- Fab, 23, gramy w LOLA? - zapytałam z głupim uśmieszkiem. Potwierdził naszym starym zwyczajem.
- Masz ryj zjechany jak pielgrzym sandały. - powiedział. - Tym to mnie normalnie rozwaliłaś.
- Wiem. - zaczęłam się śmiać i rozwalać się po łóżku.
- Z czego się śmiejesz?
- Nie wiem, ale to mnie jeszcze bardziej śmieszy. - odpowiedziałam.
- No a ja śmieję się z twojej głupoty.
Zaczęliśmy się śmiać, tak głośno że ktoś zaczął się dobijać do drzwi. Poszłam otworzyć dalej zalewając się ze śmiechu.
- Co wy tu tak głośno jesteście? - zapytał Wrona który razem z Kłosem, Winiarem, Szamponem, Krzyśkiem, Pitem i Zatorem stali za drzwiami. Zaczęłam się znów śmiać a Fabian mi wtórował.
- No i z czego się tak śmiejecie? Ludzie spać chcą, a wy tu za ścianą sobie kółko głupich śmiechów urządzacie. - powiedział Pier. - Normalnie was na korytarzu słychać.
A my dalej się zalewaliśmy się śmiechem.
- No z czego tak rżycie? Siano zobaczyliście czy konia w rodzinie macie? - spytał już znudzony Kłosik. - Masz napisz na kartce. - podał mi do ręki kartkę i długopis który znalazł na półce. Aż zjechałam po ścianie z tego śmiechu. Napisałam na kartce z czego się śmiejemy a później ją przekazałam Karolkowi.
- " Nie wiem z czego, ale to nas jeszcze bardziej bawi. " ? - przeczytał treść na głos. Pokiwałam głową. Wyciągnęłam rękę ażeby oddał mi przedmioty i dopisałam jeszcze coś i oddałam mu. - "23:00 gramy w LoLa :P" Gracie w LOLA? Też z Andrzejem czasem gramy w LOLKA no ale bez przesady, nie aż tak poważnie. - powiedział.
- No.... A wi.... wi dzisz......My..... My ta...... k po.... waż... nie, nie. - powiedział przez śmiech Drzyzga, bo ja nie byłam w stanie nic powiedzieć. Oczy mi wychodziły także miałam wytrzeszcz i prawie w ogóle nie oddychałam.
- Matko, ona ma wytrzeszcz! - krzyknął Misiek przerażony.
- Wcale..... Ja wca..... Le ja nie.... Mam wyt...... rzeszczu. - powiedziałam już się powoli uspakajając.
- Już? Wszystko jest OKEY? - zapytał Zati. Odetchnęłam głęboko.
- TAK. Już wszystko jest na swoim miejscu, mózg jest na miejscu, nie wala mi się po układzie pokarmowym więc mogę iść nunu. Dobranocka chłopaczki! - doczołgałam się do mojego łóżka i się przykryłam kołdrą. - Ciąg za wajchę Fabian!
- Liz, ja cię czasem nie oganiam. Gdy masz głupawkę, wyglądasz jagbyś była pijana, wiesz? - powiedział Krzysiu.
- Fabian zaświeć jeszczę bo nie widzę gdzie jest Krzychu, a po drugie chyba zgubiłam okulary. - Fejbs zaświecił posłusznie lampkę nocną a ja rozejrzałam się po pomieszczeniu i w końcu go znalazłam moim krecim wzrokiem. Siedział i mnie na łóżku i na mnie patrzył jak na klowna.
- Co się tak gapisz? Gdzie są moje okulary? - to są moje dwa, najbardziej używane pytania.
- No właśnie, Lary, Lary, gdzie są twoje okulary? - zapytał z uśmieszkiem.
- Krzysiek, oddawaj. - powiedziałam poważnie.
- Ależ ja ich nie mam, jak możesz mnie o to podejrzewać? - zapytał.
- Bo wiem że to TY je MI zabrałeś, więc oddawaj. - wystawiłam rękę do niego by mi oddał moją rzecz.
- No ale ja ich nie mam! - powiedział urażony. - O takie rzeczy brata podejrzewać? Wstydź się Liza!
- Krzysiek?
- No dobra, masz. - oddał mi moje urządzenie. Tak mówię na okulary. - No to teraz odmaszeruj.
- Czemu?
- Bo nie ma dżemu wiesz? Bo chce lulać, wiesz?
- No, ale, nie, mogę sobie tutaj siedzieć?
- Człowieku, ty wiesz która jest godzina?! Normalni i cywilizowani ludzie o tej porze już śpią! - powiedziałam oburzona. Ja prawie cały czas mówię coś z oburzeniem.
- No, ale ja nie jestem normalnym ludziem. Ty też nie jesteś normalnym ludziem. Nikt tu nie jest normalnym ludziem!
- No ale, no ale... ale, ale.... Ić z tont! - wskazałam na drzwi.
- Ty nie dałaś nam spać, także i my nie damy spać tobie. - odparł Michał.
- No ale tamten też się śmiał! - wskazałam na Fabiana który czytał sobie przy górniczce.
- Yyyy, co? - zapytał.
- Śmiałeś się, prawda? No, widzisz. Więc ty niemu też utrudniaj.
- Nie. Bo ja mam za zadania tylko tobie utrudniać.
- No nie wystarczy ci to 20 lat? Na prawdę? - zapytałam. No weź Krzysiek no. Co za chomik jeden.
- Nie, ja to bym mógł do końca życia ci utrudniać życie. - odpowiedział. Dziękuje Krzysiu, za takie poświęcenie! Na prawdę nie trzeba było! Na serio nie trzeba było.
- No to mi utrudniaj, jak chcesz. Ale zaraz chwila! A on? - popatrzyłam w stronę Drzyzgi. - Nie tylko ja powinnam być tu karana! On też się śmiał normalnie czasem głośniej niż ja.
- Piter?
- Jestem obecny i gotowy do pracy! - zasalutował.
- Zagadaj czymś tamtego panicza. - rozkazał.
- Tak jest. Sssssssssssssssłuchaj Fabian, mam ci dużo do opowiedzenia. Zanim jeszcze przyjechałem do Spały.... O wiem opowiem ci mój cały tydzień! No więc obudziłem się w poniedziałek i sobie pomyślałem że jest fajnie bo jest wolne..... - matko, Fabian współczuję ci. Słuchać takiej gaduły przez nieokreślony czas to jest wielka udręka. Oj no co? Wiem ja też jestem taką gadułą że brak mi słów.
- No a ty co? Też m będziesz tu nawijał jak ci miał tydzień? - zapytałam. - Tak w ogóle to gdzie są inni? - rozglądnęłam się po pokoju. Wszyscy siedzieli na podłodze pod ścianą i oglądali jakieś książki. - No Krzysiek, no błagam cię ić z tont. Chce mi się spać, a nie mogę zasnąć jaki na mnie się tak cały czas gapisz.
- Na prawdę? A ja nie mogę zasnąć jak ty się śmiejesz po nocy. Słuchaj zrobimy tak: Ty przestaniesz się śmiać, a ja sobie pójdę, okej? - zapytał.
- No dobra, Pogramy sobie w LOLA jutro. No a teraz sio, sio. - wygoniłam go.... ICH z pokoju. Ostatni zamknął drzwi.
Zgasiłam lampkę i zmęczona położyłam się do łóżeczka. Zamknęłam oczy i czekałam aż sen nadejdzie. Już prawie zasypiałam, już za moment miałam sobie smacznie nunać, gdy ktoś mnie bezczelnie obudził. KTOŚ znaczy nasz kochany Fabianek.
Zabiję, zabiję, zabiję!
- Liza, śpisz? - zapytał.
- Nie kurna powieki od środka oglądam. - odpowiedziałam mu. No co za bezczel! Jak on tak może mówić i gadać w nocy kiedy ja chcę spać? Za jakie grzechy? Co ja mu takiego zrobiłam?
- Obudziłem cię prawda? - zapytał. No, jagby tak pomyśleć i tak podumać z godzinę to bym doszła do wniosku.... że tak, obudziłeś mnie.
- Tak. Ty nie dasz mi dzisiaj spać, ja nie dam ci jutro żyć. - odparłam i przewróciłam się na drugi bok.
- Oj, no przepraszam. Tak sobie nawet myślałem, czy zapytać, czy nie. Bo jagbym zapytał gdybyś nie spała, to bym otrzymał odpowiedź, a jagbyś spała, to byś się wkurzyła, i nie odzywałabyś się do mnie aż do kiedyś tam. Więc nie wiem, w jakiej teraz jesteśmy sytuacji.
- Jak się zamkniesz to ci jutro powiem. - powiedziałam. No co? Nie mogę być często zawsze wredna? Czy to takie dziwne?
- No, a nie możesz teraz? Bo nie wiem czy mam cię przepraszać, czy zostawić tę sprawę w spokoju.
- Wiesz Fabian, największymi przeprosinami dla mnie, było by nie gadanie i nie budzenie mnie aż do godziny 7:59, OK? Później możesz mnie pytać i zagadywać, okej?
- No dobra. Mi też chce się lulu, więć dobranoc.
- No, pa. - mruknęłam i ułożyłam się wygodnie. Po kilku minutach zasnęłam.
****
Obudził mnie budzik. Ohhhhh, czy takie urządzenie musi istnieć? Przez tą kupę złomu człek nie może się porządnie wyspać, i ma potem problem z niedocierającymi do niego słowami, i poleceniami, potem może wylecieć z pracy, nie będzie mieć za co żyć, i płacić czynszu, i później przyjdzie komornik i zabierze wszystko co masz w mieszkaniu, no chyba że coś sobie schowasz u matki czy sąsiada, i wylądujesz pod mostem, a wszystko przez ten oto i miły i budzący mnie co rano budzik. Ohhhhhhh.... Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do szafy by wygrzebać jakieś wdzianko. Wybrałam coś nie coś z szafy i skierowałam się do łazienki. Otworzyłam drzwi, lecz były zamknięte. Kurde, no tak nie jestem tu sama. Zapukałam.
- Fabian, kiedy wyjdziesz? - zapytałam.
- Trouble is a friend! O trobule is a friend oł oł! - zaczął śpiewać. O Chryste, czyli jest jeszcze pod prysznicem. MASAKRA, czyli jeszcze długo, długo sobie tu poczekam. Matko boska. - Trobule is a friend, oł trobule is a friend aaaaaaaaaaaa, haaaaaaaaaaaaaa! - jak on wyje! Uszy bolą. Oj no co? Nie mogę już go krytykować? Zawsze w Częstochowie urządzaliśmy sobie taki konkurs na domówkach, że niby jesteśmy w "Mastink (3)bite pozytiw [nie#koniecznie] music" No no i ja śpiewałam jakąś piosenkę a on potem mnie krytykował. Później była zmiana i on śpiewał. A potem jeszcze inni, no bo to domówka, helllow? Nie było by dużej imprezy gdyby nie było by przynajmniej 4 czy 5 osób. Tak na myj gust. Po dziesięciu minutach Drzyzga wreszcie wyszedł. Weszłam do łazienki i weszłam pod prysznica. Uwinęłam się szybko i już po chwili się wycierałam swoim milutkim ręczniczkiem. Ubrałam się i zrobiłam makijaż oraz uczesałam włosy w warkocza na bok. Wyszłam i rozglądnęłam się po pokoju. Fabiana nie było czyli za pewne zszedł już na śniadanie. Podeszłam do mojego łóżka na którym leżał mój telefon. Nagle zza mojego łóżka wyskoczył Fabian.
- Buuuuuu!! - krzyknął a ja złapałam się za serce.
- Człowieku co ty robisz?! Mało nie odjechałam! - rzuciłam z wyrzutem.
- Hahahahah! Przestraszyłam cię! Przestraszyłem!
- No i co? Nigdy więcej tego nie rób, bo wiesz co będzie. - uśmiechnęłam się złośliwie.
- Oj no dobra. Idziemy na dół? - zapytał. Pokiwałam głową i po chwili byliśmy już w windzie. Czekaliśmy aż się zatrzyma i po chwili już z niej wychodziliśmy. Weszliśmy do stołówki, gdzie byli już niektórzy siatkarze. Przywitaliśmy się z naszym stolikiem i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim co nas interesuję i o wszystkim co nas nie interesuje. Po śniadaniu wróciliśmy do siebie, i za godzinę miał być trening, więc godzinkę mieliśmy jeszcze dla siebie. Nie miałam nic do roboty więc postanowiłam nic nie robić. No bo co miałam robić skoro nic nie miałam do roboty? Ohhhh, jakie ja mam też problemy, to nie wiem. Łaziłam po pokoju nic nie robiąc.
- Co ty robisz? - zapytał mnie.
- Nic. - odpowiedziałam krótko.
- A co miałabyś robić gdybyś miała coś do roboty?
- Bez sensu to pytanie które zadałeś, wiesz?
- No nic.
- No to nic.
- Hmmmmm....
- Nad czym myślisz?
- Nad niczym.
- Pobawimy się w "nic"? - zapytałam. To nasza stara zabawa. Bardzo prosta! Robimy tak zwane NIC. Oto reguły.
- Okej. - rzekł i zaczął robić coś na telefonie. Nagle drzwi się otworzyły.
- Otrzymałem wiadomość! - krzyknął wpadający do pokoju Krzysiek.
- Co ty robisz? - zapytałam a on się zaśmiał.
- NIC.
- No my też NIC nie robimy.
- No. Jeszcze długa godzina do treningu. Musimy coś wymyślić, żeby czymś się zając, bo znając me długie życie, czymś się zajmiemy jak będzie 10:59 i wtedy będziemy narzekać że "dlaczego tego wcześniej nie wymyśliliśmy?"
- No w sumie racja. - powiedziałam. - No ale co będziemy robić?
- No nie wiem, nie wiem. Wy coś wymyślcie.
- No ale czemu znowu ja? - zapytałam.
- Masz jeszcze tego pana do pomocy.
- No ale wczoraj kto wymyślał coś co moglibyśmy robić? No kto? - rzekłam i w tym momencie do pokoju wpadł Andrzej.
- Błagam! Mogę się tu u was gdzieś schować? - zapytał błagalnie.
- A coś się stało? - zapytałam.
- WRONA!!!!! - ktoś krzyknął z korytarza. - Wyłaź gdziekolwiek jesteś, bo i tak cię znajdę!
- Proszę, proszę, proszę, proszę.
- No dobra, wskakuj do szafy, albo do łazienki, albo pod łóżko. - Andrzej szybko wskoczył do szafy, bo jużby nie zdążył gdziekolwiek się schować. Zastanawiałam się dlaczego on uciekał, a ktoś go gonił...
- Jest tu może gdzieś Andrzej? - do pokoju tym razem wpadł Karolek.
- A jeśli jest to co? - zapytałam.
- Hm, to jeśli jest to niech wyjdzie ze swej skrytki bo muszę go ukarać.
- A co ci takiego zrobił? - zadał pytanie Drzyzga.
- Wziął mi żelka!
- I dlatego go ścigasz? Dlatego że ci wziął jednego żelka?
- A gdyby tobie ktoś wziął żelka to co byś zrobiła? - zapytał.
- No goniłabym go i coś bym temu komuś zrobiła, nie?
- Ej mam taki pomysł! - powiedział Fabian.
- No pochwal się swoją inteligencją. - rzekł Kłos.
- No wpadłem na taki pomysł żeby zrobić taki mini sąd.
- No i co to ma do porwanego żelka?
- No to, że jest oskarżony, poszkodowany i sędzia. - powiedział.
- No a kto jest sędzią? - zapytałam a on spojrzał na mnie z uśmieszkiem.
- O nie, o nie, nie, nie nie. Ja nie jestem sędzią.
- Oj no dlaczego? Nadajesz się do tego jak nikt inny.
- No to muszę mieć zaliczkę za darmo nic nie robię. - Fabian rzucił we mnie paczką żelków a ja się wyszczerzyłam.
- No dobra, uznajmy że ten pomysł mi się podoba, ale nie wiem gdzie jest Andrzej. - powiedział.
- Wronka, wychodź z tej szafy jeszcze mi ubrania pognieciesz. - powiedział Fejbs.
- No dobra już wychodzę.... - otworzyły się drzwi od szafy i już po chwili pojawił się obok nas. - Strasznie tam ciasno macie, wiecie?
- Dobra, no ale nie mamy świadka.
- Bez świadka się obejdzie. - powiedziałam.
- O! A ja będę prokuratorem i obrońcą! - zgłosił się Fabi.
- Ale jak będziesz dwoma osobami na raz? - zapytał Wronka.
- Normalnie. Jak będę chciał coś powiedzieć jako obrońca, podejdę do Wrony i powiem jako obrońca, nie?
- Niezły pomysł. Dobra, także zaczynajmy. - powiedziałam i wyszłam. A za chwilę weszłam.
- Proszę zająć miejsca, bo wiem zaczynamy rozprawę w sprawie Andrzeja Wrony który ukradł żelka Karolowi Kłosowi. Rozprawę poprowadzi Sędzia Anna Maria Wesołowska.
Proszę o podejście Karola Kłosa do barierki. - podszedł i się rozglądnął.
- Gdzie ta barierka? - szepnął w moją stronę a ja tylko wzruszyłam ramionami.
- Proszę się przedstawić.
- Nazywam się Karol Kłos.
- Kim pan jest, czym się pan zajmuję?
- Jestem siatkarzem.
- Czy jest pan spokrewniony z oskarżonym?
- Niach, nie jestem!
- W takim razie jest pan zobowiązany mówić prawdę, nieprawdziwe zeznania są karane. Rozumuję to pan?
- Rozumuję.
- Więc co pan wie o tej sprawie?
- No to co mnie spotkało.
- Niech pan opowie wszystko dobrze i dokładnie co się wydarzyło.
- No to to było tak: Byłem sobie w łazience załatwiając swoje sprawy, no i jak wyszedłem to Wrony nie było. No i tak jakoś mi się zachciało żelka. No to sobie podeszłem do mojego schowka na słodycze no i wziąłem paczkę żelków. Miałem ochotę na żółtego no ale nie mogłem znaleźć żółtego a pamiętałem że miałem jeszcze ostatniego na spożyciu no i wiedziałem że to Wrona i ukradł mojego żelka bo tylko on wie gdzie trzymam swoje słodycze. - wyjaśnił.
- Dobrze proszę siadać. Do barierki poproszę Andrzeja Wronę. Proszę się przedstawić.
- Jestem Andrzejek. - uśmiechnął się.
- Tak? A ja Anka. Co wie panicz o tej zaistniałej sytuacji?
- No więc, siedziałem sobie w pokoju, a Karolek był w kibelku. No i nagle coś tam coś tam i znalazłem się u was w szafie. Koniec!
- Czy prokurator ma jakieś pytania?
- Tak. Otóż wysoki sadzie, jak to się mogło stać, że był pan w pokoju, i nagle się pan znalazł tutaj, może to pan wyjaśnić? Co się działo, w tym czasie który pan nie wymienił?
- No więc, byłem w pokoju, a Karolek był w kibelku, siedziałem sobie i lukałem na fejsa. Karolek wylazł z kibla i zaczął grzebać w swoim skarbcu na słodkie. Odwrócił się do mnie przodem i był strasznie wkurzony. No to ja zacząłem uciekać a on zaczął mnie gonić. W końcu schowałem się tutaj.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Nie a dziękuję.
- A pan obrońca?
- Tak. Więc panie Wrona, mówi an że był wtedy pan w pokoju, za nim panicz Kłos zaczął pana gonić. A pan Karol mówi że kiedy wyszedł z kibla już pana nie było.
- No to nie wiem.
- Jak, pan może nie widzieć? Są dwie różne opinie, pan Karol mówi że pana nie było, a pan mówi że był pan wtedy jeszcze w pokoju. Więc jak w końcu było? - i w tym momencie, ktoś wszedł.
- Cze wam wszystkim, co robicie? - zapytał Mariusz, który odwiedził nas razem z Michałem W.
- Prowadzimy rozprawę, jeśli nie jesteście państwo świadkami proszę wyjść.
- Ale my chcemy tylko popatrzeć. Możemy? - zapytali ze słodkimi minami.
- No dobra, tylko cicho. - powiedziałam. - Wracajmy do rozprawy.
- No więc było tak jak powiedział Karolek.
- Aaaaaaa! Powiedział kłamstwo! Żelek dla mnie.
- Co? Ale jak to?
- To jest kara za nie prawdziwe zeznania. Masz już jeden na koncie. Dobra dalej.
- Dobrze więc mówi pan że było tak jak powiedział pan Karolek, a więc jakie są dowody na to że to nie pan ukradł tego pomarańczowego...
- Żółtego. - poprawił go.
- Żółtego żelka?
- Uuuuuuuuu, zaczyna być ciekawie. - powiedział koś z tyłu.
- No mam tylko to że ja tak mówię.
- Jeszcze jakieś pytania?
- Nie dziękuję.
- Pan prokurator?
- Ja tez nie.
- Proszę sędzi! - powiedział Kłos.
- Nawijaj o co chodzi?
- Niech może pani sędzia podsumuję teraz zeznania, i później pani sędzia wysoka, nam powie.
- Dobry pomysł. Stuk, stuk stuk, ogłaszam przerwę.
- Co to miało być to "stuk, stuk, stuk" ? - zapytał Winiarski.
- No bo nie mam takiego fajnego młotka jak ma sędzia. - odpowiedziałam.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! No właśnie! Bo barierki też tu nie ma!
- No, nie jesteśmy wyposażeni. Więc już podsumowałam wasze zeznania, i powracamy do sprawy. Więc tak jak wynika z paragrafu 334 pod 255A sąd postanawia, oskarżyć małego Andrzejka, i zmusi go by oddał ze swoich skradzionego żelka. Sprawę uznaję za zamkniętą. Stuk, stuk, stuk.
- Łiiiiiiiiii! Wystąpiłem w sądzie jako widz. Ale fajnie. - powiedział Krzychu.
- No i to jeszcze przed profesjonalnym. - rzekłam.
- W sądzie gdzie obrońca i prokurator to ta sama osoba, w dodatku bez stylowych szat, nie ma barierki, takiej fajnej furtki co jak ktoś ją popchnie, to tak fajnie lata w tą i w tą stronę i sędzia ie ma młotka którym może stukać tak fajnie. - powiedział Mario.
- Oj, tam oj tam, szczegóły. Małe malutkie szczegóły. - pokazałam palcami jakie małe.
- Szczegłół - powiedział.
- Nie mieliśmy skąd wziąć tej barierki i tej furtki co jak się ją popchnie to tak fajnie jeździ, nie, w ta stronę i w tamtą, i nie miałam młotka, no ale skąd bym wzięła młotek?
- Hmmmm.... no też nie wiem. Także sprawę uznaję za zamkniętą. Puk, puk, puk. - popukał mnie po głowie.
- Ej, to bolało. - zaśmiałam się. Za kilkanaście minut miał odbyć się trening. Chłopaki poszli do siebie, a ja poszłam ubrać koszulkę reprezentacyjną. Wyszłam z łazienki i wzięłam aparat i już byłam gotowa do wyjścia. Poczekałam na Drzyzgę który mocował się z zamkiem do drzwi, których nie mógł zamknąć.
- No co za hłam! - mruczał pod nosem.
- Daj, ja to już lepiej zamknę, bo jak ty się do czegoś bierzesz, to normalnie... - wzięłam od niego klucz i zamknęłam drzwi. Odeszłam lecz one o dziwo się otworzyły. Co jest? Zamknęłam jeszcze raz, i tym razem też się otworzyły. - No co to ma być, nooooo. - powiedziałam gdy już 3 raz próbowałam zamknąć te cholerne drzwi.
- Co? Znów macie problemy z czymś tam? - zapytał Krzysiu który pojawił się obok nas.
- No tak jagby. Umiesz zamknąć te drzwi? - zapytałam.
- No pewnie, ja tu umiem wszystko zamykać i otwierać. Daj to. - dałam mu do ręki klucz a on precyzyjnie je zamknął. Oddał mi własność, i ruszył w kierunku windy.
- Łał. - skomentował krótko Fabian.
- No, łał.
Gdy byliśmy już na dole skierowaliśmy się na halę od razu na salę, a chłopcy - chłopcy, jak to słodko brzmi - do szatni by się przebrać. Po chwili już wszyscy znaleźli się na sali. Rozpoczął się trening. Chodziłam to tu i to tam i robiłam zdjęcia. Po treningu mój sprzęt wzbogacił się o kilkadziesiąt zdjęć. Po skończonym treningu chłopaki poszli się przebrać, a ja poszłam do ośrodka. Weszłam po pokoju, dobrze że to ja mam klucze, bo jagby Fabian je posiadał to bym czekała, czekała i czekała, bo to on zapomniał tego, spodenek, skarpetek, koszulki... I inne takie różne rzeczy. Weszłam do pomieszczenia, i położyłam aparat na swoim miejscu. Nie chciało mi się teraz wgrywać na laptopa zdjęć, więc położyłam się na łóżku. I tak sobie rozmyślałam o swoim życiu. Mieszkałam w Bełchatowie, z pracą która jest już na "śmietniku" w mojej głowie. Niespodziewanie dostałam telefon od Krzycha. Mówi, mówi, mówi, i żebym przyjechała. Jadę, jadę, jadę i mi mówi że będę fotografem reprezentacji Polski. W między czasie Łukasz jeszcze daje mi kosza, za praktycznie nie wiem za co. No właśnie, co z Łukaszem się teraz dzieje? No pewnie sobie nowej laski szuka. Czy ja go jeszcze kocham? Nie wiem, sama nie wiem. Nie dzwoni, nie pisze... Może on faktycznie już kogoś ma...? Nie wiem. Luknęłam na telefon by zobaczyć czy mam nowe wiadomości. Od mamy jedną i od Laury dwie. Najpierw otworzyłam tę od mamy.
- " Cześć córeczko! Właśnie się nauczyłam pisać esemesy bez limitu, bo mam plus na kartę, i chciałam zobaczyć czy mi się uda do ciebie wysłać. Jak dostaniesz to odpisz, ja sobie tam przeczytam i też ci odpiszę. No a tak w ogóle to co tam u ciebie słychać? Co u Krzysia? " OMG. To mama umie wysyłać wiadomości? No nie wiedziałam. Szok, dla mnie w tejże chwili. Postanowiłam odpisać później. Otworzyłam wiadomość od przyjaciółki.
- " Cześć kochana, co tam u ciebie? Jak się robi zdjęcia spoconemu halleluja? ;) " i zobaczyłam drugą.
- " Słuchaj, z Gacusiem jest chyba coś nie tak. Nie je ani nie pije. Byłam z nim u weterynarza, ale powiedział że nic z wątrobą, układ pokarmowy jest w jak najlepszym porządku, więc nie mam pojęcia co mu jest. Błagam odpisz. Nie wiem co mam robić. Chodzi tylko po mieszkaniu ze smutnymi oczami, i tylko wyje smutnie, i mi tez jest smutno jak na niego patrzę. " Matko, co mu może być? Jejciu... A może, no fakt długo mnie nie było, może to jest trochę głupie, ale psy są inteligentne i... Może on się po prostu o mnie martwi? Być może. Gdy miałam odpisać na wszystkie wiadomości ktoś zaczął do mnie dzwonić. Na wyświetlaczu pojawił się znany mi na pamięć numer telefonu Łukasza. Odebrałam. Ciekawa byłam co mi powie.
- Cześć, kotek!
- Aha, hm, cześć. - no słucham, słucham. Co mi ciekawego powiesz?
- Posłuchaj, przepraszam cię że tak długo nie dzwoniłem do ciebie, ale miałem załatwienia, i nie maiłem czasu.... - zaczął się tłumaczyć. Tylko, hmmm, czy ja się na to nabiorę?
- Aha, no i co?
- No i..... W ogóle gdzie ty się podziałaś? W Bełchatowie nikt nie otwiera, jesteś może gdzieś na wyjeździe?
- Hm, no a czy ty przypadkiem ze mną nie zerwałeś?
- Co? Kiedy? - zapytał zdziwiony. No cóż Łukaszku, nie tylko ty umiesz udawać.
- No wtedy na imprezie, mówiłeś mi że nie chcesz mnie znać, że masz już dziewczynę, że mnie już nie potrzebujesz....
- Z pewnością ci tego nie mówiłem! A jeśli tak to byłem pijany, a jak jestem pijany to pierdole głupoty.
- No, jak człowiek jest pijany to mówi to co nie odważyłby się powiedzieć prosto w oczy. - chwila ciszy.
- A gdzie teraz jesteś? - zmienił temat. Sprytnie.
- Daleko od ciebie.
- No ale nie masz się o co obrażać!
- A po co ty w ogóle do mnie dzwonisz? Odkąd ci powiedziałam że nie będę już pracować u fotografa zwierząt, to przez cały tan tydzień czy dwa nie odezwałeś się do mnie ani słowem! I co wtedy robiłeś, co? Byłeś na takim ważnym spotkaniu, przez dwa tygodnie? Tak? A mnie się coś zdaje że sobie kogoś innego szukałeś. Prawdziwy mężczyzna pocieszyłby mnie w tej trudnej sytuacji, a nie takie coś mi odwalać.
- Posłuchaj, Liza, powiedz mi gdzie jesteś to do ciebie przyjadę i porozmawiamy na spokojnie. To gdzie jesteś? - zapytał. Mam mu powiedzieć? No, może rozmowa w żywe oczy na spokojnie może by mi nie zaszkodziła...
- W Spale. - odpowiedziałam.
- W S P A L E?
- Tak, w Spale. To przyjeżdżasz czy nie?
- Ok, możesz dzisiaj?
- Mogę. - powiedziałam. - Cześć. - rozłączyłam się. W tym momencie drzwi do pokoju się otworzyły.
- Cześć, co robisz? - zapytał wchodzący Fabian.
- Nic. - powiedziałam troszkę wkurzona. Ale nie na Drzyzgę, ale na Łukasza.
- Dzwonił ktoś do ciebie?
- A co stałeś pod drzwiami i słuchałeś? - zapytałam podejrzliwie.
- Nie, tylko przez ścianę słyszałem, bo byłem u chłopaków, tam za ścianą i słyszałam coś....
- Aha, to dobrze wiedzieć że aż tak się wydzieram. - uśmiechnęłam się lekko. Wzięłam do ręki pilot i skakałam po kanałach. Łapnęłam swój telefon. Za godzinę miał być trening ale ja nie będę w nim uczestniczyć, także całe popołudnie mam wolne. W tym czasie właśnie zadzwonił do mnie Marecki. Odebrałam.
- No jestem już przed tym ośrodkiem w Spale. Wyjdziesz?
- Już idę. - odparłam krótko i się rozłączyłam. Wzięłam torebkę i wyszłam. Przed drzwiami stał Krzysiek i Fabian i pochylali się do drzwi. Spojrzeli na mnie z ogromnym uśmiechem.
- A my właśnie drzwi sprawdzaliśmy, łał, jakie twarde. - popukał drzwi Fabianek. Aha, ja się nie nabiorę.
- Tak, z pewnością. - pokiwałam głową. - Masz tu klucze, tylko nie zgub. - podałam mu klucz i wsiadłam do windy. Po chwili z niej wysiadłam. Wyszłam na parking i odszukałam wzrokiem auto mojego...... Hmmmm.... Jeszcze chłopaka? W końcu podeszłam do niego a on się ze mną przywitał.
* Perspektywa Krzyśka *
Po treningu Liza była jakaś taka.... No nie swoja. Na obiedzie też tak jakoś... Coś się mało odzywała i takie tam. Po obiedzie poszła do swojego pokoju. Nam nie chciało się długo czekać na windę która strasznie się wlekła więc poszliśmy schodami. Gdy byłem już an swoim piętrze Fabian nagle stanął w pół kroku i przyległ do swoich drzwi.
- Czemu ich nie otworzysz? Przecież w środku jest Lizka. - powiedziałam do niego ale on tylko dał mi znak bym był cicho. Przystanąłem obok niego i tez zacząłem nasłuchiwać.
- Aha, hm, cześć. - powiedziała Liz.
- ....
- Aha, no i co? - ciekawe z kim rozmawiała.... Zastanawiające....
- .....
- Hm, no a czy ty przypadkiem ze mną nie zerwałeś? - yyyyyyyyyyyyyyyyy. Zaraz moment STOP! Liza ma chłopaka. Liza ma chłopaka? Liza ma chłopaka?! Nic mi nie mówiła...
- .......
- No wtedy na imprezie, mówiłeś mi że nie chcesz mnie znać, że masz już dziewczynę, że mnie już nie potrzebujesz....
- ......
- No, jak człowiek jest pijany to mówi to co nie odważyłby się powiedzieć prosto w oczy.
- ......
- Daleko od ciebie.
-.........
- A po co ty w ogóle do mnie dzwonisz? Odkąd ci powiedziałam że nie będę już pracować u fotografa zwierząt, to przez cały tan tydzień czy dwa nie odezwałeś się do mnie ani słowem! I co wtedy robiłeś, co? Byłeś na takim ważnym spotkaniu, przez dwa tygodnie? Tak? A mnie się coś zdaje że sobie kogoś innego szukałeś. Prawdziwy facet pocieszyłby mnie w tej trudnej sytuacji, a nie takie coś mi odwalać.
- ........
- W Spale.
- ........
- Tak, w Spale. To przyjeżdżasz czy nie?
- .......
- Mogę. Cześć - i tyle ją słyszałem. Fabian powiedział że jak czegoś się dowie to mi powie. Przytaknąłem i poszedłem do siebie. No nie mogę uwierzyć. Jak mi mogła nie powiedzieć? Jak mogła? Kurczę...... Tak samo było z Anitą. Moją młodszą o 7 równych lat siostrą. Też mi nic nie powiedziała, a jak się później okazało, była z nim w ciąży. Potem on ją zostawił i jak mi wiadomo to teraz spokojnie sobie żyją w Wałbrzychu pod okiem mamy. Nie chcę takiego losu dla Lizy, bo będę czuł że to przeze mnie . Tak już mam. Zaraz miał być trening. Rzuciłem się na łóżko. Luknąłem która godzinka tyka. 12:30 czyli już mam iść? To tak szybko minęło? No okej..... Wyszedłem z pokoju.
* Perspektywa Fabiana *
Wszedłem do pokoju. Liz siedziała na swoim łóżku po turecku. Czyli nad czymś rozmyślała. Tak, aż tak dobrze ją znam.
- Cześć, co robisz? - zapytałam ostrożnie bo czasami jak jej przeszkodzę w główkowaniu to na mnie naskakuje.
- Nic. - odpowiedziała.
- Dzwonił ktoś do ciebie? - zadałem pytanie w kierunku : Co ci powiedział?
- A co stałeś pod drzwiami i słuchałeś?
- Nie, tylko przez ścianę słyszałem, bo byłem u chłopaków, tam za ścianą i słyszałam coś....
- Aha, to dobrze wiedzieć że aż tak się wydzieram. - uśmiechnęła się lekko. Wzięła do ręki książkę i zaczęła ją czytać. Później był trening, ale Liz została w pokoju. Ja wyszedłem i udałem się do windy która zjechała w dółłłłłł.....
* Perspektywa Luizy *
Postanowiliśmy iść na jakąś łąkę bo w tych lasach na około to dużo takich różnych miejsc. Szliśmy w ciszy koło 20-stu minut. W końcu doszliśmy na jakąś polankę i usiedliśmy na trawie. Nadal cisza. Nie wiedziałam jak zacząć tą rozmowę.
- Liza... - zaczął cicho. - Bo ja.... Kurwa, nie wiem jak ci to powiedzieć.... Nasze, znaczy moje uczucia do ciebie są chyba sprzeczne, nie takie jak kiedyś..... - powiedział a mnie zatkało. - Posłuchaj, ja cię zawsze będę kochał, ale..... W mniejszym stopniu.... - spojrzał na mnie tymi swoimi pięknymi niebieskimi paczadłami, dostrzegałam w nich nutkę smutku. Wstał i odszedł. Patrzyłam jak powoli znika za krzakami i drzewami. Wpatrzyłam się w trawę i nagle z moich oczu wypłynęły łzy. Nieee, no ja nie lubię płakać.... Schowałam głowę w ramionach i zaczęłam cicho płakać. To tak boli jak chłopak którego kochasz/ kochałaś już CIĘ nie kocha. Nie lubię okazywać swoich uczuć. No ale chyba nikt mnie tu nie widzi. Myślę.... Gdy już skończyłam wytarłam oczy dłońmi i odetchnęłam głęboko. Nagle się zoriętowałam że obok mnie siedzi Krzysiek.
- Czemu mi nie powiedziałaś?
- Nie chciałam cię.... - przrerwał mi.
- Denerwować? Smucić?
- Nie, bo po prostu, tak jakoś. - westchęłam. - No ale teraz to już nie jest istotne.
- Ile razem byliście?
- Nie wiem.... Jakiś rok... Czy coś. Tak w ogóle skąd wiedziałeś gdzie będę?
- Po prostu. Zawsze wiem że kiedy chcesz z kimś porozmawiać to idziesz w las. - uśmiechnął się.
- No to dobrze mnie znasz.
- No a jak? Codziennie musiałem się tobą zajmować, a jak gdzieś musiałem jechać to zawsze się do mnie przyklejałaś i mówiłaś " Jak ty wyjeżdżasz to ja jadę z tobą, albo w ogóle nie jedziesz! "
- Pamiętam.
- Albo jak przyjeżdżałem z powrotem to ty zawsze na barana. I tak musiałem z tobą łazić. - powiedział a ja buchnęłam śmiechem.
Pogadaliśmy tak trochę i się pośmialiśmy z dawnych czasów. Nawet nie spostrzegałam gdy mój telefon kilka razy zadzwonił. W końcu to spostrzegłam i oderałam.
- Gdzie ty jesteś?! - od razu wydarł się Fabian.
- A ty gdzie jesteś?! - odpowiedziałam mu tym samym ze śmiechem.
- Ha! Pierwszy spytałem!
- Ja? Ja jetem.... No ja je...
- MY. Liza, my. - poprawił mnie Krzyś.
- No właśnie my jesteśmy no.... w tym.... no jak się to nazywa...... Hmmmmmm....
- Może kalambury ci pomogą? - zaproponował.
- Ale ona nas nie widzi. - powiedział ktoś.
- No ale...
- Dobra noto w nim rosną duuuuuuuuuuuuuuuuuże drzewa, i duuuuuuuuuuuuuuuużo krzaków. Co to jest?
- Liza, to się nazywa, to się..... LAS! Właśnie! To jest las! MY jesteśmy w LESIE! - powiedział Krzychu.
- Właśnie!!!
- Liz? - zapytał Fabi z drugiej strony.
- Si?
- Czy ty...
- MY!
- Czy wy jesteście pijani?
- Yyyyy, nie? A skąd taki pomysł?
- No bo jest już po kolacji, jest już 18:45 i jestem bardzo nie ten tego!
- Nie ten tego? Czyli to znaczy że..... Hy! "Dr. Hous " się już zaczął ! - oświeciło mnie nagle.
- Co? Nie! - powiedział.
- Krzychu! Szybko zbieramy się! Ja nie mogę tego przeoczyć! - i się rozłączyłam. Szybko przebiegliśmy las, a raczej ja przebiegłam bo Krzysiek uznał że nie będzie się śpieszył tylko się przejdzie. Wbiegłam schodami do mojego pokoju i otworzyłam drzwi.
- Jeeeeeeest!!!! - krzyknęłam uradowana. - Jeszcze się nie zaczęło!!! - rzuciłam się na łóżko na którym siedzieli Karolek i Andrzejek i ich zwaliłam.
- Ej! mogłabyś się tak nie rzucać. - powiedział Karolek.
- To mogłeś nie siadać na moim łóżeczku. Nie moja wina że to tak dziwnie się rozpływa. Dziwne... Ale wygodne. A tamten to ma kamień zamiast łóżeczka! - wskazałam na łóżko Fabiana.
- No wiem właśnie taki kamioń. Dziwne.... - powiedział Piter klepiąc łóżko. - Dziwne......
- Normalne sprawa dla Doktora Hałsa. - wywróciłam oczami. - Doktor Hajs!
- Jaki Hajs? Myślałem że to H O U S E. - przeliterował Drzyzga.
- Łe, łe, łe, łe, łe, łe. Ja zawsze tak mówię. Pilot. Pilot, pilot, pilot. Eeeeeee, Fabian gdzie jest pilot? - zapytałam szukając go po łóżku i pod łóżkiem. Czasem mógł się tam zawieruszyć.
- No a ty go nie masz?
- No nie, nie było mnie tu dłuższą chwilę i nie wiem gdzie on jest.
- Cześć, co mnie ominęło? - zapytał wchodzący do pokoju Krzychu. - Sprawdzałem wszystkie pokoje ale nigdzie was nie było. - usadowił się na moim łóżeczku. - OMG! Jak tu wygodnie! Ja to mam taki kamioń że nie wiem.
- Wszyscy to mówią. - powiedział dumnie.
- Trzeba obmyślić plan jak wykraść tą rzecz niezauważeni. - rzekł Pit.
- O nie, o nie. Będę tutaj koczować.
- Koczownik. - powtórzył Drzyzga i zaczął się śmiać.
- Z czego się śmiejesz? - zapytali wszyscy chórem.
- Twój chomik sadzi grzyba w salonie. - wykrztusił tylko a ja zakryłam oczy dłońmi i pokręciłam głową.
- Co? Jaki chomik sadził grzyba? - zapytał nic nierozumiejący Winiarski.
- Wy..... wy nic..... Nic nie nie rozumuj.... ecie.
- No ale co znów cię tak śmieszy? - zapytał już prawie, prawie śmiejący się Krzysiu. On zawsze śmieje się z czyjegoś śmiechu.
- No bo kiedyś miałam chomika i on kiedyś wyszedł z klatki i zasadził rzepę w salonie. - wyjaśniłam.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa... Ten... no jak mu tam było?
- Nie wiem..... Czekaj..... - znalazłam swój telefon. Odblokowałam go i weszłam w zdjęcia. Poszperałam trochu i w końcu znalazłam. Pokazałam mu zdjęcie i w tym czasie wciął się też Piter aby zobaczyć mojego byłego chomika.
- A jejuńku jaki słiiiiiiiiiit. - powiedział przyglądając się zdjęciu.
- Uchatek. No właśnie, Uchatek się zwał.
- Nie wiem skąd to imię się wzięło. - przyznałam.
- No jak to skąd? Ja je wymyśliłem! - wdarł się Drzyzga.
- Oł....... Serio?
- No! Nie pamiętasz? No przecież ja je wymyśliłem, jak mi powiedziałaś że nie wiesz jak go nazwiesz.
- Serio?
- No dzięki wielkie. O takim ważnym fakcie się zapomina. No foch, no po prostu foch.
- Która godzina? - wyskoczył nagle Wlazły.
- Hmmmmmmmm.... Dokładnie to jest 19:30 - odparłam.
- Dziękuję ci dobry człowieku.
- Proszę bardzo dobry człowieku.
- Do mnie nigdy nie powiedziałaś dobry człowieku. - odezwał się Fabiś.
- Oh, na prawdę? Myślałam że się na mnie fochasz.
- Nie prawda. To musiało ci się przesłyszeć.
- Wiesz, wzrok kreta może i mam, ale jeszcze słucha kreta to nie. - uśmiechnęłam się w jego stronkę.
- Oj, bo ty mi tak zawsze.
- Mi też zawsze tak zawsze. - powiedział Krzychu. - Zawsze mi wskakiwałaś na barana.
- Oj bo ja lubię na barana, a u ciebie się najlepiej jeździ.
- No, tylko że każdemu tak wskakiwałaś w najmniej oczekiwanym momencie.
- Prawda! Mi też kiedyś wskoczyła. akurat jak wiązałem buta. - wtrącił się Michaś.
- Oj tam oj tam. No ale ty przynajmniej wyższy byłeś. Ale jeden minus był taki że zawsze mnie potem wysadzałeś na drzewo.
- Ciekawe rzeczy, bardzo ciekawe. - rzucił Wrona. - Już wiadomo co się można po niej spodziewać.
- Już nigdy nie będę wiązał buta gdzie kol wiek gdzie i tam jest i ona.
- Oj no przecież nie jetem taka ciężka. - wywróciłam oczami.
- No to akurat widać, wiesz? - powiedział Krzysiek. -Zawsze byłaś taka malutka taka niziutka. - poczochrał mi włosy.
- Hejjjjjj, warkocza mi rozwiązałeś. No i widzisz? Muszę to teraz rozplatać, wiesz Krzysiu, i muszę go teraz splatać, wiesz Krzysiu?. - rozwiązałam włosy i zaczęłam zaplatać z powrotem. Jakoś dziwnie się cicho zrobiło i wszyscy skierowali wzrok na mnie.
- Co się tak paczycie na mnie? - zapytałam.
- Umiesz robić warkocza? - zapytał z nie dowierzaniem Winiar.
- No, wiesz.... Jakbym nie umiała to bym dzisiaj w nim nie chodziła nie parwdasz?
- Ja nie umiem, i cały czas się uczę ale nic mi nie wychodzi! - żalił się Krzysiu.
- No ale... No przecież każdy.... Ale nic a niach?
- No właśnie nie. Dominika mi mówi żebym jej zrobił warkocza, ale ta przeklęta fryzurka w ogóle mi nie wychodzi. Niby Iwona mi pokazuje na włosach Domi jak mam dopierać te włosy i jak mam je tak splatać no ale wychodzi mi takie jakieś... dziwne.
- O Boże. Ale na serio? Nie umiesz zrobić warkocza? - pokręcił przecząco głową. - Czy tutaj w tym pokoju ktoś umie robić warkocza oprócz mnie? - nikt nie podniósł ręki.
- Ja nie umiem nawet kucyka zrobić. - powiedział Zatorski.
- No to chyba trzeba was nauczyć.
- O, nie, nie, my chyba podziękujemy....- zaczął się wymigiwać Michałek.
- Niach.
- No, ale nawet jakby, to na czym? - zapytał Mario.
- Na mnie!
- No ale jak to na sobie pokażesz?
- Normalnie.- Rozczesałam włosy palcami, bo czym? I wzięłam trzy pasma włosów. I tak dalej zaplatałam gdy doszłam do końca. Gdy polazłam swoje dzieło innym wszyscy mieli miny Jasia Fasoli.
- I co? Wydaje się trudne? - zapytałam.
- I to jeszcze jak. - odparli.
- No to pokaże prościej. Poczeba mi kartki. - znalazłam jakąś kartkę pod moim łóżkiem, i podarłam ją nie do końca. - Paczcie. Tą przekłada się na koniec, i ten co jest na początku na koniec. I tak dalej i tak dalej.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!
- No to teraz praktyka. Kto pierwszy? - rozwaliłam znów fryzurę.
- No to może ja. - powiedział Krzysiu.
- No to dajesz. Tylko mi nie powydzieraj włosów. - ostrzegłam i czekałam aż skończy. Trwało to dość długo.
- Już? Skończyłeś?
- Nieeee, jeszcze nie.
- To co ty się tak grzebiesz?
- No bo nie mogę zebrać tych włosów..... No kurde no!
- Już?
- No kończę już... JEST!!!
- Zrób zdjęcie. - podałam mu mój telefon.
- Ale odblokuj. - odblokowałam telefon wpisując tajne hasło.
-Ulala, jaka fajna tapetka, bardzo stylowa.
- O no miałeś wejść w aparat a nie na tapetkę się lampić. - powiedziałam wyrywając mu urządzenie. W ten zobaczyłam że mam jedną wiadomość. Otworzyłam ją i przeczytałam, oczywiście po cichu.
- " Słuchaj, wiesz co mi się przydarzyło?! W doniczce wyrosła mi palma! Wreszcie! Nareszcie! " - to to mnie rozwaliło. Zaczęłam się śmiać. Matko, jakie ta Anita ma przygody. Palma mi wyrosła! Chyba tobie na głowie.
- Z czego się śmiejesz? Wiem że mi warkocz nie wyszedł, ale to nie powód żeby się ze mnie bezczelne wyśmiewać. - powiedział z obrażonym wyrazem twarzy.
- Nie z ciebie się śmieję. Anicie wyrosła palma w doniczce.
- No nie no co ty? I z tej palmy się tak śmiejesz? Też masz palmę. Ja też mam palmę.
- Nie no nie ważne. Rób to zdjęcie i next. - dałam mu ten telefon i zrobił zdjęcie.Oglądnęłam je i pokręciłam głową.
- Poćwicz na lalce Dominiki.
- Hue hue hue. - zaśmiał się Winiarski. Zrobiłam wielki uśmiech i na niego popatrzyłam.
- Może teraz ty? Wykażesz się swoją wiedzą na temat warkoczyka.
- O nie, ja chyba podziękuję. - wykrzywił usta w dziwny uśmiech.
- No właśnie Michałku. Pokaż co umiesz. - poparł mnie brat.
- Nie ja na prawdę podziękuję.... - Krzysiek zaciągnął go na łóżko.
- No dajesz. No chyba że nie dasz rady. - powiedziałam. - Mięczak, mięczak, mięczak....
- Oj no dobra, już dobra! - podałam mu gumkę. - A to co jest?
- No gumka do włosów.
- A do czego to służy?
- Michał, nie udawaj głupszego niż może i jesteś.
- Ale no wyjaśnij mi jak się tym posługiwać.
- No wiążesz tym koniec warkocza.
- Ale jak?
- Jezu, Winiar! Czy tobie trzeba tłumaczyć jak krowie na miedzy?
- Ale ja nie umiem go przeplatać no......
- Jezuuuuuuu..... Jaki ty nie ogarnięty jesteś.
- Jestem.
- Następny, bo z tobą to nie wytrzymam.... Ręce opa-dają.
- Ja! Ja! Ja chcę! Ja już umiem! - krzyczał Zatorski machając rękami.
- No to come on.
- Co ty tak dzisiaj z tym angielskim masz? - zapytał Krzysiu.
- Krzychu..... Wiesz nie sama nie wiem. Ale mogę się przewiesić na włoski jak chcesz.
- Umiesz gadać po włosku? - zapytał Mariusz.
- Nie umiem, ale od czego jest tłumacz gugiel?
- Mogę zaczynać? - zapytał Zatorski. Jezus ale mnie przestraszył. Aż mnie czkawka złapała.
- Zacz-yp! Naj. - wszyscy zaczęli się śmiać.
- No co? Zati mnie przestraszył to do-yp! stałam czka-yp! Wki.
- Daj gumkę.
- Wiesz jak jej....
- Nie jetem taki jak Winiar.
- Hej........ - mruknął urażony Winiarski.
- No sory, ale żeby nie wiedzieć jak używa się gumki do włosów, to nie wiem jakim głuptaskiem trzeba być Michałku.
- Ha! Właśnie!
Po kilku minutach Paweł skończył targać za moje włosy.
- Jest! Udało mi się! - pokazał mi zdjęcie swojego dzieła.
- Uszanowanko piesełu.
- No i kto będzie taki odważny i kto teraz pójdzie? - zapytał z uśmieszkiem Pawełek.
- A ja Zator. No? No i co? Łyso? - zaśmiał się Kłos.
- Łał! - rzekł Andrzej i zaczął klaskać w dłonie. - Karolku, nie wiedziałem że umiesz robić warkoczyki. Brawo.
- Może umiem, może nie. Jak mi nie wyjdzie to wyjdzie coś innego. - wzruszył ramionami.
- Gumeczka.
- Ach, dziękuję. - wzięłam telefon do ręki i sprawdziłam czy mam jakieś wiadomości. Nie miałam nic, a nic.
- Ałć. - jęknęłam gdy Karollo pociągnął za kosmyk moich włosów. - Będę mieć jutro zakwasy włosów. - powiedziałam a wszyscy się zaśmiali.
- Ej a na prawdę jest takie coś jak zakwasy włosów? - zapytał Wlazły.
- Nie mam pojęcia, sprawdzę w tatusia gugle. - rzekł Andrzej i zaczął klikać na telefonie.
- Już skończyłeś? - zapytałam gdy już dość długo czekałam aż skończy.
- Nie.
- No a teraz?
- Hmmmm... Nie, jeszcze nie.
- Matko...... Co ty tak grzebiesz w moich włosach?
- No bo mi kosmyk gdzieś zapodział i go właśnie szukam.
- Nic tylko strzelić sobie twarzą o dłoń. - powiedziałam.
- Oj tam, oj tam.
- Ej wiedzieliście że istnieje taka choroba chomików jak tasiemczyca? - zapytał Wrona.
- Podwójne uderzenie twarzą o dłoń. - powiedział Zatorski.
- Wiedzieliście o tym? - kontynuował środkowy.
- Hmmm. Wiesz jakby tak pomyśleć.... To tak. Wiedzieliśmy. - dorzucił Krzysiek ze śmiechem.
- Na prawdę? Bo ja nie. Czekajcie zaraz wam przeczytam jak ona powstaje. - powiedział. - No więc.
.Chomiki są bardzo chude i stale chudną mimo odpowiedniego apetytu. Są
bardzo nerwowe i pobudliwe. Chorobę tą trudno rozpoznać i zwierzęta w
wyniku wyniszczenia padają. Tasiemce wywołują też chorobę mokrego ogona.
- Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu. Nie wiedziałem. - powiedział Kłos.
- Uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu. No to teraz już wiesz.
- Skończyłeś już? - zapytałam już znudzona.
- Czekaj, właśnie rozplątuje gumeczkę....
- Daj mi to. - oddał mi przedmiot. Szybko i sprawie go rozplątałam i mu dałam żeby wreszcie skończył robić tą fryzurę.
- Jest! Skoń-czone. No i jak mi wyszło?
- Akurat wyszedł ci.... całkiem ładny, nie taki zły.
- Haaaaaaaaaaaaa. Umiem robić warkocza, ale fajnie!
- A ja mogę zrobić jeszcze raz? - zapytał Krzysiu.
- Ale serio?
- Ale serio. Proooooooooszę, ładnie proszę.
- Masz gumkę. Mam nadzieję że...
- Wiem jak jej używać.
- No to dobrze. I widzisz Michał? Wszyscy wiedzą jak używa się gumki.
- Foch na was.
- I tak się zaraz odezwie. - powiedziałam.
- Słyszałem i nie ode.... - zakrył usta ręką.
- No i gdzie ten foch?
- Poszedł się przejść. - wyjaśnił ze śmiechem.
- No, jak już sobie chce.
- Właśnie wyobraziłem sobie jak takie duże pudło z napisem " FOCH " łazi na lesie. - powiedział Nowakowski.
- Masz bardzo wybujałą wyobraźnię, bardzo, bardzo wybujałą. - pochwalił go Szmpon.
- No, przecież wiem. Wszyscy mi to mówią. - machnął ręką.
- Wiedz, że suchary są suche.... - wtrącił nagle Andrzej.
- Co?
- Jak suchary to tylko u Karola. - zaśmiał się Karollo.
- Ok, jak chcesz.
- No już skończyłem. - powiedział Krzychu.
- No i lepiej. Koś jeszcze chce?
- Niach. - powiedział Piter.
- Jak chcesz niachu.
- Miarrr... - wydobyło się z mojego telefonu. Wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Poł jest głodny.
- Masz poła? - zapytał Winiar.
- Mam. 68 poziom.
- Bo zaraz będzie 69... - powiedział Fabianek który jakoś się nie odzywał.
- Dziękuję za wszelkie uprzedzenie. - odpowiedziałam mu. I ponowny wielki śmiech.
- Hahahahaahahaha! - śmieliśmy się dalej.
- Haaaaaaaaaaaaaaaaaaa..... - westchnęliśmy po długim śmiechu.
Tak do kolacji nam czas minął.
- Ej, a może oglądniemy jakiś film? - zaproponował Nowakowski.
- Nie taki głupi pomysł. - pokiwał głową Kubiak.
- Ja nigdy nie miałem głupich pomysłów. Ja zawsze mam genialne pomysły.
- No tak, z pewnością.
- No a na przykładzie przez przykład jakie miał pomysły? - zapytałam.
- Opowiem ci historię która była chyba najbardziej nie przemyślana i niezrozumiała.
- No to słucham.
- Więc pewnego dnia....Piter zaczął stukać, pukać, walić do mojego pokoju. A była wtedy 3 w nocy.
- E,e,e,e,e. E. Była dokładnie 2:55. Wiem bo wtedy sprawdzałem. - wtrącił środkowy.
- Była 2:55. No i jak mu otworzyłem to stał tam podpierając się ścianą i cały czas się szczerząc jak głupi do głupiego.
- Nie mówi się.... - chciał mu zwrócić uwagę Karollo.
- Milcz. - powiedział do niego Andrzej, by Michał mógł dokończyć opowieść.
- I on takie coś : Słuchaj, Kubi, mam taaaaaaaki duży problem że nie wiem co mam z nim zrobić. Ja się zapytałem o co mu chodzi a on na to : Mnie nie obchodzi co ty mówisz, skupmy się teraz na mnie okej? Spytałem z czym ma taki wielki problem, a on: Nie wielki, tylko taki duuuuuuuuuuuuuuuuży.
Zapytałem czy jest pijany a on tylko zrobił dziwna minę i powiedział: No co ty sobie myślisz? Ja? Pijany? Ja nigdy nie pije! Ja... Ja, no ja ten...... To co? Po co ja tu przyszedłem? Nie wiem więc wrócę do pokoju. No, cześć Kubi. - opowiedział.
- Oj no co? Byłem tak no... Tak trochę nawalony, i.... Tak to jakoś wyszło. - wytłumaczył Nowakowski.
- Wiecie że jutro Kuraś przyjeżdża? - zapytał Paweł.
- Serio? Skąd wiesz? - spytał Winiarski.
- Napisał do mnie. I powiedział. Przez klawiaturę. Elektronicznie.
- No to fajnie, a dokładniej o której przyjedzie? - zaczął dopytywać się Krzysiu.
- No, zależnie jak samolot doleci.
Po kolacji poszliśmy do nas. Tak jak było powiedziane mieliśmy oglądać film. Winiarski wraz z kilkoma innymi zaczęli się zastanawiać jaki film obejrzeć.
- No nie no.... Nie tylko nie to..... O nie..... A może coś innego?.... Dlaczego to nie może być?.... - słuchać było przez cały czas. Złączyliśmy łóżka i na nich usiedliśmy. W sumie było nas dziesięcioro. Ja, Dziku, Krzychu, Winiar, Szampon, Piter, Możdżon, Karol, Andrzej i Zati.
- Już? Wybraliście? - zapytał Kłos.
- Yyyyyy.... Co?
- Wybraliście już?
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee..... - za jąkał się Krzysiu. Odwrócił się do chłopaków i szepnął: - Wybraliśmy już?
- Już wybraliśmy. - oświadczył Wlazły. - I oglądamy..... Ej co oglądamy w końcu?
- "Piątek 13-tego". - odpowiedział Kubiak.
- No! Właśnie, to oglądamy.
- Niech ktoś zgasi światło. - powiedział Zatorski. Ale nikt się nie ruszył z miejsca.
- No niech ktoś idzie. - powtórzyłam. Znów nic....
- Kto będzie taki dobry i pójdzie zgasić światło?
- Ja jestem za daleko.
- A ja za blisko, kurde.... - szepnął do Andrzeja Karol.
- Ho Boże... - wstałam z mojego miejsca i ruszyłam pstrykać pstryczek. - Prablem? - wracałam na swoje miejsce. I tu nagle jeb!
Zabiję, zabiję, zabiję ktokolwiek to jest!
- O kuźwa.... - zaklnęłam.
- Co ci się znów stało?
- Znów?
- Gdzie jest mój but? - zapytał Piotrek.
- Co ty robisz z tymi butami?
- No bo miałem kamyczek w bucie no i mnie bardzo niewygodnie było no to go wyjąłem. Patrzcie jaki fajny! - pokazał każdemu swój "skarb". - Patrz Lza, patrz bo nigdy takiego nie zobaczysz. - podłożył mi kamyk pod nos.
- Taaaaa... Z pewnością jest drogocenny. - powiedziałam.
Zaczęliśmy oglądać. Gdy w filmie był moment z ciśnieniem, wszyscy siedzieliśmy cicho. Nawet trochę się bałam tego filmu, straszny był dla mnie.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - w momencie kiedy coś wyskoczyło zza rogu przykleiłam się do osoby siedzącej obok mnie. Był to akurat Kłos.
- Co ty się boisz? - zapytał Winiarski.
- No a ty się nie boisz? Przecież to jest straszny film.
- Ja się takich nie boję. Dla mnie to nie jest straszne.
- Kurde spać pewnie nie będę mogła.
- O! Mój telefon dzwoni. - powiedział Michałek. Wyjął z kieszeni przedmiot i go odblokował. Oczy wyszły mu na wierzch i zaczął piszczeć jak ja.
- Uważaj bo sobie struny głosowe zedrzesz. - ostrzegł go Marcin.
- O, nie, o nie, o nie. Dagmara dzwoniła już 16 razy! A ja miałem telefon wyciszony! O Matko, będę mieć totalne kłopoty!
- To oddzwoń. - podpowiedziałam.
- Ale nie mogę bo w tedy będę mieć jeszcze większe kłopoty. Wiem, oddzwonię jutro. - postanowił. No, jak już chce....
Gdy film się skończył było po północy. Każdy był padnięty i każdy poszedł do siebie. Przebrałam się i walnęłam na twarz.
.........................................
Witam ;-)
Mamy rozdział i jest fajnie. Zauważyłam że ostatnie posty na tym i na tamtym blogu komentuje tylko jedna osoba. No, jest m trochę smutaśnie, ale w końcu nie zawsze jest czas, także spoko, ja to rozumiem. Tej osobie bardzo dziękuję, a jest nią mianowicie : Kinga-siatkarka
Dzięki, Ci :)
Pozdrawiam.
Tak do kolacji nam czas minął.
- Ej, a może oglądniemy jakiś film? - zaproponował Nowakowski.
- Nie taki głupi pomysł. - pokiwał głową Kubiak.
- Ja nigdy nie miałem głupich pomysłów. Ja zawsze mam genialne pomysły.
- No tak, z pewnością.
- No a na przykładzie przez przykład jakie miał pomysły? - zapytałam.
- Opowiem ci historię która była chyba najbardziej nie przemyślana i niezrozumiała.
- No to słucham.
- Więc pewnego dnia....Piter zaczął stukać, pukać, walić do mojego pokoju. A była wtedy 3 w nocy.
- E,e,e,e,e. E. Była dokładnie 2:55. Wiem bo wtedy sprawdzałem. - wtrącił środkowy.
- Była 2:55. No i jak mu otworzyłem to stał tam podpierając się ścianą i cały czas się szczerząc jak głupi do głupiego.
- Nie mówi się.... - chciał mu zwrócić uwagę Karollo.
- Milcz. - powiedział do niego Andrzej, by Michał mógł dokończyć opowieść.
- I on takie coś : Słuchaj, Kubi, mam taaaaaaaki duży problem że nie wiem co mam z nim zrobić. Ja się zapytałem o co mu chodzi a on na to : Mnie nie obchodzi co ty mówisz, skupmy się teraz na mnie okej? Spytałem z czym ma taki wielki problem, a on: Nie wielki, tylko taki duuuuuuuuuuuuuuuuży.
Zapytałem czy jest pijany a on tylko zrobił dziwna minę i powiedział: No co ty sobie myślisz? Ja? Pijany? Ja nigdy nie pije! Ja... Ja, no ja ten...... To co? Po co ja tu przyszedłem? Nie wiem więc wrócę do pokoju. No, cześć Kubi. - opowiedział.
- Oj no co? Byłem tak no... Tak trochę nawalony, i.... Tak to jakoś wyszło. - wytłumaczył Nowakowski.
- Wiecie że jutro Kuraś przyjeżdża? - zapytał Paweł.
- Serio? Skąd wiesz? - spytał Winiarski.
- Napisał do mnie. I powiedział. Przez klawiaturę. Elektronicznie.
- No to fajnie, a dokładniej o której przyjedzie? - zaczął dopytywać się Krzysiu.
- No, zależnie jak samolot doleci.
Po kolacji poszliśmy do nas. Tak jak było powiedziane mieliśmy oglądać film. Winiarski wraz z kilkoma innymi zaczęli się zastanawiać jaki film obejrzeć.
- No nie no.... Nie tylko nie to..... O nie..... A może coś innego?.... Dlaczego to nie może być?.... - słuchać było przez cały czas. Złączyliśmy łóżka i na nich usiedliśmy. W sumie było nas dziesięcioro. Ja, Dziku, Krzychu, Winiar, Szampon, Piter, Możdżon, Karol, Andrzej i Zati.
- Już? Wybraliście? - zapytał Kłos.
- Yyyyyy.... Co?
- Wybraliście już?
- Eeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee..... - za jąkał się Krzysiu. Odwrócił się do chłopaków i szepnął: - Wybraliśmy już?
- Już wybraliśmy. - oświadczył Wlazły. - I oglądamy..... Ej co oglądamy w końcu?
- "Piątek 13-tego". - odpowiedział Kubiak.
- No! Właśnie, to oglądamy.
- Niech ktoś zgasi światło. - powiedział Zatorski. Ale nikt się nie ruszył z miejsca.
- No niech ktoś idzie. - powtórzyłam. Znów nic....
- Kto będzie taki dobry i pójdzie zgasić światło?
- Ja jestem za daleko.
- A ja za blisko, kurde.... - szepnął do Andrzeja Karol.
- Ho Boże... - wstałam z mojego miejsca i ruszyłam pstrykać pstryczek. - Prablem? - wracałam na swoje miejsce. I tu nagle jeb!
Zabiję, zabiję, zabiję ktokolwiek to jest!
- O kuźwa.... - zaklnęłam.
- Co ci się znów stało?
- Znów?
- Gdzie jest mój but? - zapytał Piotrek.
- Co ty robisz z tymi butami?
- No bo miałem kamyczek w bucie no i mnie bardzo niewygodnie było no to go wyjąłem. Patrzcie jaki fajny! - pokazał każdemu swój "skarb". - Patrz Lza, patrz bo nigdy takiego nie zobaczysz. - podłożył mi kamyk pod nos.
- Taaaaa... Z pewnością jest drogocenny. - powiedziałam.
Zaczęliśmy oglądać. Gdy w filmie był moment z ciśnieniem, wszyscy siedzieliśmy cicho. Nawet trochę się bałam tego filmu, straszny był dla mnie.
- Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa! - w momencie kiedy coś wyskoczyło zza rogu przykleiłam się do osoby siedzącej obok mnie. Był to akurat Kłos.
- Co ty się boisz? - zapytał Winiarski.
- No a ty się nie boisz? Przecież to jest straszny film.
- Ja się takich nie boję. Dla mnie to nie jest straszne.
- Kurde spać pewnie nie będę mogła.
- O! Mój telefon dzwoni. - powiedział Michałek. Wyjął z kieszeni przedmiot i go odblokował. Oczy wyszły mu na wierzch i zaczął piszczeć jak ja.
- Uważaj bo sobie struny głosowe zedrzesz. - ostrzegł go Marcin.
- O, nie, o nie, o nie. Dagmara dzwoniła już 16 razy! A ja miałem telefon wyciszony! O Matko, będę mieć totalne kłopoty!
- To oddzwoń. - podpowiedziałam.
- Ale nie mogę bo w tedy będę mieć jeszcze większe kłopoty. Wiem, oddzwonię jutro. - postanowił. No, jak już chce....
Gdy film się skończył było po północy. Każdy był padnięty i każdy poszedł do siebie. Przebrałam się i walnęłam na twarz.
.........................................
Witam ;-)
Mamy rozdział i jest fajnie. Zauważyłam że ostatnie posty na tym i na tamtym blogu komentuje tylko jedna osoba. No, jest m trochę smutaśnie, ale w końcu nie zawsze jest czas, także spoko, ja to rozumiem. Tej osobie bardzo dziękuję, a jest nią mianowicie : Kinga-siatkarka
Dzięki, Ci :)
Pozdrawiam.