkawka złapała.
- Zacz-yp! Naj. - wszyscy zaczęli się śmiać.
- No co? Zati mnie przestraszył to do-yp! stałam czka-yp! Wki.
- Daj gumkę.
- Wiesz jak jej....
- Nie jetem taki jak Winiar.
- Hej........ - mruknął urażony Winiarski.
- No sory, ale żeby nie wiedzieć jak używa się gumki do włosów, to nie wiem jakim głuptaskiem trzeba być Michałku.
- Ha! Właśnie!
Po kilku minutach Paweł skończył targać za moje włosy.
- Jest! Udało mi się! - pokazał mi zdjęcie swojego dzieła.
- Uszanowanko piesełu.
- No i kto będzie taki odważny i kto teraz pójdzie? - zapytał z uśmieszkiem Pawełek.
- A ja Zator. No? No i co? Łyso? - zaśmiał się Kłos.
- Łał! - rzekł Andrzej i zaczął klaskać w dłonie. - Karolku, nie wiedziałem że umiesz robić warkoczyki. Brawo.
- Może umiem, może nie. Jak mi nie wyjdzie to wyjdzie coś innego. - wzruszył ramionami.
- Gumeczka.
- Ach, dziękuję. - wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam czy mam jakieś wiadomości. Nie miałam nic, a nic.
- Ałć. - jęknęłam gdy Karollo pociągnął za kosmyk moich włosów. - Będę mieć jutro zakwasy włosów. - powiedziałam a wszyscy się zaśmiali.
- Ej a na prawdę jest takie coś jak zakwasy włosów? - zapytał Wlazły.
- Nie mam pojęcia, sprawdzę w tatusia gugle. - rzekł Andrzej i zaczął klikać na telefonie.
- Już skończyłeś? - zapytałam gdy już dość długo czekałam aż skończy.
- Nie.
- No a teraz?
- Hmmmm... Nie, jeszcze nie.
- Matko...... Co ty tak grzebiesz w moich włosach?
- No bo mi kosmyk gdzieś zapodział i go właśnie szukam.
- Nic tylko strzelić sobie twarzą o dłoń. - powiedziałam.
- Oj tam, oj tam.
- Ej wiedzieliście że istnieje taka choroba chomików jak tasiemczyca? - zapytał Wrona.
- Podwójne uderzenie twarzą o dłoń. - powiedział Zatorski.
- Wiedzieliście o tym? - kontynuował środkowy.
- Hmmm. Wiesz jakby tak pomyśleć.... To tak. Wiedzieliśmy. - dorzucił Krzysiek ze śmiechem.
- Na prawdę? Bo ja nie. Czekajcie zaraz wam przeczytam jak ona powstaje. - powiedział. - No więc.
.Chomiki są bardzo chude i stale chudną mimo odpowiedniego apetytu. Są
bardzo nerwowe i pobudliwe. Chorobę tą trudno rozpoznać i zwierzęta w
wyniku wyniszczenia padają. Tasiemce wywołują też chorobę mokrego ogona.
- Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Nie wiedziałem. - powiedział Kłos.
- Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu. No to teraz już wiesz.
- Skończyłeś już? - zapytałam już znudzona.
- Czekaj, właśnie rozplątuje gumeczkę....
- Daj mi to. - oddał mi przedmiot. Szybko i sprawie go rozplątałam i mu dałam żeby wreszcie skończył robić tą fryzurę.
- Jest! Skoń-czone. No i jak mi wyszło?
- Akurat wyszedł ci.... całkiem ładny, nie taki zły.
- Haaaaaaaaaaaaa. Umiem robić warkocza, ale fajnie!
- A ja mogę zrobić jeszcze raz? - zapytał Krzysiu.
- Ale serio?
- Ale serio. Proooooooooszę, ładnie proszę.
- Masz gumkę. Mam nadzieję że...
- Wiem jak jej używać.
- No to dobrze. I widzisz Michał? Wszyscy wiedzą jak używa się gumki.
- Foch na was.
- I tak się zaraz odezwie. - powiedziałam.
- Słyszałem i nie ode.... - zakrył usta ręką.
- No i gdzie ten foch?
- Poszedł się przejść. - wyjaśnił ze śmiechem.
- No, jak już sobie chce.
- Właśnie wyobraziłem sobie jak takie duże pudło z napisem " FOCH " łazi na lesie. - powiedział Nowakowski.
- Masz bardzo wybujałą wyobraźnię, bardzo, bardzo wybujałą. - pochwalił go Szmpon.
- No, przecież wiem. Wszyscy mi to mówią. - machnął ręką.
- Wiedz, że suchary są suche.... - wtrącił nagle Andrzej.
- Co?
- Jak suchary to tylko u Karola. - zaśmiał się Karollo.
- Ok, jak chcesz.
- No już skończyłem. - powiedział Krzychu.
- No i lepiej. Koś jeszcze chce?
- Niach. - powiedział Piter.
- Jak chcesz niachu.
- Miarrr... - wydobyło się z mojego telefonu. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Poł jest głodny.
- Masz poła? - zapytał Winiar.
- Mam. 68 poziom.
- Bo zaraz będzie 69... - powiedział Fabianek który jakoś się nie odzywał.
- Dziękuję za wszelkie uprzedzenie. - odpowiedziałam mu. I ponowny wielki śmiech.
- Hahahahaahahaha! - śmieliśmy się dalej.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaa..... - westchnęliśmy po długim śmiechu.
Tak do kolacji nam czas minął.
- Ej, a może oglądniemy jakiś film? - zaproponował Nowakowski.
- Nie taki głupi pomysł. - pokiwał głową Kubiak.
- Ja nigdy nie miałem głupich pomysłów. Ja zawsze mam genialne pomysły.
- No tak, z pewnością.
- No a na przykładzie przez przykład jakie miał pomysły? - zapytałam.
- Opowiem ci historię która była chyba najbardziej nie przemyślana i niezrozumiała.
- No to słucham.
- Więc pewnego dnia....Piter zaczął stukać, pukać, walić do mojego pokoju. A była wtedy 3 w nocy.
- E,e,e,e,e. E. Była dokładnie 2:55. Wiem bo wtedy sprawdzałem. - wtrącił środkowy.
- Była 2:55. No i jak mu otworzyłem to stał tam podpierając się ścianą i cały czas się szczerząc jak głupi do głupiego.
- Nie mówi się.... - chciał mu zwrócić uwagę Karollo.
- Milcz. - powiedział do niego Andrzej, by Michał mógł dokończyć opowieść.
- I on takie coś : Słuchaj, Kubi, mam taaaaaaaki duży problem że nie wiem co mam z nim zrobić. Ja się zapytałem o co mu chodzi a on na to : Mnie nie obchodzi co ty mówisz, skupmy się teraz na mnie okej? Spytałem z czym ma taki wielki problem, a on: Nie wielki, tylko taki duuuuuuuuuuuuuuuuży.
Zapytałem czy jest pijany a on tylko zrobił dziwna minę i powiedział: No co ty sobie myślisz? Ja? Pijany? Ja nigdy nie pije! Ja... Ja, no ja ten...... To co? Po co ja tu przyszedłem? Nie wiem więc wrócę do pokoju. No, cześć Kubi. - opowiedział.
- Oj no co? Byłem tak no... Tak trochę nawalony, i.... Tak to jakoś wyszło. - wytłumaczył Nowakowski.
- Wiecie że jutro Kuraś przyjeżdża? - zapytał Paweł.
- Serio? Skąd wiesz? - spytał Winiarski.
- Napisał do mnie. I powiedział. Przez klawiaturę. Elektronicznie.
- No to fajnie, a dokładniej o której przyjedzie? - zaczął dopytywać się Krzysiu.
- No, zależnie jak samolot doleci.
Po kolacji poszliśmy do nas. Tak jak było powiedziane mieliśmy oglądać film. Winiarski wraz z kilkoma innymi zaczęli się zastanawiać jaki film obejrzeć.
- No nie no.... Nie tylko nie to..... O nie..... A może coś innego?.... Dlaczego to nie może być?.... - słuchać było przez cały czas. Złączyliśmy łóżka i na nich usiedliśmy. W sumie było nas dziesięcioro. Ja, Dziku, Krzychu, Winiar, Szampon, Piter, Możdżon, Karol, Andrzej i Zati.
- Już? Wybraliście? - zapytał Kłos.
- Yyyyyy.... Co?
- Wybraliście już?
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee..... - za jąkał się Krzysiu. Odwrócił się do chłopaków i szepnął: - Wybraliśmy już?
- Już wybraliśmy. - oświadczył Wlazły. - I oglądamy..... Ej co oglądamy w końcu?
- "Piątek 13-tego". - odpowiedział Kubiak.
- No! Właśnie, to oglądamy.
- Niech ktoś zgasi światło. - powiedział Zatorski. Ale nikt się nie ruszył z miejsca.
- No niech ktoś idzie. - powtórzyłam. Znów nic....
- Kto będzie taki dobry i pójdzie zgasić światło?
- Ja jestem za daleko.
- A ja za blisko, kurde.... - szepnął do Andrzeja Karol.
- Ho Boże... - wstałam z mojego miejsca i ruszyłam pstrykać pstryczek. - Prablem? - wracałam na swoje miejsce. I tu nagle jeb!
Zabiję, zabiję, zabiję ktokolwiek to jest!
- O kuźwa.... - zaklnęłam.
- Co ci się znów stało?
- Znów?
- Gdzie jest mój but? - zapytał Piotrek.
- Co ty robisz z tymi butami?
- No bo miałem kamyczek w bucie no i mnie bardzo niewygodnie było no to go wyjąłem. Patrzcie jaki fajny! - pokazał każdemu swój "skarb". - Patrz Lza, patrz bo nigdy takiego nie zobaczysz. - podłożył mi kamyk pod nos.
- Taaaaa... Z pewnością jest drogocenny. - powiedziałam.
Zaczęliśmy oglądać. Gdy w filmie był moment z ciśnieniem, wszyscy siedzieliśmy cicho. Nawet trochę się bałam tego filmu, straszny był dla mnie.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - w momencie kiedy coś wyskoczyło zza rogu przykleiłam się do osoby siedzącej obok mnie. Był to akurat Kłos.
- Co ty się boisz? - zapytał Winiarski.
- No a ty się nie boisz? Przecież to jest straszny film.
- Ja się takich nie boję. Dla mnie to nie jest straszne.
- Kurde spać pewnie nie będę mogła.
- O! Mój telefon dzwoni. - powiedział Michałek. Wyjął z kieszeni przedmiot i go odblokował. Oczy wyszły mu na wierzch i zaczął piszczeć jak ja.
- Uważaj bo sobie struny głosowe zedrzesz. - ostrzegł go Marcin.
- O, nie, o nie, o nie. Dagmara dzwoniła już 16 razy! A ja miałem telefon wyciszony! O Matko, będę mieć totalne kłopoty!
- To oddzwoń. - podpowiedziałam.
- Ale nie mogę bo w tedy będę mieć jeszcze większe kłopoty. Wiem, oddzwonię jutro. - postanowił. No, jak już chce....
Gdy film się skończył było po północy. Każdy był padnięty i każdy poszedł do siebie. Przebrałam się i walnęłam na twarz.
.........................................
Witam ;-)
Mamy rozdział i jest fajnie. Zauważyłam że ostatnie posty na tym i na tamtym blogu komentuje tylko jedna osoba. No, jest m trochę smutaśnie, ale w końcu nie zawsze jest czas, także spoko, ja to rozumiem. Tej osobie bardzo dziękuję, a jest nią mianowicie : Kinga-siatkarka
Dzięki, Ci :)
Pozdrawiam.
Tak do kolacji nam czas minął.
- Ej, a może oglądniemy jakiś film? - zaproponował Nowakowski.
- Nie taki głupi pomysł. - pokiwał głową Kubiak.
- Ja nigdy nie miałem głupich pomysłów. Ja zawsze mam genialne pomysły.
- No tak, z pewnością.
- No a na przykładzie przez przykład jakie miał pomysły? - zapytałam.
- Opowiem ci historię która była chyba najbardziej nie przemyślana i niezrozumiała.
- No to słucham.
- Więc pewnego dnia....Piter zaczął stukać, pukać, walić do mojego pokoju. A była wtedy 3 w nocy.
- E,e,e,e,e. E. Była dokładnie 2:55. Wiem bo wtedy sprawdzałem. - wtrącił środkowy.
- Była 2:55. No i jak mu otworzyłem to stał tam podpierając się ścianą i cały czas się szczerząc jak głupi do głupiego.
- Nie mówi się.... - chciał mu zwrócić uwagę Karollo.
- Milcz. - powiedział do niego Andrzej, by Michał mógł dokończyć opowieść.
- I on takie coś : Słuchaj, Kubi, mam taaaaaaaki duży problem że nie wiem co mam z nim zrobić. Ja się zapytałem o co mu chodzi a on na to : Mnie nie obchodzi co ty mówisz, skupmy się teraz na mnie okej? Spytałem z czym ma taki wielki problem, a on: Nie wielki, tylko taki duuuuuuuuuuuuuuuuży.
Zapytałem czy jest pijany a on tylko zrobił dziwna minę i powiedział: No co ty sobie myślisz? Ja? Pijany? Ja nigdy nie pije! Ja... Ja, no ja ten...... To co? Po co ja tu przyszedłem? Nie wiem więc wrócę do pokoju. No, cześć Kubi. - opowiedział.
- Oj no co? Byłem tak no... Tak trochę nawalony, i.... Tak to jakoś wyszło. - wytłumaczył Nowakowski.
- Wiecie że jutro Kuraś przyjeżdża? - zapytał Paweł.
- Serio? Skąd wiesz? - spytał Winiarski.
- Napisał do mnie. I powiedział. Przez klawiaturę. Elektronicznie.
- No to fajnie, a dokładniej o której przyjedzie? - zaczął dopytywać się Krzysiu.
- No, zależnie jak samolot doleci.
Po kolacji poszliśmy do nas. Tak jak było powiedziane mieliśmy oglądać film. Winiarski wraz z kilkoma innymi zaczęli się zastanawiać jaki film obejrzeć.
- No nie no.... Nie tylko nie to..... O nie..... A może coś innego?.... Dlaczego to nie może być?.... - słuchać było przez cały czas. Złączyliśmy łóżka i na nich usiedliśmy. W sumie było nas dziesięcioro. Ja, Dziku, Krzychu, Winiar, Szampon, Piter, Możdżon, Karol, Andrzej i Zati.
- Już? Wybraliście? - zapytał Kłos.
- Yyyyyy.... Co?
- Wybraliście już?
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee..... - za jąkał się Krzysiu. Odwrócił się do chłopaków i szepnął: - Wybraliśmy już?
- Już wybraliśmy. - oświadczył Wlazły. - I oglądamy..... Ej co oglądamy w końcu?
- "Piątek 13-tego". - odpowiedział Kubiak.
- No! Właśnie, to oglądamy.
- Niech ktoś zgasi światło. - powiedział Zatorski. Ale nikt się nie ruszył z miejsca.
- No niech ktoś idzie. - powtórzyłam. Znów nic....
- Kto będzie taki dobry i pójdzie zgasić światło?
- Ja jestem za daleko.
- A ja za blisko, kurde.... - szepnął do Andrzeja Karol.
- Ho Boże... - wstałam z mojego miejsca i ruszyłam pstrykać pstryczek. - Prablem? - wracałam na swoje miejsce. I tu nagle jeb!
Zabiję, zabiję, zabiję ktokolwiek to jest!
- O kuźwa.... - zaklnęłam.
- Co ci się znów stało?
- Znów?
- Gdzie jest mój but? - zapytał Piotrek.
- Co ty robisz z tymi butami?
- No bo miałem kamyczek w bucie no i mnie bardzo niewygodnie było no to go wyjąłem. Patrzcie jaki fajny! - pokazał każdemu swój "skarb". - Patrz Lza, patrz bo nigdy takiego nie zobaczysz. - podłożył mi kamyk pod nos.
- Taaaaa... Z pewnością jest drogocenny. - powiedziałam.
Zaczęliśmy oglądać. Gdy w filmie był moment z ciśnieniem, wszyscy siedzieliśmy cicho. Nawet trochę się bałam tego filmu, straszny był dla mnie.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - w momencie kiedy coś wyskoczyło zza rogu przykleiłam się do osoby siedzącej obok mnie. Był to akurat Kłos.
- Co ty się boisz? - zapytał Winiarski.
- No a ty się nie boisz? Przecież to jest straszny film.
- Ja się takich nie boję. Dla mnie to nie jest straszne.
- Kurde spać pewnie nie będę mogła.
- O! Mój telefon dzwoni. - powiedział Michałek. Wyjął z kieszeni przedmiot i go odblokował. Oczy wyszły mu na wierzch i zaczął piszczeć jak ja.
- Uważaj bo sobie struny głosowe zedrzesz. - ostrzegł go Marcin.
- O, nie, o nie, o nie. Dagmara dzwoniła już 16 razy! A ja miałem telefon wyciszony! O Matko, będę mieć totalne kłopoty!
- To oddzwoń. - podpowiedziałam.
- Ale nie mogę bo w tedy będę mieć jeszcze większe kłopoty. Wiem, oddzwonię jutro. - postanowił. No, jak już chce....
Gdy film się skończył było po północy. Każdy był padnięty i każdy poszedł do siebie. Przebrałam się i walnęłam na twarz.
.........................................
Witam ;-)
Mamy rozdział i jest fajnie. Zauważyłam że ostatnie posty na tym i na tamtym blogu komentuje tylko jedna osoba. No, jest m trochę smutaśnie, ale w końcu nie zawsze jest czas, także spoko, ja to rozumiem. Tej osobie bardzo dziękuję, a jest nią mianowicie : Kinga-siatkarka
Dzięki, Ci :)
Pozdrawiam.